XV

354 39 6
                                    

Peter

Nie dopuszczałem do siebie tej myśli, ale teraz stało się to zbyt realne.

Sam umrze.

Po wyznaniu Rebecki wszyscy bez słowa ruszyli za nią galopem. Chcieliśmy zdążyć zobaczyć ją po raz ostatni, gdy jeszcze będzie żyła...

***

Samantha

"Nie rozumiałam przez ten cały czas. Nie próbowałam, ale teraz...

Teraz, po tych wielu próbach, chyba spróbuję.

Chyba spróbuję spojrzeć wstecz."

***

Peter

Po jakimś czasie podjechaliśmy pod szpital, który mieścił się na obrzeżu miasteczka. Stanęliśmy na wzgórzu i patrzyliśmy na ten okropny, pełen cierpienia, szary budynek.

Nie... Nie chciałem tam wchodzić. Czemu nie mogą dać Sam więcej czasu? Czemu nie mogą pozwolić jej wyzdrowieć?

Po twarzy poleciała mi samotna, pojedyncza łza.

A wtedy... wtedy usłyszeliśmy rżenie.

Rżenie, które wprowadziło do naszych serc nagłą, zupełnie niespodziewaną nadzieję.

***

Samantha

"Z lękiem obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni.

Nienawidziłam się odwracać i przypominać sobie tego, co było.

Gdy to zrobiłam, ujrzałam obrazy - podstawówka.

Jestem jako jedyna dobrze się ucząca, można powiedzieć, że kujonka. Czuję się zupełnie odrzucona, pusta, niedoceniana.
Przypomina mi się kolega, który spotykał się ze mną prawie codziennie, gdy byłam mała, a który później mnie wyśmiewał i szukał powodów do wyszydzenia mnie przy każdej nadarzającej się okazji.

Był dla mnie jak brat, ale ogromnie to wykorzystywał. Był niewiele starszy ode mnie, ale traktował mnie źle jakk małą dziewczynkę, a potem także jako zagubioną nastolatkę.

Przypomina mi się ból, jaki czułam, gdy nie czułam się akceptowana i potrzebna.

Przypomina mi się, jak przydawałam się tylko wtedy, gdy trzeba było przekonać nauczycielkę albo dać przepisać odrobione zadanie domowe.

A tak naprawdę nigdy, ale to nigdy nie byłam kimś, kogo można nazwać kujonem.

Byłam słaba i wrażliwa, podatna na działania innych. A te wszystkie dzieciaki to wykorzystywały, pragnąc poczuć się lepsze, silniejsze, wyższe..."

***

Peter

Rozejrzałem się. Pozostali zrobili to samo.

To nie był żaden z naszych koni, ale rżenie wydawało się znajome. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Amy.

- Słuchajcie, czy tylko dla mnie brzmiało to znajomo? - zapytała dziewczyna, wyrażając moje niewypowiedziane myśli.

- Wiecie co, słyszałam coś podobnego... Tylko nie pamiętam gdzie... - zaczęła niepewnie Rebecca.

- Kiedy? - zapytał Alex. Najwyraźniej także rozważał, o co może chodzić.

Miałem to na końcu języka. Gdzieś w zakamarku umysłu już wiedziałem, o co chodzi, jaki to koń.

Kojarzył mi się z kolorem włosów Sam, ale nie potrafiłem wyjaśnić, dlaczego...

Wtedy do mnie dotarło.

Hunter.

Pojawił się w naszym polu widzenia, zanim zdążyłem wyrazić na głos swoje myśli. Galopował w stronę szpitala.

Co chwilę brykał, ale miał określony cel, jakim był szary budynek.

W tamtej chwili już wiedziałem, co trzeba zrobić.

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now