ALEXANDER

248 24 20
                                    

Wizyty u ojca nigdy nie należały do przyjemnych. Za każdym razem, kiedy staję przed drzwiami jego domu, zastanawiam się, czy jednak nie obrócić się na pięcie i odejść. Tym razem jest podobnie. Przez chwilę biję się z myślami, ale ostatecznie wciskam dzwonek. Poczucie przyzwoitości każe mi chociaż podjąć próbę normalnej rozmowy.

Drzwi nie otwierają się przez dłuższą chwilę, więc ponawiam dzwonienie. Jeśli i tym razem nic nie wskóram, uznam to za znak, żeby dziś odpuścić. Już prawie robię w tył zwrot, kiedy słyszę szczęk przekręcanego zamka.

Ojciec obrzuca mnie niechętnym spojrzeniem, po czym, zostawiając otwarte drzwi, wraca w głąb domu. To jego standardowe zachowanie, więc wiem, że oznacza zaproszenie do środka. Nie mam co liczyć na wylewne powitanie. Muszę się zadowolić brakiem gorzkich słów na „dzień dobry". Mimo to obawiam się, że i tak ich nie uniknę.

Wchodzę do środka, zamykam za sobą drzwi i kieruję się do salonu, gdzie najpewniej udał się tata. To tam przesiaduje całymi dniami, wgapiając się w telewizor. Kiedy wchodzę do pokoju, odbiornik istotnie jest włączony na jednym z kanałów informacyjnych. A tata rozsiada się wygodnie w fotelu i wpatruje w ekran, uparcie mnie ignorując. Właściwie nie spodziewałem się niczego innego.

Mam wrażenie, że ojciec traktuje moje wizyty podobnie jak ja – wypada wpuścić marnotrawnego syna do domu, bo co powiedzieliby sąsiedzi, gdybym jak głupi sterczał na progu. Do rozmowy jednak żaden z nas się nie garnie. Najlepiej, gdybyśmy przesiedzieli pół godziny w ciszy, tylko po to, aby stwarzać pozory, że obchodzimy siebie nawzajem. Jeśli mama spogląda na nas z góry, jest na pewno zrozpaczona.

– Co tam słychać? – pytam po chwili milczenia, przysiadając na krześle przy stole.

Tata nawet nie odrywa wzroku od telewizora.

– Nic nowego – odburkuje. – Za to u ciebie chyba intensywnie.

– Tak, wróciłem do regularnej gry – przyznaję. – Wczoraj awansowałem do trzeciej rundy Wimbledonu.

Nie łudzę się, że ta wiadomość zrobi na nim jakiekolwiek wrażenie. Nigdy nie interesował się sportem, zawsze uważał zawodowe jego uprawianie za coś bezużytecznego. W końcu sportowcy w żadnym stopniu nie przysługują się społeczeństwu, a tylko zgarniają górę pieniędzy za bezcelowe bieganie po korcie czy boisku. Tata nie rozumie, że sport to emocje – radości, frustracje, wzruszenia. Cała paleta uczuć, których dostarczamy naszym kibicom i samym sobie.

– Nie to miałem na myśli. – Wskazuje na leżącą na stoliku kawowym gazetę.

Nie muszę się jej specjalnie przyglądać, aby wiedzieć, co widnieje na okładce. To to samo wydanie, którym trzy dni temu rzuciła we mnie Marzena Gałczyńska.

– Ile ona jest od ciebie młodsza? – syczy ojciec. – Dziesięć lat? Sądziłem, że z czasem zmądrzejesz, ale najwyraźniej się na to nie zanosi.

Tak mocno zaciskam szczękę, że niemal zgrzytam zębami.

Tata nie pochwala nie tylko mojej ścieżki zawodowej, ale także tego, jak kieruję życiem osobistym. Jako mężczyzna, który przez całe życie związany był tylko z jedną kobietą, uważa mnie za nieodpowiedzialnego lowelasa, bawiącego się kolejnymi dziewczynami. Cóż, w znacznej mierze ma rację. Dostrzegł światełko w tunelu, kiedy spotykałem się z Victorią. Ten związek trwał na tyle długo, iż zaczął mieć nadzieję, że w końcu przedstawię mu Vicky, a zaraz potem się jej oświadczę. Jednak i tym razem go rozczarowałem.

– Nie mam romansu z Amelią – odpowiadam spokojnie, choć wewnątrz mnie aż się gotuje. – To moja partnerka tenisowa.

Nie mam pojęcia, czy tata choć w minimalnym stopniu śledzi moją karierę. Jeśli tak, to na pewno wie, że współpracuję z młodą, polską zawodniczką. A nawet jeśli nie wiedział, to artykuł sprzed dwóch dni jasno mu to uświadomił. Obawiam się jednak, że bez względu na pogłoski o romansie ojciec i tak posądzałby mnie o najgorsze.

Love OpenWhere stories live. Discover now