Światełko W Tunelu / PORWANA

Galing kay Lazurowakropla

48.3K 1.4K 170

Wciąż się nie ruszyłam z miejsca. Podszedł do mnie i złapał mnie za twarz. - Powiem ci jedno. Masz to zjeść... Higit pa

#0
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
# 14
#15
#16
#17
#18
#19
#20
#21
#23 ; cześć druga
#24
#25
#26
#27
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42
#43
#44
#45
#46
#47 KONIEC
KOMUNIKAT
KOMUNIKAT II

#22

663 26 2
Galing kay Lazurowakropla

Wysiedliśmy z samochodu na niewielkim parkingu. Przeszywający wiatr smagał mi twarz i wywiewał łzy z oczu. Otuliłam się szczelniej płaszczem i poprawiłam szalik. Dochodził koniec listopada i jak na tą porę roku, było naprawdę zimno.

- Na pewno nie chcesz iść z nami? - zwróciłam się do cioci, która została w aucie

- Na pewno. Poczekam tu na was. Alejka szósta.

Shawn złapał mnie delikatnie za rękę i pociągnął w kierunku metalowej bramy. Niedawno było wszystkich świętych, więc na grobach wciąż stały wiązanki i paliły się znicze.

Szliśmy alejkami we wskazane miejsce. Shawn cały czas starał się dodać mi otuchy, ale niezbyt mu się to udawało. Nie miałam nastroju na te jego żarciki i dziwiło mnie, że tego nie rozumiał. Ale tak naprawdę, miałam wrażenie, że nie wiedział, jak się zachować. Z tego co mi powiedział, nigdy nie stracił nikogo bliskiego. Nie znał tego bólu, uczucia pustki, ani wrażenia, że utraciło się część siebie. Doceniałam to, że próbował mnie pocieszyć, ale w tamtej chwili chciałam, by nic nie mówił tylko po prostu przy mnie był.

W końcu dotarliśmy do wielkiego, marmurowego grobowca. Na środku płyty, widniał złoty napis Rodzina Wiles, a pod nim znajdowały się trzy, tak boleśnie znajome nazwiska.

Do oczu napłynęły mi łzy. Pierwszy raz widziałam miejsce spoczynku moich rodziców. Podeszłam bliżej i dotknęłam ich twarzy. Na zdjęciach uśmiechali się radośnie do obiektywu i z oczekiwaniem patrzyli w przyszłość. Skąd mogli wiedzieć, że śmierć znajdzie ich tak szybko? Byli tacy młodzi...

Na widok trzeciego nazwiska, poczułam ukłucie w sercu.

Harold Wiles żył lat 64

Na swojej fotografii był kilka lat młodszy i się uśmiechał. W ostatnich latach prawie w ogóle tego nie robił. Odkąd pamiętam sprawiał wrażenie surowego i zmęczonego życiem. Uśmiech u niego był czymś niepokojącym i prawie nigdy nie oznaczał nic dobrego.

Zapaliliśmy znicze i usiedliśmy na ławeczce. Położyłam Shawnowi głowę na ramieniu, a on objął mnie ręką i przytulił. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w szum wiatru.

- Shawn nie wiem, czy sobie poradzę. - westchnęłam - Boję się, że mnie to przerasta. Przy Susan i innych staram się być silna, ale... w głębi duszy nadal to wszystko przeżywam. Ciężko mi.

- Nie dziwię ci się. Ale chcę ci coś powiedzieć. - uśmiechnął się - Jesteś silniejsza niż myślisz.

- Jasnee. Łatwo ci mówić. Mam wrażenie, że płaczę tak często, że mogłabym nawodnić wszystkie rośliny na tej planecie. Koniec z suszą.

- Płacz to nie słabość, Cassie. Zapamiętaj to sobie.

- Jasne, łatwo ci mówić.

- Hej, spójrz na mnie. - poprosił, więc spojrzałam - Już ci to mówiłem, ale powtórzę, żebyś w końcu zrozumiała. Nie znam nikogo tak silnego jak ty. I widziałem to w tobie od samego początku. Przeżyłaś piekło, a mimo to się nie poddajesz i chcesz pomagać. Właśnie to sprawia, że jesteś wyjątkowa.

Uśmiechnęłam się lekko.

- Dzięki.

- A skoro już o pomaganiu mowa...- zerknął na mnie znacząco - To powinnaś się jeszcze dokładnie zastanowić, czy na pewno tego chcesz.

Jęknęłam

- Następny. Byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby każdy nie podważał moich decyzji. Tak Shawn, chcę. Chcę dopilnować, by już nikogo nie spotkało to co mnie ani to co ich. - wskazałam ręką na twarze, wpatrujące się w nas z fotografii.

Westchnął zrezygnowany, po czym spojrzał na mnie i z uśmiechem pokręcił głową.

- Chyba właśnie za to cię uwielbiam. - mruknął mi do ucha, po czym mnie pocałował.

Zaskoczona oddałam pocałunek. Poczułam motylki w brzuchu, gdy jego wargi dotykały moich. Choć na chwilę udało mi się zapomnieć o problemach i cieszyć się chwilą.

W końcu się od niego odsunęłam. To nie był czas ani miejsce na takie rzeczy.

W jego oczach zobaczyłam pożądanie. Czułam, że miał ochotę na więcej, ale szybko się opanował i mrugnął do mnie.

- Rozumiem. Nie chcesz przy nich. - Wskazał na zdjęcia

- Shawn!

- Przecież wiesz, że żartuję.

Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy, wtuleni w siebie. Wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia dopiero, gdy zaczął padać deszcz.

Miałam nadzieję, że po odwiedzeniu cmentarza będzie mi lepiej.

Nie było.

Za to jeszcze bardziej dotarło do mnie, jak bardzo moje życie się posypało. Właśnie w tamtej chwili zostawiałam za sobą prawie całą moją rodzinę. Teraz nie miałam nikogo oprócz ciotki. Zaczynałam walkę z ludźmi, którzy do tego doprowadzili.

* * *

Kilka tygodni później

Przez ostatnie tygodnie cały czas zajmowaliśmy się pracą nad sprawą Borusów. Skupiliśmy się na odkryciu miejsca położenia głównej bazy mafii. Była to najważniejsza informacja, jeśli chcieliśmy myśleć o rozbiciu i aresztowaniu gangu co z kolei oznaczało, że była to ich najpilniej strzeżona tajemnica.

Dzięki informacjom, które podaliśmy wraz z Shawnem, udało się przyspieszyć śledztwo o całe miesiące. Wiedzieliśmy już, czego szukamy.
Kilka dni zajęło nam przygotowanie listy miejsc, które spełniały kryteria poszukiwań, a kolejnych kilka wybranie z nich sześciu najbardziej prawdopodobnych. W końcu, po długich rozmowach i badaniach, wykluczyliśmy pozostałe i wytypowaliśmy jedno. Ciągle jednak brakowało pewności, a nie mogliśmy sobie pozwolić na błąd. Nie, gdy gra toczyła się o tak wysoką stawkę.

Bardzo polubiłam przyjaciół Susan, choć z początku nie mogłam się wśród nich odnaleźć. Po pierwsze, byli ode mnie sporo starsi, więc chwilami nie byłam pewna, czy biorą mnie na poważnie. Nie pomagało też to, że przez pierwsze dni wszyscy z wyjątkiem Pauli traktowali mnie z ogromną delikatnością, jakbym była chora psychicznie. Chyba obawiali się, że jeśli po tym, przez co przeszłam, powiedzą jedno słowo za dużo, to wywołają u mnie atak paniki.

Irytowało mnie to, bo przez to nie mówili mi wszystkiego o śledztwie. Czułam się coraz bardziej ignorowana, przez co zaczynałam się powoli zamykać w sobie. Coraz częściej odnosiłam wrażenie, że Susan zabiera mnie ze sobą tylko dlatego, że nie chce mnie samej zostawiać w domu.

W końcu, pewnego dnia Paula wyszła na środek gabinetu i energicznie gestykulując powiedziała wszystkim, żeby przestali się ze mną cackać jak z jajkiem, bo: „Jeśli dalej będziecie ją traktować jak paranoiczkę, to dziewczyna naprawdę nabawi się problemów z głową i dopiero będzie. To już nie jest dziecko."

Z jakiegoś powodu mówiąc te słowa, patrzyła głównie na Susan i Alexa. Oboje wymienili spojrzenia, po czym wyszli i na kilkanaście minut gdzieś zniknęli. Gdy wrócili, ciocia podeszła do mnie i z przepraszającym spojrzeniem obiecała mi, że od tej pory będę brać bardziej aktywny udział w śledztwie.

I rzeczywiście, od tamtej chwili zachowanie pozostałych w stosunku do mnie bardzo się zmieniło. Zaczęli ze mną normalnie rozmawiać i traktować mnie jak równą sobie. Miałam wrażenie, że oni również czują się jakby...bardziej odprężeni, przebywając w moim towarzystwie.

Cały następny dzień po przemowie Pauli spędziłam w archiwum, na przekopywaniu się przez tony segregatorów z aktami śledztwa. Zaskoczyły mnie wtedy dwie rzeczy. Po pierwsze to, że wszystkich tych dokumentów nikt nigdy nie posegregował, więc dokopanie się do czegokolwiek interesującego, zajęło mi pół dnia. A po drugie to, w jak wielkim stopniu ci ludzie kontrolują kraj. Handel narkotykami, papierosami, bronią, morderstwa, porwania dla okupów, wykorzystywanie poufnych danych okazały się tylko częścią ich działalności. Oprócz tego, zajmowali ważne stanowiska państwowe, dzięki czemu mogli chronić swoje nielegalne interesy, a ich majątek wyceniany był na miliardy złotych.

Dowiedziałam się również, że ludzie, których widziałam w hotelu, to jedynie garstka członków mafii, można powiedzieć sama elita. Są to osoby, które cieszą się zaufaniem i dobrymi relacjami z Pawłem Borusem oraz z jego ojcem. Nie chciałam nawet myśleć, ilu ci ,,szczęściarze" mają jeszcze podwładnych.

Pewnego dnia, podczas porannej kawy z Susan, Paulą i Camillą wspomniałam, że chciałabym nauczyć się bronić. Wtedy Camilla zaproponowała, że może zostać moją nauczycielką i przeprowadzić mi szybki kurs samoobrony. Myślałam, że żartuje, ale okazało się, że mówiła zupełnie poważnie. Zachwycona zgodziłam się od razu, chociaż ciocia natychmiast zaprotestowała. Tłumaczyła mi, że to może być zbyt duży wysiłek dla mojego ciała i że nawet nie wiemy, czy fizycznie doszłam już w pełni do siebie. W mojej obronie ponownie stanęła Paula i jakoś przekonała Susan do tego pomysłu. W końcu niechętnie, ale jednak, zgodziła się, a my wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia.

Pierwsze co sobie przyswoiłam na lekcjach było to, żeby nigdy nie lekceważyć przeciwnika. W życiu nie pomyślałabym, że ta drobna blondynka ma w sobie tyle siły. I przekonałam się o tym w dość bolesny sposób.

Początkowe treningi to była jakaś totalna porażka. Moja kondycja była tak beznadziejna, że nawet ślepy i głuchy dziewięćdziesięciolatek by ze mną wygrał. I to bez zadyszki. Nigdy nie byłam typem sportowca, a miesiące przebywania w piwnicy przerywane systematycznym spadaniem ze schodów też raczej nie pomogły.

Jednak, już po dwóch tygodniach naprawdę ciężkich treningów, podczas których modliłam się o chociaż chwilę przerwy, zauważyłam zmianę. Już tak bardzo się nie męczyłam, byłam w stanie przebiec o wiele dalej, niż na początku, a nawet udało mi się pokonać przeciwnika podobnej budowy co ja.

Kolejne dwa tygodnie zmieniłam trenera i ćwiczyłam z Paulą, która prowadziła treningi z wyjątkowym zaangażowaniem. To, co robiłam z Camillą było rozgrzewką w porównaniu z treningami u niej. Po jakimś czasie Paula zaproponowała, bym zrobiła sobie sparing z Philipem. Zgodziłam się, ale w życiu bym nie pomyślała, że uda mi się go pokonać. Obserwując, jak mężczyzna podnosi się z maty, po raz pierwszy od dawna poczułam się z siebie naprawdę dumna.

- Szlag by cię. - wymamrotał wtedy - Będę musiał dać Pauli tą przeklętą stówę.

- Założyliście się?

Skinął niechętnie głową.

- Ja mówiłem, że w życiu ze mną nie wygrasz. Paula oczywiście była innego zdania. A już raz sobie obiecałem, że koniec zakładów z tą cholerną profilerką. I co? I znowu dałem się jej wyrolować.

Wbrew pozorom, świetnie się z nim dogadywałam. Nie był tak drętwy, jak na początku myślałam, a wręcz przeciwnie. Okazał się naprawdę ciekawym człowiekiem, a oprócz trzymania tarantuli i zbierania matrioszek, miał wiele innych zainteresowań. Tak jak ja uwielbiał książki fantasy, a prawdziwym błogosławieństwem było to, że w końcu znalazłam kogoś, z kim mogłam pogadać o moim hobby. Oprócz tego uwielbiał zwierzęta i znał o nich wiele ciekawostek.

- Dobra, Cassie. Powiedz jakieś zwierzę.

Zastanowiłam się

- Pingwin.

- Okej. Wiedziałaś, że pingwiny „oświadczają się" wybrance przynosząc jej ładne kamyki?

- Naprawdę?

Skinął głową zadowolony, że udało mu się mnie zaciekawić.

- Shawn, powinieneś wziąć z nich przykład!

Spojrzał na mnie znad komputera z uniesionymi brwiami

- Chcesz dostać kamyk? Czemu nie mówiłaś? Na korytarzu jest doniczka ze żwirem. Weź sobie, ile chcesz.

Oprócz tarantuli miał kota Filemona, pytona o ironicznym imieniu Gentle i morskie akwarium pełne rybek. Jednak najbardziej lubił opowiadać o swoim terierze Rufusie. Kilka razy byliśmy nawet na spacerze ze swoimi psami i była to jedna z najzabawniejszych rzeczy, jakie widziałam w życiu.

Najbardziej jednak polubiłam Paulę i to nie tylko dlatego, że w sporach z Susan zawsze stawała po mojej stronie. Po prostu imponowała mi swoim charakterem. Wydawała się niezniszczalna i nigdy nie pozwalała, by coś stanęło jej na drodze. Prawda jest taka, że w głębi duszy chciałam być taka jak ona. Owszem, bywała sarkastyczna i złośliwa, ale nigdy nie mówiła nic, aby kogoś zranić. Miałam dość bycia miłą, spokojną i dobrze wychowaną dziewczyną. Bo do czego mi się to ostatnio przydało? No właśnie.

Zauważyłam też, że była poważnie uzależniona od kofeiny i sama dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Mawiała, że ma genetyczne predyspozycje do picia kawy, a z genami nie ma co walczyć. I z tym wytłumaczeniem na ustach potrafiła wypić nawet sześć kaw dziennie.

Lubiła też plotkować i to o wszystkim. Dowiedziałam się od niej wielu ciekawych rzeczy jak chodźmy tego, że Camilla i Philip od kilku lat byli w friendzonie, co irytowało absolutnie wszystkich dookoła. Paula oczywiście już dawno założyła się z moją ciotką, kiedy w końcu się zejdą.

Pozostawała jeszcze kwestia Alexa. Oprócz tamtej krótkiej rozmowy w archiwum ani razu z nim nie gadałam. Miałam wrażenie, że specjalnie trzyma się ode mnie na dystans i nie mogłam zrozumieć, dlaczego. Próbowałam się o nim coś więcej dowiedzieć, ale jedyne co zdradziła mi Paula było to, że Susan i Alex kiedyś przez wiele lat byli razem, ale potem się rozstali i pozostali przyjaciółmi. Gdy spytałam, dlaczego zerwali odpowiedziała wymijająco i dała mi do zrozumienia, że to trudny temat i nie powinnam wypytywać.

Co nie znaczyło, że mężczyzna przestał mnie ciekawić. Był cholernie tajemniczy i jeśli już coś mówił, to tylko na tematy zawodowe. Ani razu nie słyszałam, by żartował albo się śmiał. Czasami, gdy siedziałam przy biurku widziałam, że mi się przyglądał, ale gdy tylko nasze spojrzenia się spotykały, odwracał wzrok, a inni udawali, że tego nie widzą.

Przez całe życie zdążyłam się nauczyć, jak wyczuć, że ktoś mi o czymś nie mówi i teraz bez przerwy miałam takie wrażenie. Ale powtarzałam sobie, że przesadzam. W końcu niby co takiego miałby mieć do ukrycia?

Co do Connie, to stała się dla mnie kimś w rodzaju młodszej siostry. Było to dla mnie czymś nowym, bo nie miałam rodzeństwa, ale szybko się przyzwyczaiłam do obecności dziecka w domu. Mimo tragedii jaką przeżyła, pozostała chyba najbardziej optymistyczną i wesołą osobą, jaką znałam. Często oglądałyśmy razem filmy siedząc na kanapie i wsypując w siebie tony pop-cornu. Swoją drogą pierwszy raz w życiu obejrzałam Shreka, Spongeboba i królewnę śnieżkę, bo oboje z Shawnem śmiali się ze mnie, że skoro nie znam tych filmów to nie miałam dzieciństwa.

Dalej, kwestia Shawna. Cóż, oficjalnie zostaliśmy parą. Myślałam, że prędzej założę fundację dla zagrożonych dzikich kotów w Afryce, niż znajdę sobie kogoś przed czterdziestką, a tu niespodzianka. Naszą pierwszą randkę spędziliśmy na dachu bloku mojej cioci, o czym ona do dzisiaj się nie dowiedziała, bo by chyba nam głowy pourywała. W każdym razie było naprawdę wspaniale i muszę oddać honor Shawnowi, bo naprawdę się postarał.

Wróciłam z biura Susan do mieszkania, a moja ciocia pojechała na zakupy z Connie. Dziewczynka wychodząc mrugnęła do mnie, a ja nie miałam pojęcia, o co jej chodziło. Po chwili przyszedł Shawn i poprosił mnie, żebym poszła z nim na chwilę na spacer. Zgodziłam się, niczego nie podejrzewając, a wątpliwości nabrałam dopiero wtedy, gdy zamiast na dół pociągnął mnie po schodach na górę i otworzył właz na dach.

Z początku byłam dość pesymistycznie nastawiona do tego pomysłu, ale to co tam zobaczyłam sprawiło, że aż zaniemówiłam. Na ziemi, w bezpiecznej odległości od krawędzi dachu leżał rozłożony koc, a na nim kosz pełen pysznego jedzenia oraz świece i kwiaty. Chłopak był wyraźnie zadowolony z siebie i widząc, że udało mu się wywrzeć na mnie wrażenie mało nie pęknął z dumy.

To był jeden z najwspanialszych wieczorów w moim życiu. Nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Shawn może i rzeczywiście bywa nadopiekuńczy, irytujący i cholernie zadufany w sobie, ale mimo to jestem z nim szczęśliwa.

Jeśli chodzi o moją ciocię, to mamy naprawdę świetny kontakt, lepszy niż kiedykolwiek miałam z dziadkiem. Staramy się nadrobić stracone lata, spędzając ze sobą dużo czasu. Jednak często dostrzegam w jej oczach coś dziwnego, a chwilami mam wrażenie, że ona chce mi coś powiedzieć, ale się boi. Nie wiem, może po tym wszystkim mam paranoję. Przecież, gdyby coś się stało, powiedziałaby mi.

Moje życie zaczyna powoli wychodzić na prostą. Tygodnie spędzone u Borusa zaczynają się pomału zacierać, nie boję się już też sama wychodzić na miasto. Nadal nie pogodziłam się ze śmiercią dziadka i niemal co noc śni się ten sam koszmar, w którym jestem w naszym mieszkaniu w Warszawie, a Borusowie odcinają dziadkowi kończyny.

Nie daruję tym bandytom tego, co zrobili mojej rodzinie. Gdy przyjdzie czas, wszyscy trafią za kratki i poniosą karę. Już ja dopilnuję, by sprawiedliwość chociaż raz zwyciężyła

~~koniec części pierwszej~~

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

2.8K 387 24
Każdy człowiek pragnie szczęścia. Dąży do niego różnymi drogami, napotyka na nich wiele przeszkód i mierzy się z przeciwnościami losu. Ta pogoń za ma...
612K 22.4K 61
Ona - dziewczyna, która została osierocona. Jej rodzice zostali zastrzeleni na balu charytatywnym. Próbuje odnaleźć starszego brata, który znikną...
320K 27.4K 30
"Wyglądał jak śmierć. Był chudy, wysoki oraz blady. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, położył palec na swoich sinych ustach, a ja zamilkłam. I po...
756K 23K 91
hurtkylie: OMG, KIRWA Nat patrz! Mendes BEZ koszulki!!! Aghjejsj  Nath_Samder: Skarbie, tu nie "Nat" Nath_Samder: Mam lepszy sześciopak Historyjka...