VI

428 36 2
                                    

Adam

- Hej, siostrzyczko! - rzuciłem luźne, niepasujące do tego miejsca powitanie, próbując załagodzić smutek wywołany widokiem jej nieruchomych rysów.

Usiadłem przy jej łóżku i westchnąłem. To był trudny, pełen wrażeń dzień.

Spojrzałem w uśpioną, nadzwyczajnie spokojną twarz mojej siostry. Ciemnobrązowe włosy rozsypały się po poduszce, jedwabiste i wyraźnie odbijające się od sterylnej bieli poduszki.

W moich oczach pojawiły się niechciane, ale zarazem dawno upragnione łzy. Jedna z nich spłynęła mi po policzku, ale starłem ją szybko.

Zamiast tego uśmiechnąłem się krzywo i zacząłem opowiadać:

- Widzisz? Wszystko się komplikuje. Ten chłopak, którego tak lubisz, pobił innego, przy okazji raniąc twoją przyjaciółkę. Tata wraca smutny i przygnębiony, mama coraz częściej spożywa tabletki nasenne i  zaczyna palić. Dodatkowo, Hunter... zniknął. Rebecca do mnie dzwoniła, on... kopytami zniszczył poluzowane deski ogrodzenia i uciekł. Lekarze powiedzieli, że blizna po uderzeniu zostanie ci na zawsze, a poza tym... jeśli nie obudzisz się w ciągu dwóch tygodni... nie będzie sensu...

Nie, nie, nie mogę. Nie mogę tego powiedzieć. Nie,.. nie...

A jednak świat musi to usłyszeć. Muszę postarać pogodzić się z tym co zajdzie i mieć nadzieję, że to się nie stanie...

- Nie będzie sensu utrzymywać cię przy życiu..!

Ukryłem twarz w dłoniach. Nie dam rady. Nie dam rady być silny za wszystkich. Nie, nie, nie, nie, nie.

- Obudź się, Sam. Proszę. Zrób to dla mnie, błagam...

Wstałem. Wiedziałem, że nikt nie potwierdził, że osoby w śpiączce słyszą swoje otoczenie, ale mówiąc do niej, sam radziłem sobie ze swoimi emocjami.

Podszedłem do drzwi, gdy one otworzyły się energicznie, prawie uderzając mnie w pierś.

Zdumiony, ujrzałem obitego, rudego chłopaka z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

- Co się stało? - zapytałem.

Chłopak miał zaczerwienioną twarz i lekko dyszał. Do tego niewątpliwie został pobity, i to niedawno - na oku miał wielką śliwę, a na szczęce i ramionach parę siniaków.

Zmarszczyłem brwi. Gdzieś go już widziałem...

- Nic, ja... chciałem tylko... zobaczyć się z Sam - powiedział niepewnie. Miał miły, przyjemny głos, lekko chrapliwy. - Jestem Peter - wyciągnął do mnie rękę.

- Adam - uścisnąłem jego dłoń. Już wiedziałem. Sam go znała, był z tej stajni, w której jeździła. To chyba jej przyjaciel, z tego co wiem, bardzo go ceniła.

Usiadłem znów na łóżku siostry. Peter podszedł bliżej, przyglądając się ze smutkiem jej uśpionej, podłączonej do kroplówki postaci.

- Jak długo ją znałeś? - był zaskoczony tym pytaniem. Po chwili wahania odpowiedział:

- Przez... osiem lat? - zmarszczył brwi. - Nie jestem pewien, poznaliśmy się kilka dni wcześniej, zanim przeniosła się do naszej stajni.

Zaintrygowany, pochyliłem się bliżej niego. Chłopak uśmiechnął się, a jego oczy stały się odległe, jakby przypominał sobie tę scenę chwila po chwili. Za tym uśmiechem krył się jednak olbrzymi smutek. Ten chłopak czuje do niej coś więcej niż przyjaźń, uświadomiłem sobie.

- Szła po galerii, była sama. Jakaś koleżanka w ostatniej chwili ją wystawiła i nie przyszła, a ona postanowiła korzystać z okazji i tak. Patrzyła akurat w telefon, pisząc do kogoś. Ja stałem wtedy pod sklepem jeździeckim, patrząc na wystawiony sprzęt. Wpadła na mnie, po czym przeprosiła i się przedstawiła. Miała dziewięć lat, a mimo to zachowywała się niesamowicie dojrzale i... - teraz uśmiech stał się szerszy, rozjaśnił miło jego ściągniętą smutkiem twarz.

- Taka już była. Otwarta i... - głos odebrało mu wzruszenie. Musiałem wtrącić ważny szczegół.

- Nie była, tylko jest.

Spojrzał na mnie ze smutkiem, po czym zerknął na moją siostrę.

- W tym stanie trudno tak to określić... - jego oczy znów stały się nieprzystępne, gdy się zamyślił.

Chwilę później podniósł gwałtownie głowę i powiedział:

- Później w ramach przeprosin zaprosiła mnie na jakiegoś fast-fooda, gdzie dużo rozmawialiśmy. Byliśmy dzieciakami, ale czuliśmy się jak dorośli. Już wtedy...

Urwał. Gdybym miał bawić się w jasnowidza, strzelałbym, że już wtedy się zauroczył.

Czy Sam zdawała sobie sprawę z jego uczucia?

- Wiesz, ty ją poznałeś - uśmiechnąłem się jakoś gorzko.

Musiałem to wreszcie komus wyznać. To była moja gula w gardle, która przeszkadzała mi mówić przez ostatnie tygodnie i ciążyła mi w codziennym życiu.

- Ja... ja zdążyłem się z nią spotkać kilka razy, tylko tyle, że nie przyzwyczaiłem się nawet do nazywania ją siostrą...

Chłopak patrzył na mnie w milczeniu. Pokiwał głową, zagryzając delikatnie wnętrze policzka. Najwyraźniej rozważał to, co powiedziałem.

- Wiesz... - zaczął cicho. - Żałuję, że tyle zwlekałem, bo nigdy... nigdy jej nie powiedziałem tak naprawdę, że... że znaczy dla mnie... o wiele więcej niż przyjaciółka - wymamrotał wreszcie.

To było oczywiste od początku - pomyślałem. Najwyraźniej była dla niego niesamowicie ważna, a teraz... stracona okazja, gdyby się nie udało jej wybudzić, nie...

Nie wybaczyłby sobie. Chciał, żeby wiedziała, chciał poznać ją jeszcze lepiej.

Rozumiałem go tak bardzo, że to aż bolało. Wielokrotnie mogłem się przełamać i przyjechać szybciej, szybciej pogodzić się z rodzicami i...

- Później przyszedł Alex. Nie mogłem patrzeć, jak ona czuje do niego coraz więcej i...

- Z Alexem to skomplikowana sprawa. Myślę, że... że jeszcze masz szansę. To... nie jest ostateczność. Wybudzi się, musi - powiedziałem z większą wiarą, niż miałem, po czym dodałem: - A wtedy będziesz mógł to zrobić. Będziesz mógł jej wyznać, jak bardzo... jest dla ciebie ważna.

Poklepałem go po ramieniu, żeby ukryć wzruszenie, po czym wstałem ze słowami:

- Zostań z nią, przyda się wam trochę prywatności - uśmiechnąłem się ciepło i wyszedłem, cicho zamykając za sobą szpitalne drzwi i nie zauważając, że Sam się poruszyła.

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now