42

1.4K 72 3
                                    


Harry nigdy się nie zmieni. Dla niego najlepiej by było gdybym porzuciła własną rodzinę kolejny raz. Ja jednak nie jestem już tak głupia jak cztery lata temu. On może i znowu byłby dla mnie słodki i kochany, lecz długo by to nie potrwało. Prędzej czy później tak jak wcześniej przypomniałoby mu się kim jestem i znowu zacząłby mnie tłuc.

— Ale ja nie chcę odchodzić od mojego taty, kocham go. Może ty się spróbujesz z nim pogodzić — na jego twarzy pojawia się złość. On chce ode mnie poświęcenie. Sam nie chcę nic od siebie dać. Mój ojciec nie jest tak zawzięty jak Harry.

— Odpocznij lepiej, bo zaczynasz wygadywać głupoty — komunikuje, a następnie wychodzi głośno trzaskając drzwiami.

A ja przykładam głowę do poduszki i wracam wspomnieniami do tej chwili.

Leżę na łóżku po tym jak Louis mnie przyniósł do mojej sypialni. Nie wiem ile już godzin od tego czasu minęło. Cholernie ciężko mi się oddycha, bo połknęłam sporo wody jak Harry mnie topił.

Jeszcze nigdy tak ostro mnie nie potraktował. Raz ścisnął mi gardło, ale to wcale nie było długo. A teraz zachowywał się zupełnie tak jakby chciał mnie zabić. A może naprawdę zamierzał to robić?

I to za co? Przecież ja tylko raz z kimś zatańczyłam. I to nie było nic wyzywającego. Najzwyklejszy taniec.

Jutro będę musiała pójść do lekarza by sprawdził ci z moim maluszkiem. Teraz to tylko ono jest dla mnie radością, zrobię wszystko by je ochronić.

Nagle atakuje mnie bardzo ostry ból brzucha. Gwałtownie się za niego chwytam i kulę. Dzieje się coś złego.

Podnoszę się i zauważam plamy krwi na białym prześcieradle.

Nie, to nie może się wydarzyć — powtarzam w myślach do siebie i kręcę przecząco głową. Po chwili jednak wybucham głośnym płaczem. I nie jest to wcale spowodowane bólem, który tylko się nasila.

Z ogromnym trudem wstaje i idę do łazienki. Wkładam rękę pod sukienkę i czuję, że jest tam pełno krwi. Osuwam się na podłogę trzymając rękę na moim kroczu.

Chociaż wiem, że to już nie pomoże.

Wtedy sądziłam, że poroniłam od tego topienie, lecz później lekarz mi wytłumaczył, że dziecko musiało umrzeć kilka dni wcześniej. I to by się zgadzała. Cztery dni przed tym zdarzeniem Harry popchnął mnie na szafkę, uderzyłam brzuchem, ale czułam się dobrze, więc to zignorowałam, a wtedy właśnie moje maleństwo umarło.

Dobę trzymałam tę szkatułkę pod poduszką, Harry oczywiście niczego nie zauważył. On tylko wszędzie wypatrywał mojej ewentualnej zdrady. Nie zdziwiło go nawet to jaka jestem słaba.

Harry zasnął mocnym snem, a ja powoli wstaje i zabieram mojego maluszka, a następnie idę do ogrodu. Najpierw jednak zachodzę do pomieszczenia pracowniczego i zabieram stamtąd szpadel i małe drzewko. Zmierzam na samo ubocze ogródku. Rzadko kiedy ktoś tu zagląda.

Odkładam szkatułkę na trawnik i zaczynam kopać. I chociaż obiecałam sobie, że będę silna to i tak zalewam się łzami. Długo mi zajmuje wykopanie dołu, lecz jak już to robię to płaczę jeszcze bardziej.

Kucam i biorę do szkatułkę i ostatni raz ją do siebie przytulam.

— Nie mam pojęcia czy byłeś chłopcem, a może dziewczynką, ale bardzo cię kochałam. I nie wybaczę temu potworowi twoje śmierci. Mnie mógł katować, lecz nie ciebie — całuję drewniane pudełko i odkładam do dołu. Przysypuje niewielką ilością ziemi, a następnie wkładam to drzewko i zasypuje.

Ta chwila na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Już nigdy nic jej nie wymaże.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Błędy MłodościWhere stories live. Discover now