Chapter 32

124 11 12
                                    

Ezra wstrzymała się z otworzeniem oczu, aż do momentu, gdy miała pewność, że już po wszystkim. Sidonis puścił ją i podszedł, by obejrzeć ciało martwego czarodzieja. Przeszukał jego szaty w poszukiwaniu dowodu identyfikacyjnego, próbując odkryć, kto ich zaatakował. Ezra w milczeniu stała w miejscu, nie zważając na chłód kłujący jej dalej bose stopy. Płaszcz, który narzucił jej na ramiona auror dawał stanowczo za mało ciepła. A może to przez strach było jej tak zimno?

Auror zabił tamtego człowieka.

Użył Zaklęcia Niewybaczalnego! Tego, za użycie którego trafia się do Azkabanu! Sidonis wyczuł, że jest uważnie obserwowany, więc podniósł wzrok na skuloną dziewczynę i westchnął, zostawiając trupy za sobą. Łącznie leżało tam dwóch czarodziejów. Zaczął zmierzać w kierunku Ezry, gdy nagle lekki uśmiech zamarł na jego twarzy. W głowie echem odbiło się tylko jedno pytanie:

Gdzie się podział trzeci czarodziej?

Mężczyzna wyłonił się nagle spod ziemi, stając za dziewczyną, mocno szarpiąc ją za czarne włosy i przyciągając nastolatkę do siebie. Bardziej Sidonisa przeraził fakt, nie tego, że czarodziej ukrył się tak umiejętnie przed nim, by przeprowadzić niespodziewany atak, ale dlatego, że zamiast różdżki — trzymał srebrny sztylet. Ostrze noża było przyłożone niebezpiecznie blisko odkrytej szyi Gryfonki.

— Cofnij się, aurorze — sapnął chrapliwie czarodziej. — Zabiłeś moich towarzyszy!

— Byli niebezpieczni.

Czarodziej zaśmiał się historycznie, szarpiąc przy tym Ezrą jak szmacianą laleczką.

— Niebezpieczni?! Ty! Jako auror miałeś chronić, a nie mordować! Zamordowałeś z zimną krwią tym zaklęciem.

Sidonis nie odpowiedział. Nie mógł odejść, kiedy przy życiu pozostawał jeszcze jeden świadek jego czynu. Ufał, że Ezra przemilczy to, co widziała. I tak sprowadzała bez tego na siebie masę kłopotów. Jakby ją odpowiednio przekonał, mogła okazać się nieocenioną sojuszniczką. Auror wycelował różdżką w przeciwnika, a ten, wiedząc, do czego zdolny jest Sidonis zasłonił się Ezrą.

— Jeden ruch i pochowasz ją! — Sztylet musnął delikatnie szyję Crowley, lekko ją nacinając. Krew spłynęła strużką po szyi. — Ostrzegam! Pozwolisz mi odejść!

Ezra ich nie słuchała, będąc myślami zupełnie gdzieś indziej. Ciągle przed oczami miała cztery puste ramy i jeden kamienny ołtarz, nie pasujący zupełnie do tajemniczej komnaty. Nie obawiała się, czuła niezmierzony spokój, chociaż znajdowała się w niebezpiecznym położeniu. Czarodziej obok skrywał w brązowych oczach prawdziwe szaleństwo. Był zdesperowany, aby wywalczyć swoją wolność. Auror mogący posunąć się do Avady był naprawdę śmiertelnym niebezpieczeństwem.

— Jaką mam gwarancję, że ją zostawisz w spokoju? — spytał Sidonis, cały czas gotowy do rzucenia zaklęcia. Sharp na niego liczył, nie mógł pozwolić, aby jego ukochana bratanica zaginęła, nawet jeśli bratanicą była tylko z nazwy. — Ostrożnie dobieraj słowa, inaczej...

— Cofnij się! — wrzasnął, widząc jak Sidonis postępuje jeden krok w ich kierunku. — Zabiję ją!

,,Ezro, odnajdź mapę".

Nie wiedziała, czemu wszyscy porównywali ją do Aileen, czy coś poza starożytną magią je łączyło. A jednak chęć odkrycia tajemnicy dodawała jej wigoru i siły, pchającej ją dalej, by żyła. I nie dała się zabić. Starożytna magia zawyła wściekle jej w żyłach, ale nie potrafiła dać jej upustu. Szarpnęła się mocniej, co nie umknęło uwadze czarodziejowi. Chwyciła jego rękę i z całej siły ugryzła ją. Ciepła krew wypełniła jej usta, omal nie powodując u niej wymiotów. Wytrąciła mu z ręki nóż, samej go przejmując.

Ancient Magic | Ominis GauntΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα