Światełko W Tunelu / PORWANA

Від Lazurowakropla

48.3K 1.4K 170

Wciąż się nie ruszyłam z miejsca. Podszedł do mnie i złapał mnie za twarz. - Powiem ci jedno. Masz to zjeść... Більше

#0
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
# 14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#22
#23 ; cześć druga
#24
#25
#26
#27
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#42
#43
#44
#45
#46
#47 KONIEC
KOMUNIKAT
KOMUNIKAT II

#41

443 16 0
Від Lazurowakropla

Nie mogłam zrozumieć, co się właśnie dzieje. Spojrzałam na Tobiasa. Musiał dostrzec, jaki przeżywałam wstrząs.

- To jest twój ojciec?!

Szok i dezorientacja na jego twarzy mówiły wszystko. Czułam się podobnie. Odpowiedział mi pytaniem na pytanie:

- To wy się znacie?

Mimowolnie zaczęłam się przyglądać chłopakowi, próbując znaleźć w nim podobieństwa do Alexa. I dopiero wtedy je dostrzegłam. Wyglądał właściwie jak jego młodsza wersja, z wyjątkiem oczu i koloru włosów. Zrozumiałam, że podświadomie musiałam zauważyć to już wcześniej i to właśnie dlatego nie czułam się w jego obecności aż tak bardzo zagrożona.

Nie bałam się, bo przypominał mi kogoś, kogo znałam.

Przeniosłam wzrok na Alexa. Wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył ducha. Poczułam falę wyrzutów sumienia, jednak nie potrafiłam przestać się na niego patrzeć. Jego obecność wydawała mi się zupełnie nierealna. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie dostałam czymś w głowę i nie mam po prostu halucynacji.

W końcu i on się otrząsnął. Niemal rzucił się w naszą stronę i mocno nas przytulił. Tobias syknął cicho z bólu, ale się nie odsunął. Sama mocno go objęłam.

- Skąd się tu wziąłeś? - zapytałam, gdy w końcu się od siebie odsunęliśmy.

- Dostałem wiadomość od Borusa. Napisał mi o Tobiasie i że odzyskam go, jeśli wpłacę okup. Więc przyjechałem. - potrząsnął głową, jakby nadal nie mógł uwierzyć, że nas widzi - Nie mogłem nie przyjechać.

Uśmiechnął się, a jego oczy zabłyszczały. Jeszcze nigdy nie wiedziałam go tak szczęśliwego.

- Jadąc tutaj byłem gotowy na wszystko. Jednak nigdy, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że w jednej chwili odzyskam nie jedno, a dwoje moich dzieci.

Zamarłam. Przez moment zupełnie nie docierało do mnie to, co powiedział.

- Dwoje? - powtórzyłam zdezorientowana - Ale to przecież oznaczałoby...

Pokiwał twierdząco głową, odpowiadając na moje niezadane pytanie.

- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem ci to powiedzieć. Za każdym razem, gdy ze mną rozmawiałaś, gdy patrzyłaś na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, jedyne o czym marzyłem, to wyznać ci w końcu prawdę. Jednak mama nalegała, bym pozwolił jej wybrać odpowiedni moment, a ja się na to zgodziłem. Ale mijały tygodnie, a właściwa chwila nie nadchodziła. Potem to już wszystko zupełnie się pokomplikowało. Susan odeszła, a ty zapadłaś w śpiączkę.

Westchnął

- To... - zawahał się, jakby próbował zebrać się w sobie, po czym spojrzał mi w oczy - ...To ja jestem twoim ojcem.

Powiedzieć, że byłam w szoku, to nic nie powiedzieć. Otworzyłam usta i wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, próbując przetrawić to, co przed chwilą usłyszałam.

Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie on, mężczyzna, który zawsze odnosił się do mnie z dziwnym dystansem, który prawie w ogóle ze mną nie rozmawiał i który zbywał wszystkie moje pytania o przeszłość tą swoją zagadkową miną, jest w rzeczywistości moim ojcem.

Jednak tak wiele rzeczy nagle nabrało sensu. Te wszystkie spojrzenia, które wymieniał ukradkiem z Susan, myśląc, że nie patrzę. Milczenie ze strony Pauli, ilekroć pytałam ją o relacje Alexa i Susan, a które było dla niej tak bardzo dla niej nietypowe. Jego reakcja na śmierć mamy. A wreszcie ten błysk, który zobaczyłam w jego oczach, gdy pierwszy raz spotkałam go w biurze.

- Zaraz... - głos Tobiasa wyrwał mnie z odrętwienia. W ciągu kilku minut jego twarz zmieniła się wręcz nie do uwierzenia. Ból i zmęczenie, które malowały się na niej przez ostatnich kilka dni, odeszły na dalszy plan. Teraz dostrzegałam cały wachlarz emocji, jakby sam nie wiedział, na której ma się zatrzymać. Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami, jakby widział mnie po raz pierwszy. - Chcesz powiedzieć, że ona i ja...

Alex skinął głową.

- Tak. Jesteście rodzeństwem.

Wymieniliśmy z Tobiasem spojrzenia. Dostrzegałam w jego oczach dokładnie to, co sama czułam. Już w chwili, gdy się poznaliśmy połączyło nas coś, czego sami nie potrafiliśmy nazwać. Wtedy w celi zamiast drżeć ze strachu, że mnie skrzywdzi, sama zaczęłam z nim rozmowę i jeszcze w dodatku go rozwścieczyłam, a on mimo to mnie nie skrzywdził. A nawet więcej, zaprzyjaźniliśmy się. Później zrobił dla mnie coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała: próbował mnie uratować. I gdyby nie jego obecność tutaj, chociaż bez przerwy się o nią obwiniam, czułabym się znacznie gorzej.

Oboje powoli się do siebie uśmiechnęliśmy. Chwyciłam jego dłoń i delikatnie ją ścisnęłam, a on odpowiedział mi tym samym. Nie musieliśmy nic mówić, rozumieliśmy się doskonale.

Już wiem, dlaczego jego imię już wcześniej wydawało mi się znajome.

To mój brat.

Mam brata.

Boże...

- Nie mam pojęcia, jakim cudem jesteście tu oboje. - powiedział Alex, przenosząc wzrok ze mnie na Tobiasa, jakby nie mógł się zdecydować na które z nas chce się najpierw napatrzyć - Nie rozumiem, jak to się stało, że w ogóle żyjecie. Ale chcę, żebyście wiedzieli...

- Bardzo to wszystko wzruszające.

Zamarliśmy na dźwięk jego głosu. Na twarzy Alexa pojawił się strach. Gwałtownie się odwrócił, my jak na komendę spojrzeliśmy w kierunku drzwi. Właśnie tam, opierając się o ścianę tuż obok wejścia stał Borus i przyglądał się nam z sadystycznym błyskiem w oku. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że żadne z nas nie zauważyło, kiedy wszedł, choć z własnego doświadczenia wiedziałam, że jeżeli chciał to potrafił poruszać się jak duch.

Albo jak diabeł.

- Alex, nie wiem czy pamiętasz jak mówiłem, że tylko dwoje z was może opuścić ten dom.

Twarz Alexa momentalnie pobladła, a ja poczułam, że zaczyna mi galopować serce. Zrozumiałam. W końcu zrozumiałam o co w tym wszystkim chodziło. To, że to właśnie Tobias został wyznaczony do pilnowania mnie nie było przypadkiem. To, że nagle, po tylu latach Borus napisał do Alexa też nie. Wszystko zaplanował, by zgromadzić naszą trójkę w jednym miejscu.

Widząc emocje na naszych twarzach, jego usta rozciągnęły się w powolnym, podłym uśmiechu. Przypominał kota, który wie, że za chwilę dopadnie swoją mysz. To on był reżyserem tego przedstawienia, trzymał wszystkie karty.

Nie odrywając od nas wzroku wyjął nóż z kieszeni marynarki i z głośnym brzękiem upuścił go na ziemię, po czym kopnął go tak, by zatrzymał się tuż pod nogami Alexa.

- Do ciebie należy wybór. - zadrwił Borus - Które z nich bardziej kochasz?

Alex przez chwilę nieruchomo wpatrywał się w ostrze. Całe jego ciało zamarło w napięciu, dłonie zacisnął tak mocno, że pobielały mu knykcie.

W końcu schylił się i drżącymi rękami podniósł nóż. Trzymał go, jakby po raz pierwszy miał coś takiego w ręce.

Odwrócił się i spojrzał na nas. Nie potrafiłam nic wyczytać z jego twarzy.

Przez kilka sekund przyglądał mi się, jakby toczył w myślach jakąś bitwę. W końcu ruszył w moim kierunku.

Przerażona cofnęłam się o krok, zderzając się plecami ze ścianą. Poczułam wzbierającą panikę. Nawet gdybym chciała, nie miałam żadnych szans na ucieczkę. Wszyscy byliśmy w pułapce.

Alex wyglądał, jakby moja reakcja go zabolała. Jednak szybko przybrał kamienną maskę i zwrócił się do mnie tonem zupełnie pozbawionym emocji:

- Cassie, zrobisz dokładnie to, co ci powiem. - podał mi sztylet ostrzem w dół, a ja niepewnie chwyciłam jego rękojeść. Kątem oka spojrzałam na Borusa. Obserwował nas z chorą satysfakcją, a jego oczy płonęły, jakby właśnie przeżywał euforię. Marzył by zobaczyć, jak wzajemnie się zabijamy.

- Cassie... - powtórzył Alex, by zwrócić moją uwagę i cofnął się kilka kroków w kierunku drzwi. - Rzucisz we mnie nożem.

Wytrzeszczyłam oczy.

- Co? - wydusiłam

- Tak zrobisz. - Jego głos był nienaturalnie spokojny, a każde słowo wymawiał tak wolno, jakby tworzyło osobne zdanie. - Ty i Tobias opuścicie bezpiecznie ten dom. Mną się nie przejmuj, wszystko będzie dobrze. Celuj w klatkę piersiową, nie niżej. To bardzo ważne, byś wykonała jeden, mocny ruch. - Wyraźnie podkreślił ostatnie słowo. - Zrozumiałaś?

Chyba zwariował, jeśli naprawdę myślał, że go zabiję. Że w ogóle byłabym w stanie coś takiego zrobić. Spojrzałam na swoją rękę. Drżała tak bardzo, że ledwie byłam w stanie utrzymać ostrze.

Zauważył, że się waham. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, aż w końcu spojrzałam mu w oczy. Ledwie zauważalnie skinął głową za swoje plecy. Stał dokładnie na wprost Borusa, niemal całkowicie go zasłaniając.

Olśniło mnie.

- Dobrze. - powiedziałam słysząc, jak bardzo łamie mi się głos. Ustawiłam się, by mieć jak największe szanse na wycelowanie. Idąc zerknęłam na Tobiasa. Na jego twarzy malowało się niedowierzenie jakby nie mógł uwierzyć, że za chwilę to zrobię. Sama w to nie wierzyłam.

Wzięłam głęboki oddech. Jeśli spudłuję, to po nas wszystkich. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy ostatnim razem rzucałam do czegoś, co nie było koszem na śmieci.

Nie ma szans, żebym trafiła.

Jeszcze raz spojrzałam na Alexa. Wyglądał na całkowicie spokojnego, jedynie jego dłonie zdradzały napięcie.

- Dasz radę. Nie myśl o tym. Po prostu rzuć.

Tak cholernie się bałam.

Odetchnęłam głęboko.

- Raz...dwa... - cofnęłam rękę, by wykonać zamach. Wymieniliśmy spojrzenia. Skoro on mi ufał, też musiałam sobie zaufać. - Trzy!

Wydarzenia potoczyły się jak burza. Alex w ułamku sekundy rzucił się na ziemię, a nóż, korzystając z wolnej drogi przeleciał nad nim i wbił się prosto w brzuch Borusa. Mężczyzna ryknął i zgiął się w pół, dłońmi łapiąc się za ranę. Przez jego palce zaczęła przeciekać szkarłatna krew.

Alex natychmiast się podniósł, złapał Tobiasa pod ramię i ruszył w kierunku wyjścia. Pobiegłam za nimi, ze wszystkich sił starając się nie słyszeć pełnych agonii jęków zwijającego się na podłodze mężczyzny.

Pędem wypadliśmy z budynku. Dzięki temu, że przez ostatnich kilka dni jadłam dość obfite posiłki, wróciła mi część sił, a energii dodatkowo dodawała mi szumiąca w żyłach adrenalina.

Biegnąc, rozglądałam się nerwowo pewna, że jakaś kula w końcu nas dosięgnie. Przecież Borus musiał tu mieć jakąś ochronę, prawda? Chyba tylko skończony idiota mając tylu wrogów co on uwierzyłby, że w razie czego jest w stanie sam poradzić sobie ze wszystkim. Jednak po kilkuset metrach bez żadnych przeszkód i bez spotkania ani jednej osoby dotarliśmy do zaparkowanego na poboczu, czarnego forda.

Obiegłam samochód i usiadłam z przodu, obok kierowcy. Alex wsadził Tobiasa na tylne siedzenie, a sam w jednej sekundzie zajął miejsce i przekręcił kluczyk. Odetchnęłam dopiero, gdy samochód z piskiem ruszył przed siebie, wzbijając przy tym w powietrze chmurę pyłu.

* * *

Przez dłuższą chwilę w samochodzie panowała zupełna cisza. Wszyscy próbowaliśmy jakoś dojść do siebie. Oddychałam głęboko. Adrenalina zaczęła mi już opadać i docierało do mnie ogromne zmęczenie i emocje ostatnich dni. Spojrzałam na swoje dłonie i ukryłam je pod kolanami, by Alex nie zobaczył, jak bardzo drżą.

Zerknęłam w lusterko, na tylne siedzenie. Uśmiechnęłam się lekko widząc leżącego na boku Tobiasa. Ułożył się tak, by jakoś ochronić ranne plecy, mimo to musiał dotkliwie czuć każdy ruch samochodu. Miał zamknięte oczy i oddychał miarowo, a ja żałowałam, że sama nie mam najmniejszych szans na zaśnięcie.

- Chyba musimy sobie wiele opowiedzieć.

- Musimy. - westchnęłam i spojrzałam na Alexa. Wyglądał na wstrząśniętego, jakby wciąż nie docierało do niego, że w tym samochodzie oprócz niego znajduje się jeszcze dwójka jego dzieci. Byłam pod wrażeniem, że potrafił prowadzić w takim stanie. Ja na jego miejscu wpakowałabym nas w pierwsze lepsze drzewo.

- Zapnij pasy. - mruknął, jakby odgadnął o czym myślę - Po tym wszystkim co przeszłaś byłoby naprawdę głupio, gdybyś zginęła w wypadku samochodowym.

Poczułam, jak kąciki moich ust lekko unoszą się do góry. Z moim szczęściem było bardzo prawdopodobne, że odeszłabym z tego świata choćby z powodu spadającej z dachu cegły.

Gdy posłusznie wykonałam jego prośbę, oderwał na chwilę wzrok od drogi i uważnie na mnie spojrzał. W jego oczach dostrzegłam poczucie winy.

- Przepraszam, że nigdy nie wyznałem ci, że to ja jestem twoim ojcem. Pewnie masz do mnie żal i rozumiem to. Ale mamie bardzo zależało na tym by mogła sama ci o tym powiedzieć, w chwili, którą uzna za odpowiednią. Zgodziłem się na to, bo wiedziałem, jak bardzo trudna jest dla niej cała ta sytuacja.

- To dlaczego nigdy mi nie powiedziała? - Nawet ja słyszałam wyrzut w swoim głosie.

- Bo wtedy musiałaby przyznać, że cię okłamywała. A udało jej się bardzo do ciebie zbliżyć i bała się, że cię straci, jeśli tylko poznasz prawdę.

- Przez całe życie myślałam, że jestem sierotą. Że na całym świecie nie mam nikogo oprócz dziadka. - przerwałam na chwilę i odetchnęłam głęboko - Nikt mi nigdy nie powiedział, że oboje moi rodzice żyją. Że mam brata.

W mojej głowie panował totalny mętlik. Nie potrafiłam przestawić się ze starego toku myślenia, w którym byłam samotną jedynaczką na nową sytuację.

- Mam dość tajemnic i kłamstw. - powiedziałam w końcu - Opowiedz mi wszystko.

Ani przez moment nie próbował mnie od tego odwieść. Nie powiedział, że powinniśmy trochę poczekać, aż dojdę do siebie. Zamiast tego pokiwał ze zrozumieniem głową. Odniosłam wrażenie, że od dawna czekał na tę chwilę.

- No więc od początku. Wiesz już, jak przypuszczam od Pauli, że Susan i ja byliśmy kiedyś razem. Poznałem ją w pracy, gdy oboje byliśmy jeszcze młodymi agentami świeżo po studiach. Pracowaliśmy na nieco innych wydziałach, ale zawsze jakoś tak wychodziło, że spotykaliśmy się przynajmniej kilka razy dziennie. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i szybko odkryliśmy, jak wiele nas łączy. Mieliśmy wspólne zainteresowania, podobne pasje i marzenia. Po jakimś czasie, nie bez uprzejmej pomocy jednej z naszych wspólnych znajomych, w końcu zaprosiłem ją na randkę.

- Czy mówiąc o wspólnej znajomej - przerwałam mu z lekkim uśmiechem - Nie masz czasami namyśli pewnej brunetki?

Jego wargi również nieco się uniosły.

- Paula przez te wszystkie lata niewiele się zmieniła. Już wtedy przyjaźniła się z twoją matką, a obserwując nasze bądź co bądź nieporadne zaloty postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Chyba nie zdziwi cię jeśli powiem, że ani ja ani Susan nie mieliśmy o tym bladego pojęcia.

Raczej zdziwiłoby mnie, gdyby było inaczej. Oczyma wyobraźni wiedziałam kilkanaście lat młodszą Paulę, biorącą sobie za cel połączenie w parę dwójki młodych, zakochanych w sobie ludzi. Po za tym mogę się założyć o cokolwiek, że świetnie się przy tym bawiła.

- Minęło trochę czasu i się zaręczyliśmy, choć do ślubu nigdy nie doszło. Odpowiadał nam układ partnerski, nie tylko w życiu osobistym, ale również zawodowym. Po kilku latach urodził się nam syn, a po pięciu kolejnych: córka.

W miarę jak opowiadał jego oczy zaczynały coraz bardziej błyszczeć, a on sam delikatnie się uśmiechnął. Nie miałam wątpliwości, że wspomina najpiękniejszy okres w swoim życiu, choć odniosłam wrażenie, że nieczęsto sobie na to pozwalał.

- Z uśmiechem patrzyliśmy, jak nasze dzieci rosną. Zdawało się, że mamy wszystko, czego potrzeba nam do szczęścia: świetną pracę, kilkoro wspaniałych przyjaciół, piękny dom i zdrowe dzieci. Jasne, kłóciliśmy się i to dość często. Z naszymi charakterami nie sposób było tego uniknąć. W dodatku Paula prawie zawsze wtrącała swoje trzy grosze. - uśmiechnął się z przekąsem - Ale w końcu zawsze się godziliśmy i sami się z siebie śmialiśmy.

Atmosfera w samochodzie uległa zmianie. Zaczęłam mu się uważniej przyglądać i wyraźnie dostrzegłam moment, w którym jego głos się zmienił a oczy zasnuła mgła.

- I wtedy nastał dzień, który zmienił wszystko. Do samego końca obwinialiśmy się nawzajem o to, co się wtedy wydarzyło. - Już na mnie nie patrzył. Całą swoją uwagę skupił na drodze, a jego ręce zacisnęły się na kierownicy. - Był piętnasty czerwca. Do dziś pamiętam, że dzień był wyjątkowo gorący i słoneczny, na niebie nie było ani jednej chmury. Przygotowywaliśmy się do pracy. Mniej więcej koło godziny siódmej trzydzieści zadzwonił telefon. W tym czasie Susan od pół godziny zajmowała łazienkę, a ja próbowałem namówić Tobiasa, by spróbował umieścić swoje śniadanie gdzieś indziej niż na meblach. - przerwał na chwilę - Pamiętam, że jedną ręką sięgnąłem po komórkę i odebrałem połączenie nawet nie sprawdzając, kto dzwoni. Okazało się, że doszło do rozwiązania jednej ze spraw, którą zajmowaliśmy się przez wiele tygodni. Sprawca pojmał jako zakładników kilkanaścioro ludzi, liczyła się każda sekunda. Nie mieliśmy czasu, żeby odwieźć Tobiasa do przedszkola, które znajdowało się w zupełnie innym kierunku. Postanowiliśmy więc, że raz, wyjątkowo pójdzie sam.

Wypowiadając ostatnie zdanie wyglądał, jakby ledwie panował nad emocjami. Całą swoją złość wyładowywał na kierownicy, a ja mimowolnie zastanowiłam się, jak długo ona jeszcze wytrzyma.

- Nigdy, żadnej decyzji nie żałowaliśmy tak bardzo jak tamtej.

Zapadła pełna napięcia cisza. I choć domyślałam się co za chwilę usłyszę, zapytałam cicho:

- Co wydarzyło się później?

- Później? - powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszałam. - Później zaczęło się piekło.

Słysząc jego ton, poczułam ucisk w żołądku. Tym razem go nie pospieszałam. Przejechaliśmy kilka kilometrów, zanim znowu się odezwał:

- Tobias dostał pospieszne instrukcje. Miał iść prosto na miejsce, znał trasę. Po drodze nie było żadnych ruchliwych skrzyżowań, szansa na to, że coś mu się stanie była niewielka - westchnął - Tak to sobie wtedy tłumaczyliśmy. Wyszedł w tej samej chwili, w której my popędziliśmy do auta. Według relacji świadków jakieś pięćset metrów od domu został wciągnięty do czarnej furgonetki, która odjechała w cholerę. - znów chwila ciszy - Tamtego dnia widzieliśmy go po raz ostatni.

Miałam wrażenie, że słyszę ruch na tylnym siedzeniu. Odwróciłam się, by spojrzeć na swojego brata. Leżał w dokładnie takiej samej pozycji co wcześniej i sprawiał wrażenie, jakby spał snem zimowym. Jednak wydawało mi się, że wyraz jego twarzy minimalnie się zmienił.

- Minęło mnóstwo czasu, zanim ktoś zorientował się, że Tobias nigdy nie dotarł do przedszkola. - powiedział nagle Alex, a ja ponownie skupiłam na nim uwagę - Zbyt wiele czasu. Mogę sobie tylko wyobrażać, przez co musiał wtedy przechodzić. Jak bardzo musiał się bać.

Coś w sposobie, w jakim to powiedział dało mi do zrozumienia, jak często musiał to robić.

- Po kilku dniach krzyków, płaczu i odchodzenia od zmysłów, dostaliśmy w końcu wiadomość. Podano w niej datę, miejsce oraz kwotę żądanego okupu. Nie pierwszy raz mieliśmy do czynienia z Borusami, którzy już wtedy cieszyli się jak najgorszą sławą i byliśmy tym bardziej przerażeni. Zgodziliśmy się na wszystkie ich żądania bez żadnych zastrzeżeń. Jedyne czego chcieliśmy to to, by Tobias bezpiecznie wrócił do domu. Bez względu na cenę. Pojechaliśmy na miejsce godzinę przed czasem i umierając ze strachu czekaliśmy na ich przybycie. W końcu na horyzoncie pojawiły się trzy czarne samochody. Wysiadł z nich Borus, jego syn i jeszcze kilku innych ludzi. Wszystkich znaliśmy z listów gończych wywieszonych na ścianach naszego biura. Powiedzieli nam, że chłopak jest w samochodzie i wypuszczą go, gdy tylko przekażemy im pieniądze. Zrobiliśmy to. Daliśmy im pieniądze, a młody Borus otworzył walizkę, by przeliczyć kwotę. Gdy skończył i kiwnął ojcu na znak, że wszystko się zgadza, a ten tylko na nas spojrzał. I się roześmiał. Kazał swoim ludziom wsiadać z powrotem do pojazdów, a nam powiedział tak: „Jedyne, co kiedykolwiek zobaczycie ze swojego syna, to będzie jego ręka, wysłana do was w ozdobnym pudełku jako prezent."

Wtedy zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze, dlaczego Susan i Alex byli pewni, że Tobias zostanie zamordowany. W tamtej chwili zrozumieli, że go stracili i nie ma już żadnego sposobu, by mogli go odzyskać. Borusowie tak nie postępowali. Po całym takim przedstawieniu nie oddaliby go po prostu rodzicom. A po drugie...

- To właśnie dlatego mamą tak wstrząsnął widok ręki dziadka? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.

Przytaknął.

- Każdego by wstrząsnął, ale jej przypomniało to o groźbie sprzed lat. W pierwszej chwili pomyślała, że to właśnie do Tobiasa należała ta ręka. I nawet, gdy już poznaliśmy prawdę, nie mogła się z tego otrząsnąć. Zniszczyło ją to psychicznie, wpadła w załamanie nerwowe. - jego usta zacisnęły się w wąską linię - Borus doskonale wiedział, co osiągnie robiąc coś takiego. Za jednym zamachem przywrócił jej ból związany z utratą syna i dołożył cierpienie, związane z morderstwem ojca.

- Co było dalej? - zapytałam, powracając do przerwanej historii.

- Nic. Po prostu odjechali. Susan się załamała. Upadła na kolana i zaczęła płakać. Choć czułem się dokładnie tak samo, próbowałem jej jakoś pomóc, przytulić ją. Zrobić cokolwiek. Ale mnie odtrąciła. W jednej chwili straciłem i syna i ją. Po powrocie do domu od razu zaczęliśmy działać. Postawiliśmy na nogi kogo się tylko dało, próbowaliśmy ich namierzyć. Nie spaliśmy po nocach, byliśmy gotowi zrobić wszystko, byle tylko odnaleźć Tobiasa. Jednak już po kilku dniach dostaliśmy od nich kolejną widomość. Znaleźliśmy ją... - przerwał i pokręcił głową -... nie, tego nie musisz wiedzieć.

- Nie. - zaprotestowałam. - Powiedz mi.

Obrzucił mnie uważnym spojrzeniem, ale skapitulował, widząc upór w moich oczach.

- W tamtym czasie przebywałaś w domu Pauli. Stwierdziliśmy, że to najlepsze rozwiązanie, skoro Borusowie wiedzą, gdzie mieszkamy. Kilka dni po rozpoczęciu śledztwa, Paula wyszła na dosłownie dziesięć minut. Byliśmy umówieni na parkingu, mieliśmy przekazać jej trochę twoich rzeczy. Gdy wróciła, pod twoją kołyską leżała lalka z odciętą głową, cała umazana czerwoną farbą. Do jej ręki przyczepiono karteczkę: „Radzę wam dać sobie spokój albo wpadniemy i po waszą córkę. Cierpimy tu na niedobór kobiet, zawsze znajdzie się dla niej jakieś zastosowanie."

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego wstrząśnięta.

- Dostali się do środka? - milczał - Ale jak?

- Mieli klucz. - Niemal wypluł z siebie to zdanie - Mieli cholerny, pasujący klucz do mieszkania, które uznawaliśmy za bezpieczne. A nawet więcej. Zdołali tam wejść niezauważeni, zostawić tą cholerną lalkę i wyjść. Wszystko w ciągu dziesięciu minut, kiedy rozmawialiśmy z Paulą.

- Jak mama zareagowała? - właściwszym pytaniem byłoby, jak oboje zareagowaliście, ale odpowiedź na to co on sam czuł widziałam w jego oczach.

- Znowu się pokłóciliśmy. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Powiedzieliśmy sobie wiele słów, których później żałowaliśmy. Nie byłem sprawiedliwy w stosunku do niej. Ona do mnie też nie. Ale byliśmy już na skraju wytrzymałości i oboje chcieliśmy jedynie sobie dopiec. - westchnął - Susan powiedziała, że na jakiś czas musimy się rozstać. Najpierw wyprowadziła się do Pauli, a po dwóch tygodniach wyjechała do swojej siostry w góry. Zabrała cię ze sobą, a ja, choć byłem wściekły, zgodziłem się na to. Wiedziałem, że cię potrzebuje. Że jej pomożesz. Szkoda tylko, że o tym, że ma zamiar wyjechać za granicę, już mi nie wspomniała. Zostawiła cię u Alice, a gdy się o tym dowiedziałem, ona i jej mąż prosili mnie, żebym już dał spokój i po prostu pozwolił ci z nimi zamieszkać. Twierdzili, że ci się pomiesza w głowie od tych ciągłych zmian otoczenia. Dopiero z biegiem czasu zrozumiałem, o co im tak naprawdę chodziło. Widzisz, oni nie mogli mieć dzieci i liczyli, że zostaniesz z nimi na zawsze. - zmarszczył brwi i prychnął - Ja bym tylko przeszkadzał.

- Dokąd wyjechała? - zapytałam, czując rosnącą we mnie gorycz

- Do swojego ojca, do Anglii. Prosiła, bym się z nią przez jakiś czas nie kontaktował, bo musi spróbować ułożyć sobie życie od nowa.

- Więc mnie po prostu porzuciła, tak? - prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać. - Jak kukułka?

- Cassie... Nie masz pojęcia, jaki to ból stracić dziecko. Zwłaszcza dla matki.

Dla ciebie też. - dodałam w myślach - Ale tym już się nikt nie przejmował.

- Byliśmy przekonani, że zabiją Tobiasa. Stało się inaczej.

Odetchnęłam głęboko. Nie miałam prawa się na nią wściekać. Aż za dobrze rozumiałam ból po stracie kogoś bliskiego. Doświadczyłam go już zbyt wiele razy.

Nagle zapragnęłam bardzo zmienić temat.

- A wydarzenia z czasów, kiedy miałam cztery lata? Wujek w ogóle był tym całym... - wykonałam w powietrzu ręką nieokreślony gest, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa

- Tak. Ta część historii jest szczerą prawdą. Wiesz, co się wydarzyło tamtego wieczora. No więc sąsiedzi, zaalarmowani dźwiękiem strzałów i podejrzanymi samochodami odjeżdżającymi w pośpiechu, zawiadomili policję. Na miejscu pojawili się funkcjonariusze, a gdy zobaczyli co się stało, powiadomili nas. Wszyscy natychmiast ruszyliśmy na miejsce.

- Wszyscy, czyli kto?

- Ja, Susan, twój dziadek, Paula i jeszcze kilka innych osób. Byliśmy przerażeni, bo wiedzieliśmy, że przecież byłaś z nimi w domu. Przygotowywaliśmy się na najgorsze. W dość chaotycznych raportach poinformowano nas, że znaleziono dwa ciała, ale jeszcze nie skończono sprawdzać reszty domu. Panicznie się baliśmy, że zaraz znajdą i trzecie.

W tym momencie niespodziewanie się uśmiechnął.

- Nie wyobrażasz sobie, jaką niespodziankę zrobiłaś śledczym, którzy przybyli na miejsce. Gdy skończyli sprawdzać parter, weszli na piętro. Byli przekonani, że w domu nie ma już nikogo żywego, a tu nagle otwierają szafę, a tam ty.

W jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia, a ja sama lekko się uśmiechnęłam. Nie mogłam się powstrzymać, od wyobrażenia sobie tej sytuacji i min pełnych gotowości agentów, którzy znaleźli małe dziecko.

- Okazało się, że nikt w ogóle o tobie nie wiedział. Ludzie Borusa nie mieli pojęcia, że z nimi mieszkasz, inaczej na pewno by cię tam nie zostawili. Prawdopodobnie bawiłaś się w swoim pokoju, a gdy usłyszałam krzyki i strzały, wystraszyłaś się i po prostu schowałaś do szafy.
Wtedy widziałem cię na żywo po raz pierwszy od trzech lat. Gdy dowiedziałem się, że nic ci nie jest, nie posiadałem się ze szczęścia. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, pobiegłem i wziąłem cię na ręce. Mocno cię przytuliłem, a ty... a ty byłaś przerażona. - Całe rozbawienie zniknęło z jego twarzy, a na jego miejscu pojawił się ból. - Wyobrażasz sobie, co czułem? Nie poznawałaś mnie. Bałaś się mnie.

Sięgnęłam pamięcią wstecz i próbowałam sobie przypomnieć tą sytuację. Zmrużyłam oczy, jednak nie przychodziło mi do głowy nic, poza tym, co już wiedziałam od dziadka.

- Nie pamiętam tego.

- Byłaś malutka.

- A co z wami? Czy gdy mama wtedy wróciła do kraju, to czy wy...?

Uśmiechnął się.

- Tak. Minęło wiele lat, jednak wciąż bardzo ją kochałem. Ona też coś do mnie czuła. Spotkaliśmy się i po raz pierwszy od porwania Tobiasa w końcu szczerze ze sobą porozmawialiśmy. Opowiedziała mi o tym, jak radziła sobie w Anglii. Przez jakiś czas mieszkała z ojcem, a gdy trochę stanęła na nogi wynajęła mieszkanie. On nie chciał się zgodzić, by się od niego wyprowadzała. Miała depresję i bał się, że coś mogłaby sobie zrobić. Odwiedzał ją codziennie, aż jego wizyty zaczęły ją mocno irytować. Wtedy właśnie postanowiła w końcu wziąć się w garść. Przyznała mi, że zrobiła to głównie mu na przekór, bo z dnia na dzień stawał się coraz bardziej nadopiekuńczy. Znalazła sobie pracę w tamtejszych służbach, choć przyznała mi podczas rozmowy, że jej nazwisko bardzo ułatwiło jej zadanie. Wszyscy wiedzieli czyją jest córką i traktowali ją z szacunkiem.

- Czyli dobrze jej się wiodło.

- Tak by się zdawało. Ale nie mogła sobie poradzić z przeszłością. Po za tym zżerała ją tęsknota, głównie za tobą i Paulą.

- A za tobą nie?

Kąciki jego ust uniosły się do góry.

- Może trochę też.

- Ale przecież się nie spotykaliście. Gdyby nie to, co dowiedziałam się od Pauli, nigdy bym nie pomyślała, że cokolwiek was łączyło.

- Gdy ty wróciłaś, to rzeczywiście nie. A przynajmniej nie przy tobie. Domyśliłabyś się.

- Skąd mieliście pewność, że nie dowiem się od kogoś innego?

- Bo tylko Paula o wszystkim wiedziała, jednak przyrzekła, że nic ci nie powie. Zdawała sobie sprawę, jaka to dla nas trudna sytuacja, choć mogę się założyć, że chwilami naprawdę ją kusiło. Camilla z kolei wiedziała tylko, że Susan jest twoją matką, ale nic poza tym. Ona i Philip zaczęli z nami pracować dopiero niedawno. Do tej pory o niczym im nie mówiliśmy.

Nieco się odprężył, jakby ulżyło mu, że w końcu to z siebie wyrzucił. Uśmiechnął się do mnie i powiedział:

- Teraz twoja kolej. Zechciej mi wyjaśnić, jak to jest możliwe, że w ogóle ze sobą rozmawiamy.

Nadeszła pora na moją historię. Opowiedziałam mu, co się ze mną działo od połowy lutego. Starałam się panować nad głosem i opowiedzieć mu wszystko tak, jak on to zrobił. Jednak już po chwili zrozumiałam, że nie dam rady. Emocje, które dusiłam w sobie od miesięcy zapragnęły w końcu się uwolnić. Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły spływać mi po policzku.

Było trudniej niż gdy mówiłam to samo Tobiasowi. Przy nim nie czułam tak ogromnego poczucia winy. Po za tym nie powiedziałam mu wszystkiego. Niektóre fragmenty chciałam zachować dla siebie. Jednak po tym, czego dowiedziałam się od Alexa, nie mogłam nic przed nim zataić. Cofnął się do najgorszych chwil swojego życia i zrobił to dla mnie, bym w końcu poznała prawdę. Bym zrozumiała. Byłam gotowa zrobić to samo dla niego.

Słuchał w skupieniu, nie przerywając mi. Chwilami dostrzegałam na jego twarzy gniew, jednak nie był on skierowany na mnie. Byłam niemal pewna, że gdyby teraz stanął twarzą w twarz z Borusem, nie wahałby się, by go zabić. I to w jak najokrutniejszy sposób, jaki zdołałby wymyślić.

Gdy dotarłam do fragmentu o cmentarzu i momentu, w którym zobaczyłam swoją klepsydrę, niespodziewanie chrząknął. Dopiero po chwili zorientowałam się, że próbował nie wybuchnąć śmiechem.

Gdy już się uspokoił, powiedział:

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że musimy zdjąć tabliczkę i oddać trumnę. Myślisz, że w pogrzebowym przyjmują zwroty?

Powiedział to tak poważnym tonem, że nie mogłam się cicho nie roześmiać.

- Owszem, trzeba zdjąć tabliczkę. Ale nie jedną, tylko dwie.

Spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Chyba nie rozumiem.

Więc mu wyjaśniłam. W odpowiedzi roześmiał się, tym razem na całe gardło.

- Staruszek żyje? Nie wierzę, że znowu to zrobił.

Teraz to ja nie rozumiałam.

- Co zrobił?

- Już kilka razy byliśmy pewni, że w końcu go dopadli. Był o wiele bardziej nastawiony na niebezpieczeństwo niż my, bo pracował międzynarodowo. Po za tym był wybitny w tym co robił. Zawsze działał na swój własny sposób, łamiąc wszelkie możliwe przepisy i protokoły. Wiele razy zdarzało mu się znikać nawet na kilka miesięcy, a w tym czasie przychodziły żądania okupu. Jednak za każdym razem wracał, w najmniej spodziewanym momencie. Czasem czekał na nas w domu, jak gdyby nigdy nic oglądając telewizor albo czytając książkę. Gdy widział szok na naszych twarzach, na jego własnej pojawiała się satysfakcja i samozadowolenie. Wyglądał wtedy jak mruczący kot. Uwielbiał to i nie bardzo go obchodziło, że przez niego odchodziliśmy od zmysłów. Czasami myślę, że nigdy tak naprawdę nie dorósł.

Uniosłam brwi, choć na mojej twarzy malowało się rozbawienie. Nigdy wcześniej nie słyszałam, by ktokolwiek mówił o dziadku w taki sposób.

- Zawsze był z niego cholerny żartowniś. - kontynuował - Uwielbiał zaskakiwać ludzi. Susan powiedziała mi kiedyś, że w młodości często zabawiał się chodząc krok w krok za niczego nieświadomymi ludźmi. Gdy ci się nagle odwracali i go dostrzegali, na ich twarzach pojawiało się coś między przerażeniem a zaskoczeniem. Niektórzy wtedy piszczeli. A on śmiał się w najlepsze z ich reakcji zupełnie nie przejmując się, że ci posyłali mu mordercze spojrzenia.

Spojrzałam w okno. Nie potrafiłam dopasować obrazu człowieka, którego opisywał Alex do mężczyzny, z którym spędziłam większość swojego życia.

- Nie wyobrażam sobie dziadka takiego. - powiedziałam w końcu - Przy mnie nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze był poważny i surowy, jakby nigdy nie schodził ze służby. Chwilami postrzegałam go bardziej jako mojego strażnika niż osobę, dla której byłam wnuczką. - uśmiechnęłam się smutno - Mieszkanie z nim nie należało do najweselszych.

- Bardzo się zmienił, to prawda. Widzisz, zawsze był typem chojraka. Z jednej strony lekko podchodził do życia, z drugiej uważał, że należy je przeżyć najlepiej, jak się tylko da. Uwielbiał czuć adrenalinę w żyłach, a twoja mama swego czasu była dokładnie taka sama. Oboje byli gorliwymi miłośnikami sportów ekstremalnych i niejednokrotnie próbowali mnie do nich przekonać. Bungee nad kanionem? Czemu nie? Skok ze spadochronem? Co złego może się stać?

- Teraz to już w ogóle mam wrażenie, że mówimy o dwóch różnych osobach.

- Wszystko ma swoją przyczynę. Gdy wyjechał z tobą z kraju zrozumiał, że bierze za ciebie odpowiedzialność. Jedna jego zła decyzja, jeden moment nieuwagi mogły doprowadzić do katastrofy. - westchnął - Stracił już jedną córkę i wnuka. Za nic nie pozwoliłby, żeby stała ci się krzywda. A pamiętaj, że miałaś wtedy nieco ponad cztery lata. Opieka nad tak małym dzieckiem to cholernie trudne zadanie. Zwłaszcza nad dzieckiem, które już od najmłodszych lat przejawiało w sobie cechy rodziny Wilseow.

- Dlaczego więc to nie ty się mną zająłeś?

- Myślisz, że nie chciałem? - w jego oczach pojawił się smutek - Ale wszyscy wiedzieliśmy, że ludzie Borusa będą chcieli naprawić swój błąd. Najlepszym sposobem na zapewnienie ci bezpieczeństwa było wywiezienie cię z kraju.

- Chyba rozumiem. - powiedziałam w końcu.

Częściowo to była prawda. Wiedziałam już, dlaczego postąpili tak, a nie inaczej i nie winiłam ich za to. Jak mogłabym, skoro chcieli mnie tylko chronić? Jednak wciąż miałam w sobie żal za to, że przez całe życie nikt mi nic nie powiedział. Nic bym z tą wiedzą nie robiła, ale przynajmniej czułabym, że nie jestem sama. Że oprócz dziadka są inni ludzie, którzy mnie kochają i którym na mnie zależy.

Oparłam głowę o siedzenie i wyjrzałam przez okno. Nawet nie zliczę, ile razy zastanawiałam się jak wyglądałoby moje życie, gdybym została w ojczyźnie. Gdybym wychowywała się z rodzicami i chodziła do normalnej szkoły. Gdybym nie musiała ciągle uciekać przed zagrożeniem, którego nie byłam świadoma.

Jednak czas spojrzeć prawdzie w oczy. Moje życie nie jest i nigdy nie było normalne. Ja nie jestem zwyczajną dziewczyną i nie zapowiada się, bym kiedykolwiek nią była.

Spojrzałam w lusterku na Tobiasa. Cierpiał w życiu nieporównywalnie więcej niż ja, a mimo to zaryzykował wszystko, aby mi pomóc. Lata spędzone w niewoli nie złamały go, choć jestem niemal pewna, że wszyscy tak myśleli. Przetrwał, bo głęboko zakopał swój prawdziwy charakter razem z uczuciami. Wiem, że myśli o sobie jak najgorzej. Nienawidzi się za to co robił i do czego został zmuszony. Nie dostrzega, jak wielką wykazał się odwagą, żeby mi pomóc. Może myśleć, że nie zostało w nim nic wartościowego, ale ja wiem, że to nieprawda. I dopilnuję, by on też to zrozumiał.

W tej samej chwili zachrapał tak zabawnie, że nie mogłam powstrzymać się od rozbawionego uśmiechu.

Może w końcu będzie trochę lepiej.

* * * * *

Bum! To najdłuższa część, jaką napisałam. Powoli zbliżamy się do końca tej książki 

Продовжити читання

Вам також сподобається

10.7K 307 36
W trakcie poprawy. "Stanał naprzeciw mnie, przyciskajac mnie do zimnej sciany busa. Juz mnie miał własnie w tej chwili. Poczułam jak jego delikatne...
6.7K 745 46
Część 1 serii Przyjaciele. Zawiera sceny erotyczne.Opowieść o życiu na obczyźnie, nowej miłości, rodzinie i przyjaciołach. Czy można mieć nowe życie...
Porwanie ✔ Від Laxie

Детективи / Трилер

178K 3.5K 13
Osiemnastoletnia Violet wiedzie piękne życie ze swoim chłopakiem Peter'em i przyjaciółką Alice. Jednak pewnego dnia jej życie staje się piekłem. Zost...
22.1K 893 27
Luca od zawsze wiedział czego w życiu chcę i dążył do spełnienia celu. Nie wie jednak, że jedna wiadomość przewróci jego życie do góry nogami. Lucy o...