ALEXANDER

223 23 19
                                    

– Dokąd ty mnie prowadzisz? – pyta Amelia, kiedy pomagam jej wysiąść z windy.

– Za chwilę zobaczysz – odpowiadam z kpiarskim uśmieszkiem, którego nie jest w stanie dostrzec.

– Wolałabym widzieć już teraz. Czy ta opaska naprawdę jest konieczna? – Wskazuje na apaszkę, którą zakryłem jej oczy.

– Jak niespodzianka, to niespodzianka. Nie denerwuj się. Zaraz będziemy na miejscu.

Po wyjściu z windy mamy do pokonania jeszcze kilkanaście schodów. Aby zminimalizować ryzyko wypadku, najchętniej wziąłbym Amelię na ręce i zaniósł na miejsce. Ostatecznie jednak nie zdobywam się na taką śmiałość, tylko chwytam ją za rękę i ostrożnie prowadzę do celu, pilnując, aby dobrze stawiała kolejne kroki.

Niedługo później stajemy przed masywnymi drzwiami, które popycham z niemałym wysiłkiem. Kiedy się otwierają, momentalnie dopada nas podmuch chłodnego, wieczornego powietrza. Na odkrytych ramionach Amelii dostrzegam gęsią skórkę. Dobrze, że zapobiegawczo poprosiłem, aby wzięła ze sobą sweterek, który trzyma w dłoni. Nie chcę, aby zmarzła lub, co gorsza, się przeziębiła.

– Jesteśmy na zewnątrz? – pyta z zaskoczeniem. – Ale przecież jechaliśmy windą w górę, a nie na dół.

– Wszystko się zgadza – odpowiadam, wciąż kierując ją do odpowiedniego miejsca. – Możesz zdjąć opaskę.

Chcę jej w tym pomóc, ale Amelia jest szybsza. Zrywa z oczu apaszkę i oniemiała rozgląda się dookoła. Zachwyt malujący się na jej twarzy jest dla mnie najpiękniejszym widokiem na świecie.

– Jesteśmy na dachu! – krzyczy, przykładając dłonie do ust i z oszołomieniem podziwiając rozciągający się wokół nas widok na Nowy Jork.

– Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości, bo planowałem, że spędzimy tu cały wieczór – mówię, wskazując na stojący obok stolik nakryty dla dwóch osób, którego Amelia chyba nawet nie zauważyła.

Gdy w końcu dostrzega czekające na nas miejsce, sprawia wrażenie jeszcze bardziej zaskoczonej.

– Czy to... czy to randka? – pyta nieco drżącym głosem, obracając się w moją stronę.

– No chyba czas najwyższy, żebym cię na jakąś zabrał, nie uważasz? – odpowiadam z uśmiechem, przyciągając ją do siebie. – Mam nadzieję, że stanąłem na wysokości zadania – szepczę jej do ucha. – I to dosłownie, bo znajdujemy się na dwudziestym pierwszym piętrze.

– Jest cudowanie – zapewnia Amelia. – Dziękuję.

Składa na moich ustach delikatny pocałunek, po czym ma zamiar szybko się odsunąć. Nie pozwalam jej na to. Pogłębiam pocałunek, a ona nie protestuje.

Już od jakiegoś czasu planowałem zabrać Amelię na randkę z prawdziwego zdarzenia, ale jeszcze kilka godzin temu nie myślałem o tym, aby zorganizować ją dzisiaj. Kiedy jednak dowiedziałem się, że Amelia przegrała z Estelle, a potem jeszcze jeden z dziennikarzy na konferencji prasowej ją prowokował, uznałem, że przyda się jej odskocznia. Zwłaszcza że na pewno Marzena dorzuciła swoje trzy grosze pełne pretensji.

To ja wpadłem na pomysł kolacji na dachu hotelu, ale szczerze przyznaję, że za organizację odpowiedzialni są Martin i William, który postanowił zostać w Nowym Jorku do zakończenia wielkiego szlema. Kiedy tylko usłyszeli o moim planie, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Obaj dobrze wiedzą, że organizacja nie jest moją mocną stroną, więc jestem wdzięczny, że dobrowolnie postanowili mnie wspomóc.

Love OpenWhere stories live. Discover now