XVII

355 36 3
                                    

Peter

Ashley, by nam nie przeszkadzała, musiała zostać przy koniach. Agatha wiedziała jednak, że dziewczyna jest nieodpowiedzialna, więc zgłosiła się do tego zadania, choć, jak podejrzewam, wymagało to ogromnego poświęcenia i siły woli.

Podziwiałem ją, ja nie potrafiłbym tego zrobić. Każdy z nas bardzo chciał brać udział w realizacji naszego planu, naszej ostatniej, jedynej, niepowtarzalnej szansy. Jeśli by wszystko potoczyło się po naszej myśli, Sam byłaby uratowana. Jeden, nawet najmniejszy błąd, a dziewczyna umrze.

- Uratujcie ją - szepnęła do mnie Agatha z żalem w oczach.

Zawsze taka była. Cicha, spokojna, ale niezwykłe pomocna i empatyczna. Była zawsze i zawsze powinna być. Stanowiła jedną z pewniejszych i przez to ważniejszych osób w stajni, będąc zawsze pomocą i wsparciem. Tak samo jak ja tęskniła za Sam, znałem ją od pięciu lat.

- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy - odparłem. Zasępiłem się na chwilę.

A co, jak się nie uda? Stłumiłem te myśli, a po chwili wahania dodałem trudne, ale w tym momencie istotne słowo: - Obiecuję.

Uśmiechnęła się do mnie. Wiedziała, jak wysoka jest stawka.

- Lecimy! - zakrzyknęła Rebecca, tak, by wszyscy ją słyszeli.

Ja, Alex i Amy poszliśmy za nią, machając na pożegnanie do Agathy, zostawionej wśród rozłożonego sprzętu jeździeckiego i koni.

Musi nam się udać.

Inaczej ktoś straci życie, a, jak wiadomo, tego nie da się już odwrócić...

Musi się udać. Muszę mieć okazję, by jej powiedzieć, jak bardzo jest dla mnie ważna...

Świat nie może stracić kogoś takiego.

Po chwili wchodziliśmy już do szpitala z sercami jak na dłoni. Wszedłem jako pierwszy, wysoko unosząc podbródek, by dodać animuszu i odwagi pozostałym.

Kocham Sam i zrobię wszystko, by ją uratować.

***

Samantha

"Wspomnienia działają na mnie jak narkotyk. Chwieję się na nogach, ale nie mogę się od tego oderwać.

Próbuję je zrozumieć, poznać do końca.

Jest to niezwykle trudne, przywołuje wszystkie dawne i współczesne strachy,.. To boli.

Wiem jednak, że muszę przez to przebrnąć, prędzej czy później. Nie da się od tego odwrócić i tego uniknąć. Jest to konieczne, by żyć w spokoju, pogodzeniu z losem. Inaczej nigdy nie zaznam spokoju, nie będę mogła żyć w wolności.

Szkoda, że zrozumiałam to dopiero teraz. Mogłam uniknąć tego wszystkiego, gdyby nie strach przed wspomnieniami. Mogłam uniknąć całego niepokoju i braku równowagi, gdybym tylko odważyła się zmierzyć z moimi słabościami.

Wspomnienia stają się coraz rzadsze, aż wreszcie... Znikają zupełnie."

***

Peter

W szpitalu nawet nie musieliśmy tłumaczyć się recepcji - doskonale wiedzieli, do kogo przychodzimy. Znali nas tutaj, często odwiedzaliśmy Sam.

Razem z Alexem, Rebecką i Amy weszliśmy po schodach na trzecie piętro.

Nie umknęło moim oczom, że ściany są sterylnie białe i czyste, a schody czarne i zabrudzone - okropnie z nią kontrastując. Poręcz była lekko gruzłowata w dotyku, pewnie przez niedokładne pomalowanie szarą farbą.

Nie wiedziałem czemu, ale miałem przeczucie, że będę pamiętał tę chwilę, gdy wpatrywałem się w schody, na całe życie. Byłem o tym bardzo silnie przekonany... Emocje, które mi towarzyszyły, z pewnością odcisną to wspomnienie jak piętno w mojej pamięci.

Weszliśmy do sali, w której leżała Sam, pod numerem 4, mieszczącej się za delikatnie obdrapanymi, brązowymi drzwiami.

Może ten numer przyniesie nam szczęście?

Kto wie... W końcu to jej ulubiona cyfra...

Jak zawsze, na widok dziewczyny ścisnęło mnie coś w gardle.

Jej ciemnobrązowe włosy były rozsypane po poduszce, a ręce zwisały bezwładnie. Rysy twarzy wyglądały pięknie jak zwykle, ale były zimne i nieruchome. Bolało mnie to. Pokazywało, że aktualnie prawie wcale nie ma w niej życia.

Chciałbym na powrót zobaczyć jej uśmiech.

Potrząsnąłem głową.

Na takie myśli nie było teraz miejsca. Teraz był czas działać.

Była inna, blada i cicha, jakże inna od codzienności. Jakże różna od obrazu, który znałem przed zawodami.

A dzisiaj miała umrzeć i już nigdy do tej codzienności nie powrócić.

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now