AMELIA

256 23 30
                                    

Mama krąży po pokoju z telefonem przyklejonym do ucha i jak zwykle wprowadza nerwową atmosferę. Warczy na kogoś po angielsku po drugiej stronie słuchawki. Ktokolwiek to jest, aż mi go żal. Na pewno nie zasłużył na jej zgryźliwość.

Próbuję odciąć się od jej złych fluidów i obracam się w stronę siedzącego naprzeciwko Pawła. Przyszedł przed chwilą, aby omówić plany na najbliższe tygodnie. Nie możemy jednak zacząć tematu, dopóki mama nie uczestniczy w dyskusji. Uważa, że musi być obecna przy podejmowaniu każdej, nawet najmniejszej decyzji. I oczywiście to zwykle jej zdanie jest ostateczne.

– Jak tam udo? – pyta trener, podczas gdy mama wciąż wyładowuje na kimś swoje frustracje.

– Lepiej – odpowiadam. – Szymon zrobił mi wczoraj masaż i zostawił maść. Chwilowo pomogło.

Wiem doskonale, że to tylko tymczasowe rozwiązanie i uraz będzie powracał. Jestem jednak przygotowana na to, że moje ciało coraz częściej będzie dawało o sobie znać. Kontuzje to chleb powszedni zawodowych sportowców. Nie ma się więc co łudzić, że intensywne treningi mnie nie nadwyrężą. Od lat zmagam się z podobnymi dolegliwościami i nauczyłam się już z nimi funkcjonować.

– To dobrze – stwierdza Paweł. – Cieszę się, że Szymon potrafi ci pomóc.

Przy ostatnim zdaniu uśmiecha się znacząco, co daje mi sygnał, iż najprawdopodobniej domyśla się, że między mną i fizjoterapeutą nawiązała się głębsza więź. Postanawiam to zignorować, bo nie wiem, jak mogłabym to skomentować. Nie chcę otwarcie się przyznawać, że czuję coś do Szymona, ale nie zamierzam też kłamać w żywe oczy, że nic nas nie łączy. Najlepiej po prostu to przemilczeć. Jeśli chodzi o tematy poza tenisowe, mój trener nie należy do dociekliwych, więc mam pewność, że nie będzie drążył tematu.

Zresztą nie ma nawet ku temu sposobności, bo mama wreszcie kończy połączenie i z naburmuszoną miną dołącza do nas przy stole.

– Niekompetencja ludzi wyprowadza mnie z równowagi – oznajmia, z trzaskiem odkładając telefon na blat.

– Tak? A jakiej twojej zachcianki tym razem nikt nie zdołał spełnić? – pyta kąśliwie Paweł, a ja ledwo powstrzymuję parsknięcie.

Mama, jak zwykle słysząc tego typu uwagę, posyła trenerowi mrożące krew w żyłach spojrzenie. Nic jednak nie mówi, uznając, że ten niewerbalny komunikat był wystarczająco sugestywny.

– Skupmy się na meritum – zarządza. – Co proponujesz?

Oczywiście mama nie traci czasu na zbędny small talk, tylko od razu przechodzi do konkretów. Zazwyczaj ludzie cenią w niej tę cechę, chociaż niektórzy twierdzą, że to niegrzeczne i oschłe. Na szczęście Paweł zalicza się do tej pierwszej grupy.

– Kwalifikacje do turnieju w Sankt Petersburgu ruszają piątego lutego – oznajmia trener. – A te w Dubaju dwunastego. Tak więc mamy co najmniej dwa tygodnie przerwy. Myślę, że najrozsądniej będzie wrócić do Polski i tam trochę potrenować.

Mnie ten pomysł jak najbardziej odpowiada. Niespecjalnie tęsknię za deszczową zimą w ojczyźnie, ale jestem już zmęczona pełnią lata w Australii. Ta duchota mnie wykańcza, nie przywykłam do takiego klimatu. Dlatego z chęcią trochę bym pomarzła.

– Wrócimy, o ile uda się przebukować bilety – mruczy matka pod nosem. – Próbuję to załatwić od dwóch godzin.

Nie śmiem rzucić uwagi, że nie musiałaby tego robić, gdyby rozsądnie nie zarezerwowała biletów powrotnych na dzień po finale AO. Czy ona naprawdę sądziła, że uda mi się dojść tak daleko? Przecież to niedorzeczne.

Love OpenWhere stories live. Discover now