ALEXANDER

257 21 11
                                    

Pierwszy raz od dłuższego czasu czuję, że jestem w swoim żywiole. Z werwą biegam po korcie, odbijając kolejne, zwykle niezbyt trudne piłki. Przeciwnik nie jest wymagający, ale mimo to czuję dużą satysfakcję z gry. W końcu wracam do formy, znów to ja dyktuję warunki. I rozbijam młodego, nieporadnego Duńczyka w trzech szybkich setach, oddając mu zaledwie pięć gemów. Wiem, że nie powinienem się cieszyć z czyjejś sromotnej porażki, ale naprawdę cudownie mi z tym, że ponownie jestem w stanie wskoczyć na najwyższy level.

Mecz kończę po niecałych dwóch godzinach imponującym asem serwisowym. Mój przeciwnik wygląda na odrobinę zdołowanego, ale kiedy podajemy sobie ręce przy siatce, dziękuje mi za to, że miał okazję zagrać przeciwko wielkiemu mistrzowi. Cóż, to nie ja ustawiam drabinkę, więc nie miałem wpływu na to, że na siebie trafiliśmy, ale odbieram jego słowa z sympatią. Fajnie wiedzieć, że pokolenie młodych tenisistów ma szacunek do tego już nieco starszego.

Kibice na trybunach wydają z siebie gromkie okrzyki uznania. Macham do nich z szerokim uśmiechem na ustach. Widać oni stęsknili się za mną tak samo, jak ja za nimi.

Pomeczowy wywiad przeprowadza Tom Walter. Lubię z nim rozmawiać, to naprawdę spoko gość. Wiem, że nie zada żadnego głupiego pytania.

– Gratulacje, Alexandrze – zaczyna. – Jak się czujesz po tej wygranej?

– Po prostu wspaniale – przyznaję z entuzjazmem. – Długo czekałem na moment, w którym bym poczuł, że wracam do takiej jakości gry, do jakiej przyzwyczaiłem kibiców i samego siebie. I chyba wszyscy czujemy, że oto właśnie taki nadszedł. Oczywiście to dopiero pierwsza runda i do finału jeszcze daleka droga, ale jestem gotowy powalczyć o kolejny wielkoszlemowy tytuł.

Może to słowa mocno na wyrost, ale ja naprawdę w nie wierzę. Dawno nie czułem się tak... uskrzydlony. Wiem, że nie jestem jeszcze w szczytowej formie, ale coraz bardziej się do niej zbliżam. I nie miałabym nic przeciwko, gdybym dodarł do niej właśnie za dwa tygodnie w finale Wimbledonu.

– Twoi fani na pewno cieszą się z tej deklaracji – stwierdza Tom. – A zdradzisz nam może, co sprawiło, że w ciągu ostatnich tygodni udało ci się odbudować formę?

Pytanie wydaje się proste, ale nie chcę zdradzać prawdy. To oczywiste, że duży udział w całym procesie ma obecność Amelii. Obawiam się jednak, że taka sugestia mogłaby zostać opacznie zinterpretowana. Zwłaszcza przez media, które chętnie zwęszyłyby sensację.

– Tak właściwie to złożyło się na to kilka czynników – decyduję się na dyplomatyczną odpowiedź. – Myślę, że zanudziłbym was wszystkich, gdybym zaczął je wymieniać – śmieję się, a kibice mi wtórują.

– A czy wśród nich wymieniłbyś grę w duecie z Amelią Gałczyńską? – pyta Walter. – Występowaliście razem na Rolandzie Garrosie, teraz też wystartujecie w rozgrywkach mikstowych. Zanosi się na dłuższą współpracę?

Cieszy mnie, że dziennikarz względnie poprawnie wymówił nazwisko Amelii, ale nie do końca podoba mi się, że w ogóle ono padło. Wiem, że Tom miał na myśli wyłącznie naszą zawodową relację, ale odkąd zacząłem zdawać siebie sprawę, że moje uczucia względem tej dziewczyny zaczynają wychodzić poza tę strefę, boję się publicznych rozmów na ten temat. Bo jeśli przez przypadek zdradzę za dużo, może się to odbić na nas obojgu.

– Tak, zdecydowanie współpraca z Amelią poprawiła moją dyspozycję – przyznaję po chwili. – Nie ma co ukrywać, młodszy się nie robię, a trzeba jakoś dotrzymać tempa młodzieży – znów się śmieję. – Amelia jest naprawdę uzdolnioną zawodniczką, a nasze umiejętności się uzupełniają. Mam nadzieję, że w mikście także uda się nam powalczyć o tytuł.

Love OpenWhere stories live. Discover now