MIASTO ✅

By Antonumb

9.7K 1.5K 3K

Miasto to strefa, gdzie obok siebie zmuszone są egzystować dwie rasy. Ludzie i ostrokostne toczą zaciekły kon... More

Prolog
Część 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 13.5
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Część 2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 19

160 25 82
By Antonumb

Vincent

Podobno kiedyś śmierć nie była tylko zjawiskiem biologicznym, a pochówki często wiązały się z obrzędami. Pod tym względem Vincent doceniał powszechny w Miastach ateizm, bo już na obecnych pogrzebach niemiłosiernie dłużył mu się czas. Niestety zmarły dość zasłużył się dla ludzkości, więc w bonusie otrzymał swoje miejsce na cmentarzu i nie zostanie skremowany jak każdy przeciętny obywatel.

– Kurwa, zaraz się posikam. Niech się to już kończy – wymamrotał stojący obok Gabriel.

Ile można było chować doktora generalnego?

Miejsce pochówku Larsona nie zaliczało się do przypadkowych. Rodrigo Torres też wylądował tutaj, na Cmentarzu w Piątej Dzielnicy przeznaczonym wyłącznie dla poległych w trakcie służby w obronie ludzkości. Vincent nie wykluczał, że prędzej czy później również się tutaj znajdzie. Tak jak Larsona i ojca pochowają go białym uniformie, a nagrobek zostanie zakupiony już z wyrytą formułką:

„Przelana krew zawsze jest najtrwalszą pamiątką, jej nie da się wymazać z pamięci".

Po przesłuchaniu na Peryferiach i śledztwie odnośnie obławy Vincentowi trudno było stwierdzić, do której strony konfliktu odnosiła się ta przelana krew. Ostrokostne przelewały krew ludzi, tak samo ludzie przelewali krew ostrokostnych. Może to jakaś uniwersalna metafora?

Podobno gdy znaleziono Larsona w podziemnym więzieniu, jego posoka ozdobiła prawie cały korytarz. Przywódca Rebelii zostawił za sobą niezły bajzel, bo na Larsonie się nie skończyło. Ucieczka z przytupem to zbyt delikatne określenie.

Cóż, przynajmniej wraz ze śmiercią wybitnego doktora generalnego badania nad bronią alternatywną zostaną wstrzymane. W jakiś sposób ta myśl wywołała w Vincencie ulgę.

Przyglądał się Mai stojącej tuż przy załamanej matce. Dziewczyna nosiła zabandażowaną rękę w temblaku, a zraniony policzek osłaniał duży plaster. Mina młodej egzekutor raczej nie sugerowała, że miota nią rozpacz po utracie ojca. Maja wydawała się lekko znudzona. Nawet poirytowana, gdy ikony SOO zaczęły składać jej kondolencje. Ach, nie obyło się bez wyrazów współczucia od Winke czy tego lalusia Araty Rubio – przełożonego Mai.

Na pogrzebie ojca Vincenta zebrał się jeszcze większy tłum. Wprawdzie żaden z Fartuchów nie złożył mu wtedy kondolencji, ale jako trzynastolatek był świadomy, że przybyli obserwują go, nawet posyłają w jego stronę pobłażliwe uśmiechy. Doskonale musieli wiedzieć, kim był.

Syn Rodrigo, potomek najwybitniejszego egzekutora, ikony SOO, bohatera ludzkości. Już dziewięć lat temu widziano w Vincencie spadkobiercę tych wszystkich tytułów. No, nie wyszło.

– Chodź, młody. My też musimy rzucić jakimś miłym słówkiem. Dopóki mój pęcherz jeszcze współpracuje.

Gabriel poprawił marynarkę i ruszył w stronę Mai. Reszta trzeciego oddziału podążyła za liderem.

Jest dziwakiem jakich mało, mimo to Vincent zdążył zauważyć, że rudzielec cieszy się w Służbach wielką popularnością. Do śledztw też zdawał się mieć nos. Na pogrzeb założył granatowy garniak, raczej zupełnie świadomy, że dobrze wygląda. W swój oryginalny sposób odwzajemniał ukradkowe spojrzenia koleżanek z pracy: posyłał buziaki, puszczał oczka.

Czemu Vincent nie mógł być chociaż w połowie takim Gabrielem? Mieć wywalone i jednocześnie imponować wszystkim wokół.

Podszedł do Mai jako ostatni, gdy większość uczestników pogrzebu już dawno opuściła cmentarz.

– Przykro mi z powodu twojego ojca – powiedział, choć sam nie miał pewności, czy była to prawda.

Dziewczyna uśmiechnęła się na tyle, na ile pozwoliła jej sparaliżowana część twarzy.

– Rety, Vincent, chociaż po tobie spodziewałam się czegoś bardziej kreatywnego – stwierdziła.

Chłopak poczuł się lekko zdezorientowany a zwłaszcza wtedy, kiedy egzekutor odciągnęła go lekko na bok.

– Podobno mój świętej pamięci ojczulek urządził sobie z tobą pogadankę, gdy przyjechałeś na przesłuchanie, niedoceniony geniuszu sekcji śledczej – powiedziała, przedłużając sylaby ostatnich słów.

Gdyby nie czarna sukienka i płaszcz, nigdy by nie przyznał, że dziewczyna przed chwilą pochowała ojca. Choć może odreagowywała ten dzień na swój własny sposób. W końcu Vincent też nie płakał na pogrzebie Rodrigo, a był wtedy dzieciakiem.

– To... tak teraz na mnie wołają? – wydukał.

Lepsze to niż młody Torres. O wiele lepsze.

Maja rozejrzała się dookoła. Poczekała, aż uczestnicy pogrzebu rozejdą się w swoich kierunkach.

– Ojciec tylko mi o tym wspominał, że uparłeś się, by nie wstępować do badawczej. Ale skoro miałeś sposobność go poznać, chyba już ogarniasz. Naprawdę miałam już dość słuchania o przełomowych dla ludzkości badaniach. Isak nie widział niczego poza czubkiem własnego nosa i wnętrznościami tych ludożerców. Akurat ty powinieneś zrozumieć, o co mi chodzi – wyszeptała konspiracyjnie. – Przydaj się na coś, potrzymaj.

Wcisnęła Vincentowi torbę. Sprawną ręką wyjęła z niej trzy małe bukieciki ozdobione białymi wstążkami.

– Zawsze się tutaj gubię – przyznała, rozglądając się po cmentarzu. – Ale, no, padło na ciebie. Pomożesz mi odszukać nagrobek mojego dawnego lidera i kolegów?

– Pójdę z wami.

Gabriel nagle pojawił się tuż przy nich. Bez pytania wziął od Mai dwa bukiety, z trudem utrzymywane przez nią jedną ręką. Przestał też się skarżyć na pełny pęcherz. Vincent miał nadzieję, że rudzielec w międzyczasie nie podlał jakiegoś pomnika.

Zanurzyli się w lesie piaskowych nagrobków. W ciszy przemierzyli niewielki odcinek, aż znaleźli nowe miejsca pochówku. Należały do egzekutorów zamordowanych podczas obławy. Maja przed każdym nagrobkiem położyła bukiecik, a Vincent nie miał pojęcia, kiedy z twarzy dziewczyny zniknęła poirytowana mina. Wpatrywała się w wyryte litery z niedowierzaniem. Zdrową ręką pospiesznie przetarła łzę na policzku. Vincent udawał, że nie zauważył. Maja raczej nie wyglądała na dziewczynę, która lubi dzielić się z innymi tym, co ją męczy. Nieustępliwa. Zadziorna. Perfekcjonistka. Tak wspominał ją z czasów Akademii.

– Pan Colin Braun przez te dwa tygodnie troszczył się o mnie bardziej niż Isak przez te wszystkie lata. Nawet codziennie pytał się, czy zjadłam to głupie śniadanie – powiedziała Maja.

– Mnie zawsze karcił za przychodzenie do biura w szortach – wspomniał Gabriel. – Miałaś ulgę, bo byłaś jedyną laską w jego oddziale. Facetom to dawał niezły opierdol.

Maja zarechotała, choć śmiech nie należał do najweselszych.

Vincent jako jedyny się nie odzywał. Zastanawiał się, czy w Służbach istniała chociaż jedna osoba, która nie miałaby styczności z Gabrielem. Poza tym chciał już opuścić cmentarz.

– Nie chcesz odwiedzić ojca? – spytała dziewczyna.

Vincent odpiął guzik czarnej koszuli tuż nad linią kołnierza.

– Byłem u niego ostatnio – skłamał.

– Skoro już tu jesteśmy, możemy się do niego wybrać. Rodrigo leży niedaleko, co nie? – powiedział Gabriel, klepiąc podopiecznego po plecach.

Od tego przyjacielskiego klepnięcia Vincentowi prawie spadły okulary z nosa. Poczuł pulsujący ból w obrębie całego kręgosłupa i nawet chyba usłyszał nawet chrzęst kości. Szczupła ręka lidera wbrew pozorom miała w sobie niezły wigor.

Vincent niechętnie kroczył ku znanemu nagrobkowi. Nigdy nie wypowiedział na głos swoich przemyśleń odnośnie Rodrigo, ale krótka wymiana zdań z egzekutor utwierdziła go w przekonaniu, że nawet nie musiał. Wybitni ojcowie sprowadzili jego i Maję do podobnego punktu. Nic dziwnego, że sądziła, że Vincent jest ją w stanie zrozumieć.

W takim razie po co zapędzili go przed ten nagrobek?

Wyryte na płycie w kunsztownym stylu litery układające się w nazwisko młodego śledczego zawsze przyprawiały go o mdłości. Chętnie zamieniłby się z ojcem miejscami, bo z pewnością byłby z tego lepszy pożytek. SOO nadal miałaby w swoich szeregach wybitnego egzekutora, a Vincent upragniony spokój. Na zawsze.

Co on sobie wyobrażał, wstępując do Akademii? Przecież nigdy nie dorówna ojcu.

Przetarł skronie kciukami, próbował odgonić ponure spostrzeżenia. Już samymi myślami dość się pogrążał. To przez atmosferę pogrzebu, natłok wspomnień...

Spojrzał w stronę Gabriela, który od dobrych kilku minut również się nie odzywał, co wydawało się dość nietypowe. Nawet na pogrzebie doktora szeptał coś do znajomych stojących tuż obok, jednak teraz ten nadpobudliwy gadatek milczał. Wpatrywał się w piaskowy nagrobek Rodrigo w taki sam sposób jak Maja na grób Brauna.

Vincent szturchnął go łokciem. Gabriel zamrugał kilkakrotnie, jakby został wyrwany z transu.

– O co chodzi, młody? – odezwał się z lekkim opóźnieniem.

– Zwijajmy się.

*

– Mam jedną sprawę do załatwienia w Czwórce. Jedziesz ze mną? – spytał Gabriel, gdy odprowadzili już Maję do auta.

– O tej porze cukiernia z pewnością wyprzedała wszystkie pączki – burknął Vincent.

Zazwyczaj za określeniem „sprawa" kryła się eskapada do cukierni. Ulubioną porą lidera była ta tuż przed pracą. Vincent nigdy nie sądził, że jeżdżenie tym samym tramwajem co Gabriel okaże się być przyczyną nadmiernych spóźnień w biurze. I ogromu spojrzeń zażenowanego Winke, a zwłaszcza, gdy ubranie Gabriela zdobiły pozostałości dżemu. Widocznie szef dziś nie żałował swojego granatowego garnituru.

– Wiem, młody. Dlatego rano kupiłem kilka sztuk więcej na weekend! Teraz chodzi o coś ważniejszego.

Mimo to Vincent i tak był zdziwiony, że lider nie zaparkował koło cukierni. Zatrzymał się tuż przy jednym z parków. Obecnie jego teren był ogrodzony żółtymi taśmami.

– Chodzi o kolejną ofiarę Kolekcjonera Głów? – zauważył Vincent. – Nasz oddział nie zajmuje się przecież tą sprawą.

– Dlatego prowadzę dochodzenie na własną rękę. To znaczy, dopiero zacznę.

– Tobie naprawdę się nudzi. Rebelia nie dostarcza ci dość wrażeń?

– Wyjaśnię, jak będziemy na miejscu. – Posłał w stronę świeżaka spojrzenie nieznoszące sprzeciwu.

Za okazaniem legitymacji przekroczyli teren parku będącego obecnie pod nadzorem policji. Znalezioną głowę już dawno przewieziono do laboratorium, ale widocznie nadal doszukiwano się poszlak. Sprawa Kolekcjonera okazała się najgorętszym tematem SOO, zaraz po ucieczce przywódcy Rebelii z więzienia i wiążącej się z nią fali zwolnień. Vincent zastanawiał się, ile osób, z którymi minął się na korytarzu więzienia lub laboratorium, zakończyło już pracę w SOO, a ile podzieliło mniej przyjemny los pokroju doktora Larsona.

Wraz z Gabrielem przystanął przed marmurową fontanną. Kwieciste miejsce, gdzie jeszcze niedawno leżał „eksponat", zdawało się nienaruszone. Nawet łodygi kwiatów nie ugięły się pod ciężarem głowy.

– Słyszałeś kiedyś o plastynacji? – spytał Gabriel, chowając dłonie w kieszeniach marynarki.

Vincent jak zwykle nie miał czasu na odpowiedź.

– To taki proces polegający na usuwaniu wszelkich płynów i tłuszczów z ciała. Za pomocą chemii zatrzymuje się postęp rozkładu. Kolekcjoner używa tej metody, dlatego znalezione głowy są takie lekkie. Potem poprawia je jeszcze półprzezroczystym woskiem dla utrzymania lepszego efektu. Interesujące, co nie?

Słysząc wyjaśnienie, Vincentowi podszedł żołądek do gardła.

– Po co tu jesteśmy? – Próbował zmienić temat.

– Laboratorium ustala tożsamość ofiary. Coś czuję, że będę musiał ją potwierdzić.

Vincent rozejrzał się dookoła. Park oblegały psy myśliwskie i policjanci, nawet Fartuchy też się tu kręciły. Dostrzegł znajomą z Akademii Britę wraz innymi śledczymi.

Więc ona sama zajmowała się dość trudną sprawą, ale w porównaniu z dochodzeniem prowadzonym przez trzeci oddział odnośnie Rebelii, kwestia Kolekcjonera była przyjemna. A przynajmniej wolna od krwi i wnętrzności, które ostatnio zdobiły każde miejsce, gdzie pojawiali się członkowie najsilniejszego klanu ostrokostnych.

– Ofiara – zaczął w końcu Vincent. – To ktoś, kogo...

– Moja siostra zaginęła kilka dni temu. Niby nie utrzymywałem z młodą kontaktu, ale mam przeczucie, że to jej głowę tutaj znaleziono. Jutro mam się stawić w laboratorium. Na szczęście w tym w naszym biurze. Nie chciałoby mi się zapieprzać na Peryferia. Słuchaj, rozejrzyj się tu ze mną. Może znajdziemy jeszcze jakieś ślady.

Vincent kiwnął głową w potwierdzeniu. Nie potrafił nic z siebie wykrztusić. Prawdopodobnie siostra Gabriela nie żyje, padła ofiarą jakiegoś kopniętego ostrokostnego. A szef ot tak mówi, że jedzie sobie do laboratorium potwierdzić tożsamość...

– Słuchaj... No... Jak ty to robisz? – spytał Vincent po dłuższym milczeniu, kucając nad pomarańczowymi kwiatami wokół fontanny.

Teraz pamiętał urywek artykułu z Internetu. Ofiara miała włosy niemal w identycznym kolorze co kwiaty. Ta dziewczyna... rzeczywiście mogła być siostrą szefa, a przynajmniej wskazywała na to kwestia wyglądu zewnętrznego.

– Robię co, młody? – zdziwił się Gabriel, przyglądając się kwiatom po drugiej stronie.

– Jakby to powiedzieć... Zawsze masz taki dobry humor... Nawet teraz, gdy...

Rudzielec parsknął. Parsknął. Niemal się roześmiał. Do cholery, Vincent nie gadał z nim teraz o jakichś głupich pączkach.

– Gdy minie ci dobry rok w SOO, wtedy zrozumiesz – powiedział Gabriel, oglądając zerwany pomarańczowy kwiat w dłoni. – Śmierć jest nieodłącznym elementem naszej pracy, widujemy ją tutaj na co dzień. Czy to śmierć naszych kumpli, czy tych dziwnych dla nas stworzeń. Ona wnika w ciebie i po jakimś czasie już się jej nie boisz, bo ona staje się rutyną, czymś w rodzaju ponurej towarzyszki. Masz do niej żal jedynie na początku, gdy odbiera ci pierwsze osoby, a potem... już to rozumiesz. Kurwa, no, nie umiem tłumaczyć, ale spójrz chociażby na Maję. Jak ją przesłuchiwałeś, była wrakiem człowieka. Dziś nawet nie zapłakała na pogrzebie ojca.

Rzeczywiście nie umiał tłumaczyć. Te poetyckie porównania również mógł sobie darować.

– Czyli jakbym ci tutaj zszedł na zawał, to nie byłoby ci nawet przykro? – wymamrotał Vincent.

Gabriel znów się roześmiał. Wyrzucił urwany kwiat za siebie.

– Nie no, młody! Byłoby mi przykro, kto by chodził wtedy ze mną na pączki? – parsknął. – Ale nie zaciągnąłem cię tutaj po to, by gadać o słodyczach. Widzę, że się męczysz, młody. Chcę, żebyś odpuścił.

Rozmowa zaczynała iść w kierunku, który jednak mógł przyprawić Vincenta o zawał.

– Wcale się...

– Nie pierdol już! Nie jesteś pierwszym żółtodziobem w moim oddziale. Dużo młodzików nie może odnaleźć się w Służbach. Ty wyglądasz na ogarniętego, tylko nie potrafisz się wyluzować. Nie jesteś Rodrigo, nie musisz słuchać tych wszystkich bzdetów i porównań do ojca. Siedzisz w sekcji śledczej, to działaj jak śledczy! A chwałę egzekutora miej w dupie.

Vincent znów nie mógł wykrztusić z siebie żadnego słowa, ale to pouczenie w jakiś sposób wydawało się lepsze od niedawnej, raczej już nieaktualnej propozycji Larsona. Wiedział, że jeśli za chwilę nie odpowie, dostanie kolejną charyzmatyczną wiązankę. Tylko czy on w ogóle umiałby wejść w rolę śledczego z prawdziwego zdarzenia? Rolę śledczego pokroju Gabriela?

Od odpowiedzi wymigał go dzwoniący telefon lidera. Co za ulga. Vincent nie chciał przyznawać się na głos, że najprawdopodobniej jest największym niewypałem SOO. Porównując się do ojca, Larsona czy Fartucha naprzeciw, naprawdę nim był.

– Gabriel Alva przy telefonie, czego? O, szefie, to ty. Zapominam twój nowy numer zapisać.

Choć Vincent nadal milczał, rudzielec przyłożył wskazujący palec do ust. W zaskakującym skupieniu słuchał. Czubek jego języka wodził przy prawym kąciku ust, jakby Gabriel usiłował pozbyć się pozostałości po jakimś deserze.

– Brzmi fajnie. I biorę ze sobą młodego Torresa.

Rozłączył się i wyszczerzył zęby w stronę świeżaka.

– Widzisz, nie muszę cię targać po moich śledztwach. Masz szansę się wykazać! Dzwonił nasz kochany inspektor Winke. Jutro wyruszamy do slumsów Czwórki. Mamy trop przywódcy Rebelii.

Continue Reading

You'll Also Like

10.1K 1.1K 28
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
197 58 17
Coś tu jeszcze kiedyś napisze... 1 miejsce ,,wiersz" -11.06.2023 1miejsce ,,wiersze" -11.06.2023 24miejsce ,,poezja" -11.06.2023
598 252 93
Recenzje najróżniejszych dzieł kultury - od książek po filmy i albumy muzyczne. Nasz zespół składa się obecnie z czterech recenzentów o odmiennych, s...
49.6K 3.7K 57
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...