XX

373 36 2
                                    

Samantha

Po przejściu kilku badań, między innymi krwi, spotkałam się z psychologiem.

Była to miła, lekko otyła kobieta z blond włosami, niebieskimi oczami i mocno umalowanymi krwistoczerwoną szminką ustami. Przedstawiła mi się jako Annabeth Crossroad, ale kazała do siebie mówić po imieniu.

Zaczęłyśmy rozmowę.

- Jak się czujesz? - zapytała mnie przyjemnym, delikatnie zachrypniętym, wysokim głosem. Słuchając jej, czułam się trochę jak w domu, było w niej coś uspokajającego.

- Tak... Okej - odparłam.

Naprawdę tak było. Czułam się dziwnie, ale nie było źle... musiałam sobie wszystko poukładać na nowo. To mnie przerażało, ale... wszystko było na swoim miejscu.

- Powiedz coś więcej. Nie zdziwiło cię to nagłe obudzenie? Nie czujesz się zszokowana, zła, smutna, przerażona? - patrzyłam w jej wargi, gdy zalewała mnie pytaniami. Ogólnie rzecz biorąc, wargi miała dosyć potężne, ale ładnie ukształtowane i wyraziste.

Czemu ja zwracam uwagę na takie rzeczy?

Średnio słuchałam, co do mnie mówi. Wszystkie zmysły miałam wyostrzone, ale zarazem otępiałe - chyba po prostu byłam zmęczona.

- No... Jest jakby... Trochę dziwnie. Najpierw nikogo nie było, a teraz wszyscy mnie... Otaczają.

- Przytłacza się natłok ludzi?

- Raczej pytań.

- Przeszkadza Ci ta rozmowa?

- Z panią nie, ale... Ci wszyscy, którzy mnie witają, życzą zdrowia, szczęścia, czasem nawet gratulują, a ja chyba powinnam czuć się tak, jakbym zdobyła Mount Everest,.. a nie, jakbym wybudziła się ze śpiączki.

Psycholog pokiwała głową. Rozumiała. Czułam to i cieszyłam się z tego.

- Wolałabyś, żeby traktowali cię tak, jak zwykle, a nie z lekką rezerwą, jakby coś między wami pękło?

Utwierdziła mnie w tym przekonaniu, że rozumie. Mało jest osób, które tak potrafią, wczuć się doskonale w uczucia innych. Polubiłam ją.

Tym razem to ja pokiwałam głową.

- Daj sobie czas, by się przyzwyczaić do codzienności... tak samo innym ludziom.

Zamrugałam. Miała rację, ale... czułam, że powinnam coś zrobić. Nie umiałam siedzieć i słuchać, jak nade mną skaczą. Chciałam... wolności.

- A... Jak... Co czułaś, gdy byłaś w śpiączce? Coś widziałaś, nic nie pamiętasz czy śniłaś? Wybacz, że cię tak wypytuję, ale lekarze koniecznie chcą zgłębić tajniki śpiączek, bo nie wiedzą o nich zupełnie nic - wyjaśniła.

- Okej, rozumiem. No cóż, tego, co tam widziałam, nie można nazwać snem.

Kobieta pochyliła się, niezwykle zainteresowana.

- Tak? Dlaczego?

Spuściłam wzrok i zamyśliłam się. Nie wiem, jak mam jej to wytłumaczyć. Nie wiem, czy powinnam jej to tłumaczyć...

Miałam nieodparte wrażenie, że było to coś zbyt prywatnego, by o tym mówić.

- Ja... Annabeth, nie jestem pewna, czy powinnam o tym opowiedzieć. Można śmiało stwierdzić, że było to bardzo... I n t y m n e  przeżycie. Z grubsza chodziło o to, że musiałam sobie uświadomić, co robiłam źle i... Dla lekarzy mogę dać jedynie informację, że wszystko zależało ode mnie.

- Rozumiem - była wyraźnie zawiedziona.

Trudno. Nie będę się tym dzielić, by zaspokoić czyjąś ciekawość.

Zdziwiłam się, gdy psycholożka zadała kolejne pytanie - byłam przekonana, że to koniec rozmowy.

- A... Conor? - zapytała. Z jej twarzy zniknął grymas niezadowolenia i zawodu. Znów była spokojna i opanowana, starannie tuszując pęknięcie w swojej masce.

- Ja... - zaczęłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Annabeth zachęciła mnie gestem. - Nie mam mu tego za złe. Wybaczyłam mu.

Kobieta zadziwiła mnie po raz kolejny, patrząc na mnie z podziwem? Dumą?
Rozumiała, a to było dla mnie bardzo ważne.

Pozostaje pytanie, czy inni postąpią tak samo.

Hunter II. Czas zmianWhere stories live. Discover now