MIASTO ✅

By Antonumb

9.6K 1.5K 3K

Miasto to strefa, gdzie obok siebie zmuszone są egzystować dwie rasy. Ludzie i ostrokostne toczą zaciekły kon... More

Prolog
Część 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 13.5
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Część 2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 16

175 27 74
By Antonumb

Isabella

Isabella obserwowała poczynania swoich podopiecznych na uboczu, jednocześnie wychwytując potencjalnych świadków, których mogłaby zaniepokoić zamaskowana grupka. Kamera przyczepiona do rynny była ostatnią zlokalizowaną w Czwartej Dzielnicy. Dochodziła już pierwsza nad ranem, Isabelli marzył się powrót do łóżka, nawet jeśli znów czekał ją przerywany sen przepełniony niepokojącymi wizjami o Naoto, który prawdopodobnie w tym czasie znosił tortury.

Byłaby spokojniejsza, gdyby dowiedziała się o jego śmierci. Wszystko byłoby lepsze od gnicia w celi w więzieniu SOO. Isabella nie poprowadzi swoich podopiecznych na samobójczy atak. Nie poświęciłaby Rebelii, by odbić nawet najważniejszą osobę w jej życiu.

„Ty powinnaś być ostatnią osobą go opłakującą. Taka jest cena władzy. Nie zapominaj o tym" w głowie nadal rozbrzmiewało jej echo słów Blaise'a.

Będzie opłakiwać Naoto,  ale w poduszkę w swoim mieszkaniu, gdzie nikt jej nie zobaczy. Teraz miała do wykonania zadanie.

Środek nocy wydawał się najlepszą porą do rozmontowywania kamer SOO, aczkolwiek niedaleko kręciło się kilku Fartuchów mających nocną zmianę w Mieście. Isabella podpierając się o ścianę ceglanego budynku, wsłuchiwała się w odgłosy wydobywające się z jego wnętrza. Za masywną ścianą mieścił się nocny klub. Huczna muzyka w nierównym rytmie, krzyk ludzi, którzy swoim zachowaniem przypominali zwierzęta... Hałas był nieprzyjemny, ale intrygujący. Przez przyciemnione okna odbijały się różnobarwne światła w ułamku sekundy zmieniające swoją częstotliwość.

– Pani Isabello – odezwał się jeden z ostrokostnych o niewinnym, chłopięcym głosie, którego nawet maska nie potrafiła do końca zdeformować. – Skończyliśmy.

Przywódczyni oderwała się od ceglanej ściany. Strzepnęła pyłek z czarnej kurtki.

– Dobrze. Weź pozostałych i wracajcie do Podziemi. Większość grup z innych Dzielnic powinna już czekać. Przekażcie, że niedługo też dołączę.

– Ale nie powinna, pani... zostawać sama o tej porze – odparł nieśmiało podwładny.

Maska zakrywała twarz Isabelli, jak i widniejący na niej uśmiech. Miło było usłyszeć słowa troski.

– Ja z nią zostanę – powiedział ostrokostny wynurzający się z ciemności zaułka. – Jeśli tylko moja przywódczyni wyrazi na to zgodę.

Okrycie twarzy obecnie trzymał w dłoni.

Młody chłopak widząc nadchodzącego Kenneta cofnął się o krok, podobnie jak pozostali członkowie grupy. Pomimo że Kennet był nowicjuszem w klanie, zdążył wyrobić sobie opinię i zaznaczyć swoją pozycję. Silny. Sprytny. Niebezpieczny. Nie robił wrażenia tylko na Isabelli.

– Miałeś obserwować okolicę z dachu kamienicy, a ja nie pozwoliłam ci stamtąd zejść.

Machnęła ręką na pozostałych ostrokostnych. Po chwili zniknęli w ciemności zapomnianej uliczki, z której niedawno wynurzył się Kennet.

– Wybacz. Widziałem, że już kończą... pani Isabello? – powiedział, przedłużając sylaby dwóch ostatnich słów.

Isabella westchnęła. Naprawdę zgodziła się na naleganie Kenneta, by poszedł z jej grupą?

– „Pani Isabello" brzmi zdecydowanie przyjaźniej niż „przywódczyni". A nikt niższy w hierarchii nie chce zwracać się do mnie samym imieniem. Jeśli już o to ci chodzi – burknęła.

Kennet wyciągnął z kieszeni płaszcza papierosa i zapalniczkę. Teraz Isabella była pewna, skąd cały czas czuła odór dymu papierosowego. Siwy płaszcz Kenneta całkowicie nim przesiąknął.

– Tak w ogóle, to co masz jeszcze do załatwienia? – spytał, wypuszczając smugę dymu, na szczęście w zupełnie przeciwnym kierunku.

Isabella ściągnęła wilczą maskę i palcami przeczesała rozpuszczone włosy. W jej dłoni pojawiła się szminka o ciemnym odcieniu różu. Wydymając wargi, na wyczucie przeciągnęła po nich kosmetykiem. Zdjęła też skórzaną kurtkę, odsłaniając kryjący się pod nią czarny top. Bez zastanowienia podała ją Kennetowi. Jeśli był zaskoczony jej zachowaniem, nie okazał tego w żaden sposób.

Może jakby zdjęła stanik, to istniałaby szansa, że chociaż drgnęłaby mu powieka?

– Idę na imprezę – powiedziała. – Ty potrzymasz mi w tym czasie kurtkę. Wrócę za kilka minut.

– Często robisz ze swoich podwładnych wieszaki?

– Tylko z tych, którzy są dla mnie wrzodami na dupie.

– Po twoim nadąsaniu obstawiam, że jest ich sporo.

– Tylko jeden.

– Och! To mogę czuć się wyjątkowy.

Na buźce Kenneta gościł uśmieszek zadowolenia. Isabella postanowiła ugryźć się w język i nie odpowiadać. Jeśli będzie miała ochotę na zawody we wzajemnym ciskaniu, już wiedziała, gdzie szukać.

Obecnie nie miała. Charakterystyczny zapach, który zwęszył jej nos, stał się priorytetem.

– Raczej przez kilka minut się nie wytańczysz – ciągnął Kennet, unosząc brew. – Nie potrzebujesz towarzysza do zabawy?

– Jak zwykle zadziwiasz mnie swoim sprytem, Mitsuya. Mam w klubie do załatwienia jedną z alfich spraw. Nim zatęsknisz, wrócę. Tylko nie posikaj się w majtki, jak w okolicy dostrzeżesz Fartucha – oświadczyła na pożegnanie, przerzucając burzę brązowych loków za plecy.

*

Klub swoim wizerunkiem odróżniał się od knajp i eleganckich restauracji. Obok budynku wykonanego z grubej cegły rozpoczynała się uliczka, w której jeszcze niedawno czaiła się Isabella z podwładnymi. Klub i tak przynależał do jednej z ofert głównej ulicy. To, co kryło się w ciemności za rogiem i w głębi niej... cywile raczej o tym nie rozmawiali.

Isabella przyczaiła się przed klubem, udając, że wiąże sznurówkę. Zaczęła obserwować, jak pewna dziewczyna staje tuż przed wejściem, a na linii jej oczu pojawia się niewielki błysk światła, który po ułamku sekundy znika. Dziewczyna poszła dalej, jakby nic się nie stało.

Skanery. Obawy Isabelli potwierdziły się, ale nos nie mógł jej zmylić. Właściciel tego osobliwego, nad wyraz intensywnego zapachu był w środku. Musiało istnieć inne przejście, takie dla ostrokostnych. Isabella dostrzegła małą szczelinę pomiędzy budynkiem klubu i jakimś barem. Tyłek się jej pobrudzi, ale przecież i tak było ciemno. Przecisnęła się przez szczelinę, marudząc, że zniszczy jedne z najwygodniejszych spodni. Ale opłaciło się. Tak jak przypuszczała, od tej strony klubu znajdował się ogródek, na dodatek otoczony wyłącznie wysokim drewnianym płotkiem. Od razu dostrzegła w nim małą wyrwę. Właściciel zapachu musiał przemierzyć tę samą drogę, co ona teraz, więc wciągnęła brzuch i przecisnęła się po raz kolejny. W ogródku klubowym roiło się od ludzi. Zajęci tańcem, piciem, próbami adoracji innych nie zainteresowali się Isabellą. Pety i butelki po stronie skąd przyszła, świadczyły, że nawet ludzie korzystali z tego przejścia. Ruszyła do środka, tym razem przeciskając się przez grupę zbitych imprezowiczów.

Nie miała ochoty na zabawę, jej myśli nadal krążyły wokół Naoto. Makijażem zamaskowała spuchnięte od płaczu oczy. Obowiązkami próbowała odciągnąć się od prywatnych zmartwień.

„Ty powinnaś być ostatnią osobą go opłakującą. Taka jest cena władzy. Nie zapominaj o tym."

Doskonale to wiedziała, powoli się z tym godziła, jednak wewnętrzna burza nie mogła przeszkadzać jej w działaniach. Na płacz przyjdzie czas, a ten nadejdzie, gdy Isabella po raz kolejny będzie zasypiać sama w pustym mieszkaniu.

Skupiła się na otoczeniu, gdy pierwsza łza spłynęła po jej policzku. Jakoś musiała się opanować. Zrobić cokolwiek, by się nie rozkleić. Tłum był ogromny, a w środku niego czuła się intruzem pod każdym względem.

I kompletnie sama.

Drewniany bar zachęcał różnorodnością procentowych napojów podświetlonych na półce za ladą. Barmani szybko uwijali się z tworzeniem kolejnych drinków i jeszcze szybciej przychodziło im zgarnianie pieniędzy z rąk upitych gości. Jakaś para kobiet siedząca na wysokich krzesełkach tuż przy ladzie namiętnie się obściskiwała. Ktoś awanturował się w toalecie. Jakiś chłopak z zielonym irokezem słodko spał na jednej ze skórzanych kanap. Isabella prześlizgiwała się przez parkiet uważając, by przez przypadek nikogo nie dotknąć. Większość tańczących była przepocona, a ich odór trochę maskował woń, która zwabiła przywódczynię do klubu. Ale w końcu znalazła.

Zapach zaprowadził ją na drugi koniec pomieszczenia, gdzie większość osób przychodziła spalić papierosa albo skorzystać z atutów pijanych kobiet. Jedna z nich wyginała swoje ciało niczym wąż, ocierając się o krocze chłopaka podpierającego ścianę. Dłonie siwowłosego przystojniaka wędrowały do talii dziewczyny i jej wystających spod krótkiej spódniczki pośladków, jednak najczęściej młodzieniec dotykał jej twarzy o delikatnych rysach, podkreślonych wyzywającym makijażem. Czasami pociągał ją za rude włosy, a ta wyginała się wtedy jeszcze bardziej.

Isabella stanęła niedaleko pary i kiwnęła głową w kierunku szczupłego chłopaka. Widząc ten gest, wyszeptał coś do ucha tańczącej dziewczyny, a ta odeszła w kierunku parkietu. Młodzieniec dołączył do Isabelli. Jego czerwony sweter i zwężane, materiałowe spodnie zupełnie nie pasowały do ubioru pozostałych imprezowiczów. Ostrokostny był zbyt elegancki jak na to otoczenie. Jedynie niestrzyżone proste włosy zdające tworzyć się coś w rodzaju artystycznego chaosu, mogły zdradzać, że młodzieniec jednak ma w sobie coś z buntownika. Ich nietypowy kolor z pewnością przyciągał płeć przeciwną. Żadna z kobiet nie wiedziała, że siwa barwa włosów nie wynikała z ich farbowania. Taki nietypowy odcień był zarezerwowany dla rasy ostrokostnych, ale tylko niewielka jej część mogła się takim pochwalić.

On tak.

– Cześć, Satoru – zaczęła Isabella.

Zauważyła, że chłopak diametralnie schudł od ich ostatniego spotkania, kiedy pozbywali się ostrokostnej-albinoski. Czyżby hobby aż tak bardzo go pochłaniało?

– Doceń ten gest, przywódczyni, gdyby ktoś inny próbował przerwać mi w łowach, z pewnością nie byłbym dla niego taki uprzejmy – powiedział, ale w jego głosie nie było słychać żadnego oburzenia.

Zdawał się mieć ochotę na grę słowną. Może nawet na flirt. Isabella znała większość sztuczek Satoru.

– A jednak do mnie przywędrowałeś.

– Jesteś tu w imieniu mojego brata? – spytał bardziej ozięble.

– Trafiłam na ciebie przypadkiem. Radzę ci zniknąć na jakiś czas. Mój klan zarywa dziś nockę, żeby rozmontować ukryte kamery Fartuchów. Wiesz, co to oznacza.

Satoru w złości zacisnął usta, ale gniew gościł na jego twarzy bardzo krótko. Isabella czuła na sobie badawcze spojrzenie. Satoru patrzył najpierw na szyję, potem jego niebieskie oczy taksowały detale twarzy. Isabella znała to błogie spojrzenie. Brat Ethana patrzył na nią tak, jak na ludzką dziewczynę sprzed chwili. Jak na nieoszlifowane dzieło sztuki. Nie przerażało jej to, Satoru nie był dla niej zagrożeniem.

– Dziękuję za ostrzeżenie, przywódczyni, ale nudzi mnie już ukrywanie swoich prac.

Isabella w zdziwieniu uniosła brwi. Udawała, że nie rozumie. Chciała usłyszeć kolejny szalony zamiar z ust samego pomysłodawcy.

– Chciałbym, żeby moje dzieła dotarły do większej grupy. – Satoru wzrokiem zaczął poszukiwać rudowłosej dziewczyny. – Przyjdź pojutrze do pobliskiego parku. No wiesz, tego z fontanną.

Po jego zapachu Isabella wiedziała, że z pewnością zadbał już o atrakcje dla wybranki, które pokaże jej niedługo potem, jak wywabi ją z klubu. Gdyby nie tłum, nawet ludzki nos zwęszyłby odór mieszanki chemikaliów i kwiatowych perfum.

– Nie boisz się? Że w końcu cię złapią?

– Są na to za tępi. Przywódczyni, gdyby kamery SOO mnie uchwyciły, pewnie byśmy już teraz nie rozmawiali. Mam wrażenie, że Fartuchy i reszta nie chce mnie nawet znaleźć, jakby moje prace nie były godne uwagi! – Satoru wypowiedział ostatnie zdanie z wrażliwością niedocenionego artysty.

Już było wiadomo, dlaczego następna głowa pojawi się w parku. Brat Ethana domagał się publiki, pragnął jeszcze większego rozgłosu. Isabella nie miała ochoty wysłuchiwać narzekań niespełnionego dewianta, przyszła go jedynie ostrzec przed narastającym niebezpieczeństwem. Ale Satoru nie był ostrokostnym, który planował cokolwiek racjonalnie.

Zrobiła, co mogła. Ze względu na swojego najbardziej oddanego podwładnego.

– Nie myśl, że nudzi mnie rozmowa z tobą, przywódczyni. Ale pewna kobieta marzy, by spędzić ze mną resztę nocy. A ja nie mógłbym jej odmówić – powiedział na pożegnanie Satoru.

Odszedł w kierunku parkietu, nie czekając na odpowiedź Isabelli. Rudowłosa dziewczyna po chwili znalazła się w jego objęciach, w zupełności gotowa obdarować Satoru wszystkimi kobiecymi atutami. Tej nocy da mu więcej, niż sama zakładała.

Isabella oddaliła się w stronę wyjścia, jakoś nie potrafiła współczuć kolejnej ofierze Kolekcjonera Głów.

*

Kennet oczekiwał jej dokładnie w tym miejscu, gdzie kazała mu zostać. Isabella celowo rzuciła w jego stronę podejrzliwe spojrzenie, ale ostrokostny nie zareagował na nie w żadnym stopniu. W ciemności dostrzegła, jak jego nozdrza rozszerzyły się. Zaczął wchłaniać nowe zapachy, które przyszły wraz z nią.

– Po co tam poszłaś? – spytał, oddając kurtkę.

Isabella zanim odpowiedziała, zastanowiła się, czy się nie przesłyszała. Pan zabójca przekroczył granicę dobrego smaku.

– Chyba nie mam obowiązku ci się tłumaczyć, Mitsuya – warknęła.

Kennet zupełnie zignorował jej odpowiedź. Odwrócił się na pięcie i udał w stronę klubu. Isabella chwyciła go za ramię. Nawet przez płaszcz czuła twarde i napięte mięśnie.

– Puść mnie.

Wbił w nią dzikie spojrzenie. Jego łowcze oczy odcieniem przypominały płynne złoto. Zdenerwowała go. Dość mocno. Ale on ją też.

– Wracamy do Podziemi, panie zabójco – zażądała, usiłując nie wysunąć szponów. – Przypominam ci, jesteś teraz w klanie – powtórzyła powoli zdanie, które sama usłyszała od niego w kawiarni.

Ostatnie, czego potrzebowała, to zbuntowany podwładny. Gdzie się podział ten potulny Mitsuya posyłający w jej stronę urocze spojrzenia? Grę aktorską opanował do perfekcji, trzymanie nerwów na wodzy, wbrew pozorom, już nie.

Coś było nie tak. Przyniosła ze sobą multum zapachów z tłumu. Nawet osobliwa woń Satoru powinna utonąć w smrodzie papierosów, alkoholu, potu, mieszaninie perfum! Jeżeli Kennet był w stanie wyczuć charakterystyczny zapach chemikaliów, to podobnie jak Isabella, musiał znać ją wcześniej.

A raczej płatny zabójca nie zakumplował się z seryjnym mordercą.

Resztę drogi pokonali w milczeniu. Dziwne kaprysy pana zabójcy musiały zaczekać, tak samo domysły Isabelli. W Podziemiach z pewnością zebrał się już cały klan oczekujący oficjalnego zakończenia akcji na powierzchni.

*

Zapanowała nieprzyjemna cisza, gdy Isabella pojawiła się na terytorium klanu w towarzystwie Kenneta. A przynajmniej zdawało jej się, że to wywołało nieprzyjemną atmosferę. Podwładni szeptali między sobą, przywódczyni świadoma była ukradkowych spojrzeń posyłanych w jej stronę. Gdy w nozdrza uderzył odór krwi, miała już pewność, że sprawa musiała być poważniejsza.

Podwładni rozstępowali się przed nią, odsłaniając czerwony szlak na posadzce. Sądząc po ilości krwi, ktoś został poważnie ranny. Isabelli zahuczało w głowie. Fartuchy. Musiały dopaść jakąś grupę.

Kogo tym razem straciła?

W końcu wyłoniła się z tłumu, a oczy zaszły jej łzami.

Obok Ethana kuśtykał Naoto. Dociskał dłoń do rany w boku, z której obficie lała się krew. Grymas na twarzy zdradzał ból, z jakim się borykał. Sam chód musiał być dla niego katorgą, jednak Naoto nie miał w zwyczaju prosić kogokolwiek o pomoc, nawet w tak ekstremalnej sytuacji.

Isabella podbiegła do brata, ujęła jego twarz w dłonie. Zrozumiała, że rana nie ograniczała się do jednej. Oparzenia po paralizatorach miał na każdym odsłoniętym skrawku ciała, nie mówiąc już o ranach postrzałowych i o tym, jak diametralnie schudł.

Minął ledwie tydzień, a on przypominał cień dawnego siebie.

Ale żył. Przede wszystkim wrócił.

– Isa...

Naoto oparł na niej ciężar ciała.

– Jestem tu – wyszeptała w jego kącik ust. Mimowolnie odnalazła wzrokiem Ethana. – Dlaczego on jeszcze stoi na nogach?!

Echo jej głosu rozniosło się po terytorium. Nikt się nie odzywał. Wszyscy obserwowali.

– Uparł się, by na ciebie poczekać. Wróciliśmy chwilę przed tobą. Znaleźliśmy Naoto nieprzytomnego w Dziewiątce przy opuszczonych magazynach – odparł Ethan, prostując się z nerwów.

O szczegóły dopyta później. Co z tego, że jej brat wydostał się z więzienia. Gdyby nie akcja z rozmontowywaniem kamer najprawdopodobniej zginąłby na tym odludziu lub finalnie zostałby znów schwytany. Wprawdzie w Dziewiątce istniało przejście do Podziemi, Naoto musiał stracić przytomność przed ostatnim, najważniejszym punktem ucieczki. Isabella chciała powiedzieć, że zdarzył się cud, skoro go odnaleziono, ale nie wybaczy sobie, jeśli Naoto umrze na jej oczach. Teraz na nią spadla odpowiedzialność za jego życie.

Wraz z Ethanem dowlekła przywódcę na piętro do ich osobnego pokoju. Łóżko i prywatność. Tyle na razie wystarczy.

Isabella była winna rodzinie wyjaśnienia. Nikt poza nią nie zdążył się dowiedzieć, gdzie dotąd podziewał się przywódca, jednak teraz wszystko schodziło na dalszy plan.

Naoto ostatkiem sił wymamrotał, by nie zamykać drzwi. Później zemdlał, zanim Isabella ułożyła go na posłaniu. Do pojawienia się lekarki przywódczyni w tym czasie usiłowała na własną rękę zająć się ranami. Nie miała pojęcia, od czego zacząć. Niektóre obrażenia już rozpoczęły się goić wraz z pozostawionymi we wnętrzu ciała nabojami, inne rany zaczynały ropieć... Sam widok tak makabrycznych obrażeń sprawiał, że Isabella musiała walczyć z zawrotami głowy i potężnym ściskiem żołądka.

Była w stanie dojść tylko do jednego wniosku: ciało Naoto opowiadało przerażającą historię.

*

– On wyjdzie z tego, prawda, Nina?

Lekarka jak zwykle w milczeniu wykonywała swoją pracę. Isabella niecierpliwiła się, ale też nie chciała poganiać. Zdrowie Naoto stanowiło teraz najwyższy priorytet, choć nadal nie mogła uwierzyć, że jej ukochany leży tuż przed nią, że znów będą razem. Wrócił. Czuła jego zapach. Dotykała jego rozpalonej skóry.

– Kilka dni solidnego odpoczynku powinny zrobić swoje, wtedy rany postrzałowe zagoją się prawidłowo – odparła po dłuższym milczeniu Nina, wyciągając pęsetą kolejny nabój z ciała.

Isabella liczyła wszystkie. Ten był szósty.

– Twój brat jest silny, skarbie. Nie ma powodów do obaw, choć jeszcze nigdy nie słyszałam, by ktoś wydostał się z piekła Fartuchów. Przykro mi to mówić, ale Rada prędko nie zostawi Naoto w spokoju.

Isabella spojrzała na nią pytająco, mając przeczucie, że to, co zaraz usłyszy, przysporzy jej jeszcze więcej zmartwień. Nawet podejrzenia odnośnie Kenneta Mitsui nagle stały się odległe.

– Co masz na myśli?

– Naoto jest silny...

– To drugie, Nina. O Radzie.

Pusty wzrok lekarki wodził po bandażach. Westchnęła ciężko, zanim się odezwała:

– Członkowie Rady zdobyli cenne źródło informacji odnośnie więzienia SOO, ale nie wiem, co zrobią z Naoto, gdy już go o wszystko wypytają...

Racja. Naoto dokonał niemożliwego. Będą huczeć o tym całe Podziemia. A Rada...

– Powiedz wprost, Nina, o co chodzi.

Isabella widziała, jak lekarka wbiła paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Zdawało się, że żałowała tego, co powiedziała.

– Rada czasami usuwała nieprzydatnych świadków, by nie wszczynali niepotrzebnego zamętu.

Isabella zamknęła oczy, by dać sobie chwilę na przetrawienie usłyszanych słów. Mimo to te wciąż wydawały się bzdurą.

– Może i mają swoje metody, ale nie potraktowaliby nimi Naoto. Zawarliśmy sojusz.

Nina jakby zapomniała o swoim pacjencie, a jej cała uwaga powędrowała do Isabelli.

– Jesteśmy w dobrych relacjach, Isabello, ale nie mi oceniać działania, na jakie decydujesz się w imię klanu, jednak sojusz nie należał do najlepszych posunięć. Mówię to jednak jako osoba, która miała styczność z Radą, i to bezpośrednio.

Isabella zacisnęła dłoń na pościeli. Zmęczenie uderzyło w nią ze zdwojoną siłą i być może ono napędzało inne negatywne emocje, które kotłowały się w niej od konfrontacji z Kennetem.

– Ten sojusz – zaczęła. – To jedyna droga, by...

– Rada nie jest wcale taka wspaniała, jak ci się wydaje.

– Nie rozumiesz. – Isabella wypowiedziała te słowa głośniej, niż zamierzała. – To nie ty musiałaś walczyć za dzieciaka o każdy dzień. Czy to na ulicach Miasta czy w Podziemiach.

– Posłuchaj...

– Nie, dosyć. – Spojrzała na brata, oddychał tak chrapliwie. – Jesteś lekarką, zajmij się leczeniem. Poza tym nie zapominaj, że to ty z naszej dwójki masz trefl na szyi.

W brązowych oczach Niny Isabella nie widziała nigdy takiej oziębłości jak teraz. Ona sama nadal na uwadze miała też nieprzyjemny incydent z tabletkami, dzięki którym zaliczyła ogromną gafę w dniu przywitania nowych podwładnych. Lubiła Ninę, ale słysząc jej słowa, nie potrafiłaby nie połączyć pewnych faktów.

Leki o nad wyraz silnym działaniu, odwodzenie od sojuszu... Isabella nabierała coraz większej podejrzliwości.

– A ty, Isabello? Chcesz mieć trefl na szyi? Być na każde skinienie Rady?

A więc o to chodzi. Przywódczyni uniosła głowę i zebrała się na najbardziej poważny ton, choć przyszło jej to z trudem.

– Po to godzę się na sojusz. Rebelia i Rada będą na równi. Skoro tak bardzo przeszkadza ci twój uroczy wisiorek, czemu zgodziłaś się zostać lekarzem Podziemi? Nie udawaj, że nie wiedziałaś, że w zamian za przywileje staniesz się pionkiem Rady.

Nina w milczeniu zaczęła bandażować dłoń Naoto. Isabella nie wymagała odpowiedzi. Za długo siedziała w Podziemiach, by zignorować słowa lekarki. Wiedziała, z jakimi wyrzeczeniami wiąże się całkowita lojalność wobec Rady, noszeniem jej symbolu na szyi. Nietykalność i wygoda miały swoją cenę w postaci wolności, zachowania neutralności wobec wszystkich ostrokostnych. Pionek Rady nie mógł nikogo faworyzować, a bezstronnie służyć całym Podziemiom.

Ale sojusz był inną sprawą. Tu Rada i Rebelia stały na równi.

Osoby pokroju Raisy czy Niny mogły tylko zazdrościć. Te już przegrały.

– To moja pokuta – odpowiedziała lekarka dopiero, gdy skończyła swoją pracę.

Continue Reading

You'll Also Like

176K 10.8K 104
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
1.6K 100 18
Alice White zwykła siedemnastoletnia dziewczyna która żyje swoim życiem dopóki na jej drodze nie pojawia się Patrick Williams , chłopak powiedział je...
37.5K 2.1K 171
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
231K 12.9K 48
Porywająca historia o miłości, która nie ma prawa przetrwać. Spokojne życie siedemnastoletniej Souline zmienia się, kiedy zostaje porwana i trafia do...