30

1.5K 61 10
                                    


Podtrzymuje Harry'ego, który z ledwością utrzymuje się na nogach. Samochód zawraca, a ja dokładnie patrzę na ranę na brzuchu mojego męża. To była kula przeznaczona dla mnie gdyby Harry mnie nie przesunął w bok to ja bym dostała w plecy.

— Nie martw się to wygląda na bardzo powierzchowaną ranę — pocieszam go chociaż sama nie wiem czy to na pewno prawda. Nie znam się zbytnio na medycynie i nie potrafię ocenić sytuacji. — Zaraz zadzwonię po karetkę i będzie dobrze.

Nie jestem już w stanie utrzymać Harry'ego, więc powoli osuwamy się na ziemię. Ja jednak go nie puszczam. Nie mogę go teraz zostawić.

— Wiedziałem, że to pułapka, nie mogłem pozwolić by stała ci się krzywda — mówi słabym głosem. Pierwszy raz widzę go w takim stanie i chociaż powinnam czuć satysfakcją, że teraz to on cierpi to nie umiem. Najwyraźniej nie jestem taka zepsuta jakbym chciała. — Kocham cię.

— Nie przemęczaj się — proszę go.

Chwytam za telefon i dzwonię do jednego z swoich ludzi i przekazuje mu polecenie, ma wezwać prywatną karetkę, która przewiezie Harry'ego prywatnego szpitala, gdzie zajmą się nim w najlepszy sposób.

Kończę połączenie i swoją uwagę skupiam całkowicie na Harrym. On jest teraz dla mnie najważniejszy.

— Jeśli teraz umrę to wiedz, że bardzo cię kocham. Nasze relacje nie wyglądały tak jak powinny i wiem, że to jednie moja wina, ale... — przerywam mu, bo nie chcę by tracił niepotrzebnie siły. On musi się teraz oszczędzać.

— Później mi to powiesz. Jak już dojdziesz do siebie, a ja będę cię odwiedzać — na jego twarzy pojawia się słaby uśmiech. Jest jednak bardzo blady.

— Obiecujesz?

— Tak.

***
Chodzę w kółko po szpitalnym korytarzu, nie potrafię usiedzieć w miejscu. Nie wydaje mi się by Harry doznał poważnych obrażeń, lecz i tak się bardzo boję. W tej chwili jestem nawet zadowolona, że jesteśmy nadal małożeństwem, bo będę informowana o jego stanie na bieżąco.

— Victoria!  — dociera do mnie głos ojca, a po chwili znajduje się już w jego ramionach. — Jesteś cała? W żaden sposób nie oberwałaś — dokładnie skanuje moje ciało. — Dorwę i zabiję wszystkich którzy postanowili zrobić ci krzywdę. Nikomu to nie ujdzie na sucho.

— Dobrze — mówię dokładnie to co chce usłyszeć, bo nie mam siły na zastanawianie się.

— No to wracajmy już do domu, potrzebujesz odpoczynku po tym wszystkim — chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia. Ja jednak się zatrzymuje. W tej kwestii nie ustopię, nie zostawię Harry'ego samego.

— Jak chcesz to idź, ja muszę tu zostać.

— Ale po co? — dziwi się tata. — Jeśli chcesz to przekupię kogo trzeba i on już się nie obudzi. A ty będziesz poza wszelkimi podejrzeniami. Zostaniesz bogatą wdową, która od nikogo nie będzie zależeć.

Czyli już go Alex przenamówił. Ja jednak nie jestem taka niewdzięczna i nie pozwolę zabić Harry'ego, który ucierpiał ratując moje życie i zdrowie. Gdybym dostała w kręgosłup to na zawsze mogłabym być kaleką.

— Może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie chcę jego śmierci. Teraz zależy mi tylko na tym by wyzdrowiał.

— On nie zasługuje na twoje zaangażowanie.

Może i to prawda, ale w tej chwili mnie to nie interesuje.

Mam już mu odpowiedzieć by wracał do domu, lecz moją uwagę przykuwa idący w moją stronę lekarz.

Ignoruje swojego ojca i szybko do niego podbiegam.

— Co z moim mężem?

— Pan Styles miał bardzo dużo szczęścia — zresztą tak ja zawsze. — Kula nie uszkodziła żadnego ważnego narządu, więc wystarczyło ją wyjąć i oczyścić ranę. Powinien szybko dojść do siebie — uśmiecham się na jego słowa. To jest dokładnie to co chciałam usłyszeć.

Doktor odchodzi, a ja czuję, że za mną stoi ojciec.

— Jak słyszałaś jemu nic nie jest. Nie jesteś, więc tu do niczego potrzebna.

— Nie ruszę się stąd — zapewniam.

— Jak Theo się dowiedział, że ktoś próbował cię zabić to wpadł w szał. Jeśli nie pojedziesz do niego to on jak zwykle narobi sobie kłopotów.

Cholera i co tu robić.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Błędy MłodościWhere stories live. Discover now