Bóg w krainie cieni || Zakońc...

By LokiGood

420K 32K 16.4K

Nareszcie w życiu Naszych bohaterów zapanował spokój. Viv i Loki są szczęśliwi, razem rządzą nad Erebos i ogó... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Epilog
Notka od Autora
Bonus
Publikacja 3 części

Rozdział 81

3.6K 309 178
By LokiGood

Loki

Nienawidziłem siebie. Tak cholernie nienawidziłem siebie. Zawsze byłem dumny, ale żeby przez tę dumę nie poprosić o dodatkową dawkę leku znieczulającego? Nie pozwolić sobie nawet na chwilę słabości przed medykiem? Phi! To czysta głupota.

- Niestety, rany nie goją się najlepiej. Mam nadzieję, że postępujesz zgodnie z moimi zaleceniami, panie?

- Sugerujesz coś?- mruknąłem, starając się, by mój głos pozostał miękki i spokojny.

- Po prostu wolę mieć pewność, że rozumiesz, jak ważne są podejmowane przez ciebie decyzje. Bo niestety, będąc w innej krainie, tym bardziej wrogiej, nie mogę zbyt wiele zrobić.

Zaśmiałem się cicho, słysząc słowa Genezjusza. Chyba nie za często kierowałem się do jego radami, skoro nawet postępując zgodnie z nimi, ten podejrzewa, że jest inaczej?

Nie, żeby teraz nie miał racji.

- Wiem, że robisz tyle, ile możesz - westchnąłem lekko, starając się w żaden inny sposób nie okazywać bólu, którego doznałem, gdy medyk przyłożył do mojego boku kolejny opatrunek.- I może cię zadziwię, ale tym razem naprawdę starałem się nie robić niczego, czego mi zakazałeś.

- Racja, przy króla temperamencie jest to doprawdy zaskakujące - w wypowiedzi mężczyzny dało się wyczuć pewną dozę ironii, która ponownie spowodowała lekki uśmiech na moich ustach.- Gdzie podziewa się królowa, jeśli mogę zapytać?

Zmarszczyłem lekko brwi, gdy po chwili ciszy z ust Genezjusza wypłynęło kolejne pytanie.

- To nie ona cię przysłała?- odparłem zaciekawiony, jednak zaskoczenie na mojej twarzy szybko zastąpił grymas bólu, spowodowany próbą odklejenia starego opatrunku z moich pleców.

- Nie, nie widziałem jej dzisiejszego dnia - wyznał mężczyzna, a kątem oka dostrzegłem, jak odkłada zakrwawioną gazę do misy.

- W takim razie, kto Cię przysłał? Hekate?

- Nie, wasza wysokość - usłyszałem dźwięk towarzyszący cięciu materiału.- Odwiedziłem cię bez wyraźnego wezwania, bo mija czas działalności leków. A jednak zależy mi na szybkim powrocie króla do zdrowia - wyznał mężczyzna, po czym zaczął rozprowadzić jakąś substancję po moich plecach. Po chwili poczułem przyjemny, kojący chłód.

- Hmm..- mruknąłem, zastanawiając się.- W takim wypadku Viv zapewne jest u Surta.

- Surta?- powtórzył mężczyzna.

- Ach, racja, wybacz. Czasem zapominam, że nie wiesz wszystkiego.

- No czasem i mi się zdarza - tym razem usłyszałem rozbawienie w głosie medyka.

- Surt jest moim przyjacielem z dawnych lat - wyjaśniłem.

- I jak rozumiem, o wydarzeniach z ostatnich dni wiedział więcej od samej królowej.

- Dokładnie.

Usłyszałem, jak Genezjusz wzdycha.

- Nie oceniaj mnie, miałem powody - powiedziałem unosząc lekko głowę, by spojrzeć na mężczyznę, choć nawet od tak drobnego ruchu zabolał mnie kark.

- Pod żadnym pozorem nie oceniam cię, wasza wysokość - zapewnił mężczyzna.- Po prostu.. zastanawiam się, co będzie dalej - wyznał, czym mocno mnie zaskoczył.- Czy naprawdę czeka nas wojna z Asgardem?

Czy czeka nas wojna z Asgadrem?

Doskonale znałem odpowiedź na to pytanie. Jednak nie byłem w stanie odpowiedzieć.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by do niej nie doszło - powiedziałem z udawaną pewnością siebie, jednak przez wieki kłamania nikt nie byłby w stanie odgadnąć, że nie wierzę we własne słowa.

- W to nie wątpię, mój panie. Jednakże...

- Bez obaw możesz powiedzieć o wszystkich niepewnościach - zapewniłem łagodnie, gdy w  głosie mężczyzny ponownie wyczułem zawahanie. Ten przez chwilę milczał, w końcu ciężko wzdychając.

- No dobrze - mruknął starzec, poczynając wycieranie dłoni w chustę.- Z całym szacunkiem..

- Zanim zaczniesz, czy mogę już usiąść?- zapytałem, tym samym przerywając wypowiedź Genezjusza. Ten na moment spojrzał na mnie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, po chwili jednak reflektując się i przystając na moją propozycję. Powoli podniosłem się z szezlongu, nie przejmując się lekkim bólem i nieprzyjemnym uczuciem napinania i naciągania się poranionej skóry. Gdy w końcu usiadłem na przeciwko medyka, który chwilowo zajmował miejsce na stołku tuż obok, sięgnąłem po koszulę, dotychczas wiszącą na oparciu mebla.

- Kontynuuj proszę - powiedziałem, zapinając założone okrycie.

- Z całym szacunkiem, królu, ale czy to nie poczynania króla doprowadziły do widma wojny między naszymi krainami?- zapytał nie bez krępacji starzec. I w zasadzie nie dziwiłem się. Swoimi słowami otwarcie mnie krytykował. Jednak nie przeszkadzało mi to. Tym bardziej, że sam mu na to pozwoliłem.

- Co wiesz o zdarzeniach sprzed ostatnich kilku dni?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, grając w otwarte karty.

- Czytałem raporty i twoja zastępczyni wprowadziła mnie w temat, gdy przybyła, by wezwać mnie na interwencję - wyznał.

- Czytałeś raporty?- dopytywałem, zastanawiając się, skąd miałby do nich dostęp. Bo wątpiłem, by to Odyn doprowadził medyka Helheimu do takich informacji.

- Bez urazy, wasza wysokość, ale żyję na tym świecie nieco dłużej od ciebie. I choć dalej, w przeciwieństwie do ciebie, jestem tylko niewiele znaczącym medykiem, to zdążyłem poznać niejedną istotę. Wiele z nich jest mi winna przysługę. I jedną z nich udało mi się wykorzystać właśnie w tej sprawie - słowa Genezjusza nieco mnie zaskoczyły. Lud Krainy Cienia nie słynął z zamiłowania do podróż, dlatego nie sądziłem, by którykolwiek jej przedstawiciel trafił do Asgardu. Ale jak widać, nie doceniłem potencjału moich podwładnych.

- Rozumiem - zaśmiałem się lekko.- Wnioskuję, że jesteś obeznany w całej sytuacji. Więc co twoim zdaniem doprowadziło do wywołania wojny?

- Twój atak na Odyna, władcę Asgardu, panie.

- A wiesz, dlaczego zostałem zmuszony do zaatakowania go?

- Domyślam się, że próbował zrobić ci krzywdę.

- Nie mi, lecz mojej rodzinie - sprostowałem.- Musiałem okaleczyć Odyna, by ten przez rany został odsunięty od władzy na okrągłą dobę. To był jedyny sposób, by zyskać na czasie i umożliwić Narviemu i Hel powrót do domu.

- Jak widzę, nie wyszedłeś na tym najlepiej - mruknął starzec, w żaden inny sposób nie komentując przedstawionej mu wersji zdarzeń.

- Tym akurat nie przejmuję się.

- Wierzę. Jednak pozwolisz, panie, że przejdę do sedna swojej myśli - milczeniem zmotywowałem Genezjusza do dalszego mówienia.- Jeśli to twoje działania były powodem do wywołania wojny, to z doświadczenia wiem, że szanse na uciszenie przez ciebie sprawy są nikłe.

Między nami ponownie zapanowała cisza. Widziałem, że medyk czuł się wyjątkowo nieswojo w trakcie takiej rozmowy, bo zapewne nie przywykł do takich wyznań, przynajmniej nie przede mną, jednak w pełni rozumiałem jego obawy, gdyż sam miałem podobne. Może i byłem bogiem kłamstw, może i umiałem manipulować, jednak Odyn nie był słabym przeciwnikiem, jak i wiedziałem, że Rada -delikatnie mówiąc- nie przepada za mną, więc będę miał bardzo trudne zadanie. Jednak kto miałby uratować Helheim od wojny, jak nie ja?

- Nie doceniasz moich zdolności, Genezjuszu - powiedziałem w końcu, uśmiechając się kącikiem ust.- Poza tym, co innego mi pozostało?- dodałem wzruszając lekko ramionami.- Poddawanie się nie leży w mojej naturze.

- To zrozumiałe - przyznał starzec, składając palce w piramidkę.- Jednak... może warto poprosić o pomoc Hadesa?- tym pytaniem zupełnie mnie zaskoczył. Zmarszczyłem lekko brwi, oczekując dalszych wyjaśnień.- Oczywiście, to tylko sugestia. Zrobisz, jak będziesz uważał za słuszne, mój panie, a ja zapewne poprę twoją decyzję. Od wieków walczyłem u boku Hadesa, a teraz równie wiernie będę walczył u twego, jak i nie wątpię w siłę naszej armii, tym bardziej po reformach, jakie wprowadziłeś...

- Nie musisz mnie tak łechtać - przerwałem.- Miałeś mówić otwarcie i tego się trzymajmy - przypomniałem nieco rozdrażniony sztucznymi pochlebstwami, jak i samą wzmianką o ojcu Viv. Przypomniało mi to, jak sromotną klęskę poniosłem. Nie byłbym w stanie jeszcze płaszczyć się przed nim i prosić go o pomoc, jak jakieś dziecko, które pierwszy raz miało podjąć jakąś decyzję. Od najmłodszych lat byłem wychowywany na króla, wiedziałem, co mam czynić i nie miałem zamiaru prosić kogokolwiek o pomoc w rozwiązaniu swoich problemów, gdy sam mogłem sobie z nimi poradzić. I poradzę sobie. Jeszcze wszyscy mnie przeproszą.

- Po prostu pragnę przypomnieć królowi, że zawsze ma król jeszcze jedną opcję. Z której w tej sytuacji warto skorzystać - powiedział mężczyzna z niezwykłą powagą.- A moje poprzednie słowa dotyczące pozytywów twojej władzy były jak najbardziej prawdziwe - dodał równie szczerze. Uśmiechnąłem się lekko, jednak już nie tak przyjaźnie.

Zawsze ceniłem słowa Genezjusza. Był osobą bardzo inteligentną i wykształconą, znał zagadnienia z wielu dziedzin, jak i ze względu na podeszły wiek znał wiele historii, o których ja mogłem dowiedzieć się jedynie z książek. Rozmowy z nim zawsze były ciekawe i rozwijające. Jednak tym razem rady, które od niego dostałem, nie wniosły nic nowego do mojej sytuacji, dlatego zaczynałem coraz bardziej ignorować naszą konwersację.

- Ale wierzę, że uda się królowi odwołać potencjalny atak na naszą krainę i na odwrót - kontynuował.- Jednak co dalej?

Co dalej?

Kolejne pytanie, na które nie chciałem odpowiadać. Tak naprawdę przerażało mnie myślenie o przyszłości. Przerażała mnie świadomość, że resztę swojego życia spędzę w celi, sam. Że nie zobaczę więcej dzieci, ich pierwszych kroków w szkolnej edukacji. Że nie będę mógł pomagać im w lekcjach, że nigdy nie będę miał szansy dawać Narviemu rad na radzenie sobie z głupimi kolegami z klasy czy nie obronię Hel przed natrętnym adoratorem, który po prostu nie będzie jej wart. Że nie będzie mnie przy nich, kiedy będą tego potrzebować. Że zostawię to wszystko na barkach Viv. Że zostawię kobietę, którą kocham ponad życie samą, nie dając jej tego, na co zasługuje. Przerażała mnie ta świadomość, dlatego po prost starałem się o tym nie myśleć. Najzwyczajniej w świecie nie byłem w stanie tego zaakceptować.

- Zadajesz zaskakująco dużo pytań - zauważyłem, wysyłając w kierunku starca znaczące spojrzenie.

- Niestety - przyznał, po czym wstał, odruchowo poprawiając swój strój.- W takim razie nie będę dłużej króla męczył. Musisz wypoczywać, wasza wysokość.

- Dziękuję - mruknąłem jeszcze, po czym podszedłem do okna, zaplatając dłonie za plecami, tym samym pokazując podwładnemu, że skończyłem rozmowę.

Podziwiając widok na miasto skąpane w promieniach porannego słońca, przysłuchiwałem się, jak Genezjusz zbiera swoje przyrządy, których używał do uleczenia mnie.

Mimo wysokiego poziomu zdolności medyka, wciąż odczuwałem ból, za który teraz byłem wdzięczny. Dzięki niemu udawało mi się trzymać myśli na wodzy i za bardzo nie przejmować się swoją sytuacją.

- Jeszcze raz powtórzę swoje zalecenia. Nie wolno królowi używać magii jeszcze przez kilka dni, nie powinien się król denerwować, zabraniam królowi również podejmowania jakichkolwiek walk i większego wysiłku fizycznego - słysząc te słowa, uśmiechnąłem się pod nosem. Wspominając poranną rozmowę z Tonym, raczej stosowanie się do jakiegokolwiek z tych zaleceń może okazać się niemożliwe.

- W takim razie, co mi wolno?- zagadnąłem żartobliwie, nie mając już sił przejmować się Tonym, Viv, przyszłością i własną niedołężnocią.

- Odpoczywać, wasza wysokość - odparł z przekonaniem starzec.- I czytać książki, jeśli już musi się czymś król zajmować - tym razem jego głos pobrzmiewał rozbawieniem.

Spojrzałem na mężczyznę z lekkim uśmiechem, doskonale rozumiejąc żart.

- Wiesz, że...- zacząłem, ponownie zwracając się w kierunku medyka.-..jeśli mam ocalić nasze krainy od wojny i do tego umożliwić sobie powrót do domu, to zapewne nie będę mógł postępować zgodnie z twoimi słowami?- upewniłem się.

- Wiem.

- W takim razie, dlaczego dajesz mi takie polecenia?

- Bo równocześnie wiem, że nie będzie się król do nich stosował - wyjaśnił pogodnie, patrząc na mnie porozumiewawczo.- Rozumiem, wasza wysokość, że masz w tej chwili o wiele ważniejsze zajęcia, niż leżenie w łóżku.

- Dlatego też nie używasz żadnych medykamentów, które by mnie usypiały lub otępiały, bo..- nie dane mi było uzupełnienie słów Genezjusza, bo ktoś nagle pociągnął za klamkę.

Gdy drzwi otworzyły się, z niedowierzaniem patrzyłem na Hel, która po chwili podbiegła w moim kierunku, chcąc, bym wziął ją na ręce.

- Hel?- zapytałem z nieukrywanym zaskoczeniem, ale i radością, szybko biorąca córeczkę na ręce i sadzając ją na zdrowym biodrze. Mocno przytuliłem ją, całując jej włosy.- Jak ja za tobą tęskniłem, moja królewno.

- Tatusiu...- usłyszałem ciche łkanie dziewczynki, przez co ze zdziwieniem spojrzałem na Viv. Dopiero teraz zobaczyłem jej spięte ciało i przerażenie, którym emanowały jej oczy.

Chwila, moment...

- Viv?- rzuciłem, przyglądając się jej i Narviemu, który kryjąc twarz, obejmował nogę kobiety.

- Wyjdź - odparła jedynie bogini, patrząc na Genezjusza.

Mężczyzna na znak posłuszeństwa skłonił głowę, po czym chwytając neseser, skierował się do wyjścia. W połowie drogi zatrzymał się jednak, po czym wyjmując z teczki jakąś fiolkę, podszedł do mojej nocnej półki.

- Wnioskuję, że królowa nie przybyła z dobrymi wieściami, więc gdyby poczuł się król gorzej, proszę to wypić. Powinno pomóc. Jeśli tak się nie stanie, wie król, gdzie mnie szukać - powiedział, zostawiając przedmiot na meblu, po czym odprowadzony moim spojrzeniem, opuścił komnatę.

- Narvi przyznał się do wszystkiego, jutro odbędzie się sąd, na którym Odyn wyda wyrok - ledwo co Genezujsz zamknął za sobą drzwi, gdy Viv na jednym wydechu powiedziała wszystko, co ją trapiło.

Nagle zrobiło mi się niezwykle duszno, jakby ktoś podniósł temperaturę w pomieszczeniu o kilkanaście stopni, a w głowie mi zawirowało, przez co musiałem zrobić pół kroku do tyłu, by nie stracić równowagi. Nieświadomie przycisnąłem Helgę do siebie, nie chcąc jej stracić, bo podświadomie wiedziałem, że właśnie to mnie teraz czeka.

- Loki, ja...- w oczach Viv pojawiły się łzy, a jej drżące dłonie zacisnęły się na materiale bluzki.-..ja naprawdę nie wiem, co teraz robić.

Nie dotarły do mnie te słowa. Nie byłem w stanie przetwarzać żadnych informacji z zewnątrz, do momentu, w którym Hel nieświadomie docisnęła kolano do mojej rany na plecach. Dopiero bodziec bólowy był w stanie otrzeźwić mój umysł na tyle, bym mógł cokolwiek zrobić.

- Co?- mruknąłem, wpatrując się w Viv.- Ale.. Dlaczego? Jak? W ogóle, jakim cudem Narvi mógłby mieć do tego możliwość?- pytałem coraz bardziej przytomnie, podchodząc w kierunku dziewczyny.

Ta jednak milczała, niezdolna do odpowiedzi. Spojrzałem więc na Narviego.

- Narvi?

Chłopiec od momentu przekroczenia progu komnaty nie podniósł wzroku, nie odkrył twarzy, w zasadzie nie zrobił nic, co mogłoby zdradzić jego obecność na tym świecie. Dlatego też nie zdziwił mnie brak odpowiedzi z jego strony. Odstawiłem Helgę na ziemię i przykucnąłem przed synem.

- Narvi, możesz mi to jakoś wytłumaczyć?- poprosiłem delikatnie.- Wiesz chociaż...- ciągnąłem, jednak nie wiedziałem, jak to powiedzieć. W mojej głowie wciąż pojawiała się jedna myśl.

Coś Ty narobił?

Nie uzyskując żadnej odpowiedzi, ułożyłem dłoń na ramieniu chłopca, by jakoś zwrócić na siebie jego uwagę.

- Przepraszam!- załkał w końcu zwracając się w moją stronę.- Ja nie chciałem! Kazałeś mi chronić mamę i Hel, a gdy usłyszeliśmy, jak ciocia Kat mów, że przez ten atak trwa wojna, a ty zostałeś ranny to Hel chciała tutaj przybyć, a ja nie mogłem jej opuścić! Kazałem jej zostać, a ona nie słuchała! A ty kazałeś mi podejmować dorosłe decyzje! Nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiał! A to był jedyny sposób, by cię uwolnić! Robiłem to, co mi kazałeś!

Nie mogąc dłużej znieść potoku słów i łez Narviego, przygarnąłem go do siebie, zamykając malca w szczelnym uścisku. Nie do końca wiedziałam, co odpowiedzieć, w końcu Narvi zrobił dokładnie na odwrót do tego, co mu kazałem, jednak nie mogłem mu o tym powiedzieć. Moje oskarżenia były ostatnim, czego teraz potrzebował. Tym bardziej, że nie była to jego wina. Lecz moja. Całkowicie moja i musiałem teraz zabrać ten ciężar z barków Narviego.

- Ja naprawdę przepraszam - dodał, zaciskając dłonie na moim ubraniu.

- Ciiii - mruknąłem, głaszcząc go po plecach.- Już wszystko w porządku. Jestem obok.

- Tato..- usłyszałem, jak Narvi pociąga nosem, po czym odsuwa się ode mnie, tak, by móc spojrzeć w moje oczy. Uśmiechnąłem się ciepło, pocieszająco, by uspokoić chłopca, jednocześnie będąc zaskoczonym, że mimo łez, w jego spojrzeniu dostrzegłem małą iskrę nadziei.- Co teraz będzie? Ja wiem, że powinienem, ale ja nie chcę iść do więzienia.

Problem polegał na tym, że Narvi nie trafiłby do więzienia, nawet, jeśli zostałby osądzony. Najpewniej zostałby chłopcem na posyłki, niewolnikiem najgorszego sortu, wykorzystywanym pod każdym możliwym względem, nawet seksualnym, czego świadkiem byłem już nie raz. W Asgardzie takie kary za takie przewinienia były normą i nikomu nie przeszkadzał wiek dzieci, które przez traumę często nie dożywały pierwszego wieku. Jednak Narvi mógłby też liczyć na inną opcję. Odyn mógłby wysłać go do elitarnej jednostki, gdzie byłby uczony nienawidzić własną rasę i działać na każdy rozkaz nowego władcy, bez względu na prywatne poglądy. Tak czy siak, zostałby mi odebrany.

Na zawsze.

Bezpowrotnie.

Nie. Nie mogłem o tym myśleć.

- I nie trafisz do więzienia - zapewniłem z kojącym uśmiechem, wycierając palcami łzy z twarzy syna.-  Jak i nie powinieneś tam trafić. Nawet tak nie myśl.

- Ale przeze mnie teraz wszyscy będziemy mieli problemy - odparł, ponownie opuszczając wzrok.

- Synu, spójrz na mnie - poprosiłem. Narvi zawahał się, ale w końcu uniósł na mnie skruszone spojrzenie.- Zachowałeś się dokładnie tak, jak tego od ciebie oczekiwałem. Dzięki tobie mama i siostra są całe i zdrowe. Są bezpieczne. Jestem ci za to ogromnie wdzięczny i cieszę się, że mam takiego syna, jak ty - wyznałem z mocą, wzbogacając swoją wypowiedź ciepłym uśmiechem.

Narvi przez moment stał onieśmielony, jednak po chwili wyraz jego twarzy minimalnie zmienił się, wręcz nie do zauważenia, ja jednak doskonale widziałem, jak jego oczy wypełniają się błogim spokojem, a kąciki ust wędrują delilatnie w górę.

Uwierzył.

- No już, wszystko będzie dobrze - powtórzyłem, gdy malec ponownie wtulił się w moją pierś. Głaszcząc jego plecy, zerknąłem na Viv, po której widziałem, że pragnęła tego samego, jednak jej twarz wciąż pozostała surowa i skupiona. Nie pozwoliła sobie na słabość, mimo fizycznego zmęczenia i psychicznego wyczerpania.

Zastanawiałem się, czy wiedziała, jaka jest silna? Czy ona też to widziała, że przez cały ten czas, mimo kłód rzucanych jej pod nogi nawet przeze mnie, dawała sobie radę i dalej daje, utrzymując całą rodzinę w komplecie? Czy jak zwykle obwiniała o wszystko siebie, nie dostrzegając żadnych pozytywów swoich działań?

Nie dowierzając w to, jak cudowną kobietę mam u boku, wstałem, usadzając chłopca na biodrze.

- Co teraz zrobimy? Bo... mi już w zasadzie skończyły się opcje - wyznała cicho dziewczyna, patrząc na mnie pięknymi oczami.

Uwielbiałem się w nie wpatrywać. Szczególnie, kiedy była smutna. Cudownie wtedy błyszczały. Najpewniej od łez.

- W ogóle, dlaczego przez cały ten czas okłamywałeś mnie? Dlaczego ukrywałeś, że to Narvi jest winny atakowi? Odpowiesz mi wreszcie?- ciągnęła bogini, a gdy zamiast odpowiadać, przyglądałem się jej oczom, usłyszałem w jej głosie gniew i nacisk.

Westchnąłem.

- Porozmawiamy, gdy wrócę, dobrze?- zaproponowałem z lekkim uśmiechem.

- Nie - odpowiedziała twardo.

- Ja też chcę - Hel najwidoczniej nie przeszkadzało, że właśnie rozmawiałem z jej mamą, bo zaczęła ciągnąć za moją nogawkę, wyraźnie próbując zwrócić na siebie uwagę. Gdy jej się to udało, wyciągnęła rączki w moim kierunku.

- Nie mogę, słoneczko. Odyn dość poważnie mnie zranił i nie mogę usadzić cię na drugim biodrze. Wytrzymasz troszeczkę, prawda?- tłumaczyłem łagodnie, przepraszającym tonem starając się wynagrodzić małej, że nie wezmę jej na ręce.

- Odyn zrobił ci krzywdę?- powtórzyła zaskoczona królewna.

- Taką delikatną, ale nie martw się, Genezjusz już się tym zajął - zapewniłem, przyglądając się reakcji Hel, która po chwili, z naburmuszoną miną wyciągnęła dłonie w kierunku mamy.

- Już go nie lubię - oznajmiła dziewczyna, siedząc na rękach Viv.

- Ale kogo?- dopytywałem.

- Odyna. Już nie chcę się z nim bawić.

Roześmiałem się lekko, słysząc jej słowa. Nie odpowiedziałem jednak, za to nachyliłem się lekko, całując czoło córeczki, a potem i Viv.

- Narvi, puścisz mnie na moment?- zapytałem miękkim tonem, dzięki czemu chłopak bez zbędnych protestów puścił moją szyję, pozwalając odstawić się na ziemię.

- Co zrobimy?- usłyszałem głos Viv, gdy spokojnym krokiem pokierwałem się do szafy.

- Nie, co zrobiMY, ale co zrobię JA - podkreśliłem.- Zrobię wszystko, byście byli bezpieczni - zapewniłem zakładając brązową pelerynę zasłaniającą praktycznie całe ciało, w której zazwyczaj chodziłem po pałacu, gdy jeszcze byłem w nim mile widziany.

- Loki, co ty planujesz?- nie usłyszałem strachu w głosie Viv, jedynie podejrzliwość i niemoc, jakby dziewczyna już odgadła, co zamierzam zrobić, ale i wiedziała, że nie będzie w stanie mnie zatrzymać.

Nie odpowiedziałem jej. Jedynie w ciszy dopiąłem pelerynę, dwoma ruchami ułożyłem włosy i ponownie podszedłem w kierunku rodziny.

- Wszystko będzie w porządku - zapewniłem, kończąc lekkim uśmiechem. Niestety, w oczach Viv ponownie dojrzałem determinację.

- Skarby, idźcie się pobawić, muszę z tatem chwilę porozmawiać - oznajmiła bezuczuciowym tonem, puszczając Helgę.

- Ale mamo..

- Proszę, nie sprawiajcie mi już więcej problemów i dajcie nam chwilę - dziewczyna nie chciała słuchać wyjaśnień nawet Narviego, przez co bliźniaki już po chwili podeszły do dużego okna, siadając tuż przy nim.

Viv w tym czasie chwyciła mnie za rękaw, werbalnie każąc mi podążać w tym samym kierunku, co ona. Zatrzymała się dopiero przy łazience, stając blisko ściany.

- Loki, nie bądź głupi - rozkazała, jednak jej oczy wciąż emanowały zmęczeniem i cierpieniem.

- Ale kochanie, przecież jeszcze nic nie..

- Doskonale wiem, co planujesz, bo wiem, jakie masz opcje - przerwała.- Albo pójdziesz do Thora prosząc go o interwencję, co nic nie da, albo pójdziesz grozić Odynowi, co również nic nie da, a nawet pogorszy naszą sytuację. Ewentualnie zabijesz kogoś ważnego, przez co osąd nie będzie mógł się odbyć, ale to też nic nie zmieni. Więc proszę Cię, zostań w pokoju. Nie mieszajmy planów, bo to zawsze źle się kończy. Albo od początku do końca robimy twój plan, albo mój. A jak widzisz, twój plan właśnie legł w gruzach.

- A ty jaki masz plan? Wojna? Viv, doslanle wiesz, że to nie jest żadne rozwiązanie - odparłem, broniąc się przed wywodami kobiety.

- Jak na razie jedyne, jakie mamy. Tylko wojna zapewni nam wszystkim powrót do domu.

Pokręciłem głową. Już naprawdę zaczynało mi brakować słów. Bo miała rację. Nie miałem innych opcji i żadna z nich nie gwarantowała mi powodzenia. Jednak musiałem spróbować. Nie poddam się bez walki. Nie ma mowy.

- Kochanie..- mruknąłem ponownie patrząc na fioletowowłosą.- W tej sytuacji, muszę zaryzykować - odparłem przybliżając się do bogini i chwytając jej dłonie.

- Nie. Nie mamy już czego ryzykować - wyznała już mniej walecznie, zastępując udawaną siłę bezradnością.

Uśmiechnąłem się ciepło, chcąc podnieść ją na duchu. Była taka piękna, a zarazem taka waleczna i taka cudowna. Nie mogłem powstrzymać się przed dotknięciem jej twarzy. Objąłem policzki dziewczyny, z czułością gładząc kciukami jej skórę i wargi.

- Viv..- szepnąłem.- Zaufaj mi, proszę - dodałem.

Bogini jednak nie odpowiedziała mi, ani nie uśmiechnęła się. Jedyne co, to chwyciła mnie za nadgarstki i ściągnęła moje dłonie ze swojej twarzy.

- Nie patrz tak na mnie - poprosiła. Zmarszczyłem brwi.- Jakbyś widział mnie po raz ostatni. Nie patrz tak na mnie - wyjaśniła, ściskając lekko moje dłonie.

- Och, Viv..- westchnąłem, ponownie uśmiechając się i przytulając ją do siebie.

Tak, to była kobieta moich marzeń.

Kiedy odsunąłem się od niej, bez wahania pocałowałem wargi Viv, delikatnie, jednak z całą miłością, jaką ją darzyłem. I choć wiedziałem, że nieprędko będziemy mieli okazję do powtórzenia tego czynu, szybko odsunąłem się od dziewczyny, ostatni raz podziwiając jej poważne, jednak zmartwione oczy.

A potem wyszedłem.
_____________________________

Lool
Ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej i miał zawierać zupełnie inną treść. Ale znowu dałam się ponieść wenie. I amen.

Poza tym, Wesołych świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

Nie będą zapeszać, mówiąc, kiedy pojawi się następny rozdział, ale planuję go na ten tydzień. Tak, ten, co trwa ;)

Kocham
A. J. Hallen

Continue Reading

You'll Also Like

2.8K 184 16
- Nie zrobię ci krzywdy. - powiedział Negan, zbliżając się do niej niebezpieczne szybko. Dziewczyna stała jednak z uniesioną głową, starając się niec...
274K 15.8K 38
Książka w trakcie korekty Pierwsza część trylogii: Ariana Dejvies to piękna, młoda kobieta ze skomplikowaną przeszłością. Wraca do Nowego Jorku po pa...
26.2K 572 16
Oliwia od dobrych kilku lat przyjaźni się z młodym, utalentowanym siatkarzem. Na prośbę Tomka zgadza się kibicować jego drużynie na Mistrzostwach Świ...
94.8K 3.8K 37
Rosalie Vortex to dziewczyna, której ojcem jest sam bóg mórz - Posejdon. Jej matka to potężna czarodziejka - Miriam Vortex. Wywodzi się z potężnego r...