ALEXANDER

277 21 11
                                    

Spoglądam na Amelię, która odbiera piłki od chłopca do podawania piłek. Jak zwykle obdarza dzieciaka krótkim uśmiechem, po czym sprawdza, które z piłek bardziej jej odpowiadają. Jedną odrzuca, drugą chowa w kieszeni pod sukienką, trzecią zaczyna kozłować. Zanim przymierza się do serwu, rzuca mi krótkie spojrzenie, na co kiwam nieznacznie głową. Przed chwilą ustaliliśmy, że spróbuje zaserwować na ciało przeciwniczki. Zwykle miewa trudności z takim zagraniem, ale dzisiaj ma wyjątkowo dobrą passę, jeśli chodzi o podanie. Wierzę więc, że jej się uda i podtrzymuję zasugerowaną strategię.

Podchodzę do siatki, obkręcam rakietę w dłoniach i posyłam zimne spojrzenie stojącemu po drugiej stronie Amerykaninowi. Mogę sobie na to pozwolić, bo jesteśmy w odrobinę lepszej sytuacji. W setach jest remis – pierwszego przegraliśmy sześć do trzech, o czym zadecydowały dwa przełamania na korzyść przeciwników. W drugim secie wzięliśmy się w garść i choć nie było łatwo, osiągnęliśmy wynik siedem do pięciu. W tej chwili trwa ósmy gem trzeciego seta, a od zwycięstwa dzielą nas dwie partie, bo tym razem to nam udało się wywalczyć przełamanie. Jeśli teraz Amelia zdoła utrzymać serwis, będziemy o krok od wygranej. Chociaż tej nigdy nie można być pewnym, bo sport jest nieprzewidywalny i jeszcze wszystko może się zdarzyć.

Pierwsza zaserwowana piłka wpada w siatkę. Nie powinienem tego robić, ale odwracam się do Amelii i szybkim spojrzeniem próbuję dodać jej otuchy. Ona jednak na mnie nie patrzy, skupia się na kolejnej piłce. Może to i lepiej. Mamy ważny punkt do zdobycia. Oczywiście każdy jest istotny, ale po tym możemy prowadzić już pięć do trzech.

Drugi serwis jest lżejszy, ale szczęśliwie wpada w pole. Amerykanka returnuje po crossie, Amelia także odbija po przekątnej. Dziewczyna zmienia kierunek, piłka leci w moją stronę. Wbijam ją skrótem w środek kortu, a między przeciwnikami dochodzi do nieporozumienia. Zderzają się rantami rakiet, piłka niedokładnie się odbija i wpada najpierw taśmę, a następnie w pole po ich stronie siatki. Punkt dla nas.

Cała wymiana trwa nie dłużej niż kilka sekund. Gra podwójna jest znacznie szybsza niż singlowa, dużo więcej gra się przy siatce. I chociaż lubię dynamiczny tenis, wciąż nie do końca przywykłem do tej ekspresowej prędkości zdobywania punktów. Czuję jednak, że z każdym kolejnym gemem lepiej odnajduję się w tej formie. A świadczy o tym chociażby wynik, który teraz zdecydowanie układa się na naszą korzyść.

Podbiegam do Amelii, standardowo przybijamy zaciśnięte w pięści dłonie. Tym razem na znak dobrze wykonanej roboty.

– Stawiam na to, że spróbuje zaserwować ci pod nogi – szepczę do Gałczyńskiej. – Jeśli dasz radę, postaraj się zreturnować wzdłuż linii. Chłopak nie powinien się tego spodziewać.

Amelia kiwa głową ze zrozumieniem. Do tej pory nie zakwestionowała żadnej mojej taktyki. Sama też raczej niczego nie proponowała. Mam nadzieję, że nie jest to spowodowane tym, iż uważa mnie za nieomylnego guru tenisa. Mnie też zdarza się popełniać błędy. A jej pomysły, przynajmniej w grze pojedynczej, zwykle są naprawdę trafne. Chyba muszę przestać narzucać jej swoje sugestie, a zacząć pytać, jak ona rozegrałaby dane podanie. Ale to w następnym meczu. Ten już prawie mamy w kieszeni.

Kolejny gem gramy na przewagi. Nie pomyliłem się co do pierwszego serwisu, ale jednak Amerykanie przejrzeli naszą taktykę i to oni wygrywają to podanie. Następne punkty zdobywamy naprzemiennie, jeden zostaje nam podarowany w postaci podwójnego błędu serwisowego. Walczymy o każde zagranie, bo choć nie mamy noża na gardle, miło byłoby zakończyć to spotkanie przełamaniem na naszą korzyść.

Widać, że przy czwartej równowadze Amerykanów zaczynają opuszczać siły. Może nie tyle fizyczne, co wiara w to, że jeszcze mogą odwrócić losy tego meczu. Zaczęli spotkanie naprawdę mocno, ale teraz wydają się wypompowani. Za to my, po nie najlepszym początku, nabraliśmy wiatru w żagle.

Love OpenWhere stories live. Discover now