Chapter 7

145 16 18
                                    

Ezra w milczeniu obserwowała, z jaką dokładnością Ominis mieszał składniki potrzebne do uwarzenia eliksiru. Szczerze wątpiła, że była mu potrzebna do pomocy. Skorzystała z okazji i zaczęła mu się bezczelnie przyglądać, jego bladej, gładkiej twarzy, dłoniom, jego palcom. Przy pracy wydawał się być idealnym człowiekiem bez skazy. Niczym klejnot. Nawet jego niewidzące oczy zdawały się być czymś wyjątkowym i pięknym. W końcu Ominis wyciągnął do niej rękę z kolejnym składnikiem.

— Wiesz... Chyba nie chcesz ze mną pracować — powiedziała na głos swoje myśli.

Ominis dodał sproszkowany korzeń asfodelusa, zaczynając mieszać dwa razy, zgodnie z instrukcją w podręczniku, w prawą stronę.

— Skąd takie przypuszczenie? — spytał, wciąż skupiony na eliksirze.

— Bo myślę, że mnie nie lubisz...

Ominis sięgnął po srebrny sztylet leżący na stoliku. Pomacał po omacku po jego powierzchni, by spróbować sięgnąć ostrze. Bez różdżki w dłoni, ciężej było mu się swobodnie poruszać w pracowni. Ezra podała mu potrzebną rzecz i patrzyła, jak pierwszy raz robi coś wbrew instrukcji. Chciała się odezwać, by wyprowadzić go z błędu, ale...

— Dobrze myślisz — odparł. — Czego się spodziewałaś?

— Co robisz? — szepnęła, delikatnie zwracając mu uwagę i puszczając mimo uszu jego słowa. — Sok z waleriany...

— Lepiej fasolę zmiażdżyć niż ciąć — powiedział Ominis, jakby to było oczywiste. — Efektywniej uwalnia soki. — I zamieszał łyżką siedem razy w lewo.

— Ale dlaczego mnie nie lubisz? Poznaliśmy się w pociągu. Nic ci nie zrobiłam — broniła się, pragnąc zrozumieć tę niechęć ze strony chłopaka.

— To prawda — zgodził się, odkładając sztylet na blat stolika i odszukał ręką różdżki. — Ale jesteś wścibska.

W jego głosie dało się wyczuć wyraźną wrogość. Czy naprawdę bycie ciekawą sprawiało, że dyskwalifikował ludzi na starcie? Nie mieli okazji się lepiej poznać, a już miał wyrobione o niej zdanie.

— I to ci aż tak przeszkadza?

— Nie lubię wścibskich ludzi. — Wzruszył ramionami. — Wolę, kiedy ludzie pilnują swoich własnych spraw.

I na tym wolał poprzestać temat, ponownie skupiając się na eliksirze, ktoś gdzieś oznajmił już, że skończył, ale Ezra o to nie dbała, w ogóle nie liczyła czasu zajęć. Teraz interesowało ją wyjaśnienie pewnych spraw z niewidomym czarodziejem.

—Byłam tylko ciekawy, czy wiesz, czym jest ta magia — mruknęła cicho, gdy obok przeszedł Ezop Sharp — nie musisz mnie od razu skreślać, wiesz? — Zignorował jej uwagę. — Ty i Sebastian też się nie dogadujecie, prawda?

Miała nadzieję, że chociaż z tej strony go podejdzie i zmusi do rozmowy.

Ominis westchnął i spojrzał na Ezrę niewidzącym wzrokiem, jego zimna i poważna postawa wciąż była widoczna w jego głosie i spojrzeniu, mimo że rozmawiali teraz o Sebastianie.

— Wolę po prostu trzymać się z dala od Sebastiana… On jest… — szukał odpowiednich słów, jakimi mógł określić Sallowa, nie zdradzając nic więcej, ale pokręcił głową i ponownie skupił się na szukaniu różdżki. Gdy ją chwycił ta rozbłysła jasnym światłem, studiując stronę w podręczniku.

— Myślałam, że jesteście przyjaciółmi.

Różdżka zatrzymała się w powietrzu. Zapadła niezręczna cisza, zanim w końcu potrząsnął lekko głową. Irytowała go, ale nie mógł się rozpraszać, zakończy zadanie dla Sharpa, wyjdzie stąd i postara się więcej nie pracować z Crowley. Następnym razem zapyta Poppy.

Ancient Magic | Ominis GauntWhere stories live. Discover now