MIASTO ✅

Par Antonumb

9.6K 1.5K 3K

Miasto to strefa, gdzie obok siebie zmuszone są egzystować dwie rasy. Ludzie i ostrokostne toczą zaciekły kon... Plus

Prolog
Część 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 13.5
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Część 2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 22

139 23 80
Par Antonumb

Vincent

Ledwo otworzył oczy, a oślepiło go zimne oświetlenie. Nie docierało do niego, gdzie był i co się stało. Gdy do nozdrzy trafiła charakterystyczna woń syropów i środków dezynfekujących, zorientował się, że przebywa w szpitalu. Okulary leżały na szafce obok łóżka. Próbował po nie sięgnąć, ale poczuł paraliżujący ból w lewym boku.

No tak, już sobie przypomniał. Przeżył. Chyba powinien się cieszyć?

– Jak się pan czuje? – Tuż przy nim niespodziewanie pojawiła się pielęgniarka.

Rozchylenie ust okazało się nie lada wyzwaniem, a co dopiero wypowiedzenie słowa. Vincent prawdopodobnie odczuwał uboczny efekt środków znieczulających.

– Okulary... – zdołał wychrypieć.

Pielęgniarka spełniła jego prośbę. Choć wzrok wyostrzył się po nałożeniu szkieł, świat nadal wirował. Vincent spojrzał w stronę niezasłoniętego okna, przez które na tle nocy przebijało się multum świateł wieżowców oraz bilbordów. Rozpoznał, że miejsce jego pobytu to szpital w Piątej Dzielnicy.

– Budzimy się, Torres!

Saul leżał dwa łóżka dalej z usztywnioną ręką, ale zdrową zamaszyście machał w kierunku Vincenta. Wokół szyi miał bandaż.

– Żyjesz... – wymamrotał Vincent.

Egzekutor delikatnie skinął głową. Jego entuzjazm wygasł.

– W przeciwieństwie do reszty.

Vincent odzyskał trzeźwość, czując narastającą gulę w gardle. Zacisnął dłonie pod pościelą.

– Gab... to znaczy... podinspektor Alva...

– Mówię o egzekutorach – zaznaczył Saul. – Twój szef wyszedł z tego cało. Nie wiem, kurwa, jakim cudem. Uwierz, Torres. Jestem w Służbie trzy lata, myślałem, że wyćwiczyłem się w walce z tym świństwem. Grupowo szło sobie poradzić nawet ze sztukami jak te dwie. Nie mam pojęcia, kiedy nas wybiły. Na pewno zanim miałem wrażenie, że poderżnięto mi gardło. – Wskazał na bandaż wokół szyi.

Vincent próbował przypomnieć sobie moment walki, całkowicie czarne oczy, które obserwowały go przez wydłużający się nieziemsko ułamek sekundy. Uwierzyć, że chciał się pchać na stanowisko ojca. W SOO, jako zwykłemu śledczemu, raczej nie będzie mu brakowało wrażeń.

Gorzej z życiem.

– Doznał pan...

– Za chwilę.

Musiało to do niego dotrzeć. Nie leżał teraz w chłodni dlatego, bo ostrokostna najpewniej cięła za płytko i nie rozpruła mu flaków. Cała farsa, tylko po to, by dowiedzieć się, że rzekomo przywódca Rebelii nie żyje. Za taką gównianą informację oddało życie trzech ludzi!

Trzeba było ich nie atakować. Obydwie ostrokostne zachęcały, by się wycofali. Może i wtedy podążyłyby z posiłkami, ale oni mieliby szansę uciec z tych cholernych slumsów! Ze slumsów, które są niczym azyl dla ostrokostnych! Oddział od początku był na przegranej pozycji.

– SOO zrobiła z nas mięso armatnie – wyrwało się pod nosem Vincentowi, akurat gdy dostrzegł, jak pielęgniarka szuka czegoś w szafce przy jego łóżku. Widział zmieszanie na jej twarzy. No tak. Przecież SOO to wybitna tarcza ludzkości!

– Pańska siostra tutaj jest. Zawołać ją?

Vincent kiwnął w potwierdzeniu głową. Środki znieczulające nadal dawały o sobie znać. Dopiero po chwili zorientował się, że przecież jest jedynakiem, ale w progu drzwi stała już Maja. Dół jej granatowej sukienki lekko zafalował, gdy weszła do sali. Zdrową ręką przerzuciła kosmyki rozpuszczonych włosów za plecy i usiadła na skraju łóżka Vincenta. Poczuł delikatną nutę cytrusowych owoców. Dziewczyna musiała gustować w naprawdę dobrych perfumach.

– Siostra? – zacytował, gdy pielęgniarka opuściła salę.

– Udajesz głupiego? Musiałam podać się za kogoś z rodziny, tak to by mnie nie wpuścili. Jak się masz, niedoceniony geniuszu sekcji śledczej? Fajnie się walczy z ostrokostnymi? Gabriel mówił, że prawie do końca trzymałeś się na nogach.

– Czekaj. Po kolei. Gabriel tu jest? I ciebie skąd przywiało?

Maja przewróciła zielonymi oczami. Vincent musiał przyznać, że w rozpuszczonych włosach wyglądała uroczo. Pomimo policzka nadal zakrytego plastrem zdecydowanie odżyła od przesłuchania po obławie.

– Szłam na kontrolę do mojego lekarza, gdy trafiłam na twojego szefa-nieogara. W ogóle pojebało Zarząd, by wysyłać oddział w głąb slumsów! Ale dobra, wracając. Gabriel przeżywał, że przez ciebie nie będzie mógł się pochwalić przed Winke „starannym utrzymaniem przy życiu wszystkich swoich podopiecznych w ciągu roku". Tak chyba jakoś to szło – przyznała. – Ej! Ty sobie nie myśl, że przyszłam tu specjalnie dla ciebie!

Vincent miał wrażenie, że na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny rumieniec. Może na siłę szukał czegoś, co mogłoby wprawić go w lepszy nastrój.

– A mnie odwiedzisz, Maju? – odezwał się Saul, posyłając w stronę dziewczyny całusa.

Maja odpowiedziała mu w rozbawieniu środkowym palcem. Saul pokazał jej język.

– Dobrze, że jednak jesteś w kawałkach, Torres – rzuciła od niechcenia i pocałowała go w czoło. Potem odwróciła się w stronę drzwi. – Jest czysto!

W progu sali pojawił się Gabriel. Vincent zauważył go trochę później. Całkowicie skupił się na przyjemnym pulsacyjnym odczuciu w miejscu, gdzie Maja dotknęła go ustami. On właśnie dostał buziaka!

– Jak się ma mój podopieczny od defensywy? Majka, musiałabyś widzieć, jak młody wywijał. Debil tylko, bo na takim małym dystansie chciał wyciągnąć paralizator. Ale i tak jestem dumny, że nie wącha kwiatków od spodu. Aż ci, młody, browara muszę postawić!

Rudzielec zdążył się przebrać ze służbowego uniformu. W bluzie i zwężanych dresach wyglądał jak typowy osiedlowy chłopak, a jego czupryna była w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj. Vincent nie dałby mu teraz trzydziestki.

Szef z impetem klapnął na materac łóżka, zasłaniając Vincentowi siedzącą obok Maję.

Lepszego miejsca nie mógł sobie znaleźć?

– Dowiedzieliście się chociaż czegoś? – spytała. – Oczywiście jeśli nie jest to żadna super poufna informacja tylko dla śledczych.

– „Przywódca Rebelii nie żyje", taka w dupę ta informacja. Ale mam jedną teorię. Młody, wpierw ty się wykaż. Co sądzisz?

Maja wychyliła się i spojrzała na Vincenta z zainteresowaniem. Chłopak poczuł ciepło rozlewające się na podbrzuszu. Jeśli się nie zająknie, być może zabrzmi jak śledczy z prawdziwego zdarzenia. Przy Mai wypadałoby wypaść profesjonalnie pomimo szpitalnej piżamy i bycia pod wpływem środków znieczulających.

– To mało wiarygodna informacja. Padła dwa razy, nawet podczas walki. Mam wrażenie, że chciały nam ją wcisnąć...

– No, mów dalej, młody!

Vincent myślami znalazł się w slumsach. Znów przypomniał sobie o czarnych oczach, bezwładnych ciałach w białych płaszczach, suchą ziemię pod swoimi stopami, odłamki szkła, które pokaleczyły dłonie i twarz. Dopiero teraz dopuścił do siebie wspomnienia, rana na brzuchu zakłuła. Naprawdę powinien się cieszyć, że żyje.

– One... one specjalnie cię nie zaatakowały. – Spojrzał na szefa. – Myślą, że zabiły resztę, ale ciebie jednego zostawiły przy życiu celowo. Po to, byś przekazał ich słowa.

Gabriel w potwierdzeniu kiwnął głową, więc Vincent kontynuował:

– Co daje małą szansę na zamknięcie śledztwa i zostawienie sprawy przywódcy Rebelii w spokoju. Tyle że... ich zdaniem to naprawdę wypadło wiarygodnie?

O szponiastych bestiach można by powiedzieć wiele, ale nie to, że są głupie. Vincent nie kontynuował, choć w głębi siebie miał wrażenie, że stał się narzędziem ostrokostnego lub ich grupy, która pociągała za sznurki swoich marionetek.

– Właśnie – poparł Gabriel, wstając. – Coś tam wiesz. Resztą zajmiemy się w biurze. A teraz umil czas Saulowi.

– Zdecydowanie wolę Majkę – odezwał się egzekutor.

– Zdecydowanie prosisz się o drugą rękę w gipsie – oznajmiła dźwięcznie dziewczyna, uderzając pięścią w otwartą dłoń. – Do zobaczenia, łamagi. Czeka mnie zmiana gipsu.

Maja opuściła salę, a wraz z nią przyjemny zapach cytrusowych perfum, który od dziś będzie się pozytywnie kojarzył Vincentowi.

– Szefie, czekaj. Jedno pytanie.

Gabriel zatrzymał się w progu sali.

– Jak... to znaczy... gdzie ty się nauczyłeś tak walczyć z ostrokostnymi?

Vincent nie zapomniał o pokazie, jaki nieświadomie zgotował mu rudzielec. Unikał ataków z płynnością tancerza. Nie mówiąc już o umiejętnym postrzeleniu przeciwniczki z dużej odległości. Przecież Saul prawdopodobnie przeżył dzięki jego szefowi!

Na twarzy rudzielca pojawiło się zmieszanie, jakby Vincent spytał go co najmniej o fetysze czy rozmiar bokserek. Choć pewnie Gabriel odpowiedziałby i na te pytania szybciej niż teraz. Nadpobudliwy gagatek milczał dość długo, zanim powiedział:

– Ta czarnooka wcale nie była jakaś szybka. Nie wiem, co jej było, ale jej kastę stać na wiele więcej.

Vincent uniósł brew, tym samym oświadczając, że wyjaśnienie nie należało do najmocniejszych. Gabriel przewrócił oczami, ale finalnie wyznał:

– No dobra. Byłem kiedyś egzekutorem.

Saul zakrztusił się, pijąc wodę i pomoczył książkę, którą podobno zaczął czytać.

– To dlatego masz tyle znajomości w SOO. Pracujesz już dla drugiej sekcji – myślał głośno Vincent.

– Alva! To co ty, kurwa, robisz w śledczej? Przecież Czerwonych Opasek ciągle brakuje! – wyrwał się Saul.

– Wyrzucili mnie.

– To w ogóle możliwe, by wylecieć z egzekucyjnej? – dopytał Vincent.

– Rety – burknął Gabriel, wkładając ręce do kieszeni bluzy. – Jak by wam to powiedzieć, młodziki. Byłem za dobry w swoim fachu.

Saul spojrzał na Vincenta, chyba by upewnić się, czy jest tak samo zdezorientowany jak on sam.

– Najpierw pracowałem w więzieniu na Peryferiach, ale potem przenieśli mnie do akcji w terenie – ciągnął Gabriel. – Za bardzo wczuwałem się w rolę podczas wykonywanych obowiązków. Większość złapanych przeze mnie ostrokostnych umierała jeszcze zanim wsadziliśmy je do więźniarek. Dostawałem upomnienia nawet przy wykonywaniu polecenia bezwarunkowej eksterminacji. – Westchnął. – Saul, pamiętasz zasadę z paragrafu trzeciego? To był chyba punkt drugi.

Egzekutor wzdrygnął się, słysząc własne imię.

– Yyy... podczas eksterminacji lub schwytania, zadawane krzywdy należy ograniczyć do stopnia minimalnego?

Gabriel kiwnął głową.

– Nie wywiązywałem się z tego. Poza tym zawsze uważałem ten punkt za absurd. Przy cywilach Służba ma być milusia, ale na Peryferiach ostrokostne dostają wpierdol za kichnięcie. Nawet ja wolę nie wiedzieć, co robią z nimi w laboratoriach. Tak czy siak. Albo się je wybija przy najlepszej okazji, albo w ogóle – prychnął. – Z takim podejściem wylądowałem z tytułem podinspektora w śledczej. Całkiem dobra rekompensata za utraconą pozycję i uprawnienia. Da się przyzwyczaić. A teraz koniec opowieści. Wujek Gabriel wraca do domu. Fajnie, że jeszcze dychacie.

Wyszedł, nucąc jakąś piosenkę. Zostawił Vincenta w jeszcze większym zmieszaniu niż Maja. Na dodatek świeżak nie zdążył dopytać o wszystko.

– Torres, gdzie ty? – zdziwił się Saul.

Vincent ostrożnie wygramolił się z łóżka, dociskając dłoń do obolałego miejsca. Pokuśtykał za szefem na bosaka. Szpitalny korytarz rozmywał się. Vincent nie sądził, że jest tak bardzo otępiały. Mimo to starał się nie stracić z oczu rudej czupryny.

– Nosz cholera. Poczekaj!

Gabriel obejrzał się przez ramię. Co za ulga. Vincent nie miał siły na kolejny krzyk, bo zdążył już złapać zadyszkę.

– Młody, szybko za mną zatęskniłeś.

W końcu stanął przed liderem.

– Gdy... gdy już mnie stąd wypuszczą. Gdy w ogóle już będę w stanie coś zrobić. To... Nauczysz mnie? Jak się przed nimi bronić?

– Ty znowu zaczynasz pierdolić o...

– Nie! Za miesiąc to głupie ślubowanie. Zostanę w śledczej. Chwałę egzekutora... mam w dupie... jak mówiłeś. Tylko serio nie chcę, by moje następne dochodzenie było ostatnim.

Coraz słabiej widział zdziwienie na twarzy szefa, a wszystkie dźwięki zlewały się w jeden szum. Vincenta ogarnęły zimne poty, aż w końcu w miejscu gdzie dociskał dłoń, poczuł ciepłą wilgoć.

– Kurwa, na chuj wstawałeś! Lekarz! Dajcie lekarza!

Stracił czucie w nogach. Całe ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa. Ze zmysłami było podobnie. Vincentowi na sam koniec pozostał tylko węch. Przez zapach krwi i środków dezynfekujących przebiła się przyjemna nuta cytrusów.

Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

2.8M 12.2K 6
"- Ugh, czasem myślę, że tak naprawdę jesteś dziewczyną. - Przewróciłam oczami. - Chcesz to sprawdzić? - Mrugnął do mnie i złapał za gumkę bokserek."...
1.6K 100 18
Alice White zwykła siedemnastoletnia dziewczyna która żyje swoim życiem dopóki na jej drodze nie pojawia się Patrick Williams , chłopak powiedział je...
176K 10.9K 104
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
Flowers of Love Par wiksa

Roman pour Adolescents

1.1K 174 6
Azalia Leslie jak co roku wyjeżdża na wakacje do jedynego miejsca w którym czuję się dobrze - rodzinnego miasteczka Niverville. Ten pobyt jednak różn...