25

1.6K 67 4
                                    


— Nie zmądrzałeś, a można by nawet powiedzieć, że wręcz odwrotnie skoro twierdzisz, że uda ci się zabić Harry'ego. To nie jest wcale takie proste — komunikuje i wbijam widelec w kawałek mozzarelli z caprese. Jednej z moich ulubionych sałatek.

— Spędziłaś z nim kilka dni, a przecież jesteś cała i zdrowa, sądzę też, że przez ten czas choć raz że sobą spaliście, więc miałaś idealne warunki żeby go zamordować. A skoro nie zrobił ci nic jak wróciłaś do niego po tylu latach to równie dobrze teraz też możesz do niego jechać i zakończyć te swoje bezsensowne małżeństwo — oznajmia i bierze do ust kawałek kurczaka.

On naprawdę jest głupi skoro twierdzi, że to się uda się.

— Jeśli tam wrócę do on mnie zabije — powoli nerwy się we mnie wzbierają, jak on może nie rozumieć powagi tej sytuacji.

— Bez przesady od jednego czy dwóch uderzeń się nie  umiera — mówi lekceważąco. Lecz nie ma w tym nic dziwnego, on sobie używał życia gdy ja albo za niego pracowałam lub byłam pod tyranią Harry'ego. On nie ma pojęcia o moim życiu i nie dałby rady przejść tego co ja.

— Może i nie, ale od duszenia już tak — wyrywa mi się i dopiero po chwili do mnie dociera, że on to zrobił specjalnie. Prowokował mnie żeby usłyszeć to co będzie chciał, a ja głupia znowu dałam mu się nabrać. Przecież znam go od urodzenia to powinnam umieć w locie wychwytywać jego podstępy.

— Nic o tym nie wspominałaś — zaczyna tata. On naprawdę nie powinien tego usłyszeć.

— No to mamy już jasność, on musi umrzeć. Skoro próbował zabić Victorię to my musimy pozbyć się jego. Macie podpisaną intercyzę siostrzyczko? — To pytanie kieruję bezpośrednio do mnie.

— Jasne, że nie. Dlatego w pozwach rozwodowych zawsze zaznaczam, że nic od niego nie chcę. Tak samo nie chcę by cokolwiek teraz na mnie przepisywać.

— Przejmiemy jego majątek — a ten znowu swoje. Uparł się na to czy co. — Może nie cały, ale na pewno jego większą część. Może to małżeństwo nawet nam się na coś przyda — przez te jego rozważania mam ochotę sama mu przyłożyć. On jest jeszcze większym materialistą niż ja. Plus ja nie szukać korzyści na nieszczęściu innych.

— Straciłam apetyt — wstaje od stołu i opuszczam jadalnie. Potrzebuję teraz przytulić się do Theo, a nie słuchać głupich pomysłów Alexa.

Słyszę jakieś wołanie, ale mam to gdzieś.

***
— Jesteś bardzo markotna, twój brat zepsuł ci humor skarbie? — pyta mnie brunet jak leżę na jego nagim torsie. Do niczego poza przytulaniem nie doszło.

— Tak jak zawsze. Jestem bardzo zmęczona i chcę spać. Jutro muszę znaleźć coś na te przyjęcie, bo nie chce mi się wierzyć, że mnie to ominie. Nieprzyjemne rzeczy jakoś nie chcą ode mnie uciekać.

— Nie bądź już taką pesymistką — mówi i szczelniej mnie obejmuje swoimi ramionami. — Alex po będzie tu kilka dni i jak zwykle wyjedzie. On nie znosi wszelkiego rodzaju obowiązków i szybko się ulatnia z miejsc gdzie ktoś coś od niego oczekuje. Tym razem też tak będzie — tego to akurat nie jestem teraz taka pewna. Alex zwęszył zysk i będzie teraz robił wszystko by zarobić na mojej tragedii.

Theo gadu światło, a ja zamykam oczy i próbuję zasnąć i gdy już mi się to prawie udaje to drzwi zostają gwałtownie otwarte i ktoś włącza światło. Tylko jedna osoba może wchodzić w tak obcesowy sposób.

— Wyjdź stąd, bo mam do pogadania w Victorią

— Jest zmęczona, przyjdź jutro — mówi Theo i przykrywa mnie kocem. Nie jestem jednak naga, bo mam na sobie bieliznę.

— Nie interesuje mnie to.... — przerywam mu nim zacznie te swoje groźby.

— Przynieść mi szklankę skoro — brunet nic nie odpowiada tylko wstaje i wychodzi. Dobrze, że szybko zrozumiał o co mi chodzi. — Czego chcesz?

— Byś zaczęła wreszcie myśleć. Ty naprawdę nie chcesz go ukarać za to wszystko co ci robił? Vicky rusz tym łbem, bo ja nie zamierzam zaprzepaścić takiej okazji. I pomożesz mi czy tego chcesz czy nie!

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Błędy MłodościWhere stories live. Discover now