62

1.1K 64 2
                                    


— Porozmawiamy o tym jak wytrzeźwiejesz. Teraz się z tobą nie dogadam — komunikuje, a następnie kieruję się w stronę schodów. Pójdę do gościnnego i za kilka godzin znowu spróbuję się z nim porozumieć. W głębi serca jest mi przykro, że gdy ja robiłam wszystko by się uwolnić go on się zabawiał z dziwkami.

— Nie uciekaj ode mnie skarbie — podąża za mną. Łapię mnie za rękę, a następnie do siebie przyciąga. Wpadam na jego tors. — Ciągle wyrywasz mi się z rąk. A ja mam już tego dość.

— Robiłam wszystko by si ciebie dołączyć. Nie jest moją winą, że Alex oszalał i nie chciał mnie wypuścić. Szkoda, że nie przyszło ci do głowy by sprawdzić przez ten czas co się ze mną dzieje — mam już serdecznie dość tych jego pretensji. Przecież to nie ja pieprzyłam się z kim popadnie.

— Tyle razy mnie oszukałaś, więc jakoś bardzo mnie nie dziwiło, że znowu nie dotrzymałaś słowa. A teraz pewnie po jakimś czasie kolejny raz odejdziesz. Złamiesz mi serce, sprawisz, że znowu nie będę mógł funkcjonować — jego dłonie zaciskają się na moich ramionach. To boli, jednak bardziej mnie ranią jego słowa. On o wszystko oskarża mnie. Nie widzi swoich błędów.

Ilekroć uciekłam to nie zrobiłam tego bez powodu.

Najwidoczniej zbyt szybko zapomniałam o tym ile razy podniósł na mnie rękę bez żadnego powodu. Jak wrzeszczał, że mnie nienawidzi tylko dlatego, że znoszę nazwisko Altran. Jak zabił moje nienarodzone dziecko.

— Skoro tak bardzo mnie nie chcesz to mogę stąd odjechać. Sama sobie poradzę z Alex'em. Byłam przekonana, że między nami coś jeszcze może być, ale skoro nie chcesz go nie zamierzam ci się narzucać. Poradzę sobie sama.

— Mieliśmy być razem dopóki śmierć nas nie rozdzieli. A póki co wolę byś żyła — puszcza jedno z moich ramion i zaczyna mnie ciągnąć na górę. Może powinnam, ale mu się nie opieram. Tym bardziej, że ciągnie mnie do swojej sypialni.

— Ta rozmowa naprawdę powinna się odbyć jak przetrzeźwiejesz.

— Skończ już wreszcie gadać — wypycha mnie do pomieszczenia, a następnie zamyka drzwi. — Przygotowałem się na twój powrót — nim zdążam mu odpowiedzieć to on rzuca mnie na łóżko. Szybko wyciąga parę kajdanek z szafki i bardzo zręcznie mnie w nich zapina. Jestem unieruchomiona.

— Rozkuj mnie do cholery — rozkazuje. Czuję się zupełnie tak jakbym trafiła z deszczu pod rynnę. A Alex przynajmniej nie robił mi żadnej krzywdy.

— Tak powinien z tobą zrobić od razu po tym jak cię odzyskałem. To by było najrozsądniejsze.

Zajmuje miejsce obok mnie. Jego usta błądzą po moim policzku.

— Jakbym cię oszukiwała to na pewno bym tu nie powróciła. Dlaczego mi do cholery nie wierzysz? — dyskusja z nim teraz nie ma sensu, lecz nie potrafię teraz siedzieć cicho.

— To co myślę nie jest ważne. Teraz już jesteśmy razem — Po krótkiej chwili Harry zasypia, a ja jestem zmuszona do leżenia w tej cholernie niewygodniej pozycji. Jestem na siebie wściekła, że zamiast samej spróbować walczyć z Alex'em to postanowiłam pójść na łatwiznę. Ni cholery mi się to nie udało.

Jak się budzę to już jest dzień. Ze snu wyrywa mnie wiercenie się Harry'ego.

— Śpij Torii, jest jeszcze wcześnie — ja jednak się rozbudzam i próbuję podnieść. Nie udaje mi się to, bo nadal jestem unieruchomiona.

— Rozkuj mnie — proszę go. Do tej pory już powinna mu wrócić jasność umysłu.

— Nie mój skarbie, doskonale pamiętam co wczoraj mówiłem i dalej utrzymuje swoje zdanie. Nie możesz mieć zbyt wiele luzu i wolności, bo wtedy zaczynasz sobie na zbyt wiele pozwalać.

Liczę na waszą opinię

Błędy MłodościDonde viven las historias. Descúbrelo ahora