Światełko W Tunelu / PORWANA

By Lazurowakropla

48.3K 1.4K 170

Wciąż się nie ruszyłam z miejsca. Podszedł do mnie i złapał mnie za twarz. - Powiem ci jedno. Masz to zjeść... More

#0
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
# 14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#22
#23 ; cześć druga
#24
#25
#26
#27
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#39
#40
#41
#42
#43
#44
#45
#46
#47 KONIEC
KOMUNIKAT
KOMUNIKAT II

#38

374 16 1
By Lazurowakropla

On

Żałowałem, że w ogóle zacząłem z nią rozmawiać. Co mnie do cholery podkusiło? Było dobrze tak, jak było. Wcześniej nic o niej nie wiedziałem i nie musiałem się nią przejmować. Znaczyła dla mnie tyle, co każda z kilkunastu dziewczyn, które przewinęły się przez tą celę. Była dla mnie nikim.

A teraz? Teraz nie mogę o niej nie myśleć, nie mogę na nią nie patrzeć i nie mogę jej nie współczuć. Nie mogę jej nienawidzić.

Jest inna od całej reszty bogatych księżniczek i tak naprawdę zauważyłem to już w pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłem. Mimo widocznego wyczerpania, rzuciła się do ucieczki i była gotowa walczyć. Gdy szarpnąłem nią i związałem jej ręce, nawet nie krzyknęła. Nie skarżyła się i milczała całą drogę do kwatery.

Najbardziej zaimponowała mi w chwili, gdy Bant próbował się do niej dobrać. Takie sytuacje już się zdarzały i zawsze, gdy któraś z ofiar wpadła mu w oko, robił z nią to, co chciał. A ona najzwyczajniej na świecie splunęła mu pod nogi. Gdy to zobaczyłem, aż wstrzymałem oddech. Bant w furii był całkowicie nieobliczalny.

Coś o tym wiedziałem.

Byłem pewien, że roztrzaska ją o ściany. Dlatego tym bardziej mnie zdziwiło, że jedynie ją spoliczkował. Po tym co mi opowiedziała rozumiem już, dlaczego powstrzymał się przed zrobieniem jej o wiele większej krzywdy. Ona nawet nie ma pojęcia, jakie miała szczęście, że skończyło się tylko na tym.

Z tego co słyszałem na korytarzu, komu innemu się za to oberwało. Ponoć tuż po rozmowie z dziewczyną, Bant miał przesłuchanie jednego z ostatnio schwytanych członków czeskiego gangu. Cóż mogę powiedzieć? Mężczyzna powinien się cieszyć, że tak szybko zmarł.

Innymi słowy, nikt tutaj nie odważyłby się nawet pomyśleć o tym, by zrobić coś takiego. A ona to zrobiła.

Gdy obserwowałem ją przez pierwszych kilka godzin, najbardziej zaskoczyło mnie to, że wcale nie płakała. Najczęściej, podczas pierwszego dnia musiałem słuchać zawodzenia, przeklinania i jęków tak głośnych, że marzyłem tylko o tym, aby w końcu móc znaleźć się gdzieś indziej. Tymczasem ona w ogóle nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Chwilami całkiem zapominałem o jej obecności.

Przyznaję, rozmowa z nią początkowo doprowadzała mnie do szału. Naprawdę, mało brakło, a uderzyłbym ją. Cudem powstrzymałem się w ostatniej chwili.

Ale to co powiedziała później...

Boże, ile ta dziewczyna przeszła. Zaimponowała mi swoją siłą, choć zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Polubiłem ją. Po za tym była taka... normalna. Pochodziła z innego życia i nigdy nie powinna była się tu znaleźć.

Żałowałem, że nie mogę jej w żaden sposób pomóc. Jednak w pewnym sensie, tak jak ona, byłem tu więźniem. Gdyby ktoś dowiedział się o naszych relacjach ...

Dotknąłem blizn na rękach i pomyślałem o tych na brzuchu, plecach i nogach. Do dziś pamiętałem ból, towarzyszący ich powstawaniu. Te krzyki. Ten pogardliwy śmiech. Nie dałbym rady znów tego przeżyć.

Wszystkie mięśnie mówiły mi, że powinienem trzymać się od niej z daleka. Gdy wyszedłem z celi po naszej pierwszej rozmowie postanowiłem, że właśnie tak zrobię. Miałem wystarczająco swoich kłopotów, by przejmować się jeszcze nią.

Gdy następnego dnia ponownie zszedłem do piwnicy, żeby zająć się swoimi obowiązkami, byłem już przygotowany na to, co musiałem jej powiedzieć. Że nie jesteśmy żadnymi przyjaciółmi, jej los nic mnie nie obchodzi i tak ma właśnie zostać. Otwierając z chrzęstem metalowe drzwi, musiałem ją wyrwać ze snu, bo w jednej chwili zerwała się i przywarła do ściany, patrząc z napięciem w kierunku wejścia. Bała się. Spojrzała na mnie, a ja mógłbym przysiąc, że w chwili, gdy mnie rozpoznała, w jej oczach pojawiła się ulga.

Widząc to spojrzenie byłem już pewien, że z moich postanowień nic nie wyjdzie.

Tak więc przez ostatnie kilka dni mnóstwo rozmawialiśmy, a ja zaczynałem poznawać ją coraz lepiej. Opowiadała mi mnóstwo o swoim dzieciństwie i czasach, gdy mieszkała razem z dziadkiem. Wyjaśniła mi później, że tylko tamten okres życia wspomina jako w miarę beztroski i szczęśliwy, więc nie dziwiłem się, że właśnie o nim w takich chwilach chciała myśleć. Kilka razy próbowała zapytać mnie o moją przeszłość, ale szybko ucinałem temat. Nie komentowała tego ani słowem, choć widziałem zdumienie w jej oczach.

W tamtej chwili siedzieliśmy w absolutnej ciszy, bo ostrzegłem ją, że możemy spodziewać się wizytacji. Nie pokazywałem tego po sobie, ale czułem niepokój. Dzisiaj mijał tydzień, odkąd tutaj trafiła. Nie powiedziałem jej o tym, bo nie chciałem jej zawczasu denerwować. Istniała spora szansa, że Bantowi się odmieni i zostawi ją tutaj na dłużej.

Po cichu liczyłem na to. Naprawdę nie chciałem się jeszcze z nią rozstawać. Dopóki była tutaj, mogłem ją w jakiś sposób chronić, a gdy ją stąd wywiozą, nie będzie miała nikogo, kto mógłby jej pomóc. Będzie całkowicie bezbronna.

Moje rozmyślania przerwało skrzypienie otwieranych drzwi. Do środka energicznym krokiem wszedł Bant. Zlustrował wzrokiem pomieszczenie, a wyraz jego twarzy nie wróżył niczego dobrego. Przybrałem maskę obojętności, zerwałem się z krzesła i zasalutowałem. Typ uwielbiał bawić się w wojsko, a ja nie miałem wyjścia i musiałem bawić się razem z nim, choć najchętniej splunąłbym mu pod nogi.

On jednak jak zwykle w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi i z okrutnym uśmiechem przyjrzał się dziewczynie. Już wiedziałem, że jest źle.

Podążyłem za jego spojrzeniem. Dziewczyna leżała na ziemi i wpatrywała się w oprawcę. Mimo wyraźnego zakazu podrzucałem jej co tylko mogłem do jedzenia, jednak nadal była bardzo słaba. Nie dała rady nawet wstać, a jedynie podparła się na rękach i z wysiłkiem usiadła, opierając się o ścianę. Widziałem, że ze wszystkich sił stara się ukryć strach i udawać opanowaną, ale zdradzały ją oczy.

Naprawdę bałem się tego, co miało się za chwilę wydarzyć. Nie chciałem, by się do niej zbliżał, ani nawet by przebywał z nią w jednym pomieszczeniu. Jednak mogłem tylko stać jak słup i bezczynnie się przyglądać.

- Przygotuj mi ją na rano. - powiedział w końcu, zwracając się do mnie - Ma być umyta i ogarnięta, nie zawiozę jej w tym stanie do szefa.

Odruchowo skinąłem głową, a on zwrócił się drwiąco do dziewczyny:

- Wracasz do Borusa, cieszysz się?

Gdy to usłyszała, całkiem przestała nad sobą panować. Na jej twarzy pojawiło się czyste przerażenie. Kątem oka zerknąłem na Banta. Uśmiechał się i wiedziałem, że cała ta sytuacja przynosi mu satysfakcję. Czerpał pieprzoną przyjemność z dręczenia dziewczyny, a mi robiło się od tego niedobrze.

Dopiero gdy zamknęły się za nim drzwi, w końcu wybuchnęła płaczem. Wtedy poczułem coś, na co od dawna sobie nie pozwalałem: współczucie. Zawahałem się. Wiedziałem, że jeśli to zrobię, zburzę ostatnią barierę, jaką sobie stworzyłem. Jednak jedno spojrzenie na ból malujący się na jej twarzy wystarczyło, bym całkiem zmiękł. Usiadłem obok niej i niepewnie ją przytuliłem. Przez dłuższy czas łkała w moich ramionach, a ja milczałem. Słowa nie były wiele warte, a tylko skończony kretyn mówiłby w takiej chwili, że wszystko będzie dobrze. Oboje wiedzieliśmy, że nie będzie.

Borusowie byli niemal legendą. Każdy o nich słyszał, ale tylko nieliczni w ogóle spotkali ich na żywo. Jeśli ktoś z nimi rozmawiał oznaczało to, że rzeczywiście coś tutaj znaczy. Wydawali rozkazy przez swoich licznych pośredników, przez co pozostawali właściwie nieuchwytni. Odkąd tylko tu trafiłem, uczono mnie strachu przed nimi. Słyszałem już setki historii o tym, jak rozprawiali się ze swoimi wrogami, jak rozwiązywali problemy i w jaki sposób traktowali zdrajców. Wiele z nich była pewnie mocno przesadzona, jednak mimo to świetnie obrazowały, jakim byli typem ludzi.

Krążyły plotki, że Paweł jest jeszcze gorszy od swojego ojca, który przynajmniej nie czerpał radości z krzywdzenia innych. Owszem, popełniał potworne zbrodnie, ale wynikało to z jego pozycji. Tymczasem młody Borus zabijał i torturował dla zwykłej przyjemności. Doskonale rozumiałem reakcję dziewczyny. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się do niego zbliżyć.

- Proszę cię, daj mi nóż, sznur, cokolwiek! Zabij mnie! Ja nie mogę... - spojrzała na mnie, a po jej policzkach popłynęły łzy - Błagam, zabij mnie!

Przygryzłem wargę.

- Nie mogę. Moim zadaniem jest dopilnowanie, być niczego sobie nie zrobiła. Zresztą i tak nie miałbym jak. Nie mam do dyspozycji niczego takiego.

Nie powiedziałem na głos tego, co naprawdę wtedy pomyślałem. Że nie potrafiłbym jej zabić, ani nawet skrzywdzić.

Słysząc to, rzuciła mi wściekłe spojrzenie i wyrwała się z mojego uścisku.

- No tak.

Zwinęła się w kłębek plecami do mnie. Chciałem jej coś jeszcze powiedzieć, ale w tej samej chwili rozległ się alarm informujący, że moja zmiana dobiegła końca i zaraz przyjdzie ktoś, żeby mnie zmienić. Podniosłem się i wyszedłem z pokoju, zmuszając się, by nie odwracać się za siebie.

Zamknąłem drzwi na klucz i udałem się piętro niżej, do pomieszczenia, które miało być czymś na kształt mojego pokoju. Tak naprawdę była to bardziej moja cela, tyle że nikt mnie w niej nie zamykał. Przynajmniej od jakiegoś czasu.

Wnętrze stanowiło jedynie stare, metalowe łóżko z leżącym na nim pożółkłym materacem, grubym na zaledwie kilka centymetrów. W kącie stała nigdy nieczyszczona toaleta i drewniane krzesło, na którym trzymałem swoje ubrania. Poza tym, pokój niczym nie różnił się od tego, z którego chwilę wcześniej wyszedłem. Tu również było zimno jak w psiarni, ściany były nieotynkowane, a za podłogę służył zwykły beton.

To właśnie w takich warunkach przeżyłem ostatnich kilkanaście lat.

Od razu po wejściu rzuciłem się na łóżko, które ostrzegawczo zaskrzypiało pod moim ciężarem. Za jakiś czas pewnie całkiem się rozleci.

Próbowałem usnąć, ale coś nie dawało mi spokoju. Westchnąłem ciężko i przewróciłem się na plecy. Dobra, kogo ja chcę oszukać? Martwiłem się o tę dziewczynę. Tak bardzo przypominała mi siebie sprzed lat. Nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Już wystarczająco wycierpiała, a czekało ją coś znaczenie gorszego.

Dlaczego to właśnie ona budziła we mnie tak silne uczucia? Gdy tylko myślałem o niej myślałem, pragnąłem chronić ją jak tylko mogę. Nikomu od lat się to nie udało, choć wielu próbowało wzbudzić we mnie litość. A ona nie poprosiła o nic oprócz tego, abym ją zabił.

Po głowie w kółko krążyła mi jedna myśl. Nie chciała odejść, choć ze wszystkich sił starałem się ją odsunąć. Powtarzałem sobie, że to się nie może udać. Nie ma na to szans i tylko bym wszystko pogorszył. Niestety, myśli mają to do siebie, że jak już się pojawią, to nie sposób się ich pozbyć.

Cassie

Leżałam bez ruchu na podłodze, gapiąc się w sufit. Choć może moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, w środku byłam w kompletnej rozsypce.

Od samego początku domyślałam się, kto jest jedyną osobą, której mogłoby zależeć na mnie do tego stopnia, by wysyłać za mną w pogoń całą bandę napakowanych facetów. Jednak, gdy moje obawy się potwierdziły... zrozumiałam, że nie dam rady ponownie przejść przez to piekło. Już wtedy tylko krok dzielił mnie od upadku w przepaść, z której już nigdy bym nie powróciła.

Jedyną ucieczką od tego ambasadora piekła na ziemi była dla mnie śmierć, ale nawet tego nie mogłam zrobić. Nic nie mogłam zrobić.

Usłyszałam brzęk kluczy i skrzypienie otwieranych drzwi. Cała zesztywniałam i zamknęłam oczy. Proszę, jeszcze nie teraz.

Tak bardzo się bałam.

Czyjeś ręce delikatnie mnie chwyciły i podniosły do góry. Poczułam ulgę, że to nie Bant, ale nie chciałam patrzeć na jego twarz. Był jedyną osobą tutaj, która okazała mi sympatię i próbowała pomóc, a mimo to okazał się taki jak oni wszyscy. Musiał wykonywać rozkazy.

Wyszedł z pomieszczenia ze mną na rękach. Nie miałam siły się wyrywać. Pozwoliłam mu zanieść się gdziekolwiek zmierzał. Czułam, jak gwałtownie bije mi serce i on pewnie też to czuł. Nie byłam na to gotowa.

Nigdy nie będę.

- Stój! - krzyknął ktoś za naszymi plecami

Chłopak niemal natychmiast się zatrzymał. Zauważyłam, że mięśnie na jego szczęce momentalnie się napięły, a on sam wyprostował się jak struna.

Podszedł do nas jakiś mężczyzna. Spojrzałam na niego spod zmrużonych oczu. Czarna, skórzana kurtka z ćwiekami, mnóstwo tatuaży i ogolona głowa. Wyglądał dokładnie jak oni wszyscy. Serio, ci goście praktycznie się od siebie nie różnili.

Przyglądał mi się przez chwilę, po czym zwrócił się do mojego strażnika, a w jego oczach błysnęła pogarda.

- Dokąd ty się Słaby wybierasz z tą szmatą?

- Mam ją przygotować do transportu. - odpowiedział sztywno

- W takim razie idź. - poklepał go po plecach, na co chłopak jeszcze bardziej się spiął - Tylko pamiętaj, jeśli uszkodzisz towar to Borus ci nogi z dupy powyrywa. Ale dla chcącego nic trudnego, nie? Jak nie z tej strony, to z drugiej.

Zarechotał i odszedł w swoją stronę. Gdy zniknął z naszego pola widzenia, brunet wyraźnie się rozluźnił. Nie wiem, kim był ten koleś i poczułam pewną ulgę, że nie będzie dane mi się o tym przekonać.

Po chwili weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Wyglądało jak szatnia, magazyn albo coś w tym stylu. Chłopak posadził mnie na ławce i zamknął za nami drzwi na klucz.

Zamarłam. On chyba nie chce...

- Dasz radę iść?

- Co? - zapytałam zdezorientowana.

- Pytam, czy dasz radę iść.

Ostrożnie wstałam i spróbowałam przejść kawałek. Jednak już po kilku krokach nogi ugięły się pode mną i zaliczyłabym bliskie spotkanie z ziemią, gdyby w ostatniej chwili mnie nie złapał.

- Czyli chodzenie odpada. - westchnął i pomógł mi ponownie usiąść. Przez chwilę przyglądał mi się zamyślony, po czym zdjął swoją czarną bluzę i rzucił mi ją na kolana.

- Ubierz to.

Kompletnie nie rozumiałam, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. Spojrzałam na niego pytająco.

Wypuścił ze świstem powietrze i spróbował sam mi ją założyć. Zaczęłam się wyrywać, ale bez problemu złapał mnie mocno za nadgarstki i spojrzał mi w oczy.

- Zostaw mnie! - warknęłam, próbując wyszarpnąć dłonie z jego uścisku

- Do cholery, przestań się w końcu szarpać. - parsknął - Próbuję ci pomóc.

- Obejdzie się!

- Spójrz na mnie - poprosił, a jego twarz złagodniała. Niechętnie zrobiłam to, o co poprosił - Próbuję pomóc ci się stąd wydostać. Tamto wyjście... - skinął głową na drzwi po drugiej stronie pomieszczenia - prowadzi bezpośrednio na zewnątrz. Udało mi się zdobyć do nich klucz. Więc bądź tak miła i ubierz się w to, bo w tej jasnej bluzce w ciemności będzie cię widać z kilometra.

Zawahałam się. To wszystko mi się nie podobało. Nie miał absolutnie żadnego powodu, żeby dla mnie ryzykować.

- Dlaczego miałbyś mi pomóc?

Przewrócił oczami.

- Bo odkryłem w sobie niezbadane pokłady dobra. - Prychnął.

Cała jego postawa wyrażała napięcie. Co chwila zerkał w kierunku drzwi jakby bał się, że w każdym momencie ktoś może przez nie wejść. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć.

- To naprawdę nie jest najlepszy czas na takie rozmowy. Musimy się stąd wynosić zanim zauważą, że zniknęły klucze.

- Zaraz... my?

- Nie dasz rady iść sama, nie mówiąc już o bieganiu. Wezmę cię na ręce i zobaczymy, co dalej.

Zauważył, że nadal patrzę na niego nieufnie.

- Okej, oboje nie mamy nic do stracenia. Wolisz tu siedzieć i czekać, czy może jednak spróbujemy uciec, póki jest okazja?

- Dopiero jak mi powiesz, dlaczego naprawdę chcesz mi pomóc. Przecież nawet mnie nie znasz. A jeśli się nie uda, to ty będziesz w gorszej sytuacji. Po co chcesz ryzykować?

Przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się, ile może mi zdradzić. Wyraźnie dostrzegłam moment, w którym w końcu podjął decyzję.

- Moi rodzice też byli agentami. - Powiedział cicho, a ja uniosłam zaskoczona brwi - Jesteśmy tu oboje z tego samego powodu. Proszę, zaufaj mi.

Wpatrywałam się w niego przez chwilę, szukając w jego oczach oznak kłamstwa lub podstępu. Czegokolwiek, co mogłoby mnie zaniepokoić.

Cóż, nie znalazłam.

W końcu, nie bez wysiłku założyłam na siebie bluzę i spojrzałam na niego wyczekująco. Kąciki jego ust uniosły się lekko do góry.

Podszedł do wyjścia i jednym szybkim ruchem przekręcił klucz. Przez chwilę stał nieruchomo i nasłuchiwał. W końcu się do mnie odwrócił:

- Dobra, mamy jakieś pół minuty, zanim nas zauważą. To będzie bieg przez pole minowe, więc możesz już zacząć się modlić.

Skinęłam głową.

 Czułam, jak zaczyna szumieć we mnie adrenalina. Zmusiłam się, by opanować szybko wzbierającą nadzieję. Tak wiele rzeczy mogło pójść źle.

Wziął mnie na pannę młodą i jednym, zdecydowanym ruchem otworzył kopniakiem drzwi. Chwycił mnie mocniej i rzucił się prosto w otaczającą nas ciemność lasu.

Objęłam go mocniej, aby nie spaść.

- Dokąd biegniemy?

- Na razie spróbuję dostać się do starej leśniczówki. Jeśli już tam dotrzemy, może uda nam się dostać do miasta.

Dalej biegł w ciszy, zręcznie omijając drzewa i wystające zewsząd konary. Byłam pod wrażeniem jego siły, choć pewnie bym tego nie przyznała. Poruszał się o wiele szybciej niż ja nawet gdybym się dobrze czuła, a do tego jeszcze dźwigał mnie na ramionach. A swoje ważę.

Zerknęłam na jego twarz. Miał zaciśnięte zęby i malowała się na niej czysta determinacja. Postawił wszystko na jedną kartę. Jeśli mu się uda, będziemy wolni. Jeśli nie...

W końcu straciliśmy budynek z oczu, a za nami nie słyszałam żadnych odgłosów pościgu. Z każdym kolejnym metrem byłam coraz bardziej przekonana, że nam się uda.

I wtedy padł strzał.

Chłopak przewrócił się razem ze mną. Z wielką szybkością runęłam na ziemię. Krzyknęłam i przeturlałam się kawałek, mocno uderzając plecami w pień jakiegoś drzewa.

Po chwili otrząsnęłam się z szoku i zaczęłam się panicznie rozglądać. W końcu usłyszałam jego stłumione jęki. Wytężyłam wzrok i w końcu go dostrzegłam. Leżał kilka metrów ode mnie, kurczowo trzymając się za nogę. Kula musiała trafić go w udo.

Zebrałam w sobie wszystkie siły i spróbowałam się do niego doczołgać, jednak właśnie wtedy z ciemności wyłonił się mężczyzna.

- Ty jebany kundlu! Tak ci przypieprzę, że pożałujesz. - warknął, po czym spojrzał na mnie. W jego oczach błyszczała wściekłość. - A tobą zajmie się ktoś inny.

Nim zdążyłam się obejrzeć, podszedł szybkim krokiem i z całej siły uderzył mnie uchwytem pistoletu w tył głowy.

Poczułam jak po mojej czaszce rozchodzi się piekielny ból.

Potem nastała ciemność.


*  *  *

Continue Reading

You'll Also Like

Nieznajomy 2 By destroyed

Mystery / Thriller

428K 17K 45
Chciałam żeby wszystko wróciło do normy, żeby było jak dawniej, żebym prowadziła spokojne życie, wspólne spędzanie wolnego czasu ze znajomymi, z rodz...
7.3K 468 22
Druga część Trylogii Bractwa Omerta. [+18] *** "Co zrobisz, jeśli zostanę?" Ojcze Wszechmogący. Mój Ojcze. Moja zgubo i upadku. Dlaczego ciągnę ze...
476K 17.5K 58
Laura w wieku 16 lat dowiaduję się że ma wyjść za mąż za 27 letniego milionera Krystiana. Jak potoczą się losy bohaterów, czy Krystian da radę z zbun...
18.3K 579 80
Elizabeth Salvatore - ukochana młodsza siostra Stefana i Damona. Śliczna oraz miła ale zarazem z pazurem. Uwielbiają czytać książki oraz gotować. Po...