ALEXANDER

235 24 12
                                    

Piłka leci dokładnie na środek kortu. Zerkam szybko w lewo, aby przekonać się, czy Amelia będzie w stanie do niej dobiec. Powinienem wykonać ruch w momencie, kiedy już wiem, że jej nie sięgnie, ale tego nie robię. Mój wzrok zatrzymuje się na Amelii o ułamek sekundy za długo. Piłka spada między nami i tym samym przeciwnicy dopisują na swoje konto kolejny gem. Dobrze, że dzięki przełamaniu my mamy jeden zapasu.

Schodzimy na dziewięćdziesięciosekundową przerwę. Zanim siadamy na krzesełkach, Amelia posyła mi zatroskane spojrzenie.

– Wszystko w porządku? – pyta cicho. – Wydajesz się dzisiaj jakiś rozkojarzony.

To prawda. Od początku meczu mam problemy z koncentracją, choć na szczęście nie widać tego po wyniku – wygraliśmy pierwszy set, w drugim prowadzimy dwa do jednego. Mimo to Amelii nie umyka fakt, że przez znaczną część spotkania bujam w obłokach. Nie ma jednak takiej opcji, abym przyznał się, co jest tego powodem. A raczej kto.

Odkąd wczoraj byłem świadkiem jej pocałunku z Szymonem, wciąż wracam do tego myślami. Chciałem pocieszyć Amelię po przegranym meczu, ale ten szczyl mnie uprzedził. I w dodatku zrobił to w sposób, na jaki ja nie mogłem sobie pozwolić. A przynajmniej nie w miejscu publicznym.

Bałem się, że jakiś paparazzi uwiecznił ich moment czułości, ale najwyraźniej nic takiego się nie stało, bo ani w Internecie, ani w prasie nie natknąłem się na takowe zdjęcie. A na pewno wywołałoby ono poruszenie. W końcu jeszcze kilka dni temu Gałczyńska była podejrzewana o romans ze mną, a teraz całuje innego chłopaka. Na bank wyszłaby z tego jeszcze większa afera.

Jednak medialna cisza na ten temat wcale nie koi moich nerwów. Wręcz przeciwnie – te buzują we mnie ze zdwojoną siłą, kiedy tylko przypomnę sobie, jak Szymon zachowywał się w lodziarni, do której zaprosił nas Marek Gałczyński. Chłopak cały czas szeptał coś Amelii do ucha, chwytał ją za rękę, obejmował ramieniem. Ignorowałem to, nie chcąc wszczynać potyczki – czy to słownej, czy fizycznej. Mimo to nikomu chyba nie umknęło, że próbował mnie prowokować, chełpiąc się tym, że to on znajduje się u boku Amelii, a nie ja. Bezczelny gnojek.

W tym wszystkim jest jedna rzecz, która odrobinę podnosi mnie na duchu. Kiedy Amelia odsunęła się od Szymona po pocałunku, wcale nie wyglądała, jakby wydarzyło się dla niej coś szczególnego. Wręcz przeciwnie – sprawiała wrażenie zawiedzionej. Podczas treningu na siłowni przyznała, że nie jest pewna swoich uczuć względem chłopaka. Wydaje mi się, że pocałunek nie rozwiał jej wątpliwości. Wiem, nie powinienem się z tego powodu cieszyć, ale nic nie poradzę na to, że tli się we mnie iskierka nadziei. Jeśli wciąż się waha, to może Szymon wcale nie jest dla niej tym jedynym.

– Wszystko okej – zapewniam Amelię z lekkim uśmiechem, choć to oczywiście nie do końca prawda.

Głupio mi, że nie potrafię odpowiednio skupić się na meczu, bo widzę, jak bardzo ona się stara. Wczoraj – nie ma co owijać w bawełnę – poległa na korcie z kretesem. Dziś za to daje z siebie wszystko. Dostrzegam to i doceniam, bo wiem, jak duże trudności sprawia jej nawierzchnia trawiasta. A ona i tak robi, co może, aby wypaść jak najlepiej. Dla mnie. Ja za to się rozpraszam. Przez nią. Co za ironia losu.

Biorę spory łyk izotoniku i daję sobie mentalny policzek. Weź się w garść, Hayward! Jeśli przegracie ten mecz, to będzie twoja wina. Skoro Amelia nie chce zawieść ciebie, ty też nie możesz jej tego zrobić.

Po przerwie wracam na kort z nową energią i większym zaangażowaniem. Włączam tryb profesjonalisty i udaje mi się unikać głupich błędów. Amelia też radzi sobie nieźle, znów stanowimy skuteczny team. I to na tyle, że oddajemy przeciwnikom już tylko jeden gem, ostatecznie ustanawiając wynik sześć cztery, sześć dwa.

Love OpenWhere stories live. Discover now