67

1.1K 60 6
                                    


Leżę na łóżku i zwijam się z bólu, na samym początku myślałam, że dostałam wreszcie miesiączki, ale to zbyt wielki ból jak na okres, ale ja nie mogę być przecież w ciąży. Robiłam przecież test, który wyszedł negatywnie, a później tylko raz spałam z Theo, ale on używał prezerwatywy.

Ostry ból znowu mnie atakuje przez co zginam się w pół. Płacząc wkładam dłoń w spodnie i dotykam mojego krocza. Czuję coś mokrego. Jak wyciągam rękę, na której widnieje czerwona ciecz to moje usta opuszcza cichy szloch.

— Kurwa czemu znowu to się dzieje — mówię do siebie. Łzy lecą mi po policzkach.

Nagle czuję skórcz, dobrze wiem co zaraz nastąpi. Na moich udach czuję coś ciepłego. Dziecko właśnie opuściło moje ciało.

Ściągam spodnie wraz z majtkami i patrzę na moje maleństwo. Wydaje się jeszcze mniejsze od poprzedniego. Chociaż może tylko mi się wydaje. Jeśli się nie mylę to powinno mieć dziewięć, może dziesięć tygodni.

Biorę w dłonie mojego maluszka, może dla niektórych to tylko zlepek komórek, ale dla mnie to dziecko. Moje dziecko, które właśnie straciłam.

Chwytam małą białą poduszkę i kładę na niej dziecko. Muszę szybko jechać do lekarza i sprawdzić czy nie trzeba czegoś oczyścić.

Dzwonię do Nero i każę mu przygotować samochód, sama nie sam rady nigdzie dojechać. Idę do łazienki, a tam ściągam z siebie zakrawawione ubrania, a następnie wchodzę pod prysznic. Nie myje się dokładnie, bo nie mam na to siły. Bardziej skupiam się jednak na płaczu. Mam prawie dwadzieścia trzy lata, a płaczę jak małe dziecko.

Następnie wycieram się i zakładam na sobie czarne leginsy i zwykłą bluzkę.

— Co tam — Nero jak zwykle wchodzi bez pukanie. Jego oczy jednak wędrują na poplamioną na czerwono pościel. — O kurwa co się tu stało?

— Później ci to wyjaśnię, musisz zawieść mnie do lekarza — zakładam buty i narzucam na sobie kurtkę. Idę bardzo powoli, bo nadal źle się czuję.

— Chyba sam się domyśliłem — komunikuje, a następnie do mnie podchodzi i bez pytania bierze na ręce. — Nie martw się, bo może jeszcze da się coś zrobić — niesie mnie za jak opieram głowę o jego tors. Nie mam siły na udawanie, że jest okej.

— Ono ze mnie już wyleciało.

Czuję się jakbym miała deja vu, wszystko jest taki podobne. Dziecko znów opuściło moje ciało w całości i nie potrzebuje żadnego zabiegu. Lekarka oczywiście pocieszyła mnie, że najpewniej urodzę jeszcze wiele dzieci i nie ma się czym przejmować. Zaleciła mi też bym przynajmniej dzień pozostała w szpital, lecz ja nie ma zamiaru tego respektować. Leżeć mogę w domu, a oni i tak już nic nie są w stanie zrobić.

Nero nie odzywa się do mnie ani słowem podczas podróży do domu. A ja opieram głowę o szybę.

Jak docieramy do domu to na szczęście jest już ciemno. Nie chcę by ktoś mnie widział, mam też nadzieję, że wcześniej też nikt nie zauważył co się dzieje.

Otwieram drzwi od samochodu i wychodzę. Idę bardzo powoli, bo ciągle mam wrażenie, że zaraz upadnę. Nero bardzo szybko mnie dogania i znowu bierze na ręce.

— Dziękuję — mówię bo jestem mu wdzięczna, bez niego raczej bym sobie nie porodziła.

Tak wchodzimy do domu to wszędzie świecą się światła, a w salonie stoi ta przeklęta służąca. Jej widok nie działa na mnie dobrze.

— Spierdalaj i masz dwa dni wolnego — mówi do niej Nero, a następnie wchodzi na górę. Jak wchodzi do mojej sypialni do odnosi mnie na sofę. — Zmienię ci pościel.

— Uważaj na mojej maleństwo — mówię, a on zaprzestaje swoich czynności. — Jest na poduszce.

— Dobrze — odpowiada, a następnie delikatnie bierze poduszkę i odkłada ją na stolik.

Co chwilę Nero spogląda na mnie ze współczuciem. Ten zimny i myślący jedynie o sobie facet mnie żałuję.

Zwija prześcieradło i okazuje się, że na materacu też jest wielka plama mojej krwi.

— Zaraz zamówię nowy materac. Jeśli chcesz się położyć to mogę cię zanieść do innego pokoju — proponuję, ale ja nie mogę teraz leżeć. Mam ważniejsze zadanie do wykonania.

— Nie, jak skończysz to mógłbyś mi przynieść szpadel? — o tej porze nie warto nic sadzić, więc z tym będzie trzeba poczekać do wiosny.

Zamiera i patrzy na mnie zdzwionym wzrokiem.

— Mój maluszek powinien dołączyć do swojego rodzeństwa — mówię, a po chwili wybucham głośnym płaczem.

Dodaje wcześnie, bo wiem, że jest poniedziałek i jutro trzeba rano wstać. Liczę też na waszą opinię i do następnego rozdziału.

Błędy MłodościWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu