XXXI

306 31 6
                                    

Zawołałam pozostałych, a oni bez tchu przybiegli do mnie.

- Co jest, Sam?! - zawołał Peter, zmartwiony.

- No, bo...

- Słuchaj, wołaj nas, jak będziemy do czegoś potrzebni, okej? Zaczęłaś krzyczeć, jakby się paliło, a tymczasem... - rudzielec był wyraźnie zły, ale przerwałam mu w pół zdania:

- A może ty daj mi dokończyć? - warknęłam. Na twarzy Petera nastąpiła jakaś zmiana, wycofał się, zapadł w sobie. Nie wiem, czemu mnie tak zaatakował, ale zdenerwowało mnie to.

Nie pomagał fakt, że Alex i Peter cały czas rzucali sobie wyzywające, znaczące czy wrogie spojrzenia. Irytowało mnie to. Byliśmy na jakiejś pokręconej, tajnej i niebezpiecznej misji, a oni...

Zresztą, nieważne. Musiałam się skupić.

- Przyjrzyjcie się - powiedziałam. Odeszłam o krok i czekałam na ich reakcję, a raczej na ruch ich szarych komórek w mózgach i spostrzegawczość. - No, dalej - zachęciłam, łagodniejszym tonem. Sama musiałam się uspokoić, bo irytacja nie pomagała w trzeźwym myśleniu.

Wreszcie zorientowali się, o co mi chodzi. 

- Sam, jesteś... genialna! - zawołał Alex. Peter rzucił mu mordercze spojrzenie.

Skrzywiłam się na oświadczenie chłopaka, ale nic nie powiedziałam. Czułam na sobie spojrzenia Petera i Amy, ale nie miałam siły na nie odpowiedzieć. Byłam zirytowana i rozzłoszczona.

Nie radziłam sobie z emocjami po śpiączce, a ich nagle zrobiło się jeszcze więcej niż wcześniej. Nie miałam pojęcia, skąd się biorą, a nie chciałam tak reagować.

Matylda zmarszczyła brwi i zapytała, przygryzając wargę:

- Okej, co robimy?

- Idziemy - uśmiechnęła się Amy. W jej głosie i mimice twarzy wyczytałam gotowość do działania, przebiegłość, oczekiwanie i jakiś rodzaj pokręconej, dziwnej, irracjonalnej radości.

Rozumiałam to, bo czułam dokładnie to samo.

***

Konie uwiązaliśmy do drzew rosnących niedaleko, ale ja po krótkim namyśle zawiązałam uwiąz tak, że Hunter mógł z łatwością go zerwać. To... mógł być błąd, ale... zaufałam intuicji.

Musiałam, Hunter mógł być potrzebny, a wierzyłam w jego posłuszeństwo względem mnie. Ufał mi na swój koński sposób i wiedział, że zostawiam go z jakiegoś ważnego powodu.

Ruszyliśmy w kierunku wskazanym przez strzałkę z kamieni. Po jakimś czasie na drzewie obok Matylda zauważyła wyrytą czymś ostrym kolejną wskazówkę.

Nie powiem, nie kryli się dobrze. Każdy mógł znaleźć strzałki, a ta Organizacja na sto procent była nielegalna... Było to strasznie podejrzane, ale miałam nadzieję, że tylko dla mnie to tak wygląda. Nie mogliśmy pozwolić sobie na wpadnięcie w pułapkę, bo mogło to skończyć się tragicznie... jeśli nie śmiertelnie.

Chwilę później zauważyliśmy kolejne dwie strzałki, a potem droga nagle się urwała.

Zmarszczyłam brwi. Wszyscy zaczęli na głos się zastanawiać,  co to może oznaczać.

Tylko Alex rozejrzał się wkoło i nic nie mówił. Obserwowałam go przez chwilę gdy obchodził okolicę w promieniu siedmiu metrów, gdy nagle...

Zapadł się pod ziemię.

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now