36

1.4K 62 6
                                    


— Harry puść mnie do jasnej cholery! — wrzeszczę. On naprawdę ma coś z głową. Raz twierdzi, że chce się ze mną pogodzić, a później bez żadnej podstawy mnie atakuje.

— Przestań się wyrywać i zacznij współpracować to może nie będzie to dla ciebie takie złe — cholera jak się postaram to na pewno dam radę się mu wyrwać, lecz mogę mu przypadkowo coś zrobić. A przecież rana mu się całkowicie jeszcze nie wygoiła. Poza tym nie uda mi się uciec z tego domu, więc prędzej czy później Harry i tak zrobi ze mną to co zamierzał.

Wpycha mnie do swojej sypialni, a następnie przekręca zamek. Nie mam pojęcia po co to robi skoro i tak nikt tutaj nie przybiegł by mi na ratunek. Jestem tu całkowicie zdana na siebie.

Chyba jednak wolę by później to wszystko nastąpiło, więc zaczynam się mu wyrywać. On jednak jedyny zdecydowanym ruchem pcha mnie na łóżko. Jest to gwałtowny upadek i niestety bolesny.

— Możesz pokonać każdego, ale nie mnie. Kochasz mnie i chociaż ciągle się tego zapierasz, to ja doskonale wiem jaka jest prawda. Szkoda tylko, że jesteś na tyle głupia by nie zacząć korzystać z przywilejów jakie mogę ci dać — też mi coś, sama pochodzę z równie zamożnej rodziny co on, więc nie dostałam od niedawna wiem niczego więcej niż bólu i cierpienia.

— Mój ojciec oferuje mi to samo i to bez żadnych warunków.

— Ty naprawdę jesteś głupia, gdybyś nie była moją żoną tak jak już dawno by cię za kogoś wydał. Na przykład za takiego Horana. Nie masz pojęcia z jaką przyjemnością powiedziałem mu, że jego plan nie wypali. Plus na dodatek dzięki temu udało mi się ciebie odzyskać. To była lepsza z moich decyzji.

Podnoszę się z łóżka, nie mogę przy nim leżeć. To jest zbyt ryzykowne.

— A ja szczerze żałuję, że wtedy dałam się sprowokować i tu przyjechałam, albo później też powinnam posłuchać ojca i nie przyjeżdżać do ciebie do szpitala. Nie prosiłam cię o nic, więc też nie jestem ci nic winna.

— Zamknij się! — rozkazuje. Jak zwykle chce by wszystko szło po jego myśli. Chwyta mnie też mocno za ramiona.

— Ale właśnie tak jest, przestań się wreszcie oszukiwać, bo nic już między nami nie będzie...— chcę mu jeszcze coś powiedzieć, ale robi mi się bardzo słabo.

Pov Harry
Victoria nagle traci przytomność, ale dzięki temu, że ją trzymam tak jak nie upada. Kładę ją szybko na łóżku i sprawdzam tętno. Na szczęście jest i to wcale nie taki zły.

Ale do jasnej cholery czemu ona zemdlała? Przecież nic jej nie zrobiłem, nie uderzyłem ani nic, więc to się nie powinno wydarzyć. Cóż musi być nie tak.

Szybko podbiegam do drzwi, chociaż to nie jest dobry pomysł, bo od razu czuję ból w okolicy mojej rany, lecz teraz to nie ja jestem najważniejszy. Przekręcam zamek i głośno wołam do siebie Louisa, następnie wracam do Torii i dalej sprawdzam jej czynności życiowe.

Wolną ręką też głaszczę ją po policzku.

I chociaż ona w to nie wierzy to ja kocham ją nad swoje życie, co akurat nie dawno miałem okazję udowodnić. Dla Vicky to jest jednak mało. Ona chce ode mnie więcej i zrobiłbym to, ale gdybym wiedział czego ona pragnie.

Louis zjawia się wręcz momentalnie. I to właśnie w nim najbardziej lubię, zawsze mogę na niego liczyć.

— Co się stało z Victorią? Uderzyłeś ją?

— Nie — odpowiadam dosadnie. Przecież ja jej nie maltretuje, czasem tylko przyłożę, ale musi sobie na to naprawdę zasłużyć.

— Dusiłeś? — kurwa przecież ja nie jestem żadnym zwyrodnialcem.

— Nie! Mieliśmy sprzeczkę, a ona nagle straciła przytomność. Może trzeba wezwać lekarza, nie no na pewno trzeba wezwać lekarza — zaczynam panikować.

— Daj spokój, miała ostatnio sporo stresu i to jest pewnie tego efekt. Mamy teraz dużo ważniejszy problem. Alex Altran jest tu i domaga się spotkania z tobą i swoją siostrą.

Ja pierdole jeszcze tego mi tu brakowało.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Błędy MłodościWhere stories live. Discover now