Chapter 29

117 14 33
                                    

Ominis odsunął się pierwszy, po dłuższej chwili, i oparł swoje czoło o jej, napawając się tą chwilą bliskości. Znali się raptem kilka tygodni, a omamiła go niczym wiła lub syrena. Był to powiew świeżości w jego życiu, którego mu brakowało, gdy popadł w monotonię. Kiedyś do jego życia wprowadziła się również Aileen Nightingale, rujnąc codzienność ślizgona, a także mieszając w jego relacjach z Sebastianem. Rozumiał, że ciekawość ustąpiła zauroczeniu, a później i mocnemu zadurzeniu. W którymś momencie Sebastian przestał mówić wyłącznie o lekarstwie dla Anne, wplątując cały czas wzmiankę o Aileen. Pogodził się z tym, póki Sebastian nie posunął się do tego, by w napadzie złości zabić wujka, odsunąć od siebie siostrę bliźniaczkę, a następnie narazić na niebezpieczeństwo ukochaną, ostatecznie ją również tracąc.

Co się udało uratować z przyjaźni z Sebastianem, zrobił to. Jednak dało się czasem wyczuć między nimi napięcie. Częściej podważał zdanie i plany przyjaciela, nie obawiając się mu sprzeciwić. Równowagę znów zachwiało pojawienie się kolejnej uczennicy spoza szkoły. Jak jakieś fatum, najpierw Nightingale, później Crowley. Wkradła się w jego myśli, nawet nie wiedział kiedy, nie zdążył się ochronić! Przeklęta czarownica, nieświadomie zadawała mu ból: prowadzała się z Larsonem, tym nadętym krukonem; on odnalazł pocieszenie u Penelope, ale czuł się przez to podle, to było nieuczciwe. A mimo wszystko... Choć była na wyciągnięcie ręki - ponownie mu umknęła.

Oddała serce komuś innemu.

Jechali na tym wózku, ponieważ oboje zakochali się w kimś bez wzajemności, skazani na wspólne cierpienie. A gdyby spróbowali odnaleźć ukojenie w swoich ramionach? Czy mógłby skazać się na taki ból? Mieć ją, jednocześnie nie mając? Nie był w stanie się na to zdobyć.

- Jesteś bardzo ciepła - powiedział cicho, czując gorąco jej ciała, wręcz go paliła. - Czy masz gorączkę?

Sebastian, gdyby nie udawał, że śpi, uderzyłby się w czoło. Gorączka? Poważnie? Co za dzban, myślał Sallow. Nic mu się nie udzieliła charyzma i zdolność podrywania panien.

Zakłopotana Ezra złapała się za czoło, ciesząc się, że chłopak nie widzi jej czerwonej, jak herb Gryffindoru, twarzy. Spaliłaby się ze wstydu, wystarczy, że poczuł jak zrobiło jej się gorąco przez ten pocałunek.

- Nie, wszystko jest w porządku - mruknęła, zerkając, czy Sebastian nie patrzy na nich. Nadal spał, choć już tak nie chrapał.

Tajemniczość bijąca od Ezry, jej łagodność, dobroć... To wszystko oczarowało Ominisa, gdyż w świecie, w którym przyszło mu żyć, zwłaszcza w jego rodzinnym domu, próżno było szukać jakiejkolwiek dobroci. On, choć początkowo był do niej sceptycznie nastawiony, poczuł coś nienaturalnego. Mimo wszystko ona wciąż przy nim była.

- Na pewno? - upewniał się. - Może powinnaś...

- Pójdę już - przerwała mu, czując się okropnie z tym, że przez temperaturę ciała romantyczna atmosfera poszła w... Zakazany Las.

Ominis słyszał stukot jej niskich i obcasów, jak się oddalają i znika za przejściem. Cisza nie trwała długo, bo po chwili usłyszał świst powietrza, wypuszczane z ust Sebastiana. Gaunt od razu zrozumiał, że przyjaciel nie spał. Od razu to wiedział, jak chrapanie ucichło.

- Czy zrobiłem coś nie tak? - zapytał Ominis, w przyjaciel usiadł obok niego. - Byłoby źle, gdyby zachorowała.

Sebastian położył rękę na jego ramieniu.

- Mój drogi, niewinny Ominisie - parsknął śmiechem. - To nie była gorączka, a zwykła reakcja na pocałunek. Onieśmieliłeś ją.

- Źle całuję?

Ancient Magic | Ominis GauntWhere stories live. Discover now