XXXVII

263 31 3
                                    

Pozostali się oddalali, nie patrząc za siebie. Nie zauważyli, że zostaliśmy oddzieleni... Samochód udał się za nami, najwyraźniej to nas biorąc za cel.

Gdy się obróciłam, zobaczyłam jak powoli, kawałek po kawałku, Jeep niebezpiecznie zaczyna się przybliżać.

Hunter galopował coraz szybciej, dawno przeszedł już w cwał. Miałam wielką nadzieję, że Peter da radę się utrzymać, ale jak na razie było całkiem nieźle.

- Skręć w lewo! - usłyszałam krzyk Petera tuż przy swoim uchu. Ciepły oddech chłopaka owiał moją szyję, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.

Posłuchałam osiemnastolatka, natychmiast wykonując jego polecenie. Hunter ostro zakręcił, pomimo dużej prędkości, zahaczając moją nogą o drzewo i rozrywając materiał bryczesów. Jęknęłam cicho, czując palący ból.

- Sam, wszystko gra? - Peter nachylił się w siodle, by zerknąć na moją łydkę. Po chwili musiał jednak zrezygnować, bo prawie spadł z konia.

- Tak - odpowiedziałam mu z wahaniem. Jak na złość, łydka zapiekła mocniej i jęknęłam. - Zahaczyłam się o drzewo i tyle.

- Skręć w prawo! - zawołał chłopak, nie mając okazji kontynuować poprzedniej wymiany zdań.

Wjeżdżając w gęste zarosła, oddaliliśmy się od Jeepa, ale także znacznie zwolniliśmy. Peter poprowadził mnie, co chwila dając mi wskazówki, gdzie powinnam skręcić. Było to strasznie trudne, bo gąszcz robił się coraz gęstszy i ciemniejszy.

Niedługo później zobaczyłam, jak Hunter strzyże uszami. Zwolniłam więc, skracając wodze, po czym wyjrzałam zza dużego krzaka.

Stał tam Jeep, a obok niego ten mężczyzna. Miał ciemną cerę, brązowe włosy i, tak jak tamten, twarz poznaczoną bliznami. Chusta, którą wcześniej zakrywał sobie twarz, wisiała mu na szyi.

- Cholera, uciekły mi! - w głosie mężczyzny pobrzmiewała złość i frustracja. Był wściekły, to niezaprzyczalng fakt. Coś czułam, że lepiej trzymać się teraz od niego z daleka...

Teraz i zawsze. To nie jest typ, z którym można się zaprzyjaźnić.

Mężczyzna wyjął telefon, po czym wsiadł do samochodu. Odpalił hałaśliwie samochód i zniknął za drzewami.

- No to co, udało się, prawda? - z uśmiechem zapytałam Petera, dopiero teraz orientując się w pełni, że cały czas mnie obejmował. Zarumieniłam się, zanim zdążyłam nad tym zapanować.

Ty idiotko!, zbeształam się w duchu. Przyjaźnicie się od wielu lat, to nie pierwszy raz, kiedy cię przytula!

- Jasne - wyszczerzył się szeroko.

- To teraz pokieruj mnie tak, byśmy wrócili do stajni - zachęciłam go, po czym łydkami popędziłam Huntera. Ruszył żwawym kłusem, a chłopak siedzący za moimi plecami udzielał mi wskazówek.

Z moim szczęściem nic nie mogło się jednak udać idealnie. Na drodze prowadzącej do stajni, otoczonej z dwóch stron gęstym, nieprzebytym lasem, leżało kilka wielkich, zwalonych drzew.

- Peter... Gdzie teraz? - spytałam z niepokojem.

- Nie wiem, Sam. To była jedyna droga...

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now