26.

1.3K 136 4
                                    

Luke.

Minął kolejny tydzień a Jade nie dawała znaku życia. My także nie mieliśmy na nic czasu. Ciągłe próby i koncertowanie wymęczały nas do takiego stanu, że nie byliśmy niczego świadomi. Coraz częściej zaczynałem tęsknić za słodkim lenistwem w domu. To co się właśnie zaczęło było naszą życiową szansą i każdy z nas nawet nie myślał o tym by z tego zrezygnować ale widziałem po chłopakach jak ich to wszystko męczy. Jutrzejszy dzień pewnie spędzimy w samolocie lecąc do Ameryki. W pierwszej chwili każdy był tym podekscytowany lecz teraz nawet nas to nie rusza. Można powiedzieć, że cała energia została z nas wyssana.

- Luke nie widziałeś może mojego telefonu?- W dzień w dzień Calum szuka swojego telefonu. Ostatnim razem musieliśmy się wracać do hotelu bo ten idiota zostawił swój telefon w recepcji.

- Sprawdzałeś pod poduszką? - Zapytałem nawet nie podnosząc wzroku z nad swojej gitary. Potem usłyszałem jedynie ciche "dzięki" i trzask drzwi. W spokoju wreszcie mogłem się skupić na swojej gitarze. Od kilku dni cały czas chodzi mi po głowie jakaś melodia. Ciągle gram tą melodię lecz żadnych przyzwoity tekst mi nie wpada do głowy. Po kilku minut bezsensownego grania odkładam gitarę i z powrotem sprawdzam telefon. Żadnych nowych wiadomości. Nie mogąc już dużej wytrzymać wybrałem tak dobrze znowu mi numer. Tutaj już po pierwszy sygnale połączenie zostało odebrane.

- Cześć synku! Jak dobrze, że dzwonisz! Jak się czujesz? Wszystko dobrze? Opowiadaj! - Moja mama od zawsze taka była. Traktowała mnie jak dziecko i od zawsze byłem jej oczkiem głowie. Pewnie dlatego, że byłem najmłodszy i na pewno najsłodszy z rodzeństwa.

- Cześć mamo. Dzwonie by pytać cię o Jade. Nie mogę się z nią skontaktować. - Od razu po mojej wypowiedzi usłyszałem jak mama bierze głęboki oddech.

- Luke nie wiem czy mogę ci powiedzieć. Jeżeli ona sama ci nie powiedziała, więc ... - Od razu zaczęło się we mnie gotować. Co tam się do jasnej cholery u nich dzieje.

- Mamo nie mam nas niespełna 3 tygodnie! O co chodzi? - Mój głos był stanowczy. Muszę się dowiedzieć. Po prostu muszę!

- Jade wyjeżdża ....

Jade.

Minął tydzień od otwarcia kopert z pozytywnym rozpatrzeniem mojej kandydatury na studia.  Dostałam się na uczelni tutaj w Sydney oraz na uczelnie na Brooklynie. Wczoraj wieczorem podjęłam decyzję, że wyjeżdżam do Nowego Yorku. Will postanowił, że na razie będę mieszkać z nim a potem się zobaczy. Oczywiście nie przywykłam jeszcze do myśli, że moim rodzice żyją a mój ojciec się nagle pojawił. Ciocia  i Wujek zaakceptowali mój wybór nawet w niektórych momentach namawiali mnie do tego. Siedzę właśnie w swoim pokoju a przed mną ustawione są różnorakie kartony z moim imieniem. Muszę się dziś spakować gdyż Will zabukował bilety na jutro. Nadal w mojej głowie pojawiają się jakieś wątpliwości. A najgorsze jest to, że boję się porozmawiać z Lukiem. Wyobrażam sobie jak zareaguje i to jest właśnie powód największych wątpliwości. Mój telefon leży na stoliku i od jakiś paru minut nie przestaje wibrować. Boję się na niego spojrzeć bo przypuszczam kto tak natarczywie do mnie dzwoni.

- Jak tam spakowana? -  Spojrzałam na drzwi skąd dobiegał do mnie głos cioci.

- Nie mogę się skupić. - Uśmiechnęłam się leniwe do cioci i obiegłam wzorkiem cały pokój. Wszystko było tak jak zawsze. Biurko było zaśmiecone kartkami z tekstem piosenek a pod ścianą leżała góra książek. Naprzeciwko mnie stał laptop ze zdjęciami moimi i Luke'a. Wszystko było takie normalne, kiedyś zdawało się takie nudne a za pewne będzie mi tego wszystkiego brakować. Będzie mi brakować tych ekstremalnie ciepłych poranków i zapachu kawy przyrządzanej co rano przez ciocię.

- Chodź pomogę ci. - Ciocia od razu zabrała się za sprzątanie zaśmieconego biurka. Nie chcąc tracić więcej czasu zabrałam się pakowanie ubrań.

Wieczorem odwiedził nas Will. Było to już normą. Razem z wujkiem potrafili przesiedzieć całą noc przed telewizorem. Dziś jednak było inaczej od razu gdy Will przekroczył próg domu zabrał się za pomaganie mi w pakowaniu się. Zostaliśmy sami w pokoju po tym jak ciocia poszła przygotowywać kolację. Nie czułam się już przy Willu niezręcznie w pewnych momentach nawet umiał mnie rozśmieszyć do łez. Każdego dnia widzę w nim siebie. Jesteśmy do siebie strasznie podobni. On lubi te same potrawy co ja. Uwielbia stare horrory i cały czas musi mieć przy sobie gumę do żucia. Zupełnie jak ja.

- Powiedziałaś Hemmingsowi? - Will zadał pytanie biorąc w dłonie ostatni karton z moimi rzeczami. Pokręciłam przecząco głową odkładając ostatni zeszyt do pudełka.

- Musisz mu przecież powiedzieć. Wiesz jak on się poczuje gdy dowie się od kogoś innego ...  -Will miał rację lecz moja głupia natura nie miała na tyle odwagi by to przyznać. Usiadłam sobie na łóżku i schowałam twarz w swoje dłonie. To już po woli mnie przerasta.

- Chodź tu do mnie. - Will położył katon na podłogę i usiadł obok mnie. Nim się obejrzałam byłam w jego ramionach. Poczułam nagle takie zupełnie nie znane mi uczucie. Mam w końcu ojca i od teraz to on będzie moim największym wsparciem.

- Za bardzo go kocham. Nie dam rady mu teraz tego powiedzieć. - Mimo woli z moich oczu poleciały łzy. Nie chciałam płakać bo to nie jest do mnie podobne lecz w tamtej chwili już nie było tej samej Jade. Teraz jest Jade, która kocha do szaleństwa Hemmingsa.

- Posłuchaj Jade. Powiedz mu to co czujesz. Luke na pewno zrozumie. - Odsunęłam się od ramion Willa  i spojrzałam na jego twarz. Jakaś niewidzialna siła dodała mi od razu więcej odwagi. Pokiwałam twierdząco głowa i wstałam z łóżka by móc wziąć mój telefon.

- To ja będę jak coś na dole ... - Will szybko ulotnił się z mojego pokoju biorąc wcześniej ostatni karton. Już miałam wybierać numer do Hemmings gdy nagle odezwał się mój laptop informując o nadchodzącym połączeniu.  Bez wahania odebrałam połączenie i moim oczom ukazał się Luke. Na początku żadne z nas się nie odzywało. Nie wiedzieliśmy jak na to wszystko zareagować. Nie rozmawialiśmy od tygodnia. A pojedyncze wiadomość tekstowe się nie liczyły.

- Cześć. - Powiedziałam cicho chcąc przerwać tę niezręczną ciszę.

- NARESZCIE JADE! Wiesz jak się o ciebie martwiłem. Czemu nie obierałaś ode mnie telefonu? - Od razu zostałam zasypana pytaniami. Zignorowałam je by móc mu powiedzieć  moim wyjeździe.

- Luke ja muszę ci coś powiedzieć. - Zaczęłam lecz chłopak od razu mi przerwał.

- Jade ja wszystko wiem. Wiem, że wyjeżdżasz ... - Moje oczy poszerzyły swoje rozmiary. On wie? Jak to?

- Dzwoniłem do mamy. Powiedziała mi wszystko. Jestem trochę zraniony tym, że boisz się moich reakcji ale jednocześnie jestem z  ciebie dumny. No, no uniwerek na Brooklynie! Będę miał mądrą żonę. - Po tym jego wyznaniu po prostu mnie zatkało. Chłopak widząc moją minę zaczął się histerycznie śmiać.

- Żonę? Skąd masz pewność, że będę chciała za ciebie wyjść za mąż? - Zapytałam chcąc się z nim trochę podroczyć. Jakoś od razu zapomniałam od tym całym zajściu. Zapomniałam o jutrzejszej przeprowadzce. Teraz liczył się tylko on i ja.

- Ja to wiem Jade. Ożenię się z tobą tak czy inaczej! Nie masz wyjścia. Już nawet dostałem pozwolenie od twojego brata. - Dzięki tej rozmowie wszystko zaczęło wracać  do normy. Znowu czułam się jakby cała czwórka była tutaj w Sydney. Już miałam się odzywać gdy do pokoju wszedł jakiś wysoki chłopak i kazał Hemmingowi kończyć.

- Obowiązki wzywają. Proszę cię Jade mów mi wszystko i się nie bój. Pamiętaj nie poddam się ... mimo że to tak bardzo boli ... Kocham Cię.

 

Mamy i kolejny. Przepraszam, że tak długo nic nie było ale wiecie obowiązki. Zostało jeszcze tylko parę dni i w końcu wakacje. Kolejny postaram się dodać niebawem. Trzymajcie się i od następnego.

Do you want me? |L.H|Where stories live. Discover now