8

1.9K 67 6
                                    


— Czy ty naprawdę sądzisz, że gdybym cię nie kochał to mimo tego, że ze mną jesteś to wziąłbym cię za żonę? Nie Victorio. Nie zmuszałem cię do tego, sama mi się oddałaś. Przez chwilę nawet zastanawiałem się czy nie powinien cię oddać swoim ludziom by się tobą zabawili — no nie, tego to ja bym na pewno przeżyła. — Ciesz się jednak, że nie potrafię tego zrobić. Możesz sobie chodzić po całym domu, bo brama jest zamknięta i nikt cię stąd nie wypuści. Za dwie godziny będzie kolacja i chcę zejść z tobą.

— Nie jestem głodna — przez te wszystkie nerwy żołądek zawiązał mi się na supeł.

— A to nie była prośba — komunikuje, a następnie znowu wychodzi.

Sama też opuszczam te pomieszczenie, jak tak dalej będę siedzieć to w końcu oszaleje. To miejsce bardzo źle na mnie działa. Kilka razy nawet prosiłam Harry'ego byśmy wyjechali i zostawili przeszłość za sobą. Możliwe, że wtedy jako tako by nam się zaczęło układać.

— Wiesz, że sądziłem, że naprawdę ci się uda. Widziałaś go za nos ponad trzy lata — jak jestem na dole to dociera do mnie głos Louisa. Odwracam się w jego stronę.

— Nie udawaj nawet, że mi kibicowałeś, bo dobrze wiem, że wysyłałeś za mną najlepszych ludzi Harry'ego.

— A ty jednak zawsze dawałaś radę ich unieszkodliwić. Nie doceniałem cię Vicky. To już jednak nie jest istotne. Wróciłaś do Harry'ego i już nic tego nie zmieni — gryzę się w język, ale mam ochotę mu wykrzyczeć jak bardzo się myli.

— Wiesz co mam gdzieś te twoje gadanie. Najlepiej zniknij mi z oczu — mówię, a następnie zaczynam maszerować przed siebie. Długo mnie tu nie było, ale tak dobrze poznałam to miejsce, że z zamkniętymi oczami trafiłabym tam gdzie chcę.

Opuszczam dom, a następnie podchodzę dość wolnym krokiem do tej przeklętej fontanny wykutej z kamienia. Doskonale pamiętam jak Harry mnie na nią popchnął, a następnie zanużył moją głowę pod wodą. Jego jedna dłoń jednak cały czas spoczywała na mojej szyi sprawdzając tętno. Wtedy byłam przekonana, że on po prostu chce wiedzieć kiedy dokładnie umrę, lecz teraz już nie jestem tego pewna.

Nie raz po tym jak przesadził dyskretnie sprawdzał moje czynności życiowe. Zupełnie tak jakby się o mnie martwił. Chociaż w to szczerze wątpię.

Dotykam ręką jej brzegu. A następnie zamykam oczy. Mimowolnie miga mi obraz tamtej sytuacji. To jak się wtedy bałam, a następnie jak leżałam pozbawiona sił na trawniku starając się wykasłać całą wodę, która bezwolnie połknęłam.

Po jakimś czasie Louis się nade mną zlitował i zaniósł mnie do domu.

— Sądziłem, że będziesz omijać to miejsce szerokim łukiem — podskakuje na dźwięk jego głosu. Powoli też odwracam się w jego stronę. W środku cała się trzęse. — A może to wcale nie taki najgorszy pomysł. Zmierzyć się z tym wspomnieniem. Chociaż nie raz miałem ochotę to zburzyć.

— Rób jak chcesz to przecież twój dom — chcę iść dalej, ale on chwyta mnie za ramię.

— Przez ten czas byłaś bardzo ostrożna i nie pozwoliłaś sobie na plotki na twój temat, a ja nie mam niestety nikogo zaufanego w twoim otoczeniu, więc zadam ci pytanie i oczekuje od ciebie szczerzej odpowiedzi, nie ważne czy ona mi się spodoba czy nie. Okej?

Kiwam głową chociaż nie wiem czy to jest dobry pomysł. Dobrze wiem jak on reaguje jak coś jest nie po jego myśli. A to, że chwilowo jest spokojny to jeszcze nic nie znaczy.

— Byłaś z kimś na stałe związana? Nie pytam o jedno nocne przygody, ale czy planowałaś z kimś ułożyć sobie życie nadal będąc moją?

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.

Błędy MłodościWhere stories live. Discover now