15

1.8K 61 5
                                    


W półśnie błądzę po łóżku by przysunąć do siebie Victorię, nie natrafiam jednak nigdzie na nią, więc gwałtowanie otwieram oczy i włączam lampkę stojąca na stoliku obok łóżka. I tak jak myślałem, nigdzie jej nie widzę.

Kurwa na chwilę spuściłem ją ze wzorku, a ona od razu gdzieś spieprzyła. Nie mogła jednak odejść daleko. Nikt by jej stąd nie wypuścił. A jeśli to zrobił to przysięgam, że żywcem wyparoszę

Szybko wybiegam z pokoju i wszędzie włączam światło. Nie muszę jednak iść daleko, bo szybko odnajduję zgubę. Moja żona śpi na kanapie w salonie. Zwinęła się w kulkę, bo nigdzie nie było tu żadnego koca. A z tego co pamiętam to Vicky nie lubi jak jest chłodno. Ona uwielbia ciepło.

Głaszczę ją delikatnie po policzku. Chociaż powinienem za to co odwaliła udusić gołymi rękoma. Nie raz o tym myślałem. Wyobrażałem sobie jakie to będzie przyjemne ukarać ją za to, że mnie zostawiła i złamała serce. Później jednak zastanawiałem się co będę czuć jak ona będzie martwić. I chociaż ukułbym tym mojego wroga w najczulsze miejsce to sam nie wyobrażalnie zacząłbym cierpieć.

Nie zniósł bym  tego uczucia jak jej tętno zwalnia, a serce przestaje bić.

Przecież do tej pory nie mogę sobie wybaczyć tej sytuacji z fontanną.

Nagle jej oczy się otwierają, a ona gwałtownie się odsuwa. Dobrze, że w pobliżu nie ma nic twardego, bo by się jeszcze uderzyła. Ona przeważnie sama sprawia, że dzieje się jej krzywda. Ma talent do wpędzania się w kłopoty.

— Co ty tu robisz? — pyta zaskoczona. Zupełnie tak jakbym nie był u siebie.

— Szukam mojej wiecznie uciekającej ode mnie żony. Chyba zacznę cię przywiązywać na noc do łóżka. Będę miał chociaż pewność, że nigdzie się nie ruszysz.

— Kretyn — jak zwykle mnie obraża. Ona chyba nawet lubi podnosić mi ciśnienie. A może po prostu lubi na ostro tylko nie chce się przyznać.

— Powinnaś być wdzięczna, że nie dopuszczam byś spała na mało wygodniej kanapie i zaraz zabiorę cię do naszego dużego łóżka. Musisz być wypczęta na jutro — specjalnie to mówię by ją trochę za irytować i wystraszyć. Należy jej się.

Pov Victoria

Przymierzam ubrania, które zamówiłam razem z Harrym. Butik naprawdę się postarał, by nie przysłali mi je już od ósmej rano. A mało który sklep pracuje od tej godziny.

— Puka się — mówię do tej głupiej służącej, która weszła do pokoju jak do siebie. Muszę ją nauczyć szacunku, bo ona robi się zbyt bezczelna. A ja nie będę tego tolerowała.

— Przyjechał jakiś pan, który twierdzi, że jest pani ojcem. Pan Harry jednak nie wygląda jakby był zadowolony z jego obecności — mówi to prawie z uśmiechem na ustach. Głupi kretynka cieszy się, z mojej trudnej sytuacji.

Nic nie odpowiadam tylko szybko wybiegam z pomieszczenia. Nie sądzę by Harry gdzieś go zaprosił, więc na pewno są w salonie. I tym razem także się nie mylę.

Chcę polecieć do mojego ojca, ale Harry mi w tym przeszkadza łapiąc mnie w pasie.

— Jak widzisz Victoria jest żywa i wcale nie poobijana. A teraz stąd wypierdalaj, bo zaraz zrobię coś czego później będę żałował — Harry jest wściekły. Przemawia za tym jego ton głosu, a także sposób w jaki mnie trzyma. — Ja naprawdę nie chcę jej zabijać, więc mnie do tego nie zmuszaj.

— Nie waż się tam mówić na temat Victorii! — wrzeszczy wściekły ojciec. I nic dziwnego.

— Nie odzyskasz już jej, a tym bardziej żywej. Jeśli się dogadamy to najwyżej będziesz mógł odzyskać jej martwe ciało.

— Nie odważysz się — tata niepotrzebnie go prowokuje. Nie powinien tego robić. To jest zbyt niebezpieczne.

— Nie raz już była prawie martwa — puszcza mnie, a następnie odpycha w tył. — Odrzucam twoją propozycję. Victoria jest więcej warta niż kilka ton dragów i dobra lokalizacja załadunkowa. I wypierdalaj stąd, bo zaraz w ciebie wpakuje kilka kulek — komunikuje, a następnie znowu chwyta mnie za ramię i prowadzi w głąb domu.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.

Błędy MłodościWhere stories live. Discover now