VIII

382 34 2
                                    

Conor

Naprawdę?

Pogardliwie uniosłem wargi. Czy oni serio myślą, że wyciągną ze mnie cokolwiek? Że powiem im, dlaczego to zrobiłem? Że zdradzę im jakieś informacje o Organizacji?

Definitywnie nie.

Myślałem właśnie o wczorajszych przesłuchaniach - próbowali coś ze mnie wyciągnąć, mówili, co mi grozi.
Kurator, ośrodek opiekuńczy, sąd. W najgorszym przypadku więzienie.

Starali się wyciągnąć ze mnie, czy nie byłem szantażowany, albo może nie podawano mi narkotyków.

Skrzypiące drzwi otworzyły się z jękiem, poprzedzone brzękiem kluczy i przekręcanym zamkiem.

Weszła starsza, ładna kobieta razem z dwoma potężnymi gliniarzami, którzy po bokach mieli zawieszoną broń. To po moim ostatnim występku...

Zachowałem wtedy sztućce z obiadu i rzuciłem się na jednego policjanta. Cholernie mocno przywaliłem mu nasadą noża w bok głowy, po czym, korzystając z powstałego zamieszania, prędko sięgnąłem po jego pałkę i ponowiłem cios, tym razem w kark.

Zemdlał, pozostawiając mi drogę ucieczki. Ściągnąłem mu pęczek z kluczami i wyszedłem cicho za drzwi...

Ale tam czekała facetka, która mnie przesłuchiwała. Najwyraźniej się spóźniła, a słysząc zamieszanie, nie weszła, by wezwać ochronę.

Szybkim i wprawnym ruchem nałożyła mi - niczego się nie spodziewającemu - kajdanki.

Następnie... zdzieliła mnie w twarz. Serio.

Jak się później okazało, policjant to był jej siostrzeniec.

Miałem cholernego pecha.

Teraz ubezpieczają się trzy razy bardziej - dają mi plastikowe sztućce, a zawsze jest jeszcze jeden, kolejny gliniarz. Sama facetka od przesłuchań ma teraz zabezpieczenie w postaci dodatkowej pałki i pistoletu.

Żałosne.

Żałosne jest ich podejście. Żałosne są ich braki w ochronie. Żałosna jest ta facetka, żałosna jest ta sytuacja, żałosna jest cała ta cela!

Teraz, znudzony, usiadłem naprzeciwko niej. Nie było sensu tego nie robić, skoro będę tutaj przez to dłużej.

- Co znowu?

- Grzeczniej.

- Nie - warknąłem. Brunetka spojrzała na mnie zimno i wyciagnęła coś z torby...

Zamarłem i poczułem na twarzy chłód. Gwałtownie zbladłem.

To zdjęcie... jak oni je zrobili?

Spotkania Organizacji były ściśle tajne, zawsze w innym miejscu, o innej godzinie i w inne dni tygodnia.
Zapanowałem szybko nad wyrazem twarzy, ale babka się zorientowała.

- Co to są za ludzie? - zapytała mnie, pochylając się bliżej i przyglądając mi się zwężonymi w szaprki oczami.

- Nie wiem - odparłem zimno, bezskutecznie próbując zapanować nad nerwowym tikiem w lewej ręce.

- Wiesz, wiesz - warknęła, teraz już poważnie wkurzona. - Żarty się skończyły, Connor. Powiedz nam prawdę, albo twoja siostra...

Szeroko otworzyłem oczy, a krew napłynęła mi do twarzy.

Będą mnie szantażować? Skąd wiedzą o Louise? Przecież jest ukryta w bezpiecznym, odległym miejscu...

- Tak, Connor. Tożsamość twoja i twojej rodziny jest nam już zupełnie znana. Jak już mówiłam, żarty się skończyły! - teraz krzyknęła.

- I tak nic nie powiem - podjąłem ryzykowną decyzję.

Wolałem nie myśleć, co zrobiliby ze mną i moją siostra członkowie Organizacji. Policja... policja ma ograniczenia, dbają o spokój i nic nie zrobią mojej rodzinie, ale członkowie...

Nie. Wolałem o tym nie myśleć.

Nic nie powiem. By utwierdzić siebie i ich w tej decyzji, krzyknąłem:

- Powinniście to zapamiętać!

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now