MIASTO ✅

Oleh Antonumb

9.6K 1.5K 3K

Miasto to strefa, gdzie obok siebie zmuszone są egzystować dwie rasy. Ludzie i ostrokostne toczą zaciekły kon... Lebih Banyak

Prolog
Część 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13.5
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Część 2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 13

173 31 72
Oleh Antonumb

Vincent

W drodze do pracy Vincentowi towarzyszył ból głowy, a po jego ciele co jakiś czas rozchodziły się fale gorąca. Może dlatego że Gabriel już telefonicznie poinformował go o przełomowym momencie śledztwa:

„Zakładaj portki i marsz do biura, cały trzeci oddział jedzie dziś do więzienia SOO. Na takiej wycieczce jeszcze nie byłeś!".

Akurat tu Vincent musiał się zgodzić. Więzienie w otoczeniu porośniętych dziewiczymi lasami Peryferii Miasta było gniazdem sekcji badawczej. Śledczy przyjeżdżali tam w określonym celu – przesłuchania schwytanego, a więc coś było na rzeczy.

– Vincent, czemuś się nie pochwalił! – zaczął Gabriel, gdy wraz z innymi członkami oddziału siedział już w służbowym busie.

Rekrut nie zdążył spytać, o co chodziło liderowi.

– Przejrzałem twoje akta. I zastanawiam się, co ty tutaj robisz – kontynuował, otwierając termos z kawą.

Kojąca woń wypełniła wnętrze pojazdu. Vincent nie miał pojęcia, z ilu łyżeczek Gabriel parzy kawę, ale po intensywności zapachu było pewne, że on sam nigdy nie wypiłby tak silnego naparu. Nic dziwnego, że lider był zawsze taki nadpobudliwy.

– Byłeś w dziesiątce najlepszych rekrutów do sekcji badawczej, a wybrałeś śledczą. Nie chciałeś należeć do elity naukowców?

W samochodzie zapadła cisza i wydawało się, że nawet kierowca przesłuchiwał się słowom Gabriela. Śledczy, zarówno ci, co dołączyli do SOO w tym roku, jak i starsi stażem, wszyscy patrzyli na Vincenta z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Jak na geniusza świadomie ukrywającego swój talent przed światem. Vincent w zdenerwowaniu przeczesał włosy, by zająć ręce czymkolwiek i mieć chwilę na znalezienie sensownego usprawiedliwienia swojego wyboru. Prawda byłaby zbyt żałosna.

– No wiesz... chciałem tam iść, ale zaszła pomyłka przy rekrutacji i jakimś cudem jestem tutaj.

– O cholera, młody! Ucierpiałeś na tym.

Vincent wziął głębszy oddech.

– Wcale nie jest tak...

– Ale was rekrutów czeka jeszcze ślubowanie. Przed nim możecie zmienić sekcję, oczywiście na taką, do której się zakwalifikowaliście. No, a przez tę obławę Rebelii ślubowanie będzie opóźnione – powiedział Gabriel, ogrzewając ręce o termos.

– Cóż... ja tu chyba zostanę – odparł cicho Vincent.

Ile jeszcze będą się tak na niego gapić?

Gabriel wziął głębszy łyk kawy. W zaintrygowaniu uniósł brew.

– Twoja decyzja, młody.

Wśród malowniczych, skalnych terenów znajdował się wylesiony obszar ogrodzony siatką pod wysokim napięciem, a na jego środku jeszcze bardziej niepasujący do otoczenia przeszklony budynek. Przypominał główną siedzibę SOO w Szóstej Dzielnicy, tylko że nieco mniejszą. Vincent przez szybę pojazdu w oddali doszukiwał się Muru, ale skalne wzniesienia i drzewa przysłaniały granicę Miasta.

Gdy bus zatrzymał się przed główną bramą, wszyscy musieli z niego wysiąść i przejść kontrolę. Sprawdzano każdą legitymację, nawet porównywano zdjęcie z dokumentu z jego właścicielem. Procedura goniła procedurę. Następnie jeden z egzekutorów ubrany w czarny mundur z wygrawerowanym na nim napisem SOO rozkazał otworzyć bramę. Resztę drogi po ponurym placu śledczy pokonali pieszo. Zachmurzone niebo wydawało się potęgować nieprzyjemny nastrój, jaki ogarnął Vincenta po przekroczeniu bramy. Przyglądał się niezliczonym strażnikom, w każdej chwili gotowych go rozstrzelać, gdyby dostrzegli w nim coś podejrzanego. Obszar więzienia rządził się dość bezwzględnymi prawami.

– To w ogóle bezpieczne, że sekcja badawcza znajduje się tuż nad więzieniem ludożerczych bestii? – zapytała rekrutka o imieniu Emilia.

Gabriel roześmiał się.

– Zawsze jak tu jestem z nowymi, to pytanie pada jako pierwsze. Nie ma bezpośredniego przejścia z więzienia do szklanej części budynku. A to, co tu widzicie, nie jest nawet połową tego, co stanowi więzienie. Wszystko mieści się pod ziemią.

Wśród ciemnych mundurów wyłonił się Fartuch z niebieską opaską na ramieniu. Widząc przybyłych śledczych, wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– A to doktor generalny Isak Larson. Tatuś sekcji badawczej. I nasz dzisiejszy przewodnik – zaznaczył od razu Gabriel.

Ojciec Mai, przypomniał sobie Vincent. Dziewczyna, którą przesłuchiwał po obławie miała równie barwny rodowód co on. Tyle że Maja była córką godną swojego ojca.

Mężczyzna na powitanie uścisnął Gabrielowi rękę. Vincent nie spodziewał się, że jedna z ikon SOO wyjdzie powitać jego oddział osobiście. Isak zdawał się znać Gabriela i jeszcze traktować go jak równego sobie. Może i rudzielec był liderem oddziału, ale między nim a doktorem generalnym istniała przepaść!

– Isak, aż tak za mną zatęskniłeś? – zaczął, obejmując Larsona ramieniem jak kumpla.

– Egzekutorzy dostarczyli nam z rana doskonały okaz – oznajmił, od razu przechodząc do rzeczy.

– Po to tu jesteśmy. – Gabriel gestem dłoni wskazał na swoją świtę.

Zielone oczy Isaka bacznie otaksowały czterech młodych rekrutów, których doktor nie miał jeszcze okazji poznać. Zbierający się wiatr muskał jego siwiejące włosy i prawie strącił okulary z nosa.

– To który z was to młody Torres? – spytał.

Gabriel od razu złapał Vincenta za fragment płaszcza i przyciągnął go bliżej. Rekrut poczuł narastającą gulę w gardle. Cień ojca prześladował go wszędzie.

– Udaje skromnego, ale wykazał się już na pierwszym śledztwie. Znalazł zwłoki w rzece! – oświadczył lider.

Z przebiegłych oczu Larsona i tak emanowała pogarda. Z pewnością gdyby Gabriel nie przedstawił Vincenta, Isak nie pomyślałby, że ten chudzielec z wystraszonym spojrzeniem był synem Rodrigo. Nie okazał się nawet w połowie takim Torresem, jakiego sobie wyobrażał. Vincent był tego świadom.

– Przesłuchiwałeś moją córkę. Wspominała mi, że jesteś pod nadzorem Gabriela – powiedział w końcu doktor.

Vincent zauważył, że uśmieszek zniknął z twarzy mężczyzny. Jedyne, co teraz widział na jego naznaczonej zmarszczkami twarzy, to zniewagę.

– Tak, sir – wydukał.

Isak zaprosił oddział do wnętrza budynku. Jak przewidział Gabriel, nie poprowadzono ich przez oszklone drzwi do azylu pokręconych naukowców. Wraz z eskortą żołnierzy trafili na tył budynku, gdzie znajdowała się zewnętrzna winda. Więzienie z pewnością odbiegało od stereotypowego wizerunku napędzanego przez media i kryminalne książki.

Czystość. Minimalizm. I cisza.

Biała podłoga lśniła pod stopami Vincenta. Doktor przeprowadził oddział do wysokiego, podzielonego na dwa piętra pomieszczenia z celami. Vincent ujrzał kilkadziesiąt metalowych drzwi, każde kryjące za sobą niebezpieczną bestię, ale panująca cisza sprawiała, że za masywnymi drzwiami zdawała się być wyłącznie pustka. Kroki idących śledczych wydawały się tutaj najhuczniejszym odgłosem, a Vincent zastanawiał się, czy za tą kupą metalu ujrzałby krwiożercze bestie, czy może coś podobnego do siebie: istoty zrezygnowane jak on sam, będące ofiarami tego wyścigu szczurów.

„A potem ich przytuliła" nagle przypomniał sobie zeznanie Mai.

Doktor prowadził dalej, aż w końcu oddział trafił do pokoju odgrodzonego szybą z grubego szkła. Po stronie, po której znaleźli się śledczy czekali między innymi egzekutorzy w mundurach oraz Winke. Sama obecność inspektora generalnego zdradzała, że złapany ostrokostny nie był byle jakim okazem. Dla gości uszykowano rząd krzeseł skierowanych w stronę szyby, a po jej drugiej stronie siedział schwytany osobnik. Skrępowany, z opuszczoną głową, zakuty do przedramion specjalistycznymi kajdankami. Tuż przy nim stała kolejna dwójka egzekutorów gotowych w każdej chwili porazić go paralizatorem. Patrząc po obrażeniach ostrokostnego, był on traktowany prądem przed przesłuchaniem. Rany nie nadążały się goić. Jego poplamiona, czarna koszulka musiała w siebie wchłonąć wiele krwi, łez i potu.

Vincentowi kazano zająć wolne krzesło. Obawiał się tej chwili, gdy tylko otrzymał wiadomość o przyjeździe do więzienia. Nigdy nie widział tych krwiożerczych bestii z bliska. Przynajmniej żywych. Tymczasem siedzący tuż naprzeciwko niego ostrokostny wydawał się... zwyczajny, a cała farsa z przesłuchaniem – dołująca. Wielu ludzi kręciło się po niewielkiej sali, wykorzystując wolną chwilę na wymianę zdań.

A ostrokostny po drugiej stronie szyby? Pewnie za kaszlnięcie poczułby paralizator na skórze.

– Mogę spytać, o co tu chodzi? – zapytał szeptem Vincent siedzącego obok jednookiego śledczego. O ile dobrze pamiętał, miał na imię Stefan.

– O tym, jak go złapano wie tylko Gabriel i Winke. Podobno nasz kawoholik wychwycił jego twarz na jednej z ukrytych kamer, które zarejestrowały przebieg obławy. Gabriel siedział nad tym całą noc. Pomógł też portret pamięciowy jednego z egzekutorów.

Vincent nie potrafił sobie wyobrazić Gabriela zarywającego nockę z powodu pracy, ale w końcu ten w jakiś sposób zdobył tytuł szefa oddziału.

– Posłuchaj mnie, młodziku – zaczął Winke, kierując swoje słowa do więźnia. – Pewnie nasłuchałeś się plotek o terrorze, jaki ma miejsce w naszym więzieniu. Otóż te opowieści wcale nie muszą być prawdą. Wystarczy, że odpowiesz na nasze pytania, a będziesz miał tu nawet przystępne życie.

Więzień wydusił z siebie śmiech. Włosy zasłaniały mu twarz, przez brązowe kosmyki przedzierały się wyszczerzone zęby.

– Oszczędźmy to sobie. Nie marnujcie czasu i mnie zabijcie.

Skrzący odgłos paralizatora. Krzyk i miotanie się ostrokostnego przywiązanego do krzesła.

Vincent wzdrygnął się podobnie jak reszta rekrutów, ale siedzący obok Stefan po prostu obserwował.

– Uczestniczyłeś w obławie – odezwał się Gabriel.

Nie pytanie. Stwierdzenie. Beztroski ton Gabriela zniknął. Vincent aż spojrzał dwa miejsca dalej, czy rzeczywiście siedział tam jego lider. Szrama na twarzy towarzyszącego mu Winke jeszcze nigdy nie była tak widoczna. Zarówno Gabriel jak i inspektor generalny... było w nich teraz coś strasznego.

– Jak wielu innych moich braci i sióstr – odezwał się w końcu ostrokostny. – Sami się o nią prosiliście.

Brak pożywienia, schwytanie członków klanu.

– Twoja sytuacja jest dość paradoksalna. Chciałeś uchronić innych przed znalezieniem się tutaj, tymczasem jesteś teraz na ich miejscu – kontynuował z dziwnym opanowaniem Gabriel. – Widzieliśmy, jak kierowałeś całą akcją.

– Jeśli trzeba by było, uratowałbym ich drugi raz, a nawet trzeci – odpowiedział, taksując Gabriela wzrokiem spod mokrych od potu włosów.

– Takie brzemię przywódcy, co?

Prowokujące pytanie zawierające odpowiedź. Doświadczeni śledczy wyciągnęli już kilka informacji z ostrokostnego, zanim ten w ogóle pierwszy raz się odezwał. Zapisana kartka w notesie Stefana była tego idealnym przykładem. Vincent z nerwów kreślił kółka w swoim zeszycie.

– Skoro tu siedzę, to już nim nie jestem. Zastąpią mnie.

– Och, trafił nam się bohater! – krzyknął teatralnie Winke, podnosząc dłonie do góry. – Myślisz, że twoje poświęcenie nie pójdzie na marne. Uwierz, niedługo reszta twojej rodzinki się tutaj zjawi.

Kolejna prowokacja. Próba znalezienia czułego punktu.

– Nie, dopóki Ona jest z nimi. Mieliście szczęście, że mnie schwytaliście, ale Jej złapanie nie będzie kwestią pierdolonego zbiegu okoliczności.

Ostrokostny ponownie się uśmiechnął, ale ten uśmiech był inny. Jakby myśl o wspomnianej osobie przyniosła mu ukojenie. I dumę.

– Kim jest Ona? – wtrącił się Stefan, wychylając nos zza swojego notesu.

– Tacy jak wy się nie dowiedzą, no chyba że po poderżnięciu gardeł umiecie jeszcze oddychać.

Znowu odgłos paralizatora a potem krzyk. Ostrokostny był jeszcze bardziej zgarbiony niż przedtem. Jedynie skórzany pas wokół talii utrzymywał go w pozycji siedzącej.

– Więc? – zawołał Winke.

Odpowiedzią było splunięcie czerwoną śliną na szybę. Ostrokostny ruchem głowy odgarnął włosy z twarzy, śledczy mieli okazję zobaczyć dwoje łowczych oczu. Lśniącą czerń po prawej i morską zieleń po lewej.

– Więc się pierdol – warknął więzień, patrząc prosto na Winke.

Zamiast paralizatora jeden z egzekutorów wyciągnął strzykawkę z niebieskim płynem w środku. Zdecydowanym ruchem wbił ją w szyję przesłuchiwanego. Jego łowcze oczy zaczęły na nowo przypominać ludzkie, a sam ostrokostny po chwili stracił przytomność.

Z tymi piwnymi oczami już w ogóle wyglądał jak człowiek.

– Hybryda – wymruczał Gabriel. – Nic dziwnego, że Larson prawie skakał z radości. Będzie miał przy nim dużo zabawy.

– Co mu zrobili? – odezwał się szeptem Vincent do Stefana.

– Środki ostrożności, podczas przesłuchań podają specjalne serum hamujące wysunięcie szponów, otępia też wszystkie zmysły. Stąd ten efekt. Jak się obudzi, będzie ponownie bezbronny.

A więc to był jeden ze słynnych specyfików sekcji badawczej potwierdzający, że dla SOO pracowali istni geniusze w swoim fachu. W laboratoriach dochodzono do fascynujących wniosków na podstawie doświadczeń, a przy stołach operacyjnych badano wnętrzności każdego ostrokostnego, który chociaż trochę odbiegał od przyjętych norm. Tak, o tym Vincent zdążył się nasłuchać w Akademii. O postępach niebieskich opasek mówiono na ogół w całej SOO.

– No dobra, ekipo! – krzyknął Gabriel, wstając. – Mamy jakieś pół godziny przerwy, zapraszam na kawę!

Wszyscy podnieśli się z krzeseł i skierowali ku wyjściu. Vincent obserwował, jak egzekutorzy wywlekają bezwładne ciało ostrokostnego z pokoju z powrotem do celi. Współczuł mu pobudki.

Wyszedł z sali jako ostatni, ale zatrzymał go doktor Larson.

– Gabriel wspominał, że możesz przenieść się do mojej sekcji. Miałeś ładny wynik końcowy – zaczął.

Niedawna pogarda w jego głosie przemieniła się w podziw.

– To raczej wątpliwe – wymamrotał Vincent. Zastanawiał się, kiedy jego lider zdążył powiedzieć doktorowi o wynikach.

Był gotowy wyminąć Fartucha i iść dalej przed siebie, chociaż na tę cholerną kawę z automatu!

– Twój ojciec nie żyje, a ty nim nie będziesz – zawołał Isak, gdy rekrut odchodził. – Nie wciskaj mi kitu, że podoba ci się w sekcji śledczej. Co z tego, że to alternatywna droga do zostania egzekutorem, tobie na pewno się nie uda. Nie dorównasz ojcu, ale wcale nie musisz żyć w cieniu wybitnego Rodrigo.

Vincent mimowolnie zatrzymał się, czując, jak uginają się pod nim nogi. Doktor podsumował jego naiwne plany w kilku zdaniach. Naprawdę Isak chciał go zwerbować, czy może chciał uchronić nazwisko „Torres" od cienia porażki? W końcu ktoś taki jak on na pewno znał Rodrigo i jego ambitne plany co do syna. Syn zawiódł. Vincenta w ogóle nie powinno być w SOO. W tym przypadku ukrycie Torresa w odosobnionym punkcie poza Miastem sprawi, że wszyscy zapomną o jego istnieniu. I jeszcze jest nadzieja, że może się przydać! O to mogło chodzić Larsonowi?

– Może chcesz przez ten czas zobaczyć, czym się zajmujemy? – spytał Isak.

Wprowadził Vincenta w oszkloną część budynku. Pod względem architektonicznym korytarze nie odbiegały od tych w biurze w Szóstej Dzielnicy, jednak za wysokimi oknami roztaczał się widok malowniczych lasów, a nie zurbanizowanej strefy. Na drzwiach zamiast numerów widniały informacje, dokąd dane drzwi prowadzą:

„Laboratorium genetyki".

„Laboratorium anatomii".

„Laboratorium broni alternatywnej".

„Archiwum".

„Stołówka".

„Obszar rekreacyjny: pole golfowe".

Akurat celem Larsona było to trzecie. Laboratorium okazało się być salą pełną dziwnych urządzeń podłączonych do komputerów. Wnętrze pomieszczenia było na tyle zmechanizowane, że przypominało scenerię filmu o tematyce science fiction. Temperatura diametralnie różniła się od tej na korytarzu, dlatego ludzie zajmujący się papierkową i informatyczną pracą pod białymi płaszczami ubrani byli w krótkie spodenki i cienkie koszule. Natomiast ci pracujący przy tych dziwnych urządzeniach nosili ochronne kombinezony wraz z maskami.

Już za noszenie skafandrów w takiej ciepłocie powinni dostać awans. Vincent docenił ich wysiłek, gdy sam założył laboratoryjny fartuch.

– Nie zrażaj się gorącem, wyjątkowo ostatnio musieliśmy celowo podwyższyć temperaturę – powiedział doktor.

– Czym właściwie jest ta broń alternatywna? – spytał Vincent, ocierając pot z czoła. To była kolejna kwestia, o której nie dowiedział się w Akademii.

– Tu tworzymy bronie przeznaczone do eksterminacji ostrokostnych. Z dość... nietypowych źródeł. Całe laboratorium jest pod moim nadzorem. Za kilka miesięcy walki z tymi bestiami w końcu będą wyrównane. Tylko popatrz.

Isak zatrzymał się przy zamkniętym zbiorniku z czarnym, oleistym płynem, od którego również emanowało niesamowite gorąco. Na ekranie podłączonego do zbiornika komputera wyświetlały się wszystkie właściwości substancji.

– Pewnie w Akademii niejednokrotnie musiałeś wysłuchiwać o anatomii ostrokostnych. Ich kości ze względu na dużą obecność żelaza są czarne. I choć z barwą szponów jest podobnie, materiał z jakiego są one stworzone, nie przypomina żadnego odkrytego na ziemi ani żadnego przetworzonego przez człowieka. Natura obdarowała te bestie genialną bronią, idealną do walki i niszczenia budulców wszelkiego rodzaju. Badam właściwości szponów kilka lat, ale dopiero teraz udało się zrobić znaczący postęp.

Vincent nadal przyglądał się cieczy przed sobą. Mimo zamkniętego, przezroczystego zbiornika, wyczuwał od niej ostry, specyficzny zapach.

– To, co widzisz, było kiedyś szponami ostrokostnych. Pod wpływem wysokiej temperatury udało mi się zmienić ich konsystencję i ciało stałe przemienić w ciecz. – Doktor chwalił się swoimi dokonaniami tak, jakby recytował jakąś świętą księgę.

Ojciec Mai prowadził naprawdę przełomowe eksperymenty, o których świat nie miał pojęcia. Ile tajemnic miała jeszcze SOO? Vincent zastanawiał się, czy jako rekrut nie powinien mieć dostępu do takich informacji, ale skoro takowa okazja się nadarzyła:

– Sir, ale... po co to?

– I tu pojawia się problem – przyznał Larson, wzdychając. – Próbowałem niejednokrotnie znów przeistoczyć ciecz w stałą strukturę i uformować ją na kształt broni dla ludzi. Wszelkie próby zawsze kończą się niepowodzeniem. Jeżeli kiedyś uda mi się stworzyć z tego broń, wyeliminujemy te bestie ich własnym orężem. – Ruchem głowy wskazał zbiornik.

Przez chwilę Vincent był nawet pod wrażeniem tego, co dzieje się za drzwiami laboratorium SOO. Przez chwilę.

– Jak pozyskałeś tyle materiału do badań... sir?

Larson parsknął.

– Przypomnij sobie, gdzie byłeś niecałe piętnaście minut temu, stamtąd dostaję to, czego mi potrzeba.

Cisza w celach. Wrażenie, że są one puste.

– Ponad połowie bestii przeprowadziliśmy zabieg usunięcia pazurów – dodał doktor, wypowiadając się w imieniu grupy operacyjnej. – Cele tych, którzy jeszcze je zachowali, trzymamy pod elektrycznym napięciem. Reszta tego nie potrzebuje, raczej zębami nie przegryzą się przez metal – zaśmiał się.

– Ale ten ostrokostny z przesłuchania...

– Jego będzie czekać to samo – dokończył Larson. – Nie zwrócę twarzy córce, ale może uda się zapobiec oszpeceniu innych.

Vincent zrozumiał, że więzienie nie odbierało tylko wolności. Tutaj ostrokostne traciły swoją tożsamość.

Czy Rodrigo Torres też posiadał mentalność Larsona?

Świeżak wyczuł wibracje w kieszeni płaszcza. Wiadomość od Gabriela:

„Zaraz dalszy ciąg przesłuchania, czekam na ciebie, młody. Ogólnie mają tu dobrą kawę. Próbowałeś?".

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

176K 10.9K 104
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
47.6K 3.5K 56
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
38K 2.2K 171
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
1.1K 174 6
Azalia Leslie jak co roku wyjeżdża na wakacje do jedynego miejsca w którym czuję się dobrze - rodzinnego miasteczka Niverville. Ten pobyt jednak różn...