Chapter 23

117 14 22
                                    

Środa... cóż za wyjątkowy dzień. Ezra mogła wrócić na zajęcia, dzięki czemu nie miała więcej zaległości. Za miesiąc miała rozpocząć się przerwa świąteczna i już wiedziała, że spędzi te świeta z wujkiem w Hogwarcie, podobnie jak niektórzy uczniowie, nie chcący wracać na ten okres do domu. Dzień Ezra zaczęła od śniadania w Wielkiej Sali. Mimo że stół był zastawiony naprawdę bogatym wyborem dań, to dziewczyna zdecydowała się tylko na ciepłą herbatę. Zastanawiała się nad wczorajszą sytuacją w bibliotece. Amanda Sanders ze Slytherinu naskoczyła na nią, a ona na wzmiankę o Aileen zadziałała instynktownie, wyciągając różdżkę. Penelope po krótkiej demonstracji siły woli pokazała prawdziwą twarz, a okazała się być miłą dziewczyną. Nic dziwnego, że Ominis się nią zainteresował.

— O jaciegacie! — pisnęła Alina, rzucająca się na paszteciki z grzybami leżące tuż przed Ezrą. — Hm? Nie jesz nic? 

Alina przechyliła lekko głowę, dziwiąc się na widok skromnego śniadania dziewczyny.

— Chyba lubisz często przebywać w Skrzydle Szpitalnym — zaśmiała się. — Andrew Larson lubi szczupłe dziewczyny, ale nie patyczkowate. — Sięgnęła po pasztecika i napchała sobie nim buzię. Dziwne, że w pobliżu nigdzie nie było jej siostry bliźniaczki, Gwendolyn. — Gotowa na Zielarstwo? Ostatnio profesor Garlick upatrzyła sobie jadowitą tentakulę. Znowu.

Ezra wcale nie poczuła się tym pocieszona. O ile na OPCM czy Eliksirach potrafiła zaskoczyć i dać czadu, tak na Zielarstwie czuła się jak kompletna amatorka. Zupełnie nie miała ręki do roślin. Udało jej się zabić nawet zaczarowanego kaktusa! Gdy wypiła herbatę, zabrała swoją torbę i udała się w stronę cieplarni. Jadowita tentakula była ,,wyjątkową'' rośliną, ponieważ jej kolce raniły, a ona sama ze swoich łodyg wypluwała jad. A żeby było zabawniej potrafiła też gryźć — jej ugryzienie było jadowite, prowadzące do ogłuszenia, a także i do śmierci ofiary. Ezra miała styczność z różnymi roślinami, ale sądziła, że po wrzeszczącej mandragorze, którą przesadzała w Beauxbatons, nic jej nie zaskoczy. 

W cieplarni było nieco duszno, mieszanina różnych roślin tworzyła odurzającą mieszankę, ale najwidoczniej profesor Garlick to nie przeszkadzało, bo stała z szerokim uśmiechem, czekając na wszystkich uczniów. Na widok Ezry rozpromieniła się i podeszła do niej takim krokiem, jakby nie szła, lecz sunęła niczym rusałka.

— Dobrze widzieć cię w zdrowiu, różyczko droga — pozdrowiła ją nauczycielka. — Mam nadzieję, że z tobą wszystko dobrze. Profesor Sharp — zachichotała na samo wspomnienie — kiedy chodzi o ciebie traci całą swoją gburowatość. Tak gorączkowo tłumaczył twój stan, prosząc, aby cię nie przeciążać. To takie słodkie — dodała cicho, na co Ezra parsknęła śmiechem.

— Wujek przesadza.

Starała się. Naprawdę próbowała, ale nie potrafiła przestać sobie wyobrażać swojego spanikowanego wuja, wyolbrzymiającego jej stan. W jego oczach pewnie była umierająca, a może nawet i niepełnosprawna, więc potrzebowała ciągłej opieki. A tak, wystarczyło tylko więcej snu... bez Aileen i jej wspomnień, jakimi chętnie się dzieliła w krainie snów i koszmarów. Profesor Garlick zakręciła się wokół własnej osi, wracając na swoje miejsce. Wszyscy uczniowie zebrali się w cieplarni, krzywiąc się na widok rośliny przed Mirabel Garlick.

— Ostrzegam, że jeśli to cholerstwo mnie ugryzie, nie zawaham się tego podpalić — syknął niezadowolony Sebastian, któremu również jadowita tentakula nie przypadła do gustu. — Psst, słyszałem w pokoju wspólnym, że miałaś sprzeczkę z Amandą Sanders.

Oho, czyli plotki naprawdę szybko rozchodziły się po szkole.

—Nie myśl, że jestem przeciwny temu, wręcz to popieram — zaśmiał się. — Jako przyboczna Imeldy lubi się puszyć. Reyes na boisku quidditcha, ona na eliksirach. Zwariować idzie.

Ancient Magic | Ominis GauntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz