Światełko W Tunelu / PORWANA

By Lazurowakropla

48.3K 1.4K 170

Wciąż się nie ruszyłam z miejsca. Podszedł do mnie i złapał mnie za twarz. - Powiem ci jedno. Masz to zjeść... More

#0
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
# 14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#22
#23 ; cześć druga
#24
#25
#26
#27
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42
#44
#45
#46
#47 KONIEC
KOMUNIKAT
KOMUNIKAT II

#43

377 18 0
By Lazurowakropla

Cassie

Wszyscy obecni w jednej chwili zamarli. Przez kilka sekund nikt się nie poruszył, a ja wyraźnie słyszałam każde uderzenie swojego serca i byłam pewna, że muszą słyszeć je również inni. W końcu waliło niczym dzwon kościelny.

Nagle, wszystkie trzy głowy w jednej sekundzie odwróciły się w stronę drzwi, gdzie w połowie schowana za framugą stałam od kilku minut. Każde z nich szeroko otworzyło oczy, uchyliło usta w bezgłośnym krzyku, a na ich twarzy pojawił się szok, jakby co najmniej ducha zobaczyli.

No cóż, z ich punktu widzenia tak właśnie było.

Pierwsza z szoku otrząsnęła się Paula. Wbiła we mnie niedowierzający wzrok, po czym otaksowała mnie swoimi wielkimi oczami od stóp aż po samą głowę, jakby zupełnie nie mogła uwierzyć w to co widzi. Gdy w końcu dotarło do niej, że to naprawdę ja, cała, żywa i względnie zdrowa, spojrzała na Alexa, który w międzyczasie oparł się wygodnie na fotelu i skrzyżował ręce na piersi, a w jej oczach błysnęło wiele emocji. On jednak tego nie zauważył, bo wpatrywał się we mnie z uśmiechem na twarzy, jakby moje niezapowiedziane pojawienie się ani trochę go nie zdziwiło.

Spodziewał się, że przyjdę.

Ta myśl sprawiła, że mimowolnie się uśmiechnęłam. Jak widać, wierzył we mnie o wiele bardziej niż ja sama w siebie wierzyłam.

- Cassie! - Paula rzuciła się w moim kierunku. Widocznie postanowiła wszelkie pytania odłożyć na później, a teraz skupić się jedynie na moim cudownym zmartwychwstaniu. Pozostali ruszyli za nią i już po chwili byłam obejmowana ze wszystkich stron przez całą trójkę. Każde z nich przytulało mnie tak mocno, że ledwo byłam w stanie oddychać, a ryzyko, że uduszą mnie żywcem, realnie rosło z sekundy na sekundę.

Alex przyglądał się całej sytuacji z rozbawieniem, a jego mina wyrażała jedno, wielkie: „A nie mówiłem?"

Po chwili wstał i mrugając do mnie, bezszelestnie wymknął się z sali. Paula, w jakiś sposób od razu to zauważyła, chociaż stała do niego tyłem. Ścisnęła mnie lekko za ramię, jakby chciała mi przekazać, że zaraz wróci. Skinęłam jej ze zrozumieniem głową, a kąciki moich ust lekko się uniosły. Uśmiechnęła się do mnie z mieszaniną wdzięczności i radości, po czym rzuciła się za moim ojcem na korytarz.

Podążyliśmy za nią wzrokiem, a gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, wybuchnęliśmy śmiechem.

- W życiu go nie puści, dopóki grzecznie jej wszystkiego nie wyśpiewa. - Philip parsknął rozbawiony- Twój ojciec rozsądnie zrobił, że się ewakuował. Sam bym tak zrobił. Niech Bóg ma go w opiece, gdy ona w końcu go dopadnie.

Roześmiałam się, choć wiedziałam, że nie do końca ma rację. Mogłam się zgodzić z tym, że Paula pewnie jest na Alexa wściekła. Biorąc pod uwagę jej charakter i skomplikowaną relacją z moim ojcem zdziwiłoby mnie, gdyby było inaczej. Jednak domyśliłam się, że Alex bynajmniej nie miał zamiaru przed nią uciekać. Wręcz przeciwnie. Chciał ją po prostu wywabić z pomieszczenia, by mogli spokojnie porozmawiać na osobności. I to najlepiej zanim ona przy wszystkich rzuci się, żeby mu wydrapać oczy za to, że o niczym jej nie powiedział.

* * *

Paula

Już po kilku minutach dopadłam go w archiwum. Jeśli myślał, że w jakiś sposób uda mu się tu przede mną schować, to grubo się mylił.

Nie chciałam tego przed sobą przyznać, ale czułam się oszukana i zdradzona. Może nie jakoś ogromnie, ale na tyle mocno, by mnie to zabolało. Od lat byliśmy z Alexem przyjaciółmi. Już w pierwszych tygodniach pracy, prawie dwadzieścia lat temu powstała nasza trzyosobowa paczka, która mimo upływu czasu przetrwała przez długie lata. Zawsze byliśmy razem: ja, Alex i Susan. Nawet gdy oboje zostali parą, a później urodziły im się dzieci, zawsze pełniłam funkcję najbliższej przyjaciółki rodziny. Pomagałam im we wszystkim, w czym tylko mogłam. Śmierć Susan jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła. Żeby było jasne - nigdy nie przyszło mi do głowy, by wykorzystać tę sytuację i zbliżyć się do Alexa w ten sposób. Nie. Doskonale wiedziałam, jak bardzo ją kochał i jak bardzo cierpiał po jej stracie. Nigdy nie byłabym w stanie mu jej zastąpić i zdawałam sobie z tego sprawę. Ale wciąż był moim przyjacielem i pragnęłam zrobić wszystko, by mu jakoś pomóc. Chociaż sama czułam się tak, jakbym razem ze śmiercią swojej najlepszej i w zasadzie jedynej przyjaciółki, utraciła cząstkę siebie.

Dlatego właśnie tak bardzo dotknęło mnie to, że o niczym mi nie powiedział. Że mi nie zaufał. Jak mógł przede mną ukryć, że Cassie żyje?! Jak mógł zataić coś tak ważnego?

Wpadłam do archiwum i uważnie zlustrowałam je wzrokiem. Dostrzegłam go niemal od razu. Stał oparty plecami o jakiś regał z książkami, a w dłoniach przewracał stojącą zwykle na półce obok figurkę, jakby nie wiedział, co zrobić z rękami. Gdy ruszyłam w jego stronę, poczułam jak coś się we mnie gotuje.

- Jak mogłeś?! Jak mogłeś o niczym mi nie powiedzieć?!

- Paula... - odwrócił się w moją stronę, odłożył figurkę na miejsce i spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam całą gamę uczuć. Od radości, aż po niepokój, zmartwienie i wyrzuty sumienia. Domyślałam się, że te ostatnie pojawiły się głównie z mojego powodu. - Chciałem ci powiedzieć. Jak tylko się dowiedziałem. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.

Skrzyżowałam ramiona na piersi.

- Ale?

- Ale obiecałem Cassie, że pozwolę jej wybrać moment, w którym powie wam prawdę. Podjęcie tej decyzji należało do niej, a ja musiałem to uszanować. Nie wiedziałem nawet, czy dzisiaj tu przyjdzie.

Uniosłam brew, na co on westchnął i uniósł dłonie w geście poddania.

- No dobrze, domyślałem się, ale nie byłem pewien. Ale akurat ty powinnaś rozumieć ją najlepiej. Bała się. Bała się waszej reakcji i tego, że możecie być na nią wściekli.

- Nigdy bym się na nią za to nie wściekała. - powiedziałam cicho

- Wiem, że nie. - uśmiechnął się lekko - Ale to były jej wątpliwości, nie moje. I to ona musiała stawić im czoło.

Nie chciałam mu przyznawać, że może i ma trochę racji, więc siedziałam cicho i tylko się w niego wpatrywałam. Jednak, moje oczy musiały mówić za mnie. Zauważył, że udało mu się mnie trochę udobruchać, przez co odetchnął z ulgą, jakby się cieszył, że tę część rozmowy ma już za sobą i w końcu odrobinę się rozluźnił.

- Od kiedy wiesz?

- Od wczoraj. Przywiozłem Cassie do mojego mieszkania późnym wieczorem.

Wtedy już wszystko zrozumiałam. To, jak dziwnie się zachowywał od samego rana, w końcu nabrało sensu. Stał się jakby innym człowiekiem. Od lat nie widziałam go tak szczęśliwego.

Ale niby jaki miał być, skoro w końcu, cudem odzyskał córkę?

- Będziesz mi musiał wszystko dokładnie wyjaśnić. - oznajmiłam

Kąciki jego ust uniosły się do góry

- Cassie właśnie to robi. Gdybyś została w sali i jej wysłuchała, nie musiałabyś mnie teraz o nic pytać.

- Jasne. - prychnęłam - Bo wcale nie wyciągnąłeś mnie stamtąd specjalnie.

Z czego zdałam sobie sprawę dopiero parę minut temu, ale nie było najmniejszej potrzeby, żebyś o tym wiedział. - dodałam w myślach

Alex wciąż się uśmiechał, jakby sprzeczanie się ze mną sprawiało mu przyjemność. Ale dzisiaj był w takim nastroju, że nawet przy przesłuchaniu oskarżonego z nerwicą natręctw i zerową chęcią do współpracy by się dobrze bawił.

- Powiedziałeś jej? - zapytałam po chwili. Nie musiałam dodawać, o co mi chodzi. - Teraz jak wróciła, powinna w końcu poznać całą prawdę.

- Wiem. Wczoraj wszystko jej opowiedziałem. Całą historię od samego początku.

Zmarszczyłam brwi

- Mówiłeś jej o Tobiasie? Jak ona to przyjęła? Słuchaj, w obecnej sytuacji mamy o wiele większe pole działania. Skoro udało się dorwać Borusa, istnieje duża szansa, że uda nam się też...

- Nie musiałem. - przerwał mi - O tej sprawie już sama się dowiedziała. To znaczy, co prawda nie wiedziała o wszystkim. - uśmiechnął się do siebie - Jednak podczas naszej rozmowy nie musiałem zaczynać całkiem od zera.

Poczułam skurcz żołądka. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to, że Borus pokazał jej zwłoki albo coś podobnego. To by było w jego stylu. Jednak jeden rzut oka na wciąż spokojną twarz Alexa, a zrozumiałam, że to wcale nie o to chodziło. Poczułam, jak przyspiesza mi serce i szeroko otworzyłam oczy.

- Alex... - nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek wypowiem to pytanie na głos - On żyje?

Jego twarz rozjaśnił najszczerszy uśmiech, jaki u niego widziałam.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, co wczoraj poczułem, gdy ich razem zobaczyłem. Jakby to był sen, z którego za chwilę się wybudzę. Byłem pewien, że to nie może być prawda. Wydawało mi się to zupełnie niemożliwe, zwłaszcza po tylu latach. A jednak. - złapał delikatnie mnie za dłoń - Paula...odzyskałem moje dzieci. Oboje.

Teraz to ja byłam w szoku. Potrafiłam tylko stać i się na niego gapić. Widok żywej Cassie wstrząsnął mną do reszty, a to, co właśnie usłyszałam zupełnie wywróciło mój świat do góry nogami.

- Ile potrzebujesz, żeby to przetrawić? - w jego głosie błysnęło rozbawienie.

- Daj mi jeszcze tylko chwilę. - odpowiedziałam powoli

Nie widziałam Tobiasa od kilkunastu lat. Gdy był mały, był dla mnie trochę jak przybrany syn. Pomagałam się nim opiekować, bawiłam się z nim, czasami zostawał u mnie, gdy Alex z Susan musieli gdzieś wyjechać. Piekliśmy wtedy ciasteczka z czekoladą, choć żadne z nas zupełnie nie umiało gotować i oglądaliśmy razem bajki. Uwielbiałam go, był wspaniałym dzieckiem. Bardzo mocno przeżyłam, gdy został porwany. Choć nigdy nie było na to żadnych dowodów, z czasem pogodziłam się z tym, że najprawdopodobniej nie żyje. Zresztą tak jak wszyscy.

Tymczasem taka wiadomość...

- Mogę się z nim zobaczyć?

- Już myślałem, że tego z siebie nie wydusisz. Oczywiście, że tak. Jak tylko Cassie wszystko załatwi, pojedziemy do niego.

Podziękowałam mu uśmiechem, a on mocno mnie przytulił, choć dobrze wiedział, jak rzadko się przytulam. Mimo to w tamtej chwili byłam mu za to wdzięczna. Potrzebowałam tego.

Gdy w końcu się od siebie odsunęliśmy, mrugnął do mnie, po czym oboje wróciliśmy na salę.

Nie ma co, typowa rodzina Wiles.

Już nie mówiąc o tych wszystkich tak typowych dla nich cechach charakteru.

A w Cassie tak bardzo skumulowały się geny matki, dziadka i ojca, że aż strach myśleć, do czego ta dziewczyna będzie zdolna w przyszłości.

* * *

Kilka godzin później staliśmy już w trójkę przed drzwiami do mieszkania Alexa, czekając, aż w końcu wygrzebie on ze swojej torby właściwe klucze.

- Denerwujesz się? - zapytała mnie nieśmiało Cassie. Ciągle czuła się przy mnie niepewnie, jakby obawiała się, że w każdej chwili mogę zacząć na nią krzyczeć.

Postanowiłam powiedzieć prawdę.

- Trochę. - przyznałam, czując przy tym, jak mój żołądek zwija się z nerwów w ciasny supeł. Tak, bardzo chciałam zobaczyć Tobiasa. Owszem, cholernie za nim tęskniłam. Ale przy tym bardzo obawiałam się przebiegu naszej rozmowy oraz tego, że gdy już tam wejdę, zupełnie nie będę wiedziała, co mam mu powiedzieć.

Cassie nie próbowała dodać mi otuchy mówiąc, że wszystko dobrze się potoczy, a ja nie mam się czego bać. Sama doskonale rozumiała, co czuję, skoro jeszcze kilka godzin wcześniej znajdowała się dokładnie na moim miejscu.

- Hej. - dotknęłam lekko jej ramienia, a ona spojrzała na mnie. Widziałam jak bardzo jest spięta - Wypuść z siebie trochę powietrza i odetchnij w końcu. Wszystko dobrze się skończyło. A my naprawdę się na ciebie nie gniewamy. Za to wiedz, że zamordowałabym cię, gdybyś nigdy nie powiedziała nam, że żyjesz.

Na jej twarzy w końcu pojawił się lekki uśmiech, a ona sama trochę się rozluźniła.

W tej samej chwili Alex w końcu przekręcił klucz w zamku i otworzył przed nami drzwi na oścież, po czym gestem zaprosił nas do środka.

Cassie weszła pierwsza i od razu skierowała się w głąb mieszkania, dając mi spojrzeniem znak, bym ruszyła za nią. Po drodze, rozejrzałam się wokół siebie, dostrzegając w tak dobrze znanym sobie miejscu jakąś zmianę. Nie było tu już tak przeraźliwie pusto i cicho. Nie czułam tej przeszywającej samotności, która zawsze wisiała w powietrzu. Razem z pojawieniem się Cassie i Tobiasa, do tego domu nareszcie powróciło życie.

Zatrzymałyśmy się przed zamkniętymi drzwiami na końcu korytarza. Pokój, który znajdował się za nimi przez lata pozostawał niezamieszkany, zupełnie jakby na kogoś czekał. Z tego co pamiętałam, na całe jego wyposażenie składało się łóżko, stolik nocny i puste biurko. Z jakiegoś powodu Alex nigdy go nie umeblował, a sam bardzo rzadko wchodził do środka.

- Gotowa? - zapytała mnie Cassie, lekko się do mnie uśmiechając.

- Tak. - powiedziałam

Dziewczyna skinęła głową, zapukała do drzwi, a po odczekaniu kilku sekund wstawiła głowę w szparę mówiąc:

- Masz gościa.

Następnie odsunęła się, posłała mi rozbawione spojrzenie z serii „on nie gryzie" i ruszyła korytarzem w kierunku salonu, zostawiając mnie samą.

Po raz ostatni odetchnęłam głęboko, wzięłam się w garść i lekko pchnęłam drzwi, kilkoma krokami wchodząc do pomieszczenia.

Na łóżku pod ścianą leżał chłopak, a właściwie już raczej powinnam powiedzieć: młody mężczyzna. W pierwszej chwili mój wzrok zatrzymał się na jego bandażach, owijających niemal całą klatkę piersiową. Wiedziałam mniej więcej co go spotkało i na sam ich widok poczułam mocny uścisk w żołądku.

Gdy weszłam, jedynie przelotnie na mnie spojrzał, po czym ponownie zerknął na trzymaną w rękach książkę. Jednak już po chwili, gdy zrozumiał, że nie jestem ani Alexem, ani lekarką, otworzył lekko usta, a w jego oczach pojawiły się szok i zdezorientowanie.

Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy:

- Bardzo się zmieniłeś, odkąd ostatnio się spotkaliśmy.

Zmrużył oczy i zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać, jakby próbował przewiercić mnie na wylot. Widziałam po nim, że podświadomie mnie kojarzy i wie, że już się kiedyś spotkaliśmy, ale nie może sobie przypomnieć skąd właściwie mnie zna i kim ja w ogóle jestem.

- Ja cię pamiętam. - powiedział w końcu, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. - Z dzieciństwa.

Skinęłam głową, unosząc lekko kąciki ust.

- Dobry trop.

- Przychodziłaś do nas... Często.

- Nie zaprzeczam. - przyznałam rozbawiona

Powoli zaczynał dopasowywać elementy układanki we właściwe miejsca, a z każdą chwilą jego twarz się rozjaśniała.

- Zajmowałaś się mną, nie? Byliśmy razem w lodziarni. Cały się umazałem, a ty musiałaś prosić ludzi z innych stolików o chusteczki.

Roześmiałam się zaskoczona, że właśnie to zapamiętał.

- Tak. Byłeś cały brudny i się lepiłeś, a gdy odprowadziłam cię do domu, Susan nie była zachwycona.

W końcu i on się uśmiechnął

- Nakrzyczała na mnie, a ty mimo to i tak następnym razem znów zabrałaś mnie na lody, dokładnie w to samo miejsce.

Znów się roześmiałam.

- To prawda. Często tam chodziliśmy.

Po chwili, jego twarz momentalnie się rozjaśniła.

- Paula! - oznajmił zwycięsko

Przytaknęłam z uśmiechem czując, jak powoli zaczyna opuszczać mnie cały niepokój. Poczułam ciepło na myśl, że po tylu latach wciąż pamiętał moje imię.

- Bingo.

Wtedy nastąpiła krępująca cisza. Nie byłam przesadnie wylewną osobą, a przytulanie się raczej nie było dla mnie czymś naturalnym. Poza tym nie byłam pewna, jak zareagowałby na mój dotyk.

Tak więc przez chwilę tylko się w siebie wpatrywaliśmy, a wokół nas panowała cisza. Jednak nie było w niej niezręczności, której się obawiałam, a raczej jedynie zaintrygowanie i ciekawość.

W końcu, widząc, że nie jestem pewna, jak powinnam się w stosunku do niego zachować, uśmiechnął się łagodnie.

- Gdy byłem mały, wydawałaś się jakaś wyższa.

Znów parsknęłam śmiechem, jednak szybko spoważniałam.

- Nie mogę uwierzyć, że minęło tyle lat. Ciągle mam przed oczami tamtego małego chłopca... - przerwałam nagle - Przepraszam. Nie powinnam do tego wracać.

- W porządku. Nie musisz się mną przejmować. Od wczoraj i tak nie mogę przestać myśleć o przeszłości. - na jego twarzy pojawił się smutek. - Czuję się tak, jakby ktoś wyrwał ze mnie spory kawał życia. W sensie wiesz: miałem pięć, sześć lat i nagle bum! Mam na karku dwudziestkę. Nie dziwię się, że ciągle myślisz o mnie jako o dziecku, którym chyba kiedyś tam byłem.

Bolała mnie gorycz, z jaką to powiedział. Odebrano mu całe dzieciństwo, rodzinę, wolność, a teraz nagle, z dnia na dzień musiał się odnaleźć w zupełnie innej, nowej sytuacji.

- Bardzo przypominasz mi swojego ojca. - powiedziałam po chwili - Jak tylko cię zobaczyłam, od razu rzuciło mi się to w oczy. Wyglądasz prawie jak jego młodsza wersja. Tylko włosy masz trochę inne.

- Wiem. Nie tylko ty to dostrzegłaś. - zamilkł na chwilę. - Im byłem starszy, tym bardziej moje podobieństwo do taty zaczynało być widoczne, choć ja sam tak naprawdę nie wiedziałem, jak właściwie wyglądam. Lutra bynajmniej nie wisiały tam na każdej ścianie. - westchnął - Pierwsze komentarze na ten temat słyszałem, gdy miałem jakieś trzynaście lat. Nawet ci tego nie powtórzę. A z czasem było tylko gorzej. Nie raz, gdy nie poszła im jakaś akcja albo gdy kogoś z nich aresztowano, dostawałem po ryju. W takie dni nasze podobieństwo stawało się dla nich szczególnie widoczne. Robiłem dla nich za zastępstwo. Jak nie mogli sprać tego kogo chcieli, zadowalali się wyładowaniem emocji na jego synie. A skoro go przypominał, to tylko tym lepiej.

Poczułam ukłucie serca, a przez moją głowę przepłynęły wspomnienia z przeszłości, o które od razu zapragnęłam od siebie odpędzić. Na mojej twarzy pojawiło się zrozumienie.

- Domyślam się, jak ciężko ci było dostosować się do takiego życia. Człowiek pragnie ze wszystkich sił się od tego odciąć, a tymczasem każdy oddech przypomina mu, w jak popieprzonej sytuacji się znalazł. I wtedy przychodzi bolesne uświadomienie sobie, że od tego nie ma ucieczki. Że wszystko, co się uczyniło, nawet jeśli nie z własnej woli, już na zawsze z tobą pozostanie.

Po moich słowach zapadła chwila ciszy. Spojrzałam na jego twarz, a widząc wszystkie uczucia, jakie się na niej pojawiły, od razu zapragnęłam cofnąć swoje słowa.

- Tobias, przepraszam...

- Paula - westchnął i ze stęknięciem podniósł się na łóżku do góry - Niewiele pamiętam z okresu przed...sama wiesz. Wspomnienia dopiero zaczynają do mnie powoli powracać. Ale wiem, że byłaś dla mnie ważna i nie chcę, być myślała o mnie tak, jak w tej chwili.

- Ale ja nie...

- Bądźmy szczerzy. Myślisz to samo, co myślała o mnie Cassie, gdy się pierwszy raz zobaczyliśmy. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak musiała się mnie bać. I wiem, że ją przerażałem. Czasami nadal wydaje mi się, że ona ciągle widzi we mnie tylko tego gościa, który ją związał. - potrząsnął głową, a w tym prostym geście dostrzegłam u niego tak wiele emocji. Ból. Smutek. A przede wszystkim mnóstwo poczucia winy. - Ale powiem ci dokładnie to samo, co powiedziałem jej. Całą prawdę.

I zaczął mi opowiadać. O wszystkim i o niczym konkretnym. O strachu przed karą za niewykonanie polecenia. O dręczących go po nocach od lat krzykach torturowanych jego ręką ludzi. O pragnieniu ucieczki, czasem tak silnym, że miał ochotę udusić się gołymi rękami. I o tęsknocie. Za wszystkim. Za rodzicami, za siostrą, za miłością, za bezpieczeństwem, za kolegami z przedszkola i za przeszłością.

Słuchałam go, z każdą minutą czując, jak coraz mocniej ściska mnie serce. Znałam ból wychowywania się w takim środowisku. Przez lata doświadczałam go na własnej skórze. Wiedziałam, jak to jest, gdy z każdym dniem zaczynasz się coraz bardziej nienawidzić, za wszystko co robisz i za to, co dopiero będziesz musiał zrobić. Patrząc na niego, mimowolnie widziałam siebie. Ale on zrobił coś, na co mi kiedyś zabrakło sił. Nigdy nie pozwolił im się złamać. Do samego końca zrobił wszystko, co było w jego mocy, aby nie musieć do końca życia budzić się co rano ze świadomością, że ma krew niewinnej osoby na swoich rękach. Ja już od lat takiej możliwości nie miałam.

Byłam z niego tak cholernie dumna.

A jednocześnie nienawidziłam się za swoją własną słabość.

Widząc, jaką reakcję wywarła na mnie jego opowieść, odniosłam wrażenie, że zalała go fala ulgi. W końcu się odprężył i odtąd zachowywał się w mojej obecności już znacznie swobodniej.

Razem z nadejściem końca jego historii, między nami znów zapadła cisza. Nie chciałam, by źle zinterpretował moje milczenie i pomyślał, że mu nie wierzę. Albo że go osądzam. Jednak prawda była taka, że zwyczajnie bałam się, że jeśli tylko się odezwę, zupełnie się rozkleję.

On jednak tylko lekko się uśmiechnął i powiedział:

- Jeśli chcesz, możesz mnie przytulić. Przecież widzę, że zastanawiasz się nad tym, odkąd tylko tu weszłaś.

Z moich ust wydobyło się coś między łkaniem, a parsknięciem śmiechem.

Usiadłam obok niego na łóżku i ostrożnie go objęłam.

- Dziękuję ci za wszystko, co zrobiłeś dla Cassie. - wyszeptałam mu do ucha

Kątem oka dostrzegłam, jak się uśmiecha

- To ja powinienem jej podziękować. Za to, że dzięki niej jeszcze chcę żyć.

Continue Reading

You'll Also Like

22.1K 893 27
Luca od zawsze wiedział czego w życiu chcę i dążył do spełnienia celu. Nie wie jednak, że jedna wiadomość przewróci jego życie do góry nogami. Lucy o...
Gang By ania5658

Teen Fiction

612K 22.4K 61
Ona - dziewczyna, która została osierocona. Jej rodzice zostali zastrzeleni na balu charytatywnym. Próbuje odnaleźć starszego brata, który znikną...
225K 7.8K 31
Jasmine ma przeciętne życie.. jak każda siedemnastolatka jest przyciskana przez mamę do nauki.. wychodzi ze znajomymi do klubu na imprezy.. w przeszł...
109K 5.8K 30
Nastoletnia Laura Marano dobrze się uczy, nigdy nie miała uwagi, ehh... zachowanie wzorowe, wygrywa większość konkursów w szkole, nie ma przyjaciół...