Światełko W Tunelu / PORWANA

Par Lazurowakropla

48.3K 1.4K 170

Wciąż się nie ruszyłam z miejsca. Podszedł do mnie i złapał mnie za twarz. - Powiem ci jedno. Masz to zjeść... Plus

#0
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
# 14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#22
#23 ; cześć druga
#24
#25
#26
#27
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42
#43
#45
#46
#47 KONIEC
KOMUNIKAT
KOMUNIKAT II

#44

349 19 0
Par Lazurowakropla

Cassie

Gdy tylko zostawiłam Paulę pod drzwiami Tobiasa, przeniosłam się do salonu i usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na parapecie.

Jasne, że byłam ciekawa jak przebiegnie ich rozmowa. To był dla obydwojga naprawdę ważny moment. Jednak właśnie dlatego nie chciałam im odbierać tej chwili. Zresztą, i tak byłam pewna, że prędzej czy później zarówno Paula jak i Tobias opowiedzą mi wszystko i to ze szczegółami.

Po kilku minutach obok mnie pojawił się Alex, trzymający w rękach dwa kubki parującej herbaty. Podał mi jeden, a ja chwyciłam go z wdzięcznością i ostrożnie pociągnęłam łyk gorącego napoju.

I oczywiście się poparzyłam.

- Myślisz, że długo im to zajmie? - zapytałam, gdy w końcu język przestał mnie boleć.

- Mają jakieś szesnaście lat do nadrobienia. - uśmiechnął się - Pewnie chwilę sobie pogadają.

Również lekko się uśmiechnęłam.

- Jak sądzisz, on choć trochę ją pamięta?

Alex usiadł obok mnie, a ja przesunęłam się, by zrobić mu miejsce.

- Kiedyś spędzali razem mnóstwo czasu. Poza tobą, mną i mamą była dla niego chyba najbliższą osobą. - wyjrzał przez okno - Tak, myślę, że będzie ją skądś kojarzył.

Zamyśliłam się.

- Nie wyobrażam sobie Pauli jako opiekunki.

W jego oczach pojawiło się rozbawienie.

- No cóż, dyplomu z pedagogiki to raczej by nie dostała, to prawda. Ale była naszą przyjaciółką i oboje z mamą jej ufaliśmy. Poza tym Tobias ją uwielbiał.

- Wiem, ale... - zawahałam się. Nie byłam pewna, czy to nie jest zbyt prywatny temat. Mimo to stwierdziłam, że najwyżej mi nie odpowie. - Zawsze mi się wydawało, że ona nie lubi dzieci.

Przygryzł lekko wargę i zamilkł na chwilę, zanim mi odpowiedział.

- To nie tak, że nie lubi. Myślę, że w głębi serca je uwielbia. Ale nigdy nie poznała kogoś, z kim chciałaby je mieć. A wiesz jaka ona jest. Byle facet jej nie zadowoli. - Choć na jego twarzy malowała się powaga, w kącikach jego oczu błysnęło rozbawienie. Widząc to zmusiłam się, by powstrzymać uśmiech. - Więc cieszyła się wami.

Uśmiechnęłam się lekko.

- Od jak dawna wy się właściwie znacie?

- Poznaliśmy się gdy wszyscy byliśmy świeżo po studiach. Mama i Paula pracowały już w siedzibie wywiadu, a ja zostałem właśnie przyjęty. Wtedy zajmowały się głównie raportami. I bardzo, ale to bardzo tego nienawidziły. - parsknął śmiechem - Chciały dostawać prawdziwe zadania, wiesz, takie w których są krew, broń i mnóstwo adrenaliny.

- I wtedy pojawiłeś się ty?

- Tak. Byłem tam nowy i tak jakoś się złożyło, że moje obowiązki polegały głównie na przenoszeniu dokumentów z ich gabinetu do archiwów i segregowaniu ich. Więc chcąc nie chcąc, widywałem je obie wiele razy dziennie. A za każdym razem im dłużej patrzyłem w oczy twojej mamy, tym bardziej zapominałem, po co tam właściwie przyszedłem.

- A Paula?

- A Paula obserwując nas robiła tak przezabawne miny, jak tylko ona potrafi. Chyba tym naszym niezdecydowaniem i gapieniem się na siebie doprowadzaliśmy ją do szału. Trwało to kilka tygodni i w końcu nie wytrzymała i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. I właściwie to głównie dzięki niej zaczęliśmy ze sobą chodzić.

Bardzo chciałam usłyszeć dalszą część tej historii, jednak w tej samej chwili, w którym miałam poprosić, by opowiedział mi wszystko dokładnie, jego telefon wesoło się rozdzwonił.

Alex odstawił kubek na parapet i sięgnął do kieszeni spodni. Spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi.

- Chyba będziemy musieli pogadać o tym innym razem.

Słysząc jego ton głosu, poczułam, jak ściska mnie niepokój.

- Co się stało?

Westchnął.

- Wzywają mnie, żebym złożył formalne zeznania odnoście tego, co wydarzyło się wczoraj z Borusem.

- Będziesz miał przez to problemy?

Jakby nie patrzeć, oboje wczoraj przynajmniej kilka razy złamaliśmy prawo. Poza tym przeczuwałam, że Alex i tak nie zamierza powiedzieć im wszystkiego.

On jednak tylko na mnie spojrzał, a na jego twarzy pojawił się najmniej przekonujący uśmiech, jaki w jego wykonaniu widziałam.

- Nie przejmuj się tym. Wszystko załatwię.

- Plusy bycia agentem?

- Raczej plusy bycia nieformalnym zięciem twojego dziadka.

To mnie zaskoczyło.

- On naprawdę jest aż tak wpływowy? Nawet jeśli wszyscy myślą, że nie żyje?

- Cóż, dorobił się w swoim życiu niezwykle wysokiej pozycji. Ma, czy też miał, wielu przyjaciół w służbach specjalnych i to w kilku państwach. Dzięki temu razem z twoją mamą i całym zespołem zawsze mogliśmy pracować... bardziej na własną rękę. A dopóki nasze działania przynosiły rezultaty, nikt się nami nie interesował.

Chciałam go jeszcze zapytać o wiele rzeczy, choćby o to, co właśnie usłyszałam, jednak tylko wstał i zaczął mi się przyglądać, jakby toczył w myślach zażartą kłótnię.

- Powinienem jechać. - spojrzał na mnie z mieszaniną niepokoju i troski - Chyba że wolałabyś, żebym został. Jeśli nie chcesz być sama...

- Nie musisz się o mnie martwić. - przerwałam mu - A w razie czego jest tu przecież Paula. Możesz spokojnie wyjść.

Uśmiechnął się lekko, ścisnął mnie pocieszająco za ramię i ruszył po marynarkę i kluczyki. Po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi, a wokół mnie zaległa cisza.

Spojrzałam w kierunku korytarza, na końcu którego znajdował się pokój Tobiasa. Nie słyszałam żadnych dźwięków, choć właściwie nie było w tym nic dziwnego. Zdążyłam już zauważyć, jak dźwiękoszczelne jest to mieszkanie.

Oparłam się plecami o ścianę i wyjrzałam przez okno. Zatopiłam się we własnych myślach.

Wydawało mi się, że wczoraj dowiedziałam się wielu rzeczy. Jednak przed chwilą dotarło do mnie, ilu spraw jeszcze nie rozumiem i z jak wielu rzeczy nie zdawałam sobie dotąd sprawy. Nagle mocno zapragnęłam zobaczyć się z dziadkiem. Chciałam mu zadać tyle pytań. Poczułam ukłucie serca, gdy uzmysłowiłam sobie, że choć tyle się wydarzyło, przez prawie cały ostatni rok mogliśmy ze sobą szczerze porozmawiać tylko przez kilkanaście minut. A już chwilę później musiałam po raz kolejny walczyć o życie. Marzyłam, byśmy mogli w końcu spotkać się w jakiś normalnych okolicznościach.

Nie wiem, ile czasu minęło, zanim z odrętwienia wyrwał mnie trzask zamykanych drzwi. Zamrugałam, wracając do rzeczywistości i odwróciłam głowę w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Już po kilku sekundach z korytarza wyłoniła się Paula.

Próbowałam coś wyczytać z jej twarzy, ale oprócz wyraźnej ulgi i ogólnej radości, nie byłam w stanie stwierdzić nic konkretnego.

Już miałam ją zapytać, jak poszła im rozmowa, gdy uśmiechnęła się do mnie i mnie ubiegła.

- To o czym chciałaś ze mną pogadać?

- Ja? - uniosłam zdumiona brwi - No, właściwie to chciałam się dowiedzieć, jak tam z tobą i Tobiasem...

- Nie mówię o tym. - usiadła obok mnie, chwytając kubek z wystygniętą herbatą Alexa i przystawiając go sobie do ust. - Pamiętaj, z kim rozmawiasz. Przecież widzę, że coś cię dręczy.

Westchnęłam zrezygnowana czując, że nie mogę już dłużej tego odkładać.

- No dobra...

Na chwilę zapadła cisza. Zastanawiałam się, jak zacząć temat tak. W końcu, nie mogąc wymyślić nic dobrego, postanowiłam zapytać wprost.

- Nie było go dzisiaj z wami? - miałam wrażenie, że odezwałam się tak cicho, że ledwo była w stanie mnie usłyszeć.

Jednak w jej oczach momentalnie pojawiło się zrozumienie. Nie musiałam dodawać, o kogo mi chodzi.

- Cassie... Bardzo wiele się wydarzyło, odkąd zniknęłaś ze szpitala. - Jej twarz spoważniała, a ja już wiedziałam, ze bynajmniej nie spodoba mi się to, co za chwilę usłyszę. - Wszyscy byliśmy pewni, że już nie żyjesz. Po śmierci Susan, był to dla nas ogromny cios. A najbardziej cierpiały dwie osoby. I nie można im się dziwić. Ten, który, myślał, że stracił córkę i ten, który myślał, że stracił dziewczynę.
Nastały dla nas niesamowicie ciężkie tygodnie. Przeżywaliśmy żałobę, a ja, choć czułam się fatalnie, musiałam jeszcze pilnować, by żaden z nich nie zrobił sobie w tej sytuacji nic głupiego. Obaj byli w takim stanie, że nie wiedziałam, o kogo bardziej powinnam się martwić.

Coś w jej tonie mnie uderzyło. Wyczułam, że był ktoś, kim przejmowała się o zdecydowanie bardziej, jednak ze względu na mnie nie chciała tego przyznać. Jednak wcale się jej nie dziwiłam.

- Obaj przez pierwsze dni w ogóle nie wychodzili ze swoich pokojów. Zaglądałam do nich kilka razy dziennie, jednak jedynie leżeli na łóżkach i nie okazywali żadnych oznak życia. Za każdym razem bałam się, że... - westchnęła - Że wchodząc zobaczę najgorsze.

- Naprawdę zaglądałaś do Shawna?

Skinęła głową.

- Tak właściwie to z Philipem i Camillą na zmianę do niego zaglądaliśmy. Nie wiem, czy Alex ci o tym mówił, ale po śmierci Susan wszyscy wprowadziliśmy się do jej mieszkania. No, z wyjątkiem twojego ojca, ale jak wiesz, to jedynie kilka bloków dalej.

W moich oczach musiało pojawić się zdumienie.

- Chcieliśmy zaoszczędzić czas na dojazd. - wyjaśniła- Od samego rana zajmowaliśmy się pracą. A tej nam nie brakowało. Właściwie nasze życie osobiste przestało czymkolwiek różnić się od zawodowego. Żeby nie zwariować, wszyscy skupiliśmy się na schwytaniu odpowiedzialnych za to osób.

Zamilkła na chwilę, po czym spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.

- Poza tym potrzebowaliśmy się nawzajem. Czuliśmy się o wiele lepiej, gdy przechodziliśmy przez to razem. Wsparcie Camilli i Philipa pomogło mi pozostać przy zdrowych zmysłach. Już nie mówiąc o Connie. - dodała - Takie wyjście było dla niej najlepsze, bo dzięki temu nie musiała się przeprowadzać, ani wybierać, z kim chce zostać. A nie chcieliśmy jeszcze dokładać jej zmartwień.

Momentalnie poczułam się jak skończona kretynka. Tyle czasu zmarnowałam na użalanie się nad sobą, a ani przez chwilę nie pomyślałam, co śmierć Susan oznaczała dla dziewczynki.

Na mojej twarzy pojawiło się poczucie winy, jednak Paula zadawała się tego nie zauważać i jak gdyby nigdy nic mówiła dalej. Byłam jej za to wdzięczna.

- A co do twojego ojca... - westchnęła - Przeżywał to, co się stało na swój własny sposób. Za swój święty cel postawił sobie doprowadzenie Borusa przed sąd i był przy tym tak zdeterminowany, że nie dało się z nim nawet porozmawiać na jakikolwiek temat niezwiązany ze sprawą. A wierz mi, że próbowałam wiele razy. Natomiast Shawn... cóż, tygodniami nie wychodził ze swojego pokoju. Nie rozmawiał z nikim i nikomu nie pozwalał do siebie wchodzić. Całkowicie się od wszystkiego odciął i zamknął w swoim własnym świecie.

Pociągnęła łyk pewnie już zimnej jak lód herbaty. Zrobiła to tak nienaturalnie wolno, że od razu zalała mnie fala złego przeczucia. Grała na czas. Wyraźnie nie chciała mi o czymś powiedzieć.

- Co się wydarzyło? - zapytałam drżącym głosem.

- Pewnego dnia niespodziewanie przyszedł do salonu, gdzie od jakiegoś czasu mieściło się nasze centrum dowodzenia i oznajmił wszystkim, że bierze Cartera na spacer. Nie było mnie przy tym. W tym czasie byłam u Alexa i próbowałam jakoś wbić mu do głowy, że jedzenie jest jednak warunkiem koniecznym do przeżycia, bo oczywiście miał na ten temat własne zdanie. - przerwała na chwilę, po czym odetchnęła głęboko. W jej spojrzeniu pojawiło się poczucie winy i powiedziała: - Gdybym przy tym była, zauważyłabym, że coś jest bardzo nie tak. Pozostali jednak cieszyli się, że nastąpiła u niego jakaś poprawa i sami zachęcali go do wyjścia na zewnątrz.

Zmusiła się, by spojrzeć mi w oczy i nie odwrócić przy tym wzroku.

- Cassie, on próbował popełnić samobójstwo.

W sekundę cała krew odpłynęła mi z twarzy. Poczułam się tak, jakbym z całej siły dostała mocny kopniak w żołądek.

Otworzyłam usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

Domyślałam się, że po tym wszystkim musiało mu być ciężko. Jeśli rzeczywiście czuł do mnie to, co mówił, moja rzekoma śmierć musiała go zaboleć. Ale na boga, w życiu bym nie pomyślała, że próbowałby się przeze mnie zabić.

- Co? - wykrztusiłam - Przeze...przeze mnie?

- To był jeden z powodów. Przypuszczam, że najważniejszy. Natomiast było z nim źle już od dłuższego czasu. Od kilku miesięcy zalewała go fala krytyki i hejtu od jego byłych fanów za to, że tak nagle zawiesił karierę. Gdybyś widziała, co niektórzy wypisywali pod jego zdjęciami... - pokręciła zniesmaczona głową - Po prostu obrzydliwe. A poza tym, niedawno dowiedział się, że jego ojciec jest ciężko chory i czeka go bardzo ryzykowna operacja. W dodatku on nie chce go wiedzieć na oczy. - westchnęła - Więc chyba rozumiesz, dlaczego się załamał. Ostatnio miał naprawdę ciężko.

- Co się wtedy wydarzyło? - zapytałam cicho

Paula spojrzała w okno i nie patrząc na mnie zaczęła opowiadać.

- Gdy tylko wróciłam z mieszkania Alexa, poinformowali mnie, że Shawnowi się poprawiło i nawet w końcu zmusił się, żeby wyjść z domu. Gdy to usłyszałam, poczułam falę niepokoju. Jeśli ktoś, kto jest w takim stanie jak on tak nagle chce zostać sam i nikomu nie mówi, gdzie się wybiera... W każdym razie gdy zobaczyli moją reakcję, z ich twarzy natychmiast zniknęło zadowolenie. A ja byłam wściekła. Na nich, że okazali się takimi kretynami i na siebie, że go nie powstrzymałam.

- Przecież nie mogłaś wiedzieć...

Ale ona mnie nie słuchała. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi i mówiła dalej.

- Przez chwilę naprawdę nie wiedziałam, co robić. Liczyła się każda sekunda, a on mógł pójść dosłownie wszędzie. Przyznaję, że trochę spanikowałam. - W końcu odwróciła wzrok od okna i na mnie spojrzała - Zgadnij, kto w tej pochrzanionej sytuacji zachował zimną krew i trzeźwo myśląc, wpadł na genialny pomysł?

- Alex?

Prychnęła

- On nawet nie wiedział, co się dzieje. Siedział w swoim mieszkaniu i przeglądał archiwa, mając nadzieję, że w ten sposób uda mu się znaleźć coś nowego na temat Borusów. Co z tego, że większość tych dokumentów przeczytał już tyle razy, że znał je na pamięć. Nie, to Coonie zauważyła, że przecież Shawn zabrał ze sobą Cartera, a on ma umieszczony w obroży nadajnik.

Uniosłam zaskoczona brwi. Byłam pod wrażeniem. Ja nawet nie wiedziałam, że Carter ma w ogóle taki lokalizator.

- Rzuciliśmy się do laptopa. Namierzenie go chwilę trwało, ale w końcu się udało. Razem z Philipem natychmiast wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na miejsce. I muszę przyznać, że Coonie pewnie uratowała chłopakowi życie. Zaszył się w najrzadziej uczęszczanej i najbardziej zarośniętej części parku, znajdującego się kilka kilometrów stąd. Sprzyjała mu też pogoda, bo z uwagi na pochmurny i chłodny dzień, praktycznie nikogo tam nie było. Wiesz, jak wygląda to miejsce?

Pokręciłam przecząco głową.

- To w zasadzie dziki kawałek lasu, z wytyczonymi gdzieniegdzie ścieżkami. Jest tak gęsto zarośnięty, że przeczesanie go zajęłoby nam pewnie kilka godzin. Całe szczęście, że z pomocą przyszedł nam Carter.

- Carter?

- Twój pies ujadał jak szalony. Więc gdy usłyszeliśmy jego wycie, natychmiast ruszyliśmy w jego kierunku. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak wzburzonego. Przez chwilę naprawdę myślałam, że gdybym podeszła, byłby w stanie mnie pogryźć. Jednak, gdy tylko nas rozpoznał, zaczął skomleć i biegał jak szalony wokół drzewa. Pobiegłam tam. - przerwała na chwilę. Choć starała się zachować kamienną twarz, jej głos zdradzał, jak bardzo to wszystko przeżyła - Shawn siedział na grubej gałęzi jakieś półtora metra nad ziemią. Dość wysoko, by Carter nie mógł się do niego dostać. Z rozciętej ręki powoli sączyła mu się krew.

Po policzkach płynęły mi łzy, których nie próbowałam nawet powstrzymać. Boże, jaka ja byłam głupia...

- Na szczęście, nacięcia, które zrobił były dość płytkie i nie uszkodziły żadnej tętnicy. Prawdopodobnie nie miał dość siły i brakowało mu wiedzy, jak należy to zrobić. I dzięki temu wciąż żył, gdy do niego dotarliśmy. Zatamowałam krwawienie, a Philip zadzwonił na pogotowie. W międzyczasie zauważyłam, że Shawn musiał wcześniej się czymś odurzyć, bo choć miał otwarte oczy, praktycznie nie kontaktował, a jego źrenice były nienaturalnie rozszerzone.

Ponownie westchnęła, a gdy na mnie spojrzała, na jej twarzy pojawiło się współczucie.

- Nie stracił zbyt wiele krwi. Ratownicy oczywiście zabrali go do szpitala na badania i obserwację, ale po kilku dniach wrócił do domu. Dostał skierowanie do psychologa, ale z tego co wiem, nie był u niego ani razu. Z nami też nie chciał rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Ponownie zamknął się w swoim pokoju, a któreś z nas sprawdzało co godzinę czy znów nie zrobił sobie czegoś głupiego.
Mijały tygodnie, a z jego pokoju słychać było tylko muzykę. Pewnego dnia przyszedł do salonu i oświadczył, że zamierza zorganizować w mieście koncert. Myśleliśmy, że się przesłyszeliśmy. On jednak mówił zupełnie poważnie. Wykonał kilka telefonów i wszystko załatwił. Dopiero wtedy powiedział nam, co tak naprawdę chce zrobić. Próbowaliśmy go odwieźć od tego pomysłu, ale uparł się jak osioł. Nie chciał nas w ogóle słuchać. Po kilku dniach w końcu daliśmy za wygraną. - westchnęła - Oczywiście, jako że przez ostatnich kilka miesięcy praktycznie zawiesił karierę, a wstęp był za darmo, na koncert przybyły tłumy. -

Zerknęła na mnie, jakby zastanawiała się, czy mi o czymś powiedzieć. Domyślając się, co jest przyczyną jej wewnętrznego sporu, postanowiłam powiedzieć prawdę.

- Wiem. - Starałam się, by mój głos nie pokazywał, jak się właśnie czuję, ale chyba mi się to nie udało. - Byłam tam.

Tym razem to ona uniosła brwi i spojrzała na mnie zaskoczona.

- Tak?

Wyglądała, jakby chciała coś jeszcze dodać, ale się rozmyśliła. Na jej twarzy malowała się dezorientacja.

No cóż, chyba nie mogę się jej dziwić. Wszyscy myślą, że nie żyję, znikam na kilka miesięcy, ale z jakiegoś powodu wybieram się na koncert. Zupełnie normalne zachowanie.

- Takie jest właśnie moje szczęście. Nie miałam bladego pojęcia o tym koncercie, a akurat tego jednego dnia byłam w mieście. Trafiłam tam przypadkiem. I nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. I co słyszę.

Pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Czyli nie muszę ci mówić, co wtedy ogłosił.

Do moich oczu znów napłynęły mi łzy. Poczucie winy, które tamtego dnia czułam, wróciło ze zdwojoną siłą.

- Nie. - wyszeptałam - Nie musisz. Słyszałam wszystko. - a po chwili dodałam: - Piosenkę też.

- Pewnie dla was obojga tamten dzień był bardzo trudny. Jednak, właśnie po tym koncercie mu się jakby... poprawiło.

- Naprawdę?

- Po występie nie było go kilka godzin. Śmiertelnie nas przy tym wystraszył. Dodając do jego zniknięcia wszystko, co dopiero powiedział, pierwsze co nam przyszło do głowy to to, że znów spróbuje coś sobie zrobić. Postawiliśmy nawet policję na nogi. Szukało go kilkanaście osób. Oczywiście nie raczył nas o niczym poinformować i wyłączył komórkę. - w jej głosie usłyszałam troskę pomieszaną z irytacją.

- Jednak w końcu sam się znalazł i był jakby... - przerwała, próbując znaleźć odpowiednie słowo - ...spokojniejszy.

- Spokojniejszy? - powtórzyłam. Gdy go widziałam, wyglądał na bardzo dalekiego od spokoju.

Wzruszyła ramionami.

- Powiedział, że poczuł się tak, jakbyś przy nim była.

- Nie rozumiem.

- Ja też nie rozumiałam. Podobno pomogła mu rozmowa z jakąś dziewczyną.

- Aha.- powiedziałam tylko. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Znałam podejście Shawna do zawierania znajomości z osobami na ulicy. Ciągle powtarzał, że czuje się przytłoczony przez fanów i zawsze unikał takich sytuacji.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co Paula mogła mieć na myśli.

- Chodzi ci o to, że...spotkał się z jakąś inną dziewczyną?

Czułam się głupio już zadając to pytanie. On myślał, że nie żyję. Nie miał więc przeszkód, by spotykać się...no cóż, z kim chce.

Jezu, czy ta informacja wywołała u mnie zazdrość?

Nie byłam pewna.

Brunetka dostrzegła wyraźnie, co chodziło mi po głowie, bo pospieszyła z wyjaśnieniami.

- Powtórzę ci po prostu, co on mi powiedział. Podobno po koncercie poszedł się przejść, żeby ochłonąć. Szukał miejsca, by móc chwilę w spokoju pomyśleć. W pewnej chwili usłyszał dziwny dźwięk, coś jakby łkanie. Podążył za nim o zobaczył skuloną, zapłakaną dziewczynę. Przysiadł się do niej i rozmawiali przez jakiś czas. Ona mu opowiedziała, że podobno straciła dom, przyjaciół, rodzinę. On natomiast opowiedział jej o swoich problemach. Że próbował się zabić i tak dalej. Później wyjaśnił mi, że w tamtej chwili zrozumiał, że niektórzy mają w życiu zdecydowanie trudniej od niego, więc powinien w końcu wziąć się w garść.

Pokręciła głową. Wyglądała, jakby sceptycznie podchodziła do całej tej historii.

- Nie wiem, ile jest prawdy w jego opowiadaniu. Na jego miejscu pewnie powiedziałabym coś podobnego. W sensie, bądźmy szczere, ten chłopak nie jest wcieleniem altruizmu. Sam z siebie by się w życiu nie przysiadł do jakiejś zupełnie obcej laski, ryczącej w jakimś zaułku. Nawet jakby miał doła.

Zmarszczyłam brwi. Musiałam przyznać jej rację. To było do niego... zupełnie niepodobne.

Więc jeśli to prawda, dlaczego to robił?

Nagle w mojej głowie zaświtało pewne wspomnienie.

Nie, to nie mogła być prawda.

Podniosłam szybko wzrok i spojrzałam na Paulę.

- Jak ona wyglądała?

Jeśli moje pytanie ją zdziwiło, to nie pokazała tego po sobie.

- Powiedział, że nie widział jej twarzy. Podobno siedziała skulona, a kaptur i jej ramiona wszystko zasłaniały.

Wytrzeszczyłam oczy.

O CHOLERA

Zerwałam się na równe nogi.

- Gdzie on teraz jest?!

Paula zamrugała zdezorientowana. Przechyliła głowę na bok i zaczęła mi się przyglądać, jakby podejrzewała, że do reszty zwariowałam.

Może i miała rację.

- Paula, to ważne. - powiedziałam nagląco - Gdzie on jest? Muszę z nim natychmiast pogadać.

W końcu odpowiedziała.

- W parku.

- Masz do niego numer?

Zawahała się. Jednak ja nie zamierzałam odpuścić.

Jeśli rzeczywiście tamtego dnia wydarzyło się właśnie to, o czym myślę, musieliśmy oboje natychmiast porozmawiać.

Brunetka widząc szok i determinację w moich oczach, postanowiła odpuścić. Ze zdumieniem malującym się na twarzy podała mi swój telefon.

Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

8K 833 34
Sophie życie z pozoru mogłoby się wydawać idealne. Młoda dziennikarka, która ma zaplanowane całe życie ze swoim narzeczonym. Jej praca, mieszkanie, a...
4.3K 266 18
/do korekty 2 część przygód Emily Hudson - dziewczyny władającej magią wody. Któregoś dnia znika jest 6-letnia siostra a wina spada na córkę kobiety...
Snake Zone Par Dominik847

Mystère / Thriller

4K 520 33
Akcja rozgrywająca się w Barcelonie dotyczy głównej bohaterki Sary Miller która uczęszcza do liceum w którym jest prześladowana przez dwójkę uczniów...
532K 18.8K 137
── ❗ :。❝ komiks nie jest mojego autorstwa, to jedynie moje tłumaczenie ❞. * :❗ ─ ❝ Ashlyn w liceum jest samotniczką bez przyjaciół. Ale kiedy wizyt...