Chapter 30

101 11 8
                                    

Woda faktycznie była lodowata, tak jak Ezra sądziła. Chłód kłuł jej ciało skryte tylko pod białą koszulą i spodniami. Buty i płaszcz zostawiła na brzegu, by przypadkiem nie pociągnęły się na dno. Sidonis rzucił na nią zaklęcie bąblogłowego, dzięki któremu mogła oddychać pod wodą, ale tylko godzinę.

,,Zaklęcie pozwoli ci swobodnie oddychać pod wodą. Tylko godzinę, musisz zdążyć się wynurzyć, inaczej zaczniesz się topić, a wtedy możliwe, że nie dam rady cię uratować".

Z tą pokrzepiającą myślą zanurzała się głębiej. Dobrze, że czarodzieje nie chorowali zbyt często, bo ciężko byłoby wyjaśnić Pani Lenore, dlaczego wróciła do zamku z zapaleniem płuc albo innym cholerstwem. Machała energicznie nogami i jedną ręką, gdyż w drugiej trzymała różdżkę rozświetloną jasnym blaskiem zaklęcia Lumos. Przydatne zaklęcie, ponieważ w morzu panowały nieprzeniknione ciemności.

,,Coś dziwnego sprawia, że tutejsze wody szaleją. Ministerstwo obwinia za to po prostu wiatry, ale dajmy spokój, wiemy, że na dnie spoczywa coś, co należy do ciebie".

Czy Aileen też kręciła się po świecie szukając fragmentów starożytnej magii? W Zakazanym Lesie pierwszy raz zetknęła się z tym potężnym źródłem, prowadziły ją tam jaskrawe ogniki, podczas gdy w głowie słyszała masę szeptów. Żaden z nich nie należał do Ezry. Tajemnicze głosy szeptały, zapraszały Gryfonkę do sięgnięcia po to. Jakby to od zawsze należało do niej.

Tym razem nie widziała światła, żadnych ogników. Poddałaby się, gdyby nie to, że czuła w głowie obecność kogoś innego - znowu te szepty, coraz głośniejsze, choć słów dalej nie dało się zrozumieć. Zatrzymała się, czując odrętwienie nóg. Ten chłód paraliżował ją, a ile czasu już minęło? Za ile przyjdzie jej się dusić morską tonią? Myśl, że może więcej nie wypłynąć żywa na powierzchnię przeraziła ją, dopiero co zaczęła żyć!

,, Płyń".

Ezra zamarła. Głos, który przebił się wśród szeptów był znajomy, łagodny i budził zaufanie. Gdzieś na dnie zalśniła biała poświata, a Ezra nie tracąc czasu zanurkowała jeszcze głębiej. Ciśnienie wody napierało na nią, miażdżąc, ale nie poddawała się. Niewidzialna siła ciągnęła ją za rękę, prowadząc ku źródłu światła. Im bliżej niego Ezra była, tym światło stawało się jaśniejsze, wręcz oślepiające. Kolejne głosy, również znajome - Ominis i Sebastian, oraz jeszcze jeden, kobiecy, zachrypnięty, nieznany dziewczynie.

- To szaleństwo! - warknął Ominis, chodząc w kółko w tajemniczej komnacie, którą Ezra kiedyś już widziała. - Nie, nie powinniśmy się na to godzić.

Aileen podeszła bliżej przyjaciela i położyła ostrożnie dłoń na jego ramieniu, zdradzając swoją obecność tuż przy nim. Chłopak zastygł z bezruchu, kręcąc głową. Coś ciężkiego zaprzątało jego myśli i nie mógł się od tego w żaden sposób uwolnić. Ukrył twarz w dłoniach.

- To jest... - zaczął cicho, Ezra ledwo go słyszała. Już nie dryfowała, a stała razem z nimi w komnacie z pustymi ramami. Podeszła bliżej Ślizgona. - To mnie przeraża. Co jeśli pójdzie coś nie tak?!

- Ominisie - szepnęła Aileen, obejmując Gaunta. - Podjęłam tę decyzję, to ostatnia szansa. Jeśli się nie uda, Sebastian obiecał poddać się z szukaniem lekarstwa. - Ślizgonka obejrzała się za szatynem, który zawzięcie coś tłumaczył drugiej dziewczynie, podobnej do niego, zapewne jego siostrze. - Anne też jest przerażona. Ja również. Strach to nic złego, nawet Gryfoni czasem się boją. - Aileen wzruszyła ramionami, ale to nadal nie przekonało chłopaka. - To był mój pomysł. Cokolwiek się stanie, nie obwiniaj, Sebastiana.

Ancient Magic | Ominis GauntWhere stories live. Discover now