XXVII

335 31 5
                                    

Na koniec jazdy Rebecca ustawiła nam po krzyżaku średniej wielkości, tak, by skoki były przyjemne i niespecjalnie męczące. Poszło nam świetnie, zupełnie bezproblemowo.

Jedynym minusem były ogromne zakwasy i słabość mięśni, ale Hunter nie potrzebował szczególnej zachęty.

Zeszkoczyłam sprawnie z wałacha i podprowadziłam go do wyjścia z odkrytej ujeżdżalni. Otworzyłam bramkę i wyszłam.

Koń szedł za mną posłusznie, więc dla próby przełożyłam mu wodze przez głowę i puściłam je.

Prawie podskoczyłam z radości, bo Hunter szedł za mną potulny jak baranek, oddany i kochany. Parsknął cicho, z cichą radością patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.

W boksie przytuliłam się do konia. Jak dobrze było mieć go przy sobie...

Wiem, że dzisiaj tak naprawdę całą noc i dzień spędziłam z nim, ale przebywanie z Hunterem napełniało mnie wielką, nieopisaną radością i poczuciem spełnienia. Było wszystkim, czego mogłam chcieć i potrzebować.

Odpięłam popręg i ściągnęłam siodło. Zdjęłam ochraniacze, a potem sprawnie założyłam nowy, kupiony przed śpiączką zielony kantar. Ogłowie przewiesiłam przez siodło i wyszłam z boksu.

Tam niefortunnie napotkałam Alexa.

- Odniesiesz ze mną sprzęt do siodlarni? - zapytał, nie patrząc mi w oczy, choć uśmiechając się w moją stronę.

- Jasne.

Siodlarnia była dużym pomieszczeniem przedzielonym tak, że w mniejszej części był sprzęt jeździecki prywatny, a w większej - stajenny, szkółkowy. Każdy wieszak na siodło miał tabliczkę z imieniem konia, na którego dany popręg, ogłowie i siodło pasowało. W rogu stała szara, wysoka szafka, w której swój sprzęt przechowywała Ashley.

Przewiesiłam siodło na stojaku, a obok na wieszak założyłam ogłowie.

- Alex..? - zaczęłam, wyciągając telefon. Patrzyłam chwilę w ekran, a potem wyłączyłam go i spojrzałam w twarz chłopaka.

- Tak? - wyczuł coś w moim spojrzeniu i tonie, bo jego głos pełen był niepokoju. Wiedział, że to, co powiem, wcale nie będzie dla niego radosne,.. Wręcz przeciwnie.

- Serio uwierzyłeś? - nie mogłam się powstrzymać. Wyciągając telefon z tym zdjęciem, uniosłam ironicznie brwi. W oczach miałam jednak zawód i żal.

Alex patrzył na mnie z szokiem, który przeszedł w grymas bólu.

- Sam, ja...

- Dlatego pobiłeś Petera? Dlatego ich wszystkich obrażałeś? Dlatego raniłeś wszystkich wokół? - już otwierał usta, by coś powiedzieć, by się bronić. Ale ja nie skończyłam. Jeszcze nie. - Przez jedno głupie zdjęcie? I znowu jej uwierzyłeś? Jak widać, historia lubi się powtarzać, a ty nie przepadasz za wyciąganiem wniosków!

Patrzył na mnie z załamaniem. Nie odzywał się już. Nie miał po co i zdawał sobie z tego sprawę. Nie było nic, co mogło wyjaśnić jego postępowanie.

- Alex, przecież to jest głupie! Zauważ to wreszcie! - oddychałam głośno i szybko. Byłam wkurzona. Jak on mógł... - Nie mam pojęcia, czemu tak nie znosicie się z Peterem, ale to nigdy nie jest powód, by...

Zaraz jednak zeszłam z tonu. Nie chciałam go ranić, ale musiałam to powiedzieć. Głos załamał mi się lekko, mimo wszystko nie było to łatwe.

- Wybacz, ale... Z nami... Z tym wszystkim... Z nami koniec. Nie potrafię dalej patrzeć na ciebie, na... nas tak samo. Zraniłeś moich przyjaciół... To koniec, Alex.

Powiedziałam to. Było... łatwiejsze niż mogło się wydawać. Nie wiem, czy to wpływ śpiączki, czy może szok po usłyszeniu wszystkich rewelacji dotyczących pobicia, ale... nie bolało tak, jak mogłoby.

Było mi żal, było mi smutno. Ale nie aż tak, by... by się załamać.

Nie patrzyłam na jego minę. Zbyt by mnie to załamało, a tego nie potrzebowałam.

Wyszłam z siodlarni szybkim krokiem, a w moich oczach pojawiły się niechciane łzy.

Hunter II. Czas zmianحيث تعيش القصص. اكتشف الآن