XVIII

355 42 2
                                    

Samantha

"Mrugam.

Wspomnienia już nie pojawiają się nagle i gwałtownie, ale w każdej chwili mogę je przywołać w pamięci - żywe i wyraźne, tak samo jak przed chwilą.

Obracam się i patrzę na konia.

Dopiero teraz dostrzegam jego podobieństwo do Huntera, ten sam krok i podobny kształt zadu.

Ogier rozkopał trochę ziemię kopytem i uderzył nim w trawę. Wyraźnie chciał mi coś powiedzieć. Machnął w moją stronę łbem i wskazał nim na swój grzbiet.

Podeszłam bliżej i wsiadłam.

Musiałam spróbować kolejny raz, bo miałam do kogo wracać."

***

Peter

- To... - chciałem zacząć akcję, ale widok dziewczyny wymazał mi z głowy nasz plan. Była taka...

Nie mogłem znieść myśli, że może umrzeć.

Bo nie może!

Nie, nie, nie, nie, nie.

Weź się w garść! Uratuj ją, zamiast użalać się nad sobą! No już! Jeśli nie chcesz, by umarła, by odeszła na zawsze, to jej pomóż!

Spojrzeliśmy po sobie i skinęliśmy porozumiewawczo. Czas przystąpić do działania.

***

Samantha

"Mija pod nami kolejna przeszkoda. Kolejna i kolejna.

Czuję się... Świetnie.

Tak... Tak bardzo mi tego brakowało.

Euforii, adrenaliny, szczęścia i radości. Poczucia wolności i irracjonalnego bezpieczeństwa, poczucia  ż y c i a.

Było jednak inaczej. Czułam, jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Nigdy nie sądziłam, że przeszłość tak na mnie działa. Nigdy nie sądziłam, że tak wiele tracę, nie chcąc stawić jej czoła.

***

Peter

Amy wyjrzała pospiesznie na korytarz, aby sprawdzić, czy nikt nie idzie. Na nasze szczęście, w korytarzu nie było nikogo. Po marmurowej posadzce nie niósło się nawet echo czyichś kroków.

Alex przyciągnął kroplówkę i odpowiednie, najpotrzebniejsze do życia aparaty, a Amy szeroko otworzyła drzwi.

***

Samantha

"Przeszkody chyba się nie kończą. Galopuję i galopuję, ale przeszkody ciągną się aż po horyzont.

Może to i dobrze?

W końcu moje miejsce zawsze było właśnie tutaj, na grzbiecie konia..."

***

Peter

Pociągnąłem za łóżko i razem z Alexem wyjechaliśmy nim na korytarz. Amy nacisnęła przycisk windy, a, ku naszemu zdumieniu, spotkaliśmy tam dwie pielęgniarki i lekarza. Wyszli i już otwierali usta, by coś nam powiedzieć, gdy pędem wpadliśmy do windy i Amy zaczęła gorączkowo naciskać przycisk parteru.

Ciężkie, metalowe drzwi co chwila rozsuwały się i zasuwały, gdy lekarz naciskał na przycisk z drugiej strony.

Miałem ochotę parsknąć śmiechem, gdyby nie powaga sytuacji.

Wreszcie winda zjechała na dół. Wypadliśmy z niej błyskawicznie i pociągnęliśmy za drzwi wyjściowe szpitala.

Na nasz widok kilkadziesiąt osób szeroko otwierało oczy, a kilkoro od razu rzuciło się, by nas złapać.

Rebecca, która miała czuwać na dole, próbowała ich od nas odciągać. Gdy byliśmy już blisko drzwi, "przypadkiem" wylała na podłogę kawę. Zaczęła gorączkowo przepraszać, ale śliska posadzka zatrzymała goniących.

***

Samantha

"A... Co z Alexem, Amy, Peterem, Rebecką, mamą, tatą, Adamem?

Co z Hunterem?

Czy naprawdę wolałabym zostać tutaj, a nigdy już ich nie zobaczyć?

Pokonując kolejne przeszkody rozmyślałam o tym, o nich.

Brakuje mi moich bliskich. Nawet tych że szkoły, mimo że najczęściej nie zachowywali się w stosunku do mnie w porządku.

Przed oczami pojawił mi się nieoczekiwany obraz Petera. Wiedziałam podskórnie, że on na mnie czeka.

Potem zobaczyłam Adama, z którym miałam tak mało czasu, by się poznać lepiej.

Następnie przed oczami zaczęli mi się przesuwać rodzice, Agatha, Amy, Alex, Rebecca, nawet Suzie.

Wszyscy, którzy byli obecni w moim życiu.

Miałam nieodparte wrażenie, że jeżeli nie przeskoczę tych przeszkód, już nigdy ich nie zobaczę.

A chciałabym.

I wtedy, gdy tylko o tym pomyślałam, widziałam już koniec toru przeszkód.

***

Peter

Ciągnęliśmy szpitalne łóżko naprędce przez trawę, która utrudniała nam bieg i zaplątywała się w osie kółeczek.

Widziałem już sylwetkę Huntera, który, podekscytowany, biegł w naszym kierunku. Wiedział doskonale, kogo wieziemy...

Łączyła go z Sam wielka i wspaniała więź - niejednokrotnie miałem wrażenie, że oboje wyczuwają się na odległość.

Alex był po chwili tak samo zdyszany jak ja, ale biegliśmy dalej na złamanie karku. Amy została w tyle, nie potrafiąc dotrzymać nam kroku.

Zza budynku wybiegali kolejni lekarze, ale na szczęście daleko w tyle. Widziałem między nimi także Rebeckę, która najwyraźniej coś im tłumaczyła.

Hunter nadbiegł i zahamował ostro, wzbijając chmurę pyłu, a potem niezwykle łagodnym wzrokiem spojrzał w kierunku białej pościeli.

Podszedł ostrożnie do leżącej Sam i dotknął pyskiem jej uśpionej twarzy.

***

Samantha

"Ostatnia przeszkoda.

Czuję, że to będzie coś przełomowego. Jakaś ostatnia bariera.

Przeszkoda jest wysoka i budzi postrach, jest to szeroki okser na wysokość przynajmniej metra pięćdziesiąt. Jestem przekonana, że jeszcze nigdy takiej nie skakałam.

Przeszkoda jest dosyć daleko, ale nagle...

Wspomnienia powracają.

Widzę człowieka w kapturze, lecący w moją stronę ciężki przedmiot, Krzyki, krew, rżenie Huntera... Ból, zapadająca ciemność...

Normalnie poddałabym się tym wspomnieniom i załamała. Nauczyłam się jednak, jak radzić sobie z przeszłością. Wiedziałam także, że nie stawię czoła temu, co ma nadejść, jeżeli nie uporam się z tym wspomnieniem. Zatrzymałam ogiera i odetchnęłam. Człowiek w kapturze zrobił coś okropnego, coś, czego nigdy nie powinnam mu wybaczyć.

Ale... Wiecie co?

Właśnie to zrobiłam. Było to trudne, ale wybaczyłam Conorowi.

Nie miałam pojęcia, co zniósł i co przeżył. Nie miałam prawa go oceniać.

Popędziłam konia do galopu, zrobiłam półsiad i... Skoczyłam.

Po chwili na nosie poczułam dotyk miękkich chrap pachnących sianem i... Hunterem.

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now