ALEXANDER

241 24 12
                                    

– Naprawdę myślisz, że nikt cię nie pozna? – pyta kpiąco Martin, kiedy przed opuszczeniem hotelu zakładam czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne zasłaniające mi większą część twarzy. – Zapewniam cię, to nie jest kamuflaż pierwsza klasa.

Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale mam nadzieję, że pozwoli mi chociaż na jakiś czas pozostać anonimowym. Nie chcę robić zamieszania na korcie. Nie wtedy, kiedy to nie ja jestem jego główną atrakcją.

– A masz lepszy pomysł? – prycham na menadżera.

– Może po prostu tam nie idź? Obejrzyj mecz w telewizorze i kłopot z głowy.

To racjonalna sugestia, ale nie mam zamiaru się do niej stosować. Chcę zobaczyć pierwszy mecz Amelii na żywo i koniec kropka. Jedyny problem polega na tym, że jeśli ktoś zauważy mnie na trybunach, może się zrobić z tego kolejna wielka sensacja. A tego zdecydowanie wolę uniknąć. Stąd ten nieudolny zdaniem Martina kamuflaż.

– A powiedziałeś Amie, że tam będziesz? – pyta, kiedy wychodzimy przed hotel, gdzie czeka na nas samochód.

Nie zwracam już uwagi na to, że użył nieodpowiedniego imienia. Kilka razy przypominałem, że moja partnerka ma na imię Amelia, ale oczywiście to do niego nie dociera. Tak więc odpuściłem. Jak tak bardzo chce, to niech ma tę swoją Amie.

– Oczywiście, że nie powiedziałem. Po co miałbym ją dodatkowo stresować?

Nasz pierwszy trening udowodnił, jak bardzo Amelia czuje się onieśmielona moim towarzystwem. Zasadniczo nie ma się czemu dziwić – ja na jej miejscu pewnie zachowywałbym się podobnie – ale to onieśmielenie niestety bardzo znacząco wpływa na jakość gry mojej partnerki. Nie mogłem więc poinformować jej, że mam zamiar zasiąść na widowni podczas jej pierwszego singlowego meczu. Ta świadomość na pewno nie wpłynęłaby korzystnie na jej koncentrację na korcie.

– No to módl się, żeby kamery cię nie wyłapały, bo jak zobaczy cię na telebimie, to może się to źle dla niej skończyć – mówi z powagą Martin.

– A niby po co ta cała konspiracja? – pytam ironicznie, wskazując na swoją twarz.

– Naprawdę myślisz, że to kogoś zmyli? – Unosi brew w wyrazie powątpiewania. – Sztuczne wąsy lepiej by się sprawdziły.

Przewracam ostentacyjnie oczami i wsiadam do samochodu. Martin zajmuje miejsce obok. Zwykle biorę pod uwagę jego dobre rady, ale nie tym razem. Nie wiem czemu, ale coś przyciąga mnie do tej dziewczyny. I to na tyle mocno, że odrzucam racjonalne rozwiązania, na które w innych okolicznościach przystałbym bez dyskusji.

– A tak właściwie, to po co ty tam jedziesz? – Spoglądam pytająco na mojego menadżera. – Nie wiem, czy zadajesz sobie z tego sprawę, ale też jesteś dość rozpoznawalną postacią. Tak więc twoja obecność na trybunach może być nie mniej sensacyjna niż moja.

Martin krzywi się na ten komentarz. Nigdy nie zabiegał o uwagę mediów w związku ze swoją osobą, ale będąc moim najbliższym współpracownikiem automatycznie znajduje się na celowniku. A już zwłaszcza odkąd moja kariera mocno przystopowała. Brak doniesień dotyczących gry na korcie sprawił, że pismacy zaczęli się interesować moim życiem prywatnym. A w tym także członkami mojego sztabu. O większości z nich nie było co pisać, bo prowadzą stateczne życie. Martin jednak, jako największy playboy w naszym kręgu, wzbudzał zainteresowanie i nieraz już znalazł się na świeczniku. A co za tym idzie – coraz szersze grono nie tylko dziennikarzy, ale także kibiców zaczęło rozpoznawać jego twarz.

– Wyluzuj, mordo, to jest Paryż. – Martin macha lekceważąco ręką. – Mało kto mnie tu kojarzy.

Oby miał rację, bo naprawdę nie chcę, aby zdemaskowano mnie tylko dlatego, że obok będzie siedział mój menadżer. To wielki dzień Amelii – jej pierwszy start w seniorskim French Open. Nie mogę tego zepsuć.

Love OpenDove le storie prendono vita. Scoprilo ora