Chapter 28

120 13 22
                                    

Ezra obudziła się pierwsza. Głowa bolała ją niemiłosiernie, o wstaniu na równe nogi nie było mowy. Spróbowała się podnieść, ale zaraz ponownie opadła na wygodną sofę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie Wieży znajduje się w swoim łóżku w Gryffindoru, tylko nadal leży na kanapie w pokoju wspólnym ślizgonów. Wspomnienia poprzedniej nocy widziała jak przez mgłę i może wolała, żeby tam zostały, ponieważ zdawała sobie sprawę, że przed pierwszą kolejką alkoholu wdała się w burzliwą dyskusję z Amandą Sanders i Imeldą Reyes. Ktoś cicho odrząknął, a dziewczyna powoli podniosła wzrok ku postaci swobodnie opierającej się o kominek. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale gość pokręcił głową, przykładając palec do wykrzywionych w uśmiechu ust.

- Na twoim miejscu uważałbym. Chyba nie chcesz obudzić towarzyszy? - sapnął rozbawiony, a Ezra zdała sobie sprawę, że to wcale nie poduszka była taka miękka, a ona nadal opierała się o Ominisa Gaunta. O Merlinie... Obok pochrapywał cichutko Sebastian. - Trochę się zdziwiłem, gdy cię nie zastałem w twoim dormitorium, ale z tego, co widzę - zaczął, rozglądając się po całym salonie - mało kto był tej nocy tam, gdzie powinien. Aczkolwiek nie dziwię się, będąc uczniakiem również lubiłem dobrą zabawę.

Dziewczyna wywróciła oczami na ten sarkastyczny ton. Odpowiedziałaby przybyszowi, ale w zaschło jej w ustach i wciąż było jej niedobrze od zbyt szybko wypitego alkoholu. Swój pierwszy raz powinna przeżyć powoli, zachowując umiar, a nie szalejąc, by udowodnić coś sobie i innym. Tylko kiedy Ominis i Sebastian zostali jej niańkami? Z nimi na pewno nie było tak źle.

- Och, kac morderca nie ma serca, co? - zachichotał cicho czarodziej, wyciągając z kieszeni płaszcza małą buteleczkę. - Trzymaj. Jeszcze nieopatentowane, ale działa cuda. Doprowadź się do porządku i widzimy się o dziesiątej przed głównym wejściem. Mam dla ciebie bojowe zadanie.

Sidonis puścił oczko Gryfonce, po czym opuścił komnatę. Dziewczyna zaklęła pod nosem. Dziś ledwo nadawała się do życia, a ten mówił o jakimś zadaniu? Jedyne, czego Ezra teraz pragnęła to więcej snu i wody. Dużo wody. Niechętnie spojrzała na tajemniczy specyfik od aurora. Z tego wszystkiego nie zapytała go, jak wdarł się tutaj? Skąd wiedział, gdzie ją znaleźć? Mówił, że nie było jej w swoim dormitorium, a to znaczy, że był tam - przecież schody zostały zaczarowane, żaden chłopak nie wejdzie do pokoju. No tak... Sidonis był już mężczyzną oraz aurorem, zaklęte schody z pewnością nie stanowiły dla niego większego problemu.

Z pewnością ślizgoni potrafili wyprawiać niesamowite imprezy, ale czy cokolwiek pamiętała, od kiedy siadła na kanapie? Chciała dopiec kuzynkom Sanders za ich arogancję, siadła na kolanach Sebastiana... Ezra zarumieniła się, czując jak robi jej się bardzo gorąco, jakby dopiero co wyszła z wrzątku. Skoro siedziała na kolanach Sebastiana, czemu opierała się o Ominisa? I gdzie była ta cholerna przylepa, Penelope? Ezra poruszyła się niespokojnie, wybudzając przypadkiem Ominisa. Gdy chciała wstać, ten wplótł zwinnie palce w jej włosy i przyciągnął bliżej siebie, by znów się o niego opierała.

O nie. O nie. O nie. O nie. O nie.

Umysł gryfonki krzyczał, wręcz wrzeszczał, aby wstała i nawet chwiejnym, pijackim krokiem zabrała stąd swój tyłek, z dala od chłopaka, choćby miała się czołgać do wyjścia z salonu Slytherinu. Nawet przez sen Gaunt był od niej silniejszy. Patrzyła zatem jak spokojnie śpi, jak jego klatka piersiowa faluje przy każdym wdechu i wydechu. Bez powodu wyciągnęła ku niemu dłoń, by lekko szturchnąć palcem jego policzek. Ten sam, który ucałowała po meczu Penelope. Przesunęła opuszkiem w stronę żuchwy, sunęła po jego twarzy, badając ją. Przypadkiem zahaczyła paznokciem o jego wargę, a to wystarczyło, by ślizgon się obudził i chwycił ją za nadgarstek.

Otworzył oczy, nadal lekko zaspany i rozejrzał się po otoczeniu. Na początku sam nie zdawał sobie sprawy, gdzie jest, nigdzie nie mógł znaleźć swojej różdżki, ale trzymał czyjąś rękę. I to nie była dłoń Penelope. Ta dłoń prowadziła go już kiedyś, poprzez tłum, gdy był zagubiony i bezbronny.

Ancient Magic | Ominis GauntWhere stories live. Discover now