MIASTO ✅

By Antonumb

9.6K 1.5K 3K

Miasto to strefa, gdzie obok siebie zmuszone są egzystować dwie rasy. Ludzie i ostrokostne toczą zaciekły kon... More

Prolog
Część 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 13.5
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Część 2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 38

84 18 47
By Antonumb

Naoto

Skóra Raisy była wyjątkowo gładka w dotyku. Żadnych zadrapań, blizn czy innych niedoskonałości. Naoto opuszkami palców wodził po jej nagich plecach, od których biło niesamowite gorąco. Nawet chłód Podziemi nie dał rady ich ostudzić, a przynajmniej nie po ich namiętnych igraszkach.

– Coś cię martwi – stwierdziła Raisa, wtulając się w jego nagą pierś.

Oczywiście, że martwiło.

– Dziwne, że nie zauważyłaś – odparł.

– Nao, to co najmniej garstka słabszych ostrokostnych. Nie stanowią zagrożenia. Mogą przemalowywać maski na jakikolwiek kolor, nadal będą słabi – wyszeptała mu do ucha.

Garstka słabszych ostrokostnych. Naoto miał wrażenie, że wyparowała połowa klanu. Gdy tylko przypatrywał się podwładnym, miał wrażenie, że patrzy na kolejnego potencjalnego zdrajcę. A Raisa? Nie miała pojęcia, jak to jest dowodzić klanem. Na dodatek Rada milczała, kiedy Naoto wysyłał jej pisma z prośbą o wsparcie.

– Nie zrozumiesz.

Stracił pięciu podwładnych w potyczkach na powierzchni. Przynajmniej o tylu go powiadomiono. Absurd, oddał Rebelii całego siebie, stworzył klan, który poprowadził niemal na szczyt Podziemnej hierarchii. A jego podwładni? Odwracali się od niego. Kto wie, może spisywali go na straty, gdy dowlókł się na terytorium klanu po ucieczce z więzienia?

– Nao...

– Zamknij się.

Nie był słaby.

Poderwał się z kanapy. Naoto ostatnio miał wrażenie, że doskwierał mu ból głowy za każdym razem, gdy słyszał Raisę. Wdrożył ją do klanu, z początku ze względu na panujący między nimi układ, ale skoro już codziennie dotrzymywała mu towarzystwa, mogłaby chociaż coś doradzić! Gdzie, do cholery, podziewał się Blaise z Miyu?

Szybko się ubrał i wyszedł z sali alf, ignorując kochankę. Potrzebował pobyć w samotności, a w mieszkaniu na powierzchni na pewno ją znajdzie. Od dawna nie zakładał, że kogoś tam zastanie.

W auli, w dole przesiadywała spora grupa, co w obecnej sytuacji nie było niczym dziwnym. W trakcie napaści lepiej trzymać się w zaufanym gronie, przynajmniej z pozoru. Naoto wyminął zebranych i szedł dalej, dopóki w świetle palących się w oddali pochodni nie dostrzegł sylwetek.

Białe maski. Raczej nie wróciły, by przeprosić za zamieszki.

Czekał. Pozwalał, by się zbliżyli. Pomimo zakrytych twarzy rozpoznał dwie osoby idące na czele zbuntowanej grupy. Nigdy nie sądził, że stanie naprzeciw Blaise'a w takich okolicznościach, że będzie zmuszony walczyć z ostrokostnym, którego od dziecka traktował niemal jak brata.

– Zrezygnuj z przywództwa – zaczął Ethan. – Nie masz prawa rządzić klanem. Nie po tym, co stało się z Isabellą.

Sukinsyny i idioci w jednym, skoro myśleli, że Naoto był odpowiedzialny za zniknięcie Isabelli. Wspaniały pretekst, by wywołać bunt, by zwerbować własnych sprzymierzeńców. Naoto nie miał zamiaru okazać skruchy. Podwładni, którzy w obronnym geście stanęli tuż przy nim, tylko utwierdzali go w przekonaniu, że nadal miał kogo prowadzić.

Naoto był ciekawy, ilu podwładnych było mu wiernych, a ilu po prostu ulegało sile instynktu i wpływom przywódcy. Pod tym względem cieszył się z atutów, którymi obdarowała go natura.

– Podziwiam twój zapał i oddanie. Twoje też, Blaise – oświadczył Naoto. – Tyle że nikt nie wie, gdzie wcięło moją siostrę. Równie dobrze mogła rzucić Rebelię i mieć nas wszystkich w dupie. Jesteś pewien, w czyim imieniu zaraz przelejesz krew?

– Wraz z kreatorką masek maczałeś palce w jej zaginięciu. Ostatnio w klanie było zbyt wiele zbiegów okoliczności. Decydowaliśmy się na sojusz z Radą, a nie przenikanie jej do naszych szeregów – kontynuował Ethan.

Odpowiedź poparły pomruki i przytaknięcia sprzymierzeńców ostrokostnego.

Och, kto by pomyślał! Buntownicy wznieśli postać Isabelli do miana świętej. Ukochana przywódczyni, której bestialsko się pozbyto i zamieniono na nowszy model. Historyjka idealna.

– Nigdy bym nie powiedział, że masz taką oryginalną gadkę – odparł Naoto, wychodząc z szeregu podwładnych. – Jak nachodzi ochota na władzę, wydaje się przydatna, co? Moją siostrę zostaw w spokoju. Równie dobrze znalazłbyś inny pretekst, by urządzić krwawą jatkę tuż pod moim nosem. – Wskazał na otaczających go ostrokostnych. – Oni nie mają ochoty mordować swoich. Nie są też na tyle głupi, by cię poprzeć w imię pierwszej lepszej idei. Rozlewając krew, złamiesz prawo Podziemi.

„Podziemia to jeden organizm, który nie może się samodzielnie wyniszczać". Naoto przypomniał sobie prawo wprowadzone po ataku Maestrii na klan jego matki. Do dziś pamiętał, jak przeklinał Radę, że pojawiło się ono dopiero wtedy, gdy odebrano mu wszystko. Może dlatego znał jego treść słowo w słowo po dziś.

– I nie tylko.

Naoto wzdrygnął się, kiedy usłyszał głos Raisy. Kochanka stała na balkonie i przypatrywała się całej farsie z bezpiecznej odległości.

– Możecie bawić się w wojnę domową, ale warunki sojuszu z Radą są nadal aktualne. Terytorium Rebelii podlega również pod jej obszary, a na nim nie może przelać się krew. W Podziemiach nie znajdziecie pola na bitwę. Chyba że zdecydujecie się na wojnę na dwa fronty.

Blaise wyszczerzył ostre zęby.

– Slumsy czekają. Właściwie cała Czwarta Dzielnica czeka.

Naoto poczuł, jak po jego ciele rozszedł się chłód. To po to polowano na jego podwładnych, nawet mordy ludzi miały szczególne znaczenie. Ataki nie były tylko zapowiedzią większej bitwy. Pomioty Ethana i Blaise'a miały zmusić ludzi do podjęcia działań i oczyścić teren.

Nieźle. Naprawdę nieźle. Biorąc pod uwagę, że Ethan i Blaise mogli też przewidzieć potencjalny atak SOO i zorganizować schrony na powierzchni dla białych masek... W tym przypadku podczas przerwania konfrontacji klanu przez ludzi tylko strona Naoto może znaleźć się w pułapce bez wyjścia.

– Za równe dwa tygodnie, Naoto. O tej samej porze co dziś – rzucił Blaise.

Naoto patrzył, jak ponad trzydziestoosobowa grupa ostrokostnych w milczeniu opuszcza Podziemia. Gdy następnym razem spojrzy w oczy podwładnych, będzie z nimi walczyć na śmierć i życie.

Zdrajcy.

*

– Po cholerę się odzywałaś?! – wrzasnął. – Rada milczy, ma w dupie, co się tu odwala, a ty powołałaś się na nią! Przecież dobrze wiesz, że nie takie były warunki umowy!

Dolna warga Raisy dygotała, ale w jej oczach widział determinację. Niech się stroszy, ile chce. I tak miała tutaj najmniej do powiedzenia.

– Małe podkoloryzowanie nie zaszkodzi, a pomoże. Zrozum, usiłuję ci pomóc.

– Rada milczy. Milczy w takim momencie. Kto wie, czy nie spiskuje z nimi!

Raisa próbowała chwycić jego rękę, ale Naoto pospiesznie się odsunął.

– Nie spiskuje, gwarantuję ci – oświadczyła dziewczyna.

Ostrokostnego znów nawiedził ból głowy, pojawiły się nawet mdłości.

– Jaką masz pewność? Co? A może ty też się z nimi umówiłaś?

Bezużyteczna suka. Nie nadawała się do niczego poza pieprzeniem. Ale takie były najlepsze do spisku. Niby dlaczego Ethan oskarżył akurat ją? Wszystko po to, by odwrócić kota ogonem!

– Jak możesz mnie o to osądzać? – Raisa zacisnęła zęby, przez moment wpatrywała się w podłogę. Gdy w końcu spojrzała na Naoto, w jej oczach czaił się gniew. – Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam. Tylko dzięki mnie nie skończyłeś jako przegrany! Rozumiesz? Bez moich wpływów byłbyś nikim!

Spoliczkował ją tak mocno, że uderzyła skronią w ścianę. Zasłużyła. Nie miała prawa tak o nim mówić.

– Jesteś zwykłą dziwką!

Osunęła się na ziemię, patrząc na nieokreślony punkt na ścianie. Naoto uklęknął tuż przed Raisą, chwycił ją za podbródek i szarpnął nim w swoją stronę.

– Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. Masz coś wspólnego z buntownikami?

Szybko zakończył jej naiwną próbę dominacji. Na twarzy Raisy jawił się wyłącznie spokój. Jej niebieskie oczy wprawdzie patrzyły prosto na niego, ale jednocześnie mogłyby wpatrywać się w nieznaną Naoto przestrzeń.

– Nie mam nic wspólnego z buntownikami – odpowiedziała Raisa. – Rada nie stanęłaby po ich stronie, nie mam pojęcia, dlaczego milczy. Ale na pewno ich nie popiera, ja również.

Naoto puścił jej podbródek.

– Nigdy nie udzielaj się w zgromadzeniach klanu bez mojej zgody.

– Dobrze.

– I nie próbuj insynuować, że nadal jestem przywódcą tylko z twojego względu. Pamiętasz nasz dawny układ? Ja też wywiązałem się ze swojej części umowy. Dzięki mnie nie gnijesz w łapskach Rady.

– Tak. Pamiętam.

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Nie teraz! – warknął Naoto.

– To ważne – oświadczył podwładny.

Przywódca wymamrotał pod nosem przekleństwo. Jeśli będzie to jakaś pierdoła mogąca zaczekać, chyba potnie ostrokostnemu twarz.

– Co znowu? – burknął, otwierając drzwi.

Słyszał, jak podwładny w niepewności przełyka ślinę.

– Chodzi o Miyu.

– Co? Ona też dołączyła do zdrajców?

– Nie, panie Naoto. Nasi znaleźli ją nieprzytomną w slumsach. Jest w ciężkim stanie.

Przywódca odszedł od drzwi, powstrzymując odruch utopienia twarzy w dłoniach. Buntownicy nie mieli już żadnych zahamowań, skoro zdecydowali się zaatakować alfę, która w tym całym bałaganie starała się zachować neutralność.

Starcie na powierzchni było ryzykowne, ale nieuniknione.

– Nie dotykaj mnie! – rzucił Naoto w stronę Raisy, która nagle znalazła się tuż obok.

– Nao...

– Zostaw mnie samego.

Musiał pobyć w samotności, by chociaż na chwilę odciąć się od tego bagna. Znów balansował na krawędzi. Gdy upewnił się, że nikt go nie widzi ani nie słyszy, upadł na kolana i skulił się jak małe dziecko. Ten jeden raz pozwoli sobie na słabość.

Tak naprawdę nigdy nie wydostał się z więzienia, nikt jednak nie może o tym wiedzieć

Kennet

Celownik termowizyjny wychwytywał wyłącznie jedną postać. Jak określiła Rada w kolejnym zleceniu, ostrokostny rzeczywiście zjawił się lekko po dwudziestej drugiej na obrzeżach slumsów. Kennet widział przez wybite okno, jak cel w zdenerwowaniu krąży po pomieszczeniu. Czekał na gościa, którego zabójca załatwił jakieś piętnaście minut temu. Nie wiedział dlaczego akurat oni. Może po prostu mieli pecha albo wybrali złą miejscówkę do załatwienia swoich interesów. Slumsy pustoszały. Pustoszała cała Czwarta Dzielnica. Rada tym razem nie pofatyguje się, by usunąć ciała, bo te miały być przestrogą.

Kennet opuszkiem palca musnął spust karabinu 348 TP, gdy ostrokostny po raz kolejny zbliżył się do okna. Odległość od celu wynosiła teraz równe dwadzieścia jeden metrów i sześć centymetrów. Maszyna z zaawansowaną technologią spełniała swoją rolę. Nowy karabin przechodził chrzest.

Kennet pociągnął za spust, a tłumik dźwięku zadziałał bez zarzutu. Zabójca miał wrażenie, że głowa ostrokostnego pękła niczym balonik z wodą. Płyny ustrojowe i mózg rozprysnęły się na ściany. Ciało w takim stanie rzeczywiście będzie przestrogą.

To wszystko. Zastrzelił, zarobił i tyle. Spora suma za wykonanie poprzedniego zlecenia ominęła go, gdy sprawa Kolekcjonera Głów została oficjalnie przypisana do zasług SOO. Ale to już przeszłość. Kennetowi kasy nie brakowało.

Schował broń do futerału, czując, że jest obserwowany. Białe maski nie odważyły się podążyć za nim na dach kamienicy, jednak kręciły się w pobliżu. Nie atakowały go i pozwoliły wykonać zlecenie, przecież on i odłam Rebelii działali w podobnej sprawie. Dbali, by slumsy były czyste. Slumsy, które dla zapalonych buntowników stały się domem. W Podziemiach raczej nie znajdą już dla siebie miejsca.

Rada chciała konfrontacji klanu. To jedyne racjonalne wyjaśnienie, skoro jeszcze nie zainterweniowała. Oczywiście jeśli wierzyć plotkom z Podziemi, że Ethan i Blaise stanęli przed Naoto i oświadczyli, że nadchodzi walka o władzę.

A walczyli w imieniu zaginionej Isabelli Asteroth.

*

Znów zasnęła przed telewizorem. Leżała skulona na jego łóżku, a w jej lokach zaplątał się popcorn. Po roztrzaskaniu dwóch czaszek był to uroczy, przyjemny dla oka widok. Kennet uświadomił sobie, że się uśmiecha. Sięgnął po koc, przykrywając dziewczynę, ale skorzystał też z okazji i chwycił pilota. Przeleciał po kanałach, szukając dobrego filmu na późny wieczór. Gdy znalazł coś o ciekawym tytule, wyciągnął ręcznik z komody. Przede wszystkim weźmie prysznic. Nawet jeśli przy wykonywaniu zlecenia nie miał najmniejszego kontaktu z ciałem i krwią, znów czuł się brudny.

– Wróciłeś – usłyszał, gdy pociągnął za klamkę drzwi od łazienki.

Isabella siedziała na łóżku, mrużąc oczy. Na jej twarzy widniał leniwy uśmiech. Wpatrywała się Kenneta, dopóki ten nie uświadomił sobie, że poczuł dziwne mrowienie na linii podbrzusza.

– Idź do siebie, ale najpierw posprzątaj ten popcorn.

– Oczywiście, nie musisz mi dziękować za poczekanie na ciebie.

Mrowienie podbrzusza uderzyło ze zdwojoną siłą.

– Przyszłaś tu dla telewizora.

– Też racja. – Isabella przetarła oczy dłońmi. – I przy okazji poczekałam.

Zwinnie podniosła się z łóżka i pospiesznie zaczęła zgarniać pozostałości biesiady, jaką urządziła sobie na łóżku, nie lada się przy tym gimnastykując.

– Dobra, zostań już – powiedział Kennet. – Wezmę prysznic i możemy coś obejrzeć.

Isabella uważnie mu się przyjrzała.

– A będę mogła wybrać film?

– Jak sprzątniesz do końca ten syf, to tak.

Isabella wytknęła język, ale kontynuowała sprzątanie.

Dobrze. Teraz bez obaw o jakość snu Kennet mógł zniknąć za drzwiami łazienki. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Gorąca woda spływająca po ciele jak zwykle wprawiała go w błogi stan. Kennet doświadczał resetu. Zapominał o roztrzaskanych czaszkach, smrodzie slumsów, kwocie, jaką otrzyma w kopercie za wykonanie kolejnej brudnej roboty.

Teraz przynajmniej ktoś na niego czekał.

Po prysznicu ukucnął przy szafce pod umywalką, gdzie znajdowały się ręczniki. Wybrał pierwszy lepszy leżący z brzegu, kiedy jego uwagę przykuła jasnoróżowa tkanina upchnięta w kąt szafki.

Powinien już dawno się tego pozbyć.

Piżama nadal czekała na swoją właścicielkę. Kennet wyciągnął ubranie i wcisnął je do kosza, usiłując zignorować zapach Yrene wdzierający się do nozdrzy. Pomimo upływu czasu woń byłej narzeczonej wydawała się nad wyraz intensywna. Kennet szybko chwycił za ręcznik i zaczął przecierać nim ciało, by zapach proszku do prania przebił się przez wspomnienie o dawnej miłości.

Jutro wyrzuci śmieci, by przez przypadek Isabella nie natrafiła na niefortunne znalezisko.

Przebrał się jak najszybciej, by opuścić łazienkę.

– Długo ci coś zeszło – mruknęła Isabella, zmieniając pilotem kanały telewizyjne.

– Dawałem ci czas na znalezienie dobrego filmu – burknął Kennet. – Ale takie skomplikowane zadania są chyba ponad twoje siły.

– Durny facet.

– Durna baba.

Rutynową potyczkę słowną przerwał dzwoniący telefon. Kennet obdarzył Isabellę zaczepną miną i odebrał połączenie od Natanela.

Po usłyszeniu pierwszych słów wiedział, że dalsza część wieczoru nie będzie wyglądała tak, jak zaplanował.

Isabella

Pomimo prób nie dowiedziała się, dlaczego nagle zmienili plany na dobrze zapowiadający się wieczór. Kennet niemal w złości zgniótł telefon. Isabella pomyślałaby, że do zabójcy dodzwoniła się sama SOO, gdyby nie zobaczyła na ekranie, że połączenie przychodziło od Natanela.

Wiedziała tylko, że jadą do apartamentu. Co tam na nich czekało? Nie miała pojęcia. Natomiast odnosiła wrażenie, że tuż obok niej, na miejscu kierowcy siedział zimny, zupełnie obcy ostrokostny. Jakby więź, którą zbudowała z Kennetem przez ten czas, wraz z odebraniem feralnego telefonu została zerwana.

Po zaparkowaniu przed wieżowcem Kennet uważnie rozejrzał się, na ile pozwalały mu na to szyby auta. Zgasił silnik i po raz kolejny wziął głębszy oddech.

– Słuchaj – zaczął, wpatrując się w kluczyk w swoich dłoniach. – Masz gościa.

Isabella poczuła żółć podchodzącą do gardła.

– G... gościa? – powtórzyła.

Kennet w końcu spojrzał w jej stronę. Przygaszony i oziębły. Isabella odzwyczaiła się od tego oblicza.

– Rebelia cię znalazła. To znaczy twój podwładny. Czeka na ciebie.

Nie. Nie była na to gotowa...

– Ale mówiłeś, że chcieli się mnie pozbyć.

– Poprawka. Zakładałem, że tak mogło się stać. Zresztą...

Uderzył dłonią w kierownicę.

– Chcesz, żebym z nim odeszła?

Kennet nachylił się i przyłożył dłoń do jej policzka. Isabella miała wrażenie, że czuje drżenie całego ciała zabójcy.

– Nie, nawet o tym nie pomyślałem. Tylko... – Kennet nagle cofnął dłoń. – Nie rozumiesz. Rebelia podzieliła się na dwa obozy. Na sprzymierzeńców twojego brata i przeciwników. Nie mam pojęcia, po której stronie stanął Ethan.

Ethan. Imię, które Kolekcjoner wyjawił przed śmiercią.

– Zataiłem przed tobą zbyt dużo.

Tak, dotarło to do niej, ale mimo to nie potrafiła spojrzeć na Kenneta jak na wroga. Finalnie tylko w nim znalazła wsparcie, jako jedyny zainteresował się jej losem, gdy skończyła półżywa w slumsach. Isabella przypominała sobie o tym za każdym razem, kiedy przeczesując włosy palcami, natrafiała na zgrubienie na skórze. Blizna po tamtym zdarzeniu nie zniknęła całkowicie.

– A czy ma to teraz jakieś znaczenie? – spytała.

Wzrok Kenneta znów powędrował na kluczyki w dłoni.

– Nie. Teraz już nie ma.

Oboje milczeli, dopóki znów nie rozległo się dzwonienie telefonu. Kennet wyciszył aparat.

– Nat się dobija. Gotowa?

Nie. Tak bardzo tego nie chciała. Jeszcze do niedawna zależało jej na poznaniu swojej przeszłości, ale teraz wszystko co tyczyło się wielkiej przywódczyni Rebelii, przypominało Isabelli temat tabu.

Mimo to powinna wykorzystać tę szansę. Bo pod pewnym względem była to szansa.

*

– W końcu – powiedział Arno, gdy otworzył im drzwi. – Siedzi tu już dobre pół godziny, a nie odzywa się i nie chce wyjść. Proponowałem mu nawet herbatę.

– Dlaczego go w ogóle wpuściliście? – syknął Kennet, który stał tuż za Isabellą.

– Zaczepił Blue, gdy wracała z zakupów. Dla efektu osaczył ją wraz z czterema innymi ostrokostnymi. Chyba rozumiesz, że nie miał zamiaru grzecznie prosić, by go do nas zaprosiła. – Arno spojrzał na Isabellę. – Chcesz z nim pogadać na osobności?

– Obejdzie się.

Zdjęła buty i schowała je do szafy, jakby przyszła tutaj na obiad albo na zakrapiany wieczór w towarzystwie kumpli Kenneta. Miejsce spotkania dodawało jej pewności, bo przecież czerpała korzyści z konfrontacji w apartamencie. To jej teren, na dodatek, jak się okazało, ostrokostny zjawił się tutaj bez towarzyszy.

Dostrzegła go na balkonie przy balustradzie. Stał odwrócony do niej plecami i najprawdopodobniej napawał się widokiem. Nic dziwnego, Isabella do dziś zachwycała się panoramą Miasta z ostatniego piętra budynku, ale w przypadku ostrokostnego było to co najmniej nierozsądne. Całkowicie opuścił gardę na obcym terenie. Blue, Arno i Natanel mogliby przecież wykorzystać przewagę liczebną, zaatakować...

Sposób myślenia Kenneta udzielił się Isabelli aż zanadto.

Powstrzymała się od dalszych analiz sytuacji i wyszła na balkon. Czuła na sobie spojrzenie pozostałych lokatorów, którzy przez otwarte okno mieli usłyszeć przebieg całej rozmowy. Nawet ta przeklęta Blue. Nieważne, pewnie i tak przyjaciele Kenneta wiedzieli na temat klanu o wiele więcej niż obecnie jego dawna przywódczyni.

Delikatny wiatr musnął siwe kosmyki włosów Ethana. Ten odwrócił się, otwierając usta ze zdumienia. Jego jasne oczy wydawały się tak przepełnione nadzieją, że Isabella niemal zrobiła krok w tył.

– Ty naprawdę tu jesteś, Isabello.

Miała wrażenie, że wypowiadając jej imię, zdobył się na przesadny szacunek. To jeszcze bardziej onieśmieliło dziewczynę, a przecież powinna coś odpowiedzieć.

– Oni... powiedzieli mi, że nic nie pamiętasz.

– To prawda.

Ostrokostny wbił wzrok w podłogę. Isabella dostrzegła, jak przygryza wargę.

– Jest tyle rzeczy, o których chciałbym z tobą porozmawiać – wyznał. – Klan myśli, że nie żyjesz.

Finalnie szansa, by dowiedzieć się czegoś o feralnym wypadku, sama przyszła do Isabelli.

– Klan chciał mojej śmierci.

– Nie. – Ethan ożywił się. – Nigdy. Nikt z nas nie wiedział, co się z tobą stało. I jakim cudem znalazłaś się... przy nim. Isabella, proszę. Odejdź ze mną. Kennet Mitsuya to największy intrygant z całej tej bandy należącej do Rady.

Z salonu dało się słyszeć prychnięcie zabójcy.

– A ty gdzie byłeś, gdy mnie napadnięto?

– Szukałem cię przez ten cały czas. Tropy prowadziły do Mitsui. Naprawdę myślisz, że pomógł ci bezinteresownie?

Obawiała się tego pytania, może dlatego, że sama nie znała na nie odpowiedzi.

– Kennet traktuje mnie dobrze.

– Bo chce cię mieć po swojej stronie! Ukrył cię przed nami!

– Nie tobie to oceniać.

Ostrokostny wydawał się naprawdę zdesperowany. Dziwne, że Kennet nie wparował jeszcze na balkon i nie poharatał mu twarzy za te oskarżenia. I to w jego własnym domu.

– Isabello, proszę – ciągnął Ethan, jego głos lekko się załamał. – Ty musisz wrócić. Jesteś po złej stronie, a Rebelia cię potrzebuje. Wystąpiłem przeciwko Naoto w twoim imieniu, nawet nie mając świadomości, że żyjesz.

Miała wrażenie, że Ethan za chwilę rzuci się przed nią na kolana, a ona patrzyła na niego, nie czując jakiegokolwiek sentymentu. Przedstawił się jako jej podwładny, jako ten, który zbuntował połowę klanu z jej powodu. Tyle że dla Isabelli te wyznania nadal były kontynuacją historii o odległej przywódczyni Rebelii.

Pojawił się tylko jeden interesujący wątek.

– Naoto – powtórzyła Isabella. – Zbuntowałeś się przeciwko mojemu bratu.

– Wszyscy wierzą, że to on stoi za twoim zaginięciem. Gdy zniknęłaś...

– Wiem, co się stało. Kennet opowiedział mi o jego romansie z Reią.

– Raisą.

– To szczegół.

– Naoto jest pod jej kontrolą, nie myśli racjonalnie. Połowa klanu, którą przewodzę, nie ma gdzie się podziać. To przede wszystkim twoi podwładni. Oni idą walczyć, by bronić twojego imienia.

Będą ryzykować życie w jej imieniu.

Isabella zacisnęła pięści. Ethan patrzył na nią jak na boginię i na siłę doszukiwał się w niej jakichkolwiek oznak silnej przywódczyni Rebelii. Nawet jej ciału zajęło sporo czasu, by przyswoić kiedyś nabyte umiejętności. Wszystkiego uczyła się od nowa. Nie znała imion ani twarzy dawnych sprzymierzeńców, a ci planują przelać krew na chwałę zaginionej liderki.

– Chcesz być już zawsze zależna od niego? – ciągnął Ethan.

Isabella poczuła narastającą gulę w gardle. Obiecała sobie kiedyś, że odejdzie od Kenneta, że ich drogi rozejdą się, gdy będzie już na to gotowa. Mimowolnie spojrzała w jego stronę. Tak bardzo chciała, by przerwał tę dyskusję. By wtrącił się pomiędzy nią a Ethana i krzyknął „Nie wciskaj jej tych bzdur!". Ale Kennet milczał. Cały czas wydawał się przygaszony, jakby nosił na barkach o wiele większy ciężar. Nadal nie potrafiła się na niego gniewać. Wręcz przeciwnie. Cieszyła się, że nie powiedział jej o buncie Rebelii, że dał jej namiastkę normalności. Nawet jeśli składał się na nią wyłącznie czas na trening i odpoczynek.

– Isabello – kontynuował Ethan. – Zgódź się, by chociaż cię zobaczyli. By wiedzieli, że jest o co walczyć.

Nie, to nie prawda. Isabella nie mogła być odpowiedzialna za tyle istnień.

– Powiedziałeś im, że mnie znalazłeś? – wydukała.

– Nikt o tym nie wie poza mną. Nawet Blaise. To znaczy... twój przyjaciel.

Nie miała pojęcia, ile tak stała w bezruchu. Szumiało jej w uszach, obraz wydawał się jakby za mgłą. Jeśli wszyscy podwładni traktują ją z takim szacunkiem jak Ethan... Spokojnie, przecież w ich oczach Isabella jest martwa. Napędza ich tylko idea, która wzięła swój początek od jej osoby. Nie, od przywódczyni Rebelii. Ona jest Isabellą.

„Pamiętaj, czym jest Rebelia".

– Starczy. To dla niej za dużo.

Oprzytomniała, kiedy czyjeś ręce zacisnęły się na jej ramionach. Kennet stał tuż za nią i prawdopodobnie uchronił ją przed upadkiem.

– Ona powinna iść ze mną – powiedział Ethan.

– Zostanie tutaj – warknął Kennet.

Isabella wyrwała się i lekko zachwiała na nogach. Odczuwała okropną duchotę, ale zdołała zebrać ostatnie siły, mówiąc do Ethana:

– Daj mi czas. Do jutra.

Ethan pochylił głowę w geście szacunku, co wprowadziło ją w jeszcze większy dyskomfort.

– Będziemy na ciebie czekać.

Wyminął ją i poszedł w kierunku wyjścia. Isabella odsapnęła, gdy usłyszała dźwięk zamknięcia drzwi.

– Muszę odpocząć – wymamrotała.

Zignorowała wszystkich wokół i poszła w kierunku pokoju Kenneta. Bez zastanowienia rzuciła się na łóżko, zatapiając twarz w pachnącej proszkiem do prania pościeli. Miała dość. Chciała cofnąć czas, by nie zgodzić się na tę rozmowę, która utwierdziła ją w przekonaniu, że jej obecne życie przypomina bańkę mydlaną.

Poczuła, jak materac zapadł się w miejscu tuż obok. Nawet nie zauważyła, kiedy Kennet wszedł do pokoju, a co dopiero usiadł na łóżku. Powoli podniosła się na łokcie i spojrzała na niego, choć zbierające się łzy rozmazywały sylwetkę.

– Nie miałem pojęcia, że odegrasz w tym tak wielką rolę – wyznał.

Isabella usiadła i przetarła oczy. Chciała zapytać Kenneta, co należało zrobić, ale tym razem jej nie pomoże. To nie jego chcieli zobaczyć na czele zbuntowanej armii.

Tylko Isabellę w postaci wspaniałej, budzącej respekt przywódczyni Rebelii.

– Poprę każdą twoją decyzję. Jeśli postanowisz walczyć, pójdę z tobą – oświadczył Kennet.

– Nie wymagam tego od ciebie – odparła Isabella, choć słowa ostrokostnego były dla niej wielkim ukojeniem. Stał za nią murem, co utwierdziło ją w przekonaniu, że jednak nie jest w tym wszystkim sama.

– Boisz się stanąć na czele buntowników, ale to doskonała okazja, by dowiedzieć się, co stało się tamtej nocy. Przemyśl to. Jeśli poprowadzisz ich do zwycięstwa...

– Kennet, ja nigdy nie prowadziłam jakiegokolwiek ataku! A przynajmniej... No wiesz...

– Dobrze.

Kennet nachylił się i pocałował ją w czoło. Przyjemne ciepło rozlało się po ciele Isabelli, na ułamek sekundy odpędzając zmartwienia.

– Przede wszystkim odpocznij – zaczął, gdy dziewczyna bez wahania się w niego wtuliła. Chciała nacieszyć się jego obecnością. Potrzebowała wsparcia, pocieszenia, a miała wrażenie, że znajdzie je tylko w Kennecie.

Czy tego chciała czy nie, właśnie do tego punktu zaprowadziło ją życie. Odnajdywała wsparcie we wrogu, a w dawnych bliskich widziała zagrożenie mogące zniszczyć spokój, który dopiero zaczęła odzyskiwać.

– Znów miałam przebłysk – wyszeptała w klatkę piersiową Kenneta. – Nie chcę ich więcej mieć.

Poczuła, jak jego ciało napięło się, a jego oddech przyspieszył. Mimo to uścisk ramion zabójcy się nie rozluźnił. Obejmował Isabellę tak, jakby chciał chronić ją przed całym okrucieństwem tego świata.

Albo przed fatum przywódczyni Rebelii.

Continue Reading

You'll Also Like

232K 13K 48
Porywająca historia o miłości, która nie ma prawa przetrwać. Spokojne życie siedemnastoletniej Souline zmienia się, kiedy zostaje porwana i trafia do...
47.6K 3.5K 56
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
2.8M 12.2K 6
"- Ugh, czasem myślę, że tak naprawdę jesteś dziewczyną. - Przewróciłam oczami. - Chcesz to sprawdzić? - Mrugnął do mnie i złapał za gumkę bokserek."...
14.1K 1.6K 9
Odebrano mu ją. Uwięziono. Ukryto. Gdy Souline trafiła w ręce wroga, potwór czyhający pod skórą króla Ognia, wypełznął na wierzch. Ames zrobi wszystk...