Chapter 12

134 15 13
                                    

Eliksiry były naprawdę ulubionym przedmiotem Ezry. Nie tylko dlatego, że nauczał ją wujek i uważała go za naprawdę wspaniałego człowieka i nauczyciela, ale też dlatego, że to była jedyna lekcja, kiedy mogła bez obaw stać obok Ominisa Gaunta, bez obaw, że ucieknie, kiedy tylko zacznie mówić. Zwykle pracowali obok siebie, czasem razem, jak takie było polecenia profesora Sharpa. Tak było i tym razem.

Oprócz tego przy stoliku z nimi pracowała również dwójka innych uczniów, ale byli tak zajęci rozmową, że nawet nie zwracali uwagi na rozpoczęcie prac. Garreth kilkakrotnie próbował przemycić dodatkowy składnik do eliksirów, ale Sharp po pierwszej lekcji był na to przygotowany, przez co często obserwował, co robi Weasley. Ezra wzięła głęboki oddech nim odezwała się. Może Gaunt zdawał sobie sprawę, że jest obok niego, nauczył się ją tolerować, to odzywanie się nagle, mogło go przestraszyć, a raczej zaskoczyć.

— Ominisie — zaczęła ostrożnie, delikatnie, nachylając się ku niemu. Otworzyła szeroko oczy, widząc z jaką gracją i dokładnością kroi figi abisyńskie.  — Dodanie mięty osłabia efekty uboczne.

Ominis przerwał krojenie, analizując słowa dziewczyny. Dziś na zajęciach tworzyli eliksir wzbudzający euforię, nie był to trudny eliksir, aczkolwiek Sharp zadecydował, że uczniowie mają pracować razem. Ślizgon przesunął dłonią po stole chcąc znaleźć potrzebny składnik, przypadkiem dotknął dłoni Ezry, która trzymała słoiczek z kolcami jeżozwierza. Natychmiast cofnął dłoń, jakby dotknął czegoś obrzydliwego.

— Dziękuję — mruknął cicho, ostrożnie odbierając składnik. — To prawda, widzę, że podszkoliłaś się z eliksirów. Co się dziwić, całe dnie przesiadujesz w bibliotece.

Ezra zamrugała zaskoczona, a Ominis rzeczywiście dodał miętę do kociołka, delikatnie mieszając.

— Skąd wiesz? — spytała nim pomyślała.

— Nie widzę — przypomniał. — Ale nie jestem głuchy. Niektórych ludzi rozpoznaję po głosach lub krokach. Pracując z tobą, nauczyłem się twojego chodu — dodał kolejny składnik, nie przejmując się, jak jego słowa mogły podziałać na dziewczynę. A zadziałały dość dziwnie, bo serce Ezry zabiło mocniej. — Czy możesz... podać mi jeszcze sok z cytryny?

Prośba Ominisa była niespodziewana, ale ucieszyła Ezrę, bo od razu podała mu butelkę z żółtym płynem. Ślizgon przez ostatnie miesiące ignorował ją, w sumie nadal to robił. Wyjątek stanowiły lekcję eliksirów, gdzie zmuszano ich do wspólnej pracy.

— Jak twoja ręka? — spytał nagle, drugi raz zaskakując Ezrę tego dnia.

— Co masz na myśli?

— Byłaś ranna.

— Ominisie, złamałam rękę dwa miesiące temu, zdążyła się zagoić, mogłeś spytać wcześniej — sapnęła nieco rozbawiona.

Ominis pokiwał głową, mieszając chochlą eliksir. Płyn w kociołku przybrał barwę słonecznej żółci. Pojawienie się tęczy zwieńczyło pracę nad eliksirem. Chłopak powoli zaczął sprzątać stanowisko pracy.

— Rzeczywiście, mogłem — powiedział cicho. — Słyszałem, że zostałaś ranna, bo stanęłaś w obronie Sebastiana. — Dziewczyna dyskretnie odwróciła się w kierunku Sallowa, uśmiechnęła się lekko na widok jego prób poradzenia sobie z czymś, co tłumaczyła mu Poppy Sweeting z Hufflepuffu. Jedyna lekcja, którą miała i z Poppy i Sebastianem. — Nie rób tego więcej.

— Co? Dlaczego?

— Sebastian nie jest osobą wartą ryzykowania własnego zdrowia i życia — kontynuował obojętnym tonem, a Ezra odczuwała coraz większy niepokój. — Uwierz mi, tak będzie lepiej.

Ancient Magic | Ominis GauntWhere stories live. Discover now