AMELIA

206 22 36
                                    

– O mój Boże, jesteśmy w finale! – krzyczę z niedowierzaniem. – W finale US Open!

Alexander śmieje się z mojej ekscytacji, za co daję mu sójkę w bok. Tak, wiem – dla niego to żadna nowość, tylko kolejna z rzędu szansa na wielkoszlemowy tytuł. Dla mnie to jednak życiowe wydarzenie. Pierwszy raz mam szansę wygrać tak ważny turniej. Nic więc chyba dziwnego, że rozpiera mnie radość. Zwłaszcza że to wszystko jeszcze nie do końca do mnie dociera.

– Tak, jesteśmy w finale – odpowiada Alex, przyciągając mnie do siebie.

W windzie nie ma nikogo oprócz naszej dwójki, więc bez skrępowania pozwalam mu na tę formę bliskości. Poza tym nie chcę się po raz kolejny sprzeczać o tę samą kwestię.

Po spokojnym przeanalizowaniu sytuacji doszłam do wniosku, że moja wczorajsza reakcja na czułości w lobby była odrobinę zbyt gwałtowana. Wiem, że zrobiłam Alexowi przykrość, i nie chcę tego powtarzać. Zwłaszcza że jego słowa, choć bolesne, miały sporo racji – to reakcji mamy obawiam się najbardziej. Staram się walczyć z tym lękiem, bo przecież ukrycie prawdy przed matką nie jest warte naszych kłótni.

Chociaż, czy to była prawdziwa kłótnia? Już w trakcie wycieczki z Laurą i jej trenerem, którą, notabene, nie potrafiłam się należycie cieszyć, dostałam SMS z przeprosinami. W odpowiedzi wysłałam podobny, a zaraz po powrocie do hotelu udałam się do pokoju Alexandra. Porozmawialiśmy na spokojnie, każde jeszcze raz przedstawiło swój punkt widzenia i doszliśmy do porozumienia – po zakończeniu US Open powiem mamie, że jesteśmy parą i dopiero potem ogłosimy to także reszcie świata. A do tego czasu powstrzymamy się od publicznego okazywania uczuć. Uważam ten kompromis za uczciwy. Co nie zmiana faktu, że wizja wyznania mamie prawdy napawa mnie przerażeniem.

Ale na razie nie chcę o tym myśleć. Teraz liczy się tyko nasze dzisiejsze zwycięstwo i czekający nas pojutrze wielki dzień.

– To był fantastyczny mecz – oznajmia Alex, zakładając mi za ucho kosmyk włosów. – Jak i cały turniej. Zasłużyłaś na ten finał.

– Oboje zasłużyliśmy – odpowiadam, zarzucając mu ręce na szyję i zbliżając twarz do jego twarzy.

Wygrany przed kilkoma godzinami półfinał okazał się naprawdę wymagający. Co prawda nie straciliśmy seta, ale oba zwycięskie zostały rozstrzygnięte w tie-breaku. Przeciwnicy dali nam popalić. Podobnie jak my nie odpuszczali żadnej piłki, co sprawiło, że większość gemów była grana na przewagi z kilkoma powrotami do równowag. Czuję się więc wyczerpana, ale szczęśliwa. Właśnie spełnia się moje marzenie – wielkoszlemowy finał z idolem u boku. To jakby dostać gwiazdkę z nieba. I w tej chwili tego szczęścia nie jest w stanie zaburzyć nawet fakt, że w ostatecznym starciu staniemy naprzeciwko naszych największych rywali – Estelle Duval i Leviego Kerna.

Ledwo muskam usta Alexa, kiedy winda zatrzymuje się na moim piętrze. Niechętnie wyswobadzam się z jego objęć, podnoszę z ziemi torbę i wychodzę na korytarz. Alexander podąża za mną.

– Odprowadzę cię – mówi z uśmiechem.

W jego oczach dostrzegam błysk, który jasno daje mi znać, co kryje się za tymi słowami. Przygryzam lekko dolną wargę i, idąc korytarzem, dyskretnie się rozglądam. Wciąż wolałabym, aby nikt nie zobaczył, jak wspólnie wślizgujemy się do mojego pokoju.

Kiedy stajemy przed odpowiednimi drzwiami, otwieram jedną z kieszeni torby i zaczynam szukać w niej karty. Nie ma jej tam, gdzie zwykle ją wkładam, więc nerwowo przetrząsam kolejne przegródki, ale nigdzie nie mogę jej namierzyć. Alex najwyraźniej zaczyna się niecierpliwić, bo nagle czuję na karku jego ciepły oddech, a po chwili także usta.

Love Openजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें