AMELIA

212 23 15
                                    


– Czyli co? Mamy robić za tenisowe groupie, żeby Alex nie czuł się staro? – pyta Kamila, kiedy przeciskamy się na przydzielone nam miejsca. – Nie mogę za bardzo zedrzeć sobie gardła, bo przecież coś musi zostać dla Harry'ego – dodaje z rozbrajającą powagą.

– Na mnie nie patrzcie, ja jestem team Javier – oznajmia Laura, zajmując swoje krzesełko. – Zaproszenie przyjęłam z grzeczności, ale nie będę przesadnie kibicować rywalowi mojego idola.

– Nikt nie będzie krzyczał, to jest mecz tenisowy – przypominam, również opadając na siedzisko. – Podczas wymiany obowiązuje cisza. Co najwyżej po jej zakończeniu można zdobyć się na powściągliwe oklaski. To Wimbledon. Tu szanuje się kulturę tenisa.

Obie oczywiście o tym wiedzą, ale najwyraźniej postanowiły się trochę ze mnie ponabijać. To zabawne, ale mecze tenisowe wielkiej rangi, które oglądałam na żywo, można policzyć na palcach jednej ręki. Jako dziecko śledziłam je w telewizji, a potem, kiedy sama zaczęłam grać, zwyczajnie nie było na to czasu między kolejnymi turniejami i treningami. Teraz w końcu mam okazję zasiąść na trybunach i poczuć te unikatowe emocje. Choć tego nie okazuję, czuję wewnętrzną ekscytację.

– Matko, ale ci Anglicy są sztywni – stwierdza Kama. – Cisza na korcie, obowiązkowe białe stroje. Nudziarze.

Wimbledon to jedyny turniej z tak rygorystycznym regulaminem w kwestii ubioru. Każdy element musi być biały – nawet podeszwy butów. A najmniejsze odstępstwo w postaci barwy białawej czy kremowej może stanowić powód dyskwalifikacji. Dopuszczalne są jedynie kolorowe lamówki przy dekolcie i mankietach rękawów o szerokości nie większej niż jeden centymetr. Wielu zawodników, zwłaszcza tenisistek, narzeka na te zbyt surowe wymogi. Mnie osobiście nie przeszkadzają.

– Białe stroje to tradycja – bronię regulaminu. – Niezmienna od dziewiętnastego wieku.

– Tradycja tradycją, ale bez przesady – obrusza się Laura. – Są takie dni w miesiącu, kiedy obowiązkowe białe majtki nie są komfortowe. Ale obiło mi się o uszy, że od przyszłego roku mają dopuścić kolorową bieliznę i szorty dla zawodniczek. Oby to była prawda.

– Serio, nawet majtki musicie mieć bieluśkie? – dziwi się Kamila. – To po prostu okropne! Ten regulamin to układała chyba jakaś szowinistyczna świnia.

Posyłam siostrze karcące spojrzenie. Nie powinna wygłaszać głośno takich opinii. Nawet jeśli mówimy po polsku i najprawdopodobniej nikt wokół nas nie rozumie.

Dziewczyny nic nie robią sobie z mojego niewerbalnego upomnienia i kontynuują dyskusję o kolorze bielizny. Słucham ich jednym uchem, rozglądając się dookoła. Nagle zauważam machającego do mnie Martina. Siedzi trzy sektory niżej, w boksie sztabu Alexandra. Odmachuję mu z uśmiechem.

Wiem, że tak naprawdę to on załatwił nam wejście na ten mecz. Alex pozwolił mi zaprosić kogo tylko będę chciała, bo początkowo planował umieścić nas właśnie w swoim boksie. Ostatecznie uznaliśmy, że to niezbyt fortunne posunięcie, jeśli chcemy ukrócić, a nie podsycać plotki o naszym romansie. Wciąż istnieje ryzyko, że ktoś wypatrzy mnie w tłumie, ale przynajmniej nie będę na świeczniku.

Martinowi udało się zorganizować trzy miejsca, więc mogłam zabrać ze sobą tylko dwie osoby. Jako że Laura została zaproszona bezpośrednio przez Alexandra, oczywistym dla mnie było, że jeden z biletów należał do niej. Tym bardziej, że dziś miała dzień wolny od rozgrywek, więc fajnie było spędzić ten czas razem. Z drugim zaproszeniem wahałam się między Kamilą a Szymonem. Problem rozwiązał się sam, kiedy chłopak stwierdził, że nie ma ochoty przez kilka godzin gapić się na biegającego po korcie Haywarda.

Love OpenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz