IV

423 37 4
                                    

Rebecca

Nie wierzę, że to zrobił.

Miałam go za inteligentnego, dojrzałego chłopaka. Za młodego mężczyznę, który ma w swoim życiu zasady i nimi się kieruje.

Nie wiem, czy coś łączyło go z Samanthą, ale wiem, że był dla każdego tak samo dobry, wrażliwy i pomocny... przynajmniej tak się wydawało.

Często gdy o nim myślę, przypomina mi się sytuacja, która wydarzyła się kilka tygodni temu, po przejeździe na zawodach Samanthy. Chłopak przyjechał akurat na cross, chcąc jej zrobić niespodziankę. A potem, gdy spadła...

Alex podbiegł do niej, lecz najpierw odsunął trzyletniego chłopca na bok i uspokoił szalejącego konia. Z nienaturalnym wręcz spokojem udzielił dziewczynie pierwszej pomocy, nie pozwalając opanować się przerażeniu.

Dopiero później, w szpitalu, wyznał mi, jak strasznie był przerażony.
Przytuliłam go jak syna, którego nigdy nie miałam i uspokoiłam, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.

Teraz trzymam się kurczowo tego zdania, by nie pozwolić przygnieść się rozpaczy. Nie chodzi o to, że byłam z Samanthą bardzo blisko, tylko... to ja ją do tego namówiłam.

Ja ją do tego szkoliłam.

Teraz ponoszę konsekwencje.

Nie powinnam się obwiniać - to wszystko wydarzyło się przez jakieś psychopatycznego, chorego umysłowo, szalonego chłopaka, ale...

Wyrzutów sumienia łatwo się nie pozbędę. Teraz staram się tylko być dla wszystkich oparciem i pomocą, choć sama tego nie otrzymałam.

Brat dziewczyny powiedział mi w szpitalu jedną rzecz, która bardzo zapadła mi w pamięć:

- Widzi pani... dopiero co ją odzyskałem, a teraz znów ją straciłem. Jednak gdybym mógł cofnąć czas, nie powstrzymałbym jej. Jedynie skopałbym tego... - przerwał, a jego głos lekko mu zadrżał. Poruszył grdyką, przełykając ślinę, po czym kontynuował:

- Sam bardzo, ale to bardzo zależało na tych zawodach. Moje słowa mogą wydać się okrutne, w końcu wtedy nie walczyłaby o życie, mogąc już się nie obudzić, ale... znam ją od około miesiąca, a już na pierwszym spotkaniu zauważyłem jej miłość do tego miejsca, pani, Huntera. Jak pani by zrobiła, gdyby można było cofnąć czas?

Rzeczywiście, dotarło do mnie dopiero niedawno, że ma stuprocentową rację.

Nie powstrzymałabym Samanthy, to było dla niej zbyt ważne. I dla niej, i dla Huntera. Wiedziała, co jej groziło, jak potem wyjaśnił mi Peter. Widziała list.

To nie była nasza wina, jej też nie, nawet nie Huntera...

Właśnie, Hunter.

Odeszłam na kilka kroków od wiadra do mieszania paszy i raźnym krokiem poszłam w stronę pastwiska.

Słońce zniżało się coraz bardziej, powoli skrywając się wśród koron drzew.

Westchnęłam. Samantha, Alex, Peter i Amy w szpitalu, a ja podziwiam widoki.

- Hunter!

Zmarszczyłam brwi i zawołałam go raz jeszcze.

Gdzie on jest? Czemu nie przybiega?

Weszłam na pastwisko. Ruszyłam w głąb, tam, gdzie stała reszta koni.

Przepchnęłam się między nimi, lecz Huntera wciąż nie było widać.

Zaczynałam panikować. Rozejrzałam się jeszcze raz...

I zamarłam.

W płocie widniała poszarpana, wielka dziura.

Hunter II. Czas zmianDove le storie prendono vita. Scoprilo ora