Rozdział 27

80 2 2
                                    

Pov: *Rainbow Dash*

- Trzymaj - podałam mu kubek z herbatą.

- Więc co się stało, że przyszedłeś do nas? - spytała mama, a ja usiadłam obok chłopaka.

- Powiedzmy, że nie lubię słuchać kłótni rodziców... Kłócą się strasznie i jest to dla mnie nie przyjemne by słuchać

- Przykro mi - widziałam po mamie, że się martwi.
- Wiesz dalibyśmy cię do pokoju gościnnego ale niestety jest w remoncie

- Chyba, że chcesz spać u Blaze'a

- Cóż... - przysunął się bliżej mnie.
- Boje się go - zaśmiałam się.

- Na kanapie nie będziesz spać... Hm...

- Ja ma pokój dobry na dwie osoby - odezwałam się.

- Ale łóżko na szczęście na jedną - załamałam się i zarumieniłam wypowiedzią taty.

- Poważnie?

- Daj sobie czas Dashie

- A co ja robię? Jestem cierpliwą osobą - wstałam i poszłam do siebie.

Głupia nie jestem. Nie będę się angażować w związki. Od czasu zerwania z Sombrą rodzice zabardzo zwracają uwagę na to z kim gdzieś idę nawet jak mówię, że to "przyjaciółki".

- Rodzice zawsze tacy są - usłyszałam głos chłopaka.
- Mówisz "nie" ale robią swoje - usiadł na podłodze opierając się o moje łóżko.

- Heh tak... Tyle, że przesadzają

- Nie przejmuj się, minie im to szybciej niż myślisz, ale wiesz miło, że ktoś się o ciebie martwi - przyznał z uśmiechem.

- Oni się martwią i kibicują co jest trochę krępujące - podrapałam się.

- Ale i tak się cieszysz, że ich masz

- Tak... Durni są ale ich kocham

- Heh... - odwrócił wzrok.

- A teraz na poważnie - zeszłam z łóżka i zamknęłam drzwi.

- Co? O co chodzi? - usiadłam tuż przed nim.
- He?

- Po co do nas przyszedłeś? - odwracał wzrok i zauważyłam siniaka na policzku.

Ani on ani ja nic nie powiedzieliśmy, poszłam na dół po mały opatrunek i okład. Wróciłam i położyłam mu okład na policzku.

- Dałbym sobie radę - spojrzał na mnie.

- Już nie udawaj takiego twardziela - zabrałam okład i nakleiłam opatrunek na jego policzku.
- Lód ci zostawiam - wstałam i chciałam wyrzucić resztki, które obcięłam ale mnie zatrzymał.

- Zostań - spojrzał na mnie smutno.

- Spokojnie - wyrzuciłam rzeczy do kosza i usiadłam przed nim.

- Uciekłem z domu - odwrócił wzrok.
- Nie powiedziałem tacie ani Crystal, że wychodzę i martwiła się o mnie, a tata... - ścisnął moją rękę.

- Spokojnie... Jak nie chcesz to nie mów - rzuciłam na niego koc.
- Przyniosę ci materac - wstałam i poszłam.

Zaskoczył mnie. Nie sądziłam, że może być bity... Znaczy tamta dziewczyna to co innego, ale żeby własny ojciec bił syna... Trudno mi to sobie wyobrazić.

- Mam twoje łóżko

- Dzięki Rainbow

- Dobra to teraz trzeba napompować materac, więc najpierw ty zacznij - podałam mu papkę.

- Ale to ja chyba jestem gościem tutaj - zaśmiał się.

- Chcesz tu spać czy na kanapie?

- Masz mnie - i zaczęła pompować.

Jak to robił ja poszłam się przebrać w piżamę. Poszłam do łazienki by się przebrać. Gdy otworzyłam drzwi od swojego pokoju to zauważyłam, że chłopak sam się zaczął przebierać. Miał spodnie ale nie miał koszulki. *On ma cudne plecy* Natychmiast się odwróciłam i próbowałam uspokoić oddech. Będąc już spokojna otworzyłam delikatnie drzwi.

- Mogę?

- To twój pokój

- Ale ty...

- Jestem ubrany - słyszałam ten jego cichy śmiech.

- Eh... - weszłam już do pokoju.

- Ale musiałaś zajrzeć prawda? - widziałam ten jego uśmieszek.

- A idź ty - idąc lekko uderzyłam go w jego durny łeb.

- Hej? Za co to?

- A za darmo... Musiałam by nie wejść gdy byłeś w trakcie rozbierania się - usiadłam na łóżku.

- Nie musisz mi się tłumaczyć - teraz zauważyłam, że napompował cały materac.

- Szybki jesteś

- Wiem - podałam mu koc i poduszkę.
- Dzięki - ułożył się na materacu i przykrył kocem.

- Nie ma sprawy... A na jak długo chcesz u nas zostać?

- Em... Sam jeszcze nie wiem, a mam jutro już iść? - spojrzał na mnie.

- My cię nie wyganiamy ale nie uważasz, że będą się bardziej martwić jak zobaczą, że cię nie ma?

- Ray może tak i Thorny... Ale czy tata... - odwrócił głowę.
- Pozwolisz, że już pójdę spać

- Tak jasne - sama się odwróciłam i powoli zasnęłam.

*time skip*
Usłyszałam cichy budzik. Przetarłam oczy i wyłączyłam telefon. Moja kolej była by przejąć warte. Ostatnio była Applejack, więc teraz ja. Ubrałam się w luźne ubrania i, żeby nie budzić rodziców chciałam wylecieć przez okno. Patrząc w stronę materaca, widziałam spokojnie śpiącego chłopaka. Poprawiłam mu koc i wyleciałam przez okno.

Deszcz padał i było dość zimno. Byłam na dachu jakiegoś domu i patrzyłam czy coś się nie dzieje. Od kiedy do naszego świata przychodziły najróżniejsze magiczne rzeczy lub istoty Sunset powiedziała by zabezpieczyć miasto. Każda z nas ma warte, więc miasto jest pod stałą ochroną. Timber, Flash i Big Mac zaproponowali pomoc i oni też mają czasem warty.

Słyszałam cały czas jakieś dźwięki ale to były jakieś koty, które zanosiłam od razu pod dom Fluttershy. Nagle usłyszałam jakby gwizdanie? Dość dziwne bo słyszałam to bardzo dokładnie a deszcz jakby umilkł. Rozglądałam się dookoła i nikogo nie widziałam. Była 4 rano więc miałam jeszcze 2 godziny by wrócić do domu i wrócić do łóżka.

Z Boiska Do Serca | MLP | SoarindashTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon