Bóg w krainie cieni || Zakońc...

By LokiGood

420K 32K 16.4K

Nareszcie w życiu Naszych bohaterów zapanował spokój. Viv i Loki są szczęśliwi, razem rządzą nad Erebos i ogó... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Epilog
Notka od Autora
Bonus
Publikacja 3 części

Rozdział 58

3.3K 322 148
By LokiGood

Stanowczym krokiem przemierzałam pałacowe korytarze, nawet nie dbając o zachowanie pozorów kobiety żyjącej w słodkiej nieświadomości. Oj, niech no tylko Loki wyjdzie z tych lochów, już ja mu pokażę, co to znaczy pakować się w prawdziwe tarapaty. Będzie mnie błagał o wybaczenie. Odechce mu się psot na najbliższe sto lat. Jeśli myśli, że takie rzeczy są zabawne, szybko zostanie wyprowadzony z błędu.

W morderczym nastroju stanęłam przed drzwiami do salonu, w którym niedawno spotkałam Avengers i wzięłam dwa, uspokajające wdechy, by zdołać zgrywać pozory normalności. Gdyby było inaczej, przyjaciele szybko zaczęliby wypytywać mnie, o co chodzi, a ja nie mogłam powiedzieć im prawdy. W końcu nie po to zabraniałam Hekate wspominania o naszym planie komukolwiek, by samej teraz łamać ten przepis. Do tego, im mniej Avengers wiedzieli, tym byli bezpieczniejsi.

Bez pukania weszłam do komnaty. Wszyscy moi przyjaciele, łącznie z Jane, której z rana nie widziałam, siedzieli rozproszeni na kanapach i fotelach dookoła szklanego stołu, oczywiście ze złotą obwódką. Widząc, że podchodzę w ich kierunku, podnieśli na mnie wzrok, następnie obdarzając nieco smutnymi uśmiechami.

- Kogo to moje piękne oczy widzą?- zaczął Clint odchylając się lekko do tyłu, zapewne nieświadomie. Choć jego słowa nie wskazywały na to, że jestem tu mile widziana, to sam fakt, że ten oparł się o fotel wskazywał na odwrotność tego twierdzenia. Inaczej nie robiłby mi umownego miejsca.

- Clint - upomniał go Steve, zapewne jako jedyny wiedząc, do czego nawiązywało zachowanie łucznika, chociaż nie mogłam być tego pewna. W tym gronie ciężko było zachować jakiekolwiek tajemnice.

- W porządku - zapewniłam z łagodnym uśmiechem stając koło szatyna. Może i Clint zgrywał obrażonego, ale znałam go zbyt długo, by nie zorientować się, że wszystko jest na pokaz.- Tony nie przyjdzie?- zapytałam zamiast to.

- Byłem u niego, wie o tym, co robimy. Czy przyjdzie? Zobaczymy - odpowiedział Banner z lekko posępną miną. Wydawał się być zmęczony tym wszystkim i nie dziwiłam mu się. W zaistniałej sytuacji zapewne ciężko było mu panować nad swoim drugim Ja.

- Zapewne gdyby twoje dzieci go poprosiły, przyszedłby - zauważyła Natasha z lekkim uśmiechem.

- Narvi i Hel? Dlaczego? Ktoś mnie wtajemniczy w temat?- poprosiła Jane siedząca z podciągniętymi nogami na kanapie po mojej lewej.

- Z rana ich szukaliśmy, bo gdzieś zniknęły. Okazało się, że siedziały u Tonego i prowadziły z nim przyjacielską pogawędkę przy soczku - wyjaśnił w skrócie Clint.- Najwidoczniej te dwa maluchy mają coś, czego my nie mamy.

- Na przykład urok osobisty i dziecięce spojrzenie na świat - podpowiedział Bruce przecierając oczy palcami.

- Mów za siebie.

- Tony sam jest dzieckiem, dlatego łatwiej im się dogadać - podsumowała Jane najwidoczniej rozumiejąc sens wszystkich wypowiedzi.

- W sumie racja - w czasie wypowiedzi Steve'a, drzwi od komnaty ponownie otworzyły się, a chwilę później koło nas pojawiła się Hekate. Spodziewając się, że przyszła do mnie, spojrzałam na nią pytająco, jednak gdy ta usiadła na oparciu koło Jane, ściągnęłam brwi w wyrazie zaskoczenia. Z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, przejechałam wzrokiem po członkach drużyny czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie tej sytuacji. Co Kat miała do pogrzebu Pepper?

- Uznałem, że twoja pomocnica też powinna tutaj być, na wypadek, gdybyś musiała wyjść w trakcie spotkania czy coś - wyznał Steve przechwytując moje spojrzenie. Lekko zaskoczył mnie fakt, że moi przyjaciele tak się zabezpieczają, jednak bardziej nie odpowiadał mi fakt, że kobieta miała w tej chwili inne zadanie.

- Miałaś zabrać Narviego i Hel do domu - zauważyłam krytycznie patrząc na Hekate.

- Chwilę mogą zaczekać - zamiast Kat, odpowiedziała Natasha.

- Ja nie wtrącam się w wasze sprawy, więc wy nie wtrącajcie się w moje - warknęłam zwracając się do rudej, następnie ponownie patrząc na Kate.- Miałaś się nimi zająć.

- Surt ich pilnuje - broniła się.

- Surt?- zakpiłam. Doskonale wiedziała, że mu nie ufam.

- Viv, proszę cię, to zajmie tylko chwilę, a w pałacu nic im się nie stanie - wtrącił Steve próbując przekonać mnie, że mogę na chwilę odciągnąć się od problemów rodzinnych. Problem w tym, że to właśnie pałac był najgorszym możliwym miejscem do przebywania moich dzieci.

Nie widząc innej możliwości, uniosłam ręce w geście poddania, choć byłam pewna, że moja mina zdradza całe niezadowolenie.

- Na Tonego chyba nie ma sensu czekać - zauważyła Nat ponownie skupiając się na postaci blondyna.

- A Thor?- zapytałam.

- Jest potrzebny gdzie indziej, ale wszystko mu przekażę - zapewniła Jane. Ciekawe, czy do niego też tak się czepiali, że nie przyjdzie?

- W takim razie, skoro wszyscy są, chyba możemy zaczynać - podsumował Cap i odchrząknął.- Rozmawiałem na ten temat z Wszechojcem Odynem. Pogrzeb Pep, jak i innych osób poległych w trakcie ataku ma się odbyć dzisiejszej nocy. Ciało Pepper, jako gościa honorowego będzie znajdować się w pierwszej łodzi..

- Czyli wszystko będzie się odbywać zgodnie z obrzędami Asgardczyków?- upewniła się Kate.

- Tak. Muszę tłumaczyć, jak to mniej więcej wygląda?

- Chyba wszyscy posiadamy ten sam zakres wiedzy w tym temacie - odparła Nat.

- To co my mamy do roboty?- zapytałam, bo całe to przedsięwzięcie nagle straciło sens. Odyn i tak nie pozwoli nam wprowadzić żadnych zmian, wszystko będzie ustalone z góry, miejsca na cmentarzu ani wynajętego księdza też nie będziemy potrzebować. To o czym mamy rozmawiać?

- Co masz na myśli?- zapytała Natasha

- Jeżeli wszystko będzie przebiegać zgodnie z obrzędami Asów, to i tak nie będziemy mieli na nic wpływu. Więc co mamy do ustalenia? W jakiej kolejności będziemy stali?- mój głos, mimo starań, zdradzał lekką nutę kpiny, której nie udało mi się ukryć, bo cała ta sytuacja wydawała mi się coraz bardziej niedorzeczna.

- Jeśli nie chcesz, nie musisz tutaj być - zauważyła Jane najwidoczniej urażona moją wypowiedzią.

- To tylko pytanie.

- Wiesz Viv, mam wrażenie, że śmierć Pepper w ogóle cie nie obchodzi - ciągnęła ze złością brunetka.

- Ależ skąd, ja tylko przedstawiam swoje racje - zauważyłam z wyćwiczonym spokojem.

- Przestańcie, to nie ma sensu - przerwał Steve wyraźnie znudzony naszym dialogiem. Kiedy odpowiedziała mu tak bardzo upragniona cisza, westchnął.- Viv, rozumiem twój sposób myślenia, jednak jest kilka spraw na które mamy wpływ. Poza tym, to, że tutaj już wszystko jest z góry ustalone nie oznacza, że na ziemi nie mamy prawa głosu. A korzystając z faktu, że jesteśmy prawie wszyscy w jednym miejscu, chcę też zaplanować to, co się będzie działo po powrocie.

- W sumie bez Tonego i tak nie powinniśmy zbyt dużo robić, to on ma decydujący głos w każdej sprawie - wtrącił Bruce.

- Nie uważasz, że Tony chwilowo nie jest w stanie sam się tym zająć? I przez najbliższy czas nie będzie?- odpowiedziała mu Wdowa.

- Czy mi się wydaje, czy zaczynamy się powoli kłócić?- mruknęłam z zażenowaniem. Jeszcze tego nam brakuje.

- Kontynuuj Steve - poprosiła Jane, dzięki czemu wszyscy znów skupili się na blondynie.

- Dziękuję. O czym to ja..- zamyślił się przez chwilę przymykając oczy i składając ręce w geście modlitwy.- Ach tak, już wiem. Clint, najpierw mam sprawę do ciebie. Z tego, co wiem, każdą z łodzi się podpala strzałą. Jest możliwość, byś to ty wystrzelił pierwszą z nich. Chciałbyś się tego podjąć?- zapytał zwracając się bezpośrednio do łucznika. Ten praktycznie od razu przytaknął zgadzając się na propozycję lidera.- Doskonale. Kolejna sprawa, kwiaty. Kiedy wszystkie łodzie...no, dotrą do końca, na wodę będą puszczane kwiaty. Tutaj są to zazwyczaj Taaaa..- przeciągnął ostatnie słowo wyraźnie nie wiedząc, jak ono brzmi.

- Talje - podpowiedziała Jane.

- O, właśnie. Dziękuję. Jednak, jak zapewniał Wszechojciec, możemy uczcić Pep takimi kwiatami, jakimi będziemy chcieli. I tutaj przydałby się Tony, ale niestety go nie ma, więc musimy sobie radzić sami. O ile dobrze pamiętam, Pep lubiła orchidee, jednak nie wiem czy je tu znajdziemy, więc najlepszą opcją będą chyba róże - kontynuował blondyn. Wszyscy przyznaliśmy mu rację.- I teraz pozostała najtrudniejsza dla mnie kwestia. W tradycji Asów każdy, kto odchodzi otrzymuje swój atrybut, który na tamtej stronie ma określić jego charakter. Nie jestem pewien, czy Odyn pozwoli nam z tego zrezygnować lub dać Pep różaniec, dlatego nie wiem, co powinniśmy zrobić.

- Zawsze możemy go o to zapytać - zaproponowała Nat.

- I to mam zamiar zrobić, jednak wolę mieć jakąś opcję awaryjną - wyjaśnił Steve.- Macie jakieś pomysły? Co najlepiej określi osobowość Pepper?

W sali przez chwile panowała cisza, w trakcie której przeskanowałam przyjaciół spojrzeniem, obserwując, jak ci zastanawiają się nad odpowiedzią.

- Może kwiat orliki?- pierwsza -ku zaskoczeniu wszystkich- głos zabrała Hekate, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych, co o dziwo jej nie speszyło.

- A dlaczego one?- zapytał Steve.

- Są w ogóle takie kwiaty?- zdziwił się Bruce.

- Tak. Symbolizują niewinność, ale i cierpienie - ciągnęła szarooka.

- To by nawiązywało do śmierci Pep, nie jej życia - zauważyłam sceptycznie nastawiona do pomysłu podwładnej.

- Znasz się na symbolice kwiatów?- zapytał Clint ignorując moją wypowiedź. Kat spojrzała na niego zdziwiona.

- Oczywiście. W Helheimie dusze otrzymują różne dary, muszę znać ich znaczenie i cel - wyjaśniła kobieta.

- Czyli Viv też ma sporą wiedzę w tym temacie - wtrąciła neutralnie Wdowa patrząc w moje oczy, jednak miałam wrażenie, że mam mi za złe mój brak zaangażowania w tym temacie. Jakbym zawsze musiała się odzywać.

Podłapując spojrzenia reszty grupy, westchnęłam i zakładając ramiona na piersi, spojrzałam pod nogi.

- Najlepszy będzie Irys symbolizujący ducha wojownika, siłę i energię, ale takie znaczenie przypisuje mu się jedynie w kulturze wschodniej, więc po prostu dajmy jej coś żółtego - powiedziałam ponownie patrząc na przyjaciół.

- A dlaczego żółtego?- dopytywał Banner.

- Symbolizuje optymizm, racja?- odparł Steve szukając u mnie potwierdzenia dla swych słów.

- I nie tylko. Jeszcze energię życiową, dynamizm, kreatywność i intelekt, a to chyba główne cechy osobowości Pep - uzupełniłam.

- To może żółty irys?- zaproponowała Jane wybierając najmniejszą linię oporu.- Bo chyba są żółte irysy?- dodała wysyłając w moim kierunku pytające spojrzenie.

- Nie wiem, nie pamiętam. Chyba są.

- Są - potwierdziła Hekate.

- W takim razie poproszę pałacową florystkę o żółtego irysa - podsumowała brunetka.

- Świetnie - dokończył Steve.- W takim razie pozostaje jeszcze chyba kwestia napisu na nagrobku pamiątkowym, który stanie na cmentarzu w Nowym Yorku.

- Może to zostawmy Tonemu?- zaproponowałam.- Bądź co bądź, to on ją znał najlepiej.

- Najdłużej, to fakt, ale to nie musi znaczyć, że najlepiej - odparła Nat.

- To co w takim razie proponujecie?- zapytałam.

- Może...- zaczął Bruce i zamyślił się na chwilę, wpatrując się w podłogę.-..Najlepszej przyjaciółce, która na zawsze pozostanie w naszej pamięci?

- Zbyt pospolite - mruknęła z niezadowoleniem Natasha.- Założę się, że połowa płyt jest zapełniona tekstami tego typu.

- Gdyby Pep tu była, z pewnością szybko wymyśliłaby odpowiednie słowa. Zawsze była dobra w planowaniu - powiedziała Jane z melancholijnym uśmiechem.

- To może myślcie tak, jak ona? Jakby dalej była wśród nas?- zasugerowała delikatnie Kat, niepewna, czy jej pomysł nie oburzy członków drużyny.

- To w sumie może się udać - przyznał Steve, powoli, ze zmęczeniem, opierając się o kanapę.- Tylko... no właśnie, gdyby Pep tu była, nie musielibyśmy nad tym myśleć.

Nie.- przewinęło mi się przez myśl. Wtedy myślelibyśmy nad słowami upamiętniającymi inną osobę. Śmierć zawsze wygrywa.

- Pamiętacie, jak pojechaliśmy pod namioty?- zapytała ze smutnym uśmiechem Jane, której wzrok utkwił gdzieś w połowie stołu przed nią.- Przez cały czas dostawała jakieś telefony z firmy, aż się zdenerwowała i wyrzuciła telefon do jeziora - przypomniała brunetka, po czym zaśmiała się lekko pod nosem. Mimo to, nie wiedziałam, o czym ona mówi, jednak wszystko wskazywało na to, że byłam jedyna taką osobą.- Za to najbardziej ją ceniłam. Zawsze stawiała relacje międzyludzkie na pierwszym miejscu, nawet jeśli mówiła, że jest inaczej. Każdy wiedział, że może na nią liczyć, nie zważając na okoliczności - ciągnęła, po czym pociągnęła nosem i przetarła wierzchem dłoni kącik oka, najwidoczniej nie pozwalając, by żadne łzy nie zamoczyły jej policzków.

- Tak, to racja. Nawet Tony się przy niej zmieniał. Jakby...- Clint wzruszył ramionami.- Przestawał przejmować się tym, że za chwilę może zostać wezwany na akcje, z której już nie wróci.

- Tony mi kiedyś powiedział, oczywiście po pijaku, że Pep jest dla niego zbyt dobra, a on, choć się stara, to nawet będąc miliarderem, nie jest wstanie dać jej wszystkiego, na co zasługuje - dopowiedziała Nat zbyt przygnębionym głosem jak na nią. I choć musiałam zgodzić się ze słowami przyjaciół, nie mogłam ich poprzeć. Moim zdaniem idealizowali postać Pep, co w zasadzie było normalne po czyjejś śmierci. Nagle przypominamy sobie o jej istnieniu tym samym zapominając o wszystkich wadach, jakie dana osoba posiadała.

- Nie idealizujecie jej?- upewniłam się.- Racja, Pep była wspaniałą osobą, ale nie była idealna. Chyba zapominacie o tej części Gin, która kłóciła się z Tonym o jego pasje i wolny czas poświęcała pracy zatracając się w niej.

- Teraz to nie ma znaczenia - odpowiedział Steve, choć i jego moja uwaga wyraźnie oburzyła.

- A te wszystkie plusy mają? Z jakiej racji?- ciągnęłam rozbawiona.- Nie uważacie, że to nieco sztuczne? Nagle wszyscy ją kochacie?

- Viv, o czym ty mówisz?- zapytał Bruce, jakby nie rozumiejąc sensu moich słów.

- Może ciebie to nie obchodzi, ale mnie śmierć Pepper naprawdę dotknęła i naprawdę uważałam ją za przyjaciółkę. I nie mam sensu "nagle ją kochać", jak to powiedziałaś - dodała rozdrażniona Jane patrząc na mnie z wyrzutem, pomimo łez w oczach.

- Nie mówię, że śmierć Virginii mnie nie dotknęła, ale nasze łzy i czułe słowa już jej nie pomogą. Były na nie czas w trakcie jej życia. Pepper odeszła. Nie żyje. Musimy sobie z tym jakoś poradzić, bo teraz najbardziej cierpią ci, którzy nie mogą się z tym pogodzić i uważam, że to tym powinniśmy się zająć.

- Viv, czy ty siebie słyszysz do jasnej cholery?! Jak możesz mówić takie rzeczy?! Jak możesz być tak nieczuła?!- krzyczała Jane, jednak nie sprawiło to na mnie większego wrażenia. Doskonale wiedziałam, że działa pod wpływem emocji, więc nie panuje nad sobą i swoimi słowami.

- Ja, w przeciwieństwie do ciebie, mam do czynienia ze śmiercią na co dzień, więc wiem, o czym mówię - odpowiedziałam spokojnie, chcąc załagodzić nerwy brunetki. Mimo to, Jane spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

- I taka obojętność według ciebie jest normalna?! Jeśli umrę ja albo Tony, też będziesz miała wszystko w swoim królewskim poważaniu?!

- Jesteś rozemocjonowana, więc nie będę ci teraz nic tłumaczyć. Uspokój się, a jeśli chcesz, wrócimy do tej rozmowy. Nie lubię, gdy się na mnie krzyczy - odparłam tyko, tym samym ucinając temat. Skoro tak kończy się wyrażanie swojej opinii, to ja podziękuję.

- To właśnie emocje czynią nas ludźmi - zauważyła z goryczą Jane, jednak już nie krzyczała. Mimo to dalej była wściekła.- To różni nas od zwierząt i to pozwala nam normalnie funkcjonować.

- Po co mi o tym mówisz?- zapytałam marszcząc lekko brwi w wyrazie niesmaku. Zachciało jej się prozą gadać.

- Bo chyba o tym zapomniałaś.

- Przestańcie, to nie ma sensu - zauważył Steve.

- Każdy przeżywa takie sytuacje inaczej, a kłótnie na takie tematy pozostawmy filozofom - dodał Clint. Nie wiem, dlaczego, ale określenie śmierci tematem taboo, gdzie zamiast mówić wprost, używa się zwrotów "takie sytuacje" lub "te wydarzenie", zaczęło mnie strasznie irytować.

- Wy naprawdę godzicie się na takie podejście do sprawy?- oburzyła się Jane.- To chore.

- Możemy dokończyć zajmowanie się pogrzebem? Nieco mi się śpieszy - przerwałam chcąc na dobre uciąć poprzedni temat.

- No tak, w końcu Loki nie uniewinni się sam - mruknęła pod nosem Jane ponownie wyprowadzając mnie z równowagi.

- Mówiłaś coś?- zapytałam zimnym tonem.

- Ależ skąd - prychnęła lekceważąco brunetka wpatrując się w widok gdzieś za oknem.- Przecież nikt nic nie wie.

- Zaczyna się - warknęłam do siebie przecierając dłonią twarz.- Powiedzcie mi, jakim cudem każdy temat zawsze sprowadza się do Lokiego?- dodałam głośniej rozglądając się po grupie, która nie do końca była pewna, jak powinna reagować.

- Bo tak na prawdę jesteś tylko marionetką w jego rękach - syknęła Jane.- Już dawno przestałaś samodzielnie myśleć, przyjmując każdą jego decyzję, jak swoją własną.

- Loki mnie nie kontroluje, zrozumcie to wreszcie.

- To dlaczego zajmujesz się jego sprawami, co? Zamiast pomagać nam, ciągle słyszymy tylko "nie mam czasu" - ciągnęła brunetka wyraźnie nie mając w planach mi odpuścić.

- Czyli już nie mam prawa nawet na własne życie? W takim razie, powiedz mi proszę, gdzie jest Thor? Bo on oczywiście może mieć inne sprawy na głowie?- zapytałam, przez co twarz Jane wykrzywiła się w jeszcze większym grymasie złości.

- Akurat mój mąż, w przeciwieństwie do twojego, dba o to, by jego ludzie i inni mieszkańcy Asgardu, w tym i my, byli bezpieczni.

- A myślisz, że ja co robię? Piję herbatkę podziwiając piękno przyrody?

- W sumie nie zdziwiłoby mnie to - miarka się przebrała. Jakim prawem wszyscy obrażają Lokiego i mnie? Od kiedy to jestem dziewczynką na posyłki, która ma być na każde wezwanie? Dlaczego mam się na wszystko godzić? Niech teraz to oni pomyślą nad tym, co mówią i robią. Ja już za dużo nerwów włożyłam w porozumienie.

- Nie, ja nie widzę dalszego sensu prowadzenia tej konwersacji - warknęłam unosząc dłonie w geście rezygnacji, po czym pokierowałam się od wyjścia.

- Oczywiście! Bo najłatwiej jest po prostu wyjść!- zawołała za mną Jane.

- Zamknij się Jane - rozkazałam ponownie odwracając się w jej kierunku.- Myślisz, że śmierć Pepper mnie nie obeszła? Że mam ją gdzieś? Nie, ja, w przeciwieństwie do ciebie po prostu umiem trzymać myśli i słowa na wodzy, nie obwiniając za ten wypadek wszystkich dookoła - zauważyłam ze zdenerwowaniem, po czym uniosłam dumnie podbródek i ponownie skierowałam się w kierunku drzwi.

- Viv..- powiedział za mną Steve, którego i tak zignorowałam.- Viv, zaczekaj!

Nie reagując na niczyje słowa, poszłam w kierunku powrotnym do sypialni, jednak tak, jak się spodziewałam, po chwili poczułam na ramieniu dłoń Capa, który zdążył nie dogonić.

- Viv, wybacz jej, ciężko przeżywa śmierć Pep i swój ślub, który skończył się nie tak, jak powinien - tłumaczył blondyn próbując załagodzić sytuację, co najwidoczniej nie szło mu najlepiej. 

- Wszyscy to ciężko przeżywamy, Steve. Ja również. Ale czy ja krzyczę na wszystkich, całą winę zwalam na Thora i obrażam każdą napotkaną osobę? Nie. Więc nie tłumacz jej, w dodatku, że wszystkiemu tylko przyglądaliście się i nie reagowaliście - zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy dokończyłam to zdanie, po czym zwróciłam się w kierunku Steve'a, którego mina wyrażała teraz czystą skruchę i niezadowolenie.- Nie męczy cię to już? Tłumaczenie się za wszystkich? Może to czas, by sami ponieśli odpowiedzialność, za swoje błędy?- zapytałam nie oczekując odpowiedzi. Przez chwilę wpatrywałam się w smutek i niemoc rosnąca na twarzy blondyna, po czym pokręciłam z niezadowoleniem głową i nie mówiąc więcej ani słowa, wróciłam do sypialni Lokiego.

Gdy w końcu się w niej znalazłam, zamknęłam drzwi na klucz i odeszłam kilka kroków, tylko po to, by w końcu skierować promień energii w ich kierunku mający choć trochę uspokoić moje nerwy. Te, jakby do tego  przyzwyczajone, wchłonęły języki czerwonego ognia nie pozostawiając po nich nawet najmniejszego śladu.

No żesz do kurwy nędzy! Jeszcze oni mi będą rzucać kłody pod nogi?!

_______________________________

Hej.

Tak, dość długo mnie nie było i chyba taka przerwa znów się zdarzy, ale tak musi być, bo życie nie jest słodkie, ani lekkie. Spokojnie, nie żalę się, nie zdarzyła się żadna tragedia, nikt nie umarł (chyba, że w książce), po prostu nie mam czasu nawet na spanie, dlatego to wygląda tak, jak wygląda. No. Chyba to wszystko.

A. J. Hallen

Continue Reading

You'll Also Like

Kwiaty wojny By carbonik

Historical Fiction

32.5K 1.7K 20
Jest rok 1943. Osiemnastoletnia Zofia kończy naukę w jednej z potajemnych szkół, uczących polskie dziewczęta. Wraca po ostatnich lekcjach do domu ura...
137K 6.9K 95
𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏...
274K 15.8K 38
Książka w trakcie korekty Pierwsza część trylogii: Ariana Dejvies to piękna, młoda kobieta ze skomplikowaną przeszłością. Wraca do Nowego Jorku po pa...
166K 5.7K 46
Historia dwudziestojednoletniej Zuzy, młodej utalentowanej studentki, która wraca do rodzinnej wsi, by odpocząć od warszawskiego zgiełku oraz problem...