XXXVI

271 28 4
                                    

- Zwiewamy! - krzyknął Alex, po czym szybko wypuścił ciężki konar i razem z Amy pobiegł do wyjścia. Ja stałam jak wryta, wciąż nie mogąc się otrząsnąć. Nie byłam przyzwyczajona do takich chorych sytuacji.

- Sam, zaraz będą tu inni, po których zadzwonił ten gość - szepnął Peter, ciągnąc mnie delikatnie za rękę. Wiedziałam, że musiałam się pospieszyć. Ogromną siłą woli zmusiłam swoje nogi do ruchu, kierując się ku wyjściu z tego ciemnego, mrożącego krew w żyłach pomieszczenia.

Za sobą zostawiliśmy nieprzytomnego mężczyznę i manekina-trupa.

Biegiem rzuciliśmy się w wilgotny korytarz, którym tu przyszliśmy.

Po drodze Alex wyjaśnił nam, że Matylda i Agatha pobiegły zadzwonić na policję - choć tak naprawdę powinniśmy zrobić to już dawno - i czekają na nas przy koniach. Mieliśmy uciec najszybciej, jak się dało.

Szybko otworzyliśmy klapę, przez którą weszliśmy do bazy Organizacji. Alex podtrzymał Amy, pomagając jej wejść, a Peter podsadził mnie i pomógł w wyjściu na zewnątrz.

Potem chłopacy szybko się uporali z wchodzeniem na górę. Byli wyżsi i mieli dłuższe ręce, przez co było im łatwiej.

Gdy wszyscy się bezpiecznie wydostali, od razu zaczęliśmy biec w stronę koni, gdzie czekały na nas już Agatha i Matylda.

- Peter... - Agatha była wyraźnie poddenerwowana, co chwila oblizywała wargi i nieświadomie głaskała swojego konia, Zeusa. - Magik... On... Uciekł..!

- Co?!

- Chyba... Chyba wystraszył się jadącego samochodu i... - Agatha najwyraźniej nie wiedziała, jak przekazać trudne informacje.

- Zaraz, jakiego samochodu? - zapytałam głośno, a w mojej głowie pojawiła się przerażająca myśl.

- Nie wiem...

- To... To może być Organizacja! - dokończył Peter, próbując zapanować nad drżącym głosem.

Tak bardzo mu w tej chwili współczułam. Wiedziałam, co czuł, w końcu Hunter także kiedyś uciekł... Oby Magik się znalazł, był...

Zza zakrętu wyłonił się czarny, lśniący Jeep z zamaskowaną sylwetką za kierownicą. Ktoś krzyknął głośno. Szybko wskoczyłam na Huntera, pozostali także dosiedli koni.

Powoli się rozpędzając, podjechałam do Petera, który złapał moją rękę. Podciągając się na niej i prawie ją wyrywając, chłopak znalazł się za mną na Hunterze.

Skarogniady koń jak szalony rzucił się do galopu, pędząc prawie na oślep przed siebie. Musieliśmy oddalić się stąd jak najszybciej.

Samochód miał przewagę prędkości, ale my znaliśmy teren i łatwiej nam się jeździło, przeskakując strumienie. Jeśli będziemy mieli dużo szczęścia, Jeep utknie w jednym z nich.

Peter oplótł mnie rękoma na brzuchu, zwiększając swoją przyczepność i szansę na przeżycie, a ja zignorowałam przyjemne ciepło, gdy moje plecy dotknęły klatki piersiowej chłopaka.

Powoli Hunter nadrabiał zaległości i doganiał pozostałych. Widziałam już bardzo wyraźnie Amy i Agathę, trochę dalej pędziła Matylda z Alexem u boku.

Samochód był bardzo szybki i radził sobie w terenie, więc miał wielkie szanse nas dogonić. W pewnym momencie najechał na wypukłość terenu, rozpędził się i... wyskoczył kilka metrów nad ziemię, zmuszając mnie i Petera oddalić się od pozostałych.

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now