ALEXANDER

223 23 25
                                    

Wyciągam z lodówki butelkę wody mineralnej i podaję ją siedzącej na łóżku Amelii. Przyjmuje napój z bladym uśmiechem. Wygląda znacznie lepiej niż godzinę temu, kiedy zabierałem ją zapłakaną do swojego pokoju. Wciąż jednak nie zdołała mi wyjaśnić, co się tak naprawdę stało.

Przez pierwsze pół godziny tuliłem ją w ramionach, pozwalając się wypłakać. O nic nie pytałem, tylko dawałem wsparcie, bo właśnie tego zdawała się potrzebować. A kiedy już szloch ucichł, zaproponowałem, aby wzięła prysznic, uznając, że przyda się jej oczyszczenie. I to nie tylko fizyczne, choć wciąż miała na sobie sportową sukienkę, w której rozegrała dzisiejszy mecz, ale duchowe. Mnie zawsze pomaga zmycie wodą złych emocji. Miałem nadzieję, że jej też to pomoże.

Przez dwadzieścia minut, które Amelia spędziła w łazience, ja krążyłem nerwowo po pokoju, zastanawiając się, co doprowadziło ją do takiego załamania. Cokolwiek to było, musiało się rozegrać na hotelowym korytarzu chwilę po tym, jak ją tam zostawiłem. Gdy dotarłem do swojego pokoju, sam wziąłem szybki prysznic, a potem szukając w torbie telefonu, znalazłem kartę do pokoju Amelii, której ona nie mogła znaleźć. Nie mam pojęcia, skąd się tam wzięła, ale uznałem, że muszę jak najszybciej ją oddać. A mimo to i tak się spóźniłem. Może gdybym zjechał na siódme piętro wcześniej albo w ogóle nie opuszczał Amelii, mógłbym ochronić ją przed tą rozpaczą. A tak muszę patrzeć, jak ukochana osoba cierpi.

Siadam ostrożnie na skraju łóżka. Amelia – z mokrymi włosami i ubrana wyłącznie w hotelowy szlafrok – wpatruje się tępo w trzymaną w dłoniach butelkę. Żadne z nas się nie odzywa. Ja boję się poruszyć temat, który może wywołać koleją falę płaczu. Ona najwidoczniej nie czuje się na siłach, aby opowiedzieć mi o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu minut.

Najchętniej przyciągnąłbym ją do siebie i zapewnił o swoim wsparciu czułym uściskiem. Obawiam się jednak, że to mogłoby popchnąć moje myśli w nieodpowiednim kierunku. Wiele razy wyobrażałem sobie Amelię w moim łóżku, choć zdecydowanie nie w takich okolicznościach. Wiem, że nie powinienem w tej chwili fantazjować, ale fakt, że ma na sobie wyłącznie biały materiał szlafroka, którego poły rozsunęły się nieco, odkrywając zarys piersi, działa na mnie pobudzająco. Muszę się opanować, bo inaczej zniszczę zaufanie, którym Amelia mnie obdarowała, pozwalając mi się sobą zaopiekować.

Milczenie zaczyna mi ciążyć. Nie wiem, jak mógłbym jej pomóc, skoro nie wiem, co się wydarzyło. Przez chwilę walczę sam ze sobą i ostatecznie postanawiam zaryzykować. Przysuwam się trochę bliżej i pytam łagodnie:

– Chcesz o tym pogadać?

Przygotowuję się na to, że zaprzeczy, a ja będę musiał to uszanować. Amelia jednak wzdycha ciężko, przeczesuje nerwowo palcami wilgotne włosy, po czym spogląda na mnie z żałością w oczach.

– Mama nas widziała – mówi tak cicho, że ledwo ją słyszę. – I spytała, czy... czy ze sobą sypiamy.

No tak, mogłem się tego spodziewać. To oczywiste, że jedyną osobą, która mogłaby doprowadzić Amelię do takiego stanu, jest jej własna matka. Zaciskam mocno pięści, czując narastającą wściekłość. Mam ochotę zjechać na siódme piętro, zapukać do pokoju matrony i porządnie jej wygarnąć. Nie mogę przecież pozwolić na to, aby tak perfidnie zadawała ból najbliższej mi osobie.

Wiem jednak, że w tej chwili bardziej jestem potrzebny tutaj. Przy Amelii, która najwyraźniej usłyszała od matki coś, co ją złamało. Muszę odbudować jej poczucie własnej wartości. To jest teraz najważniejsze.

– Pokłóciłyście się o to? O mnie? O nas? – pytam, chwytając dłoń Amelii, po czym zaczynam rysować kciukiem na jej wierzchu niewielkie okręgi.

Love OpenWhere stories live. Discover now